zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: s zona »

Triste ,
czytam Ciebie i szkoda mi mlodej kobiety i Waszego malzenstwa .
A moze warto jeszcze sprobowac, wyjsc samej z checia nwm moze wizyty u meza, tak bez kamuflazu ...Moze nie warto sie okopywac, kazdy po swojej stronie .. moja mama mawiala, ze to kobieta powinna byc " madrzejsza " ...
Moze jeszcze nie wszystko stracone ...moze mezowi zle sie zylo z Twomi rodzicami, podobno faceci sa tez przewrazliwieni na tym punkcie ..
Nwm , co mozna zrobic oprocz modlitwy ..
Na moja mozesz liczyc :)

ps mnie w takich chwilach, kiedy bylismy daleko od siebie pomagal egzorcyzm malzenski , odmawiany z wiara po trzykroc, ze Pan Bog jest z nami w sakramencie malzenstwa ...https://sychar.org/2017/11/29/egzorcyzm-malzenski/
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Angela »

Triste pisze: 04 paź 2019, 7:41 Kocham tego człowieka. Po prostu.
i nie umiem inaczej. Nie umiem wyrzucić go ze swojej głowy, myśli.
Ja też się zastanawiam jaki jest sens tego trwania na odległość. Po co Bóg postawił tego człowieka na mojej drodze, skoro może nie było szans zbudowania czegość trwałego?
Jeżeli cierpię, bo żyje się trudniej samemu, to nie miłość,tylko pragnienie wypełnienia własnych braków drugim człowiekiem. Ale może miłość to cierpienie z tego powodu, że ten drugi choruje na duszy.
Może gdybyśmy się nie spotkali, każde z nas ułożyłoby sobie satysfakcjonujące życie z kimś innym.
Ale może też nie miałby kto modlić się za męża i mocą sakramentu zawalczyć o jego zbawienie. Tylko tyle i aż tyle.
Czy zatem człowiek autentycznie wierzący nie ma prawa do szczęścia tu na ziemi? Musi ciągle ofiarowywać się za kogoś?
Można być szczęśliwym w pojedynkę. Ale to szczęście jest inne niż proponuje je świat. By być szczęśliwym nie trzeba zmieniać świata i swego małżonka. Tylko zmieniać swoje serce, szerzej otworzyć oczy na dobro wokół nas.
Sześć zasad szczęśliwego życia:
https://m.youtube.com/watch?v=IkwMy21Td3I
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Ewuryca pisze: 04 paź 2019, 8:46 Triste myśle, że tak się czujesz bo to wszystko jest u ciebie jeszcze świeże. Według mnie to czas pomaga, bo może będziesz się czuła w pustce i będziesz czekała na męża ale i tak prędzej czy później uświadomisz sobie, że życie płynie dalej, czy nam się to podoba czy nie. Mówi się żeby czekać nie czekając bo co innego można zrobić tak naprawdę? Masz jakiś sposób na zmuszenie męża do powrotu? Nie chodzi o to czy przestało się kochać, ale powiedz sama: ja już dostałam od męża deklaracje, że nie wraca. Mieszka już z nową kobietą, to co według ciebie zrobić? No pozostaje tylko się z tym pogodzić i żyć dalej. Mogę leżeć i beczeć (i to tez mam za sobą) ale i tak kiedyś trzeba przestać. Ja tez miałam swóją karuzele, mnie pomogła modlitwa Jezu, Ty się tym zajmij...powtarzałam ją codziennie ale z zaznaczeniem na słowa nie żeby Jezus zajął się małżeństwem ale, że obiecał pokój w duszy. Zresztą ta modlitwa wielokrotnie mnie ratowała :) No i jeszcze mówisz, że zazdrościsz tym którzy mają jasną sytuacje. Wiesz, czasem sytuacje które doprowadzają do tych jasnych przekazów to takie noże wbijane nam w serce, no bo na przykład: dowiadujesz się ze mąż złożył pozew, albo rozprawa sama w sobie, albo dziecko z kowalską, albo w ogóle kowalska, wiec nie ma co zazdrościć bo pewnie niejedna osoba wyła z bólu kiedy właśnie taki etap jasności trzeba było przyjąć.
To co jeszcze od siebie mogę ci napisać, to pisałaś, że jesteś osobą młodą i chcesz mieć rodzine. Może chciałabyś umówić się w sądzie biskupim na wizytę (jest bezpłatna i trwa jakieś 15min). Przedstawisz tam krótko waszą historie i powiedzą ci czy macie jakiekolwiek przesłanki na zbadanie ważności małżeństwa. U mnie proces się zaczął i skoro nie ma już szansy na naprawę małżeństwa to przynajmniej wiem, że MOŻE za pare lat będę miała drugą szanse.
Ewuryca - moje małżeństwo dla mnie było i jest ważne.
Weszłam w mie z pełną młością do męża która trwa nadal i nie mogę nie umiem udawać, stwierdzić że ono nigdy nie istniało, było nieważne.

Ono było, w pewnym sensie jest, trwa nadal.....
Przysięgałam temu człowiekowi ...
Ewuryca

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ewuryca »

Triste pisze: 04 paź 2019, 10:43
Ewuryca pisze: 04 paź 2019, 8:46 Triste myśle, że tak się czujesz bo to wszystko jest u ciebie jeszcze świeże. Według mnie to czas pomaga, bo może będziesz się czuła w pustce i będziesz czekała na męża ale i tak prędzej czy później uświadomisz sobie, że życie płynie dalej, czy nam się to podoba czy nie. Mówi się żeby czekać nie czekając bo co innego można zrobić tak naprawdę? Masz jakiś sposób na zmuszenie męża do powrotu? Nie chodzi o to czy przestało się kochać, ale powiedz sama: ja już dostałam od męża deklaracje, że nie wraca. Mieszka już z nową kobietą, to co według ciebie zrobić? No pozostaje tylko się z tym pogodzić i żyć dalej. Mogę leżeć i beczeć (i to tez mam za sobą) ale i tak kiedyś trzeba przestać. Ja tez miałam swóją karuzele, mnie pomogła modlitwa Jezu, Ty się tym zajmij...powtarzałam ją codziennie ale z zaznaczeniem na słowa nie żeby Jezus zajął się małżeństwem ale, że obiecał pokój w duszy. Zresztą ta modlitwa wielokrotnie mnie ratowała :) No i jeszcze mówisz, że zazdrościsz tym którzy mają jasną sytuacje. Wiesz, czasem sytuacje które doprowadzają do tych jasnych przekazów to takie noże wbijane nam w serce, no bo na przykład: dowiadujesz się ze mąż złożył pozew, albo rozprawa sama w sobie, albo dziecko z kowalską, albo w ogóle kowalska, wiec nie ma co zazdrościć bo pewnie niejedna osoba wyła z bólu kiedy właśnie taki etap jasności trzeba było przyjąć.
To co jeszcze od siebie mogę ci napisać, to pisałaś, że jesteś osobą młodą i chcesz mieć rodzine. Może chciałabyś umówić się w sądzie biskupim na wizytę (jest bezpłatna i trwa jakieś 15min). Przedstawisz tam krótko waszą historie i powiedzą ci czy macie jakiekolwiek przesłanki na zbadanie ważności małżeństwa. U mnie proces się zaczął i skoro nie ma już szansy na naprawę małżeństwa to przynajmniej wiem, że MOŻE za pare lat będę miała drugą szanse.
Ewuryca - moje małżeństwo dla mnie było i jest ważne.
Weszłam w mie z pełną młością do męża która trwa nadal i nie mogę nie umiem udawać, stwierdzić że ono nigdy nie istniało, było nieważne.

Ono było, w pewnym sensie jest, trwa nadal.....
Przysięgałam temu człowiekowi ...
Triste, rozumiem. Niestety wiele osób blednie rozumie badanie nieważności małżeństwa. Nie ma to znaczenia czy ty kochałaś męża, czy kochasz nadal. Ale jak najbardziej to była tylko moja sugestia, że nadal pozostając w zgodzie z naszą religią Kościół daje niektórym taką możliwość. Tak czy owak życzę ci sił.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: ozeasz »

Podchodziłbym z ostrożnością do składania wniosku o stwierdzenie nieważności, sam miałem w tym względzie niemiłe doświadczenie z księdzem z sądu biskupiego, mam brata w grupie który dzielił się z nami jak to wyglądało, to nie znaczy że gdzie indziej jest tak samo ,ale daje to do myślenia.

Żona zdradzając Go najpierw Go rozwiodła ,a później złożyła wniosek do sądu biskupiego, Miał wypełnić test będąc w poważnym stanie rozstroju nerwowego, prowadziła Go Panna w starszym wieku , nie było dyskusji, nie było jakieś mediacji, nie było rozmów.
Test 15 lat po ślubie zadecydował o tym czy 15 lat wstecz był "dojrzały" do podjęcia życia małżeńskiego.

Jego znajoma miała sytuacje podobną z tym ze sama chciała ułożyć sobie życie, i ksiądz prawnik sam zaproponował ( za jakąś sumę ) że skoro może nie dostać stwierdzenia nieważności, może sama się oskarżyć przed sądem że nie była dojrzała do małżeństwa. Prawnicy bawili się razem z "nowożeńcami" na weselu.

Piszę u o specyficznym argumencie niedojrzałości , co do innych nie wiem.

Proponował bym wpierw sięgnąć głęboko w serce i szukał (prawdziwego) źródła takiej decyzji zanim zdecydowałbym sie na składanie wniosku.

Jestem przekonany, że jeśli kiedyś będziemy rozliczani z miłości, warto to wziąć pod uwagę.

Dodam że kolega, teraz już wolny z punktu widzenia prawa bierze ślub, nie wygląda mi na najszczęśliwszego człowieka na świecie, oczywiście Jego przyszła żona ma dużo empatii i dojrzałości jest inna niż Jego jak to napisać ,pierwsza żona , lecz w Jego sercu jest wielka rana do dzisiaj i niezgoda na tę przeszłość, nie da się jej wyciąć ani zapomnieć.

Nie wiem na ile to małżeństwo będzie jedynie plastrem na ranę zadaną, a na ile czymś nowym i wolnym od przeszłości.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ewuryca

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ewuryca »

ozeasz pisze: 04 paź 2019, 11:46 Podchodziłbym z ostrożnością do składania wniosku o stwierdzenie nieważności, sam miałem w tym względzie niemiłe doświadczenie z księdzem z sądu biskupiego, mam brata w grupie który dzielił się z nami jak to wyglądało, to nie znaczy że gdzie indziej jest tak samo ,ale daje to do myślenia.

Żona zdradzając Go najpierw Go rozwiodła ,a później złożyła wniosek do sądu biskupiego, Miał wypełnić test będąc w poważnym stanie rozstroju nerwowego, prowadziła Go Panna w starszym wieku , nie było dyskusji, nie było jakieś mediacji, nie było rozmów.
Test 15 lat po ślubie zadecydował o tym czy 15 lat wstecz był "dojrzały" do podjęcia życia małżeńskiego.

Jego znajoma miała sytuacje podobną z tym ze sama chciała ułożyć sobie życie, i ksiądz prawnik sam zaproponował ( za jakąś sumę ) że skoro może nie dostać stwierdzenia nieważności, może sama się oskarżyć przed sądem że nie była dojrzała do małżeństwa. Prawnicy bawili się razem z "nowożeńcami" na weselu.

Piszę u o specyficznym argumencie niedojrzałości , co do innych nie wiem.

Proponował bym wpierw sięgnąć głęboko w serce i szukał (prawdziwego) źródła takiej decyzji zanim zdecydowałbym sie na składanie wniosku.

Jestem przekonany, że jeśli kiedyś będziemy rozliczani z miłości, warto to wziąć pod uwagę.

Dodam że kolega, teraz już wolny z punktu widzenia prawa bierze ślub, nie wygląda mi na najszczęśliwszego człowieka na świecie, oczywiście Jego przyszła żona ma dużo empatii i dojrzałości jest inna niż Jego jak to napisać ,pierwsza żona , lecz w Jego sercu jest wielka rana do dzisiaj i niezgoda na tę przeszłość, nie da się jej wyciąć ani zapomnieć.

Nie wiem na ile to małżeństwo będzie jedynie plastrem na ranę zadaną, a na ile czymś nowym i wolnym od przeszłości.
Ja dopiero jestem na początku wiec wielkich doświadczeń nie mam ale kiedys mogę napisać już w oparciu o własne doświadczenie. Ja sama kiedyś tez byłam sceptycznie nastawiona dopóki nie poznałam pewnej kobiety która podzieliła się swoim świadectwem ze mną. Ja moje życie staram się opierać na nauce kościoła i jeśli kościół mówi, że żyjąc w nowym związku cudzołożymy to oczywiście trzeba to przyjąć, jesli natomiast po zbadaniu stwierdzą ze malzenstwo było nieważne to wierząc w Moc Ducha św który prowadzi Kościół tez przyjmę takie rozeznanie. Narazie żyje sama dając się Bogu prowadzić, i opieram wiarę w wyrok sądu na moim Zaufaniu do Boga a nie do ludzi.
Oczywiście ja jestem za naprawianiem małżeństw a nie odchodzeniem od siebie ale nie wszystko od nas zależy. Co do ran i twoim koledze to pewnie zawsze jakieś blizny w nas zostają, tak samo z dzieciństwa jak i z małżeństwa ale to nie znaczy ze nie można iść do przodu zwłaszcza jesli może otrzymać Boże błogosławieństwo na nowy związek, a pewnie teraz tez podejście jest o wiele mądrzejsze po takich przejściach.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Nie widzę sensu w tej dyskusji o stwierdzaniu nieważności.
nie zamierzam w ogóle tego brać pod uwagę.
Ukasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ukasz »

Triste, dotknęłaś mnie Twoim postem bardzo celnie:
Triste pisze: 04 paź 2019, 7:41 Mam wrażenie że tkwię w jakiejś matni z której nie umiem się wydostać. Jakby ktoś więził mnie w ciemnym pokoju z którego nie ma wyjścia a ja mam tylko czekać.
Słynne czekać nie czekając.
Rozwijać siebie
puścić wszystko wolno.

Powoli widzę że to tak naprawdę puste frazesy. Bo cóż to znaczy ? W moim przypadku znaczy to tyle - dać mężowi spokój, żyć w zawieszeniu, porzucić myśli o tym że jeszcze niedawno miałam pełną rodzinę, wracałam do domu wtulić się w męża, robić coś z nim, dla nas, spędzać to życie razem.

Teraz została pustka, strach, nicość, przerażenie.
Nie, Nie potrafię tego wszystkiego zostawić za sobą jakby nigdy tego nie było.
Ci którzy potrafią - może przestało im zależeć ? Może to uczucie minęło i przywykli do innego życia ??
Wielokrotnie mówiłem żonie, że gdybym jej nie spotkał, to tkwiłbym sam w ciemnym pokoju. Ona to przyjęła i powtarzała. W miarę, jak narastał kryzys, smak tych słów zmieniał się. Z jej strony nabrzmiewał pogardą. W czasie naszej ostatniej rozmowy powiedziała mi, że to ona mnie stworzyła, że cokolwiek w życiu osiągnąłem, to tylko dzięki niej i zarazem jej kosztem. Teraz widzę, jak toksyczne były te moje słowa o ciemnym pokoju. Jak bardzo przyczyniły się do tego, że teraz jestem sam.
Moje wspomnienie rodziny, ciepłego domu, do którego mogę wrócić, nie jest już świeże. Takie poczucie bezpieczeństwa runęło osiem lat temu. Czas, kiedy moja żona chciała wtulić się we mnie, robić coś ze mną, spędzać to życie razem.
Nie porzucam tej myśli. Przeciwnie, pieszczę ją w sobie, jeśli czasem przyjdzie. Patrzę codziennie na nasze zdjęcie ślubne, gdzie żona wtula się delikatnie we mnie i od nas obojga bije szczęście. To sprawia mi przyjemność. Świadomość tego czasu, którego nikt mi - nam! - już nie odbierze. To jest przeszłość, która wciąż istnieje we mnie. Pomaga.
Nie żyję w zawieszeniu. Mam plany, bliższe i dalsze. Wyzwania, w które się angażuję. Ludzi, którzy są mi bliscy. Pielęgnuję te relacje. Biorę z tego życia tyle, ile ściele się przede mną. Dbam o drobne przyjemności. I przede wszystkim staram się rozwijać moją relację z Bogiem. Nie porzucam też nadziei, że kiedyś jeszcze będę razem z moją żoną. Modlę się o to codziennie.
Ja również mam wrażenie, że niektóre osoby tu na forum cieszą się z tego, że ich uczucie minęło, że porzucili nadzieję na bycie razem. Zachęcają do tego innych. Nie wiem, jak odpowiadają sobie na pytanie, czy kochają żonę czy męża, co im przecież ślubowali. Nie wiem, czym dla nich jest teraz charyzmat sakramentu. Nie chcę oceniać tej postawy, a tym bardziej tych osób, ale na pewno nie chcę też iść w tym kierunku.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Ukaszu dziekuje za Twoje slowa.

Czas także podsumować mój wątek. Zatytułowałam go - zniszczyłam swoje małżeństwo
A dziś widzę że nie jest to do końca prawdą.
Dziś widzę jak niewiele wiedzieliśmy o tym czym jest małżeństwo. Jak niewiele wiedziałam o swoim mężu, jak wciąż niewiele go znam.

Oboje mamy ogromne braki emocjonalne.
Pewnie za sprawą wychowania a także geny robią swoje.

Wiele razy myślałam że gdyby nie moja historia z długami moje małżeństwo byłoby szczęśliwe ale to nie prawda.
Są w nas obojgu tak ogromne różnice że nie mam pojęcia jak można by to pogodzić

Mój mąż chyba nie jest zdolny do wybaczania. Pielęgnuje w sobie urazy. Chowa się w sobie i zacietrzewia do granic możliwości.
Teść jest taki sam. Pokazuje to przykład że od kilkudziesięciu lat nie ma kontaktu z bratem.
Choćby cierpiał w męczarniach nie wyciągnie dłoni na zgodę. Niczym mój mąż.....

Taki jest mój mąż. Takie ma geny. Tak został wychowany.
Od teściowej wiem że bardzo cierpi.
Mimo to woli cierpieć w samotności niż wyciągnąć rękę na zgodę.
Tak się nie uda zbudować żadnej relacji.
Bo to jest brak szacunku do drugiego człowieka.

Im jestem starsza sama po sobie widzę jak na wiele rzeczy macham ręką. Jak wiele rzeczy staje się nieistotne.
Ja także byłam taka jak mój mąż. Potrafiłam miesiącami nie rozmawiać z rodzicami. Ale zmieniłam to w sobie. To bardzo trudne schować swoją dumę w kieszeń ale czas nas uczy pokory.

Mam wrażenie że przez cały ten czas mój mąż niczego się nie nauczył. Siedzi w swojej skorupie i rozpamiętuje jak bardzo został skrzywdzony nie dostrzegając jaką krzywdę zrobił on

Bardzo staram się być teraz dobra dla samej siebie. Wyrozumiała. .....aby nie zwariować. Po prostu żyć.
Marzena6745
Posty: 26
Rejestracja: 12 gru 2018, 21:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Marzena6745 »

Triste pisze: 05 paź 2019, 17:23

Bardzo staram się być teraz dobra dla samej siebie. Wyrozumiała. .....aby nie zwariować. Po prostu żyć.
Kochana Troste
właśnie Twoje powyższe słowa wskazują, że starasz się i postanowiłaś czekać, nie czekając.
W położeniu osób odrzuconych przez małżonków, jest to jedyne słuszne postępowanie. Tak, trzeba dalej po prostu żyć... Rozdrapywanie zranień, trwanie w zawieszeniu, czy zamknięcie się w ciemnym pokoju tak naprawdę do niczego dobrego nie prowadzi.
Kocham swojego męża, i proszę Boga, bym dalej dopomagał mi, obarzał laską miłości i wierności w stosunku do mojego męża. Odrzucenie bardzo boli..., i pożytecznym dla nas samych jest przeżycie tego etapu w jedyny słuszny sposób, a mianowicie Boży sposób. Polega on na nieustannym wybaczaniu (nawet jako decyzji), na nie zakopywaniu emocji... Wypłacz się, nazwij swoje emocje, swój ból, swoje cierpienie. Bóg widzi każdą Twoją, moją, Waszą łzę, i każdą z łez przechowuje w bukłaku. Jestem przekonana, a wręcz wierzę, że Pan Bóg w swoim czasie, i na swój sposób wyciągnie z całej sytuacji wielkie dobro. Najlepsze dopiero przez nami 🥰 Niech wszystko będzie wolą Bożą. Tak, Jezu, ufam Tobie.
Wylewam moje serce i troski Panu.
Polecam modlitwę Psalmem 55
„Boże, nakłoń ucha na moją modlitwę
i nie odwracaj się od mojej prośby,
zwróć się ku mnie i wysłuchaj mnie!
Szamocę się w moim ucisku,
jęczę pod wpływem głosu nieprzyjaciela,
pod wpływem wołania grzesznika,
bo sprowadzają na mnie niedolę
i napastują mnie w gniewie.
Drży we mnie moje serce
i ogarnia mnie lęk śmiertelny.
Przychodzą na mnie strach i drżenie
i przerażenie mną owłada.
I mówię sobie: gdybym miał skrzydła jak gołąb,
to bym uleciał i spoczął -
oto bym uszedł daleko,
zamieszkał na pustyni.
Prędko bym wyszukał sobie schronienie
od szalejącej wichury, od burzy.
O Panie, rozprosz,
rozdziel ich języki;
bo widzę przemoc
i niezgodę w mieście.
Obchodzą je w ciągu dnia i nocy
po jego murach,
a złość i ucisk są w pośrodku niego.
Pośrodku niego jest zagłada,
a z jego placu nie znika
krzywda i podstęp.
Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel,
z pewnością bym to znosił;
gdybyż przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi,
ukryłbym się przed nim.
Lecz jesteś nim ty, równy ze mną,
przyjaciel, mój zaufany,
z którym żyłem w słodkiej zażyłości,
chodziliśmy po domu Bożym
w orszaku świątecznym.
(...)
Aja wołam do Boga
i Pan mnie ocali.
Wieczorem, rano i w południe
narzekam i jęczę,
a głosu mego [On] wysłucha.
Ześle pokój - uratuje moje życie
od tych, co na mnie nastają:
bo wielu mam przeciwników.
Usłyszy Bóg i poniży ich
Ten, który zasiada na tronie od początku,
bo nie ma dla nich opamiętania
i nie boją się Boga.
[Każdy] podnosi ręce na domowników,
umowę swoją łamie.
Jego twarz jest gładsza niż masło,
lecz serce gotowe do walki.
Jego mowy łagodniejsze niż olej,
lecz są to obnażone miecze.
Zrzuć swą troskę na Pana,
a On cię podtrzyma;
nie dopuści nigdy,
by miał się zachwiać sprawiedliwy...”


Życzę Tobie kochana, sobie i wszystkim czytającym niniejsze forum niezachwianego zaufania Panu Bogu. Plan Boży dla każdego z nas jest najlepszy.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Wiecie mam takie przemyślenie po przeczytaniu naprawdę wieeeelu wątków na tym forum, że chyba moja sytuacja z mężem jest wyjątkowa.
Bo mój mąż się obraził na mnie i przestał się odzywać już drugi miesiąc.
I zastanawiam się czy my w końcu podejmiemy jakąś ostateczną decyzję co do tego małżeństwa czy w ogóle nic.
Hm... tak sobie myślę jak to nastąpi - czy odezwie się za miesiąc i powie mi że wystąpił z pozwem o rozwód.
No, jestem takim człowiekiem że wolę wiedzieć o zamiarach, nie jest dla mnie wyjściem milczenie.

Nie chcę go atakować, chcę dać mu przestrzeń ale z drugiej strony myślę sobie ile tej przestrzeni mam dać ? miesiąc jeszcze ? Dwa ? Pól roku ?

Dorośli ludzie .... a nie potrafimy się nawet rozstać.
Ktoś powie: no a Ty ? Dlaczego nie wyjdziesz z inicjatywą ?
Bo ja już wyszłam, odezwałam się, zostałam zignorowana. po za tym zawsze to ja pierwsza dążyłam do wyjaśnienia czegoś....
Nie wiem czy mój mąż chce mnie czymś ukarać ? Takim milczeniem ?
hm...
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: tata999 »

Triste pisze: 09 paź 2019, 11:45 Wiecie mam takie przemyślenie po przeczytaniu naprawdę wieeeelu wątków na tym forum, że chyba moja sytuacja z mężem jest wyjątkowa.
Na pewno. Każdy przypadek jest unikalny i Twoja sytuacja z mężem jest również wyjątkowa. Tym bardziej ciężko coś doradzić, przewidzieć itp.
Pustelnik

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Pustelnik »

Triste pisze: 09 paź 2019, 11:45 Dorośli ludzie .... a nie potrafimy się nawet rozstać.
Ktoś powie: no a Ty ? Dlaczego nie wyjdziesz z inicjatywą ?
Witaj Triste,
czy czyjesz "wewnętrzny przymus" tudzież potrzebę postawienia kropki nad i ? Ta sytuacja Cię męczy ?
A może jakaś presja zewnętrzna ? Albo "obiektywna potrzeba" ?
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

Triste pisze: 09 paź 2019, 11:45 Wiecie mam takie przemyślenie po przeczytaniu naprawdę wieeeelu wątków na tym forum, że chyba moja sytuacja z mężem jest wyjątkowa.
Bo mój mąż się obraził na mnie i przestał się odzywać już drugi miesiąc.
I zastanawiam się czy my w końcu podejmiemy jakąś ostateczną decyzję co do tego małżeństwa czy w ogóle nic.
Hm... tak sobie myślę jak to nastąpi - czy odezwie się za miesiąc i powie mi że wystąpił z pozwem o rozwód.
No, jestem takim człowiekiem że wolę wiedzieć o zamiarach, nie jest dla mnie wyjściem milczenie.

Nie chcę go atakować, chcę dać mu przestrzeń ale z drugiej strony myślę sobie ile tej przestrzeni mam dać ? miesiąc jeszcze ? Dwa ? Pól roku ?

Dorośli ludzie .... a nie potrafimy się nawet rozstać.
Ktoś powie: no a Ty ? Dlaczego nie wyjdziesz z inicjatywą ?
Bo ja już wyszłam, odezwałam się, zostałam zignorowana. po za tym zawsze to ja pierwsza dążyłam do wyjaśnienia czegoś....
Nie wiem czy mój mąż chce mnie czymś ukarać ? Takim milczeniem ?
hm...
Tak mówisz? Dwa miesiące milczenia to pikuś :-) Mój mąż któregoś dnia oznajmił mi, że odchodzi, chce zmienić swoje życie, wszystko mi zostawia i mam go nie szukać. Nie odszedł - zamilkł na 4 lata - potem niecały rok się odzywał półgębkiem, zamilkł na 3 - , a potem odszedl do lafkowalskiej... NIeodzywanie się nie oznacza, ze milczał. Ale wyzwiska trudno nazwać odzywaniem się :-)
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Pustelnik pisze: 09 paź 2019, 18:18
Triste pisze: 09 paź 2019, 11:45 Dorośli ludzie .... a nie potrafimy się nawet rozstać.
Ktoś powie: no a Ty ? Dlaczego nie wyjdziesz z inicjatywą ?
Witaj Triste,
czy czyjesz "wewnętrzny przymus" tudzież potrzebę postawienia kropki nad i ? Ta sytuacja Cię męczy ?
A może jakaś presja zewnętrzna ? Albo "obiektywna potrzeba" ?
Tak męczy mnie.
To nie zewnętrzna presją tylko moja wewnętrzna.
Chciałabym żeby on uciął moje nadzieje... .
To mi da start w przyszłość
I nie. Nie myślę o związku z innym.
To się nie wiąże z nikim.
ODPOWIEDZ