lustro pisze: ↑16 gru 2017, 0:41
Agakocha
Albo mi coś umknęło, jeżeli tak to przepraszam, albo nie znalazłam w twoich postach nic o tym, czy zaistniała sytuacja dala Ci impuls do zmian. Zmian siebie w waszym malzenstwie.
Bo czytając co piszesz mam wrazenie, że się z lekka okopalas i czekasz.
Na co?
Na to, że spłynie na twojego meza nawrot miłości pomimo, że sygnalizował Ci, ze z jego punktu widzenia dzieje się i was źle?
A co ma być impulsem do tego?
Poczucie odpowiedzialności?
To nie miłość.
Można przeżyć że sobą resztę życia z poczucia odpowiedzialności...ale tego chcesz?
Czy zrobiłaś coś, żeby wprowadzić trochę świeżości do waszego małżeństwa?
Można się oburzać, ze małżeństwo to zobowiązanie A nie wymiana starych mebli, bo się znudziły.
Można pisac, ze gdzie u meza przyzwoitość, rozum, uczciwość itp.
Ale to coś da?
Takie utyskiwania nie mają żadnej konstruktywnej mocy ani wpływu na twojego meza. To puszczanie paru w gwizdek.
Może lepiej zapytać - gdzie twoja dbałość o malzenstwo, żeby nie umieralo powoli w rutynie i braku tej iskry?
Bo taki stan otwiera drzwi kowalskim. A Kowalskich na świecie cala masa...nie ta, to inna.
Skoro mąż nowil... co z tym zrobiłaś? Co robisz?
Oczywiście, że nie chcę żeby był ze mną z poczucia obowiązku, nie chcę nawet żeby był ze mną ze względu na dzieci ( choć jest to bardzo ważne ). Chcę żeby był ze mną bo chce być ze mną.
Może masz rację, że może zaniedbałam małżeństwo dając się ponieść rutynie, ale całkiem nieświadomie, też jestem tylko człowiekiem. Nie dostrzegłam, że zaczyna się w nim męczyć i dusić. Mam do siebie o to wielki żal, ale i do niego, że nie wysłał jaśniejszych sygnałów lub nie powiedział co go zaczyna męczyć. Ale nie ma co gdybać co by było, choć może byłoby łatwiej.
Od kiedy mąż zaczął mówić, od kiedy zaczęliśmy rozmawiać o tych sprawach, naprawdę ciężko pracuję żeby było lepiej, wiem co mu najbardziej przeszkadza we mnie, w moim zachowaniu i zmieniam to/pracuję nad tym. Nie tryskam energią i radością po tym
czego się dowiedziałam i przeżyłam w ostatnich dniach ( już tygodniach ), co mu to otwarcie powiedziałam, sugerując, że też potrzebuję czasu
Ponadto
- szykując obiad, staram się przyrządzić to co mu posmakuje ( nie jak do tej pory: byleby dzieciom smakowało)
- gdy on szykuje pokazuje że cieszę się, że się za to wziął i choć nie mam ostatnio apetytu - zajadam
- cieszę się ( naprawdę, anie dla ratowania związku ) gdy wraca z pracy, witamy się buziakiem co było zaniedbane
- spędziliśmy weekend tylko we dwójkę
- zapisaliśmy się na wspólne "zajęcia"
- rozmawialiśmy, że mąż będzie chodził się na "zajęcia" rozwijające jego pasję, aby tam szukał urozmaicenia i nowych wrażeń, wspieram go w tym i namawiam, niestety jeszcze nie doszły do skutku
- nowa fryzura, bielizna, te sprawy ( dostrzeżone)
- poprosiłam aby podczas domowych czynności włączył głośno muzykę jaką lubi ( ostatnio w użyciu były tylko słuchawki )
- płaczę tylko wtedy gdy nikt nie widzi
Czy nasza miłość jest do uratowania? Czy to możliwe żeby uczucie, które nas połączyło i trwało przez kilkanaście lat ( jesteśmy z mężem po kilku szczerych i bolesnych rozmowach - uczucie było wielkie i trwało i we mnie i w nim - nie są to moje imaginacje ) czy to możliwe żeby tak po prostu umarło ???
Co/jak mogę jeszcze zrobić, co możemy zrobić wspólnie?
Lustro - podpisujesz się jako szczęśliwa mężatka, może masz dla mnie jakąś radę?
Czy namawiać go na zmianę pracy ???
Wiem, że lubi to co robi, ale wiem też że co dzień ją widzi i choć niby nie ma czasu pewnie rozmawia...