Przykro mi. Oceniam postawę ojca jednak inaczej. Sam jestem ojcem. Wiele miesięcy główkowałem, jak ochronić dzieci przed patologią, przed bólem, przed agresją matki, alienacją itd. Jedno z nich żaliło mi się, że nie ma swojego łóżka u mamy, a śpi razem z nią i kochankiem na jednym. Dużo mógłbym opisywać. Doszedłem do wniosku, że nie da się ochronić. Takiego mają rodzica. Ktoś nie ma ręki, ktoś ma zaburzenia psychiczne, ktoś patologicznych rodziców. Jedyne co mogę, to pokazać dzieciom, jak sobie radzić, jak stawiać czoła, dawać przykład, że ja też czuję, że widzę problemy i nie załamuję się. Niech wiedzą, że nie są sami, ale i że nie ma cudów (ja, ich ojciec, nie jestem cudotwórcą, który zmieni ich świat zawsze, gdy mi się poskarżą). I to nie są ich ostatnie problemy w życiu. Będą mierzyć się z kolejnymi. I do tego muszę ich przygotować.white chocolate pisze: ↑25 paź 2019, 15:24 Gdy jeździłam do swojego ojca szukając u niego pomocy opowiadałam jak mi źle w domu. Odpowiadał mi:
- Wiem córcia....miałem tak samo. Mówię ci to nie człowiek.
I co mi po tych biadoleniach? Skoro i tak wracałam do tego domu w którym mi było tak źle? Ojciec sobie poszedł. A ja tam musiałam być. I znosić wszystko czym obarczała mnie fizycznie i psychicznie mama.
Nie mogłam na niego liczyć. Wiedziałam, że musze radzić sobie sama.
W mojej ocenie musiałaś "tam być", ale nie było mniej złego wyjścia. To matki złe zachowania musiałaś znosić: "wszystko czym obarczała mnie fizycznie i psychicznie". Ojciec nie miał na nie wpływu. Nie znaczy to, że był niemęski. W moim odczuciu zachowania matki mogłyby wydawać się niekobiece lub po prostu niewłaściwe, skoro z nią w domu "było tak źle".
Tak, ja to widzę z dzisiejszej perspektywy. Może z czasem przyjdą mi inne przemyślenia. Cały czas się zastanawiam, co mogę zrobić lepiej.