Dalszy ciąg epopei.
W wątku Dream zaczęłam pisać, co u nas dalej się dzieje. Tydzień temu mąż się wyprowadził, ale już wrócił. I oznajmił, że z kowalską nadal będzie się kontaktował. Ma to być tylko korespondencja. Dla mnie to jest nie do przyjęcia, ale przyznam, że wolę mieć męża w domu niż u teściów. Nie z potrzeby kontroli, tak jest łatwiej ogarnąć dzieci.
Skoro jesteśmy skazani na swoje towarzystwo, uznałam, że najlepiej będzie zająć się sobą. I postaram się zachować spokój.
Wczoraj mąż przyjechał w nocy wściekły na mnie i chyba na cały świat. Wysyczał mi te rewelacje o kowalskiej, o sobie, że jest chory i nie umie już inaczej. Wręcz jest predystynowany do zdrady
upajał się swoją rolą czarnego charakteru. Przekonywał mnie, że mu ulżyło, że z nami nie mieszka, ale ja mam zdecydować czy ma wrócić czy nie. Marudzi, ze jak nie będzie z nami mieszkał to nie będzie tęsknił z dziećmi itd, itp. A tak na prawdę tęsknił nawet za świnkami morskimi
mimo, że przez ten tydzień na wygnaniu, codziennie nas odwiedzał.
Czytałam dziś wpisy Kwiatkowej, o jej cierpliwym czekaniu. I myślę, że to może być droga dla mojego małżeństwa. Dziś po pracy pmąż okazał mi nową obrączkę, ślubną zgubił, bo zdejmował na randki z kowalską. Zażartowałam, żeby na razie dobrze ją schował, bo znowu zgubi, najpierw się nabzdyczył, ale potem zaczął sam żartować. Musimy odczarować tą sytuację i poczuć jej bezsens. Spuścić powietrze. Im bardziej ja się buntuję, tym bardziej mąż upiera się przy swoim.
Wiem, że to wygląda na naiwność, ale nie wierzę, że on kowalską aż tak bardzo kocha, gdyby kochał, to by zmył się rok temu. Ona jego też nie kocha. Manipuluje nim i poprawia sobie humor, gdy jej obecny "oficjalny" facet coś zawali. To miłe poczucie, że gdzieś jest miły człowiek zawsze gotowy połechtać jej ego.
Lekkie traktowanie tej sytuacji i żarty pomagają nam obojgu zobaczyć jaka tak naprawdę jest waga tego romansu. A nikt nie che być żałosny.