Ukasz, jak ty napiszesz to buty spadają. Czuję, że mnie rozumiesz a jednocześnie wyrazisz co chcesz. Dziękuję.
Wiesz, już brak mi determinacji bo jak musisz przyjmować ciągle ciosy, zderzac się z oporem, lekcewazeniem to kiedyś przychodzi kres. Trudno mi uwierzyć, że można nie przyjmować się czyimś zachowaniem i tak robić swoje, po części tam ale jeśli masz jakaś wrażliwość to nie będzie to splywalo po tobie też jak po kaczce.
Robię tak ale owszem - nie wychodzi mi to jeszcze bym za dobrze.
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
On chodzi i gwiżdże, a Ty odchodzisz od zmysłów. Nie wiem, jak to jest między Wami i u niego, ale może być tak, że dla niego to jest układ idealny. On sam jest głęboko poraniony i nie potrafi skonfrontować się z własnymi uczuciami, więc żyje Twoimi. Bawi się nimi. Widzi, że może zagrać na nich jak na instrumencie. Sprawia mu to frajdę. Uzależnia się od tego. Daje mu to komfort ucieczki od własnych problemów.
Święte słowa, jak bardzo trafne. Mam ten sam wniosek ale mimo prób to dla mnie cholernie ciężkie, nie wiem jak reagować a jak już mi się uda stosownie to nie umiem odnaleźć się po. Takie nienaturalne jest się od tak odzywać, a jak się przytulić jak słyszysz kolejne oskarżenie o bzdurę.
A o odejściu myślę bo skoro jemu sprawia to przyjemność (jak trafnie to odczytałaś- bawi się) to gdzie tu miłość a skoro jej brak to po cholerę być z kimś takim, kto czerpie satysfakcję, że dowali, nie szanuje.
Mam wrażenie, że on chce odejść tylko tymi zachowaniami na mnie chce wymusić decyzję. Naprawdę nie widzę w nim miłości.
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
To znów moja projekcja, jak może być, a nie sugestia, że tak jest – bardzo różny od Ciebie. Ty też żyjesz jego uczuciami zamiast swoimi i też po to, żeby się z tymi własnymi nie skonfrontować. Żeby nie stanąć przed zadaniem do wykonania, przezwyciężeniem własnych zranień. Wchodzisz cała w rolę ofiary, co Cię zwalnia z wysiłku i działania. Zamiast tego chcesz krzyczeć rozwodem,
Niestety żyję, wiem o tym ale wydaje mi się, że to z powodu mojej nadwrazliwosci tak ciężko to znoszę a nie dlatego żeby jakie skonfrontować się ze sobą.
Ale masz rację- jestem nadal w roli ofiary.
Tylko mam do dziś problem ze zrozumieniem jak nie być ofiarą ale pokazywać emocje. Wychodzi trochę tak, że powinnam ukrywać swój ból bo inaczej stawiam się w roli ofiary
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
Na początku Twojego wątku pisałaś o tym, że nie możesz się pogodzić z jego wizytami na stronach pornograficznych i na portalu randkowym. Że chcesz mu o tym powiedzieć, ale wciąż nie możesz się na to zdobyć. Powiedziałaś? Przezwyciężyłaś Siebie, Twój własny lęk?
Nie powiedziałam - bałam się jego reakcji, że mnie zakrzyczy, zrobi jak zwykle straszną awanturę, że znowu tygodniami będzie milczał i izolowane się, że odejdzie. Jestem zła na samą siebie bo nie jest szarą myszką a nie umiem postawić granic, po prostu nie wiem co miałabym przy takim jego zachowaniu mówić i robić żeby nie pogłębiać między nami muru.
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
Co zrobiłaś przez ten rok, żeby odzyskać siebie, Twoje życie? Masz nową pasję? Nabyłaś jakąś nową umiejętność – nie wiem, język, sport, cokolwiek? Masz nowych przyjaciół? Odbudowałaś Twoje życie towarzyskie? Byłaś w ciekawym miejscu? Zdarzyło się coś w Twoim życiu duchowym, jakieś ważne spotkanie, rekolekcje, jakaś odkryta ścieżka do Boga
To co konkretnie udało mi się zrobic to zdecydowanie bardziej panuje nad nerwami, jestem bardziej opanowana, nie mam w sobie już tyle złości
- patrzę z większą empatia na męża i ludzi
- poprawiałam relacje z ludźmi z pracy, zyskałam nową znajomą i to bliską.
- doceniono mnie w pracy
- pasję miałam i mam ale faktycznie nie rozwijam jej
- z Bogiem jestem prawdziwej
- wyjechałam sama w odpowiedzi na wyjazd z kolegami męża i wyszło na to, że bawiłam się lepiej niż on
Dla mnie to dużo, szczególnie relacje z innymi ludźmi i panowanie nad złością. Ale widzę jak leżę z poddawaniem się emocjom męża.
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
Fino, jesteś w ekstremalnie trudnej sytuacji, bo zawodzi Cię i rani ten człowiek, który miał być Twoim oparciem, miał Cię wziąć na ręce i przenieść przez trudny próg w Twoim życiu. Nie robi tego i wreszcie przyjmij to do wiadomości. On Ci teraz nie pomoże. Żeby mógł to zrobić, musiałby najpierw wykonać potężną pracę nad sobą, a to na pewno nie nastąpi od zaraz. Jesteś zdana na siebie. Jesteś u kresu sił. Kto Ci pomoże?
Wiem. Jestem więc w chorym związku. On mnie nie kocha, nie-ko-cha (właśnie tego nie rozumiem - dlaczego mam więc z nim być?)
Poza tym, nie wiem czy nie oszukuje mnie z wykanczaniem mieszkania, tzn. przypuszczam że ma plan odejść ale chce podnieść wartość mieszkania żeby sprzedać)
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
Żyję. Widzę dalsze odchodzenie mojej żony i mnie to boli, ale nie zatrzymuje na mojej drodze. Ja odpowiadam za moje życie, za moją miłość do niej, za moją relację z Bogiem. Tu mogę iść naprzód i idę, ona mnie tu nie zatrzyma. Może kiedyś dołączyć, jak będzie chciała. Wtedy chętnie podam jej rękę. Na razie nie chce, więc używam obu rąk do roboty i mam tej roboty po łokcie. Życie galopuje, płynie intensywnie, jest moje, z wszystkimi jego smakami, cierpieniem i szczęściem. Chcesz tak żyć? Pełną piersią? To zacznij.
Wiesz, naprawdę rozumiem Twoja postawę i widzę jej sens ale ja mam inny na to pogląd.
Niesamowite, że nie niszczy cię ta sytuacja. Jednak mu nie chcę być jeśli on mnie nie kocha.
Ukasz pisze: ↑17 lis 2019, 23:21
A jak będziesz się czuła, gdy on po rozwodzie przyprowadzi kowalską do Waszego mieszkania i tam będzie z nią współżył? Powiesz mu, że jest niewierny Tobie, jego żonie?
Nie przyprowadzi, to akurat wiem.