Nie wiem. Pamiętam opisy - idź na spacer, zapisz siw na zajęcia, jeśli słyszysz wulgaryzmy wyjdź do pokoju, z domu. Mów krótko, wprost. Bądź wesoła. Nie paplaj się w tym swoim oporem zalu. Czuję to w końcu a jak przychodzi konkretna sytuacja to jestem jak dziecko we mgle.
Przykład-święta. Mój mąż pierwszy zapytał kiedy jedziemy i że chce wracać zaraz na 2dzien. Gdybym miała iść za tym co czuję to bym powiedziała-może chcesz zostać w domu i a ja pojadę. Ale uważam, że nikt w święta nie powinien być sam. W tamtym roku byliśmy oddzielnie.
No i właśnie - nie wiem co zrobić z ta sytuacją. Z kolejną, znów nie wiem - wściekła jestem sama na siebie. Pomyślałam - nie będę udawać. Poszłam do męża i mówię-może chciałbyś jechać w swoje strony (wiedziałam, że nie zechce bo tam melina ale czasem różne potrzeby w czlowieku siedzą).
Powiedziałam, wiem że u mnie będziesz czuł się niesowojo, ja z resztą też w tej sytuacji więc wróćmy za 1,5 dnia.
No i pewnie niepotrzebnie ale powiedziałam że nie rozumiem jego postawy kompletnie, jego milczenia, tego że nie chce korzystać kiedy wyciągam do niego rękę. I nic-ściana. Tępy wzrok.
Przynajmniej przekonałam się na amen, że nie ma co. Robić swoje no ale właśnie, co oznacza, np. Robić swoje w takiej sytuacji świąt.