Nie mam już sił

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Aleks
Posty: 1
Rejestracja: 24 gru 2019, 7:48
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Nie mam już sił

Post autor: Aleks »

Witam wszystkich serdecznie.
Szukając rady, możliwości podzielenia się z kimś swoim problemem i chyba też pocieszenia trafiłem na Wasze forum. Wiem, że nie koniecznie "jest mi po drodze" z wszystkimi Waszymi przekonaniami, o czym poniżej się przekonacie, jednak....spróbuje.

Jestem w trakcie rozwodu cywilnego. Moja żona jest, w przeciwieństwie do mnie, osobą tak naprawdę niewierzącą. Jesteśmy związkiem sakramentalnym. Obecnie żyję z kobietą która jest gorliwą katoliczką i która żyła w związku sakramentalnym wiele lat temu, obecnie jest po rozwodzie cywilnym. Mam z żoną dziecko, które bardzo kocham i za którym cały czas bardzo tęsknię, jednak żona robi wszystko aby mnie znienawidziło za to, że to ja się wyprowadziłem z mieszkania. Wiem jak zabrzmi to, co teraz powiem, jednak szczerze tak czuję - pomimo, iż na moją ostateczną decyzję wyprowadzce wpływ miała kobieta z którą obecnie jestem, to jednak wiem doskonale, że mój związek z żoną zakończył się dużo wcześniej i to z jej winy. Nie wchodząc w szczegóły, gdy żyliśmy razem, robiła wszystko żeby mnie stłamsić, poniżyć, pokazać że się nie liczę itp itd. Czułem się wręcz zagrożony przy niej.

Miesiąc temu (widziałem już wcześniej że coś się dzieje) moja kobieta powiedziała, że musimy odsunąć się od siebie na jakiś czas, bo czuje, że brakuje jej bliskości z Bogiem. Konkretnie przyjmowania eucharystii i prawdziwej spowiedzi, czego nie mogła doświadczyć będąc ze mną. Jak mówi, wszystkie "środki zastępcze" typu grupy wsparcia dla związków niesakramentalnych to tylko oszukiwanie siebie. Powiedziała, że musi rozeznać, czy mnie rzeczywiście kocha, czy jest w stanie żyć ze mną, czy jednak będzie żyła sama z Bogiem.

Jestem załamany i w totalnej rozsypce. Kocham tę kobietę naprawdę bardzo mocno. Spotykamy się nadal utrzymując dystans fizyczny, jednak z dnia na dzień widzę, że tracę ją również emocjonalnie.
Dzięki niej w trakcie naszego związku zwróciłem się, na tyle na ile jest to możliwe w mojej sytuacji, w stronę Boga, a obecnie jestem wściekły na niego za to, że zabiera mi moją miłość.

Żona mnie nienawidzi, ja również nic do niej nie czuję, nie tęsknię za nią, jednak bardzo mocno brakuje mi dziecka i generalnie rodzinnego klimatu który miałem nadzieję stworzyć, na tyle na ile jest to możliwe, w nowym związku. Bardzo się cieszyłem, i tak planowałem z moją partnerką, że będę mógł razem z nią pokazać dziecku prawdziwą miłość dorosłych ludzi i wiarę w Boga. Ani miłości ani tym bardziej zgodnej wiary nie zobaczyłoby z pewnością gdybym został z żoną.
Czuję, że straciłem grunt pod nogami. Przerosło mnie to wszystko i chyba się nie podniosę gdy Ona zdecyduje się mnie ostatecznie zostawić.

Biorąc pod uwagę tematykę tego forum, spodziewam się charakteru Waszych odpowiedzi, jednak świadomie właśnie tutaj dzielę się swoją historią.
Jest wiele innych wątków tej historii, których wolałbym na forum publicznym nie poruszać.
Jeśli ktoś ma ochotę i czuje, że może mi w jakikolwiek sposób pomóc, zapraszam również na priv. W razie potrzeby tam podam więcej szczegółów.

Wszystkiego dobrego
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13373
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: Nirwanna »

Witaj, Aleks, u nas na forum,
Widzę, że znasz już mniej więcej klimat forum sycharowskiego i starasz się zadbać o dyskrecję - to dobrze.

Jeśli dałbyś radę odpowiedzieć - czego od nas oczekujesz? Bo nie do końca chyba to wybrzmiało w Twoim pierwszym poście.
Ja spróbuję powiedzieć, jak to widzę na podstawie własnego doświadczenia wiary.

Przed kryzysem małżeńskim uważałam się za osobę wierzącą. .... Kryzys pokazał, że tylko wydawało mi się, że wierzę.
Po kryzysie i moim nawróceniu uważałam, że Pan Jezus już jest moim Panem i Zbawicielem, i się oburzyłam gdy pewien ksiądz na rekolekcjach powiedział, że dla wielu z was Pan Jezus jeszcze nie jest Panem i Zbawicielem. ... Miał rację.
Kilka lat po rozwodzie wydawało mi się, że przebaczyłam mężowi. .... 12 Kroków pokazało, że tylko mi się wydawało.

Wiara jest rzeczywistością niebywale dynamiczną, gdy Pan Bóg zaprasza do relacji ze Sobą - nie zatrzyma się, i nie zechce abyś Ty się zatrzymał. Pokazuje, że coś co było wystarczające dziś, jutro staje się już mocno niewystarczające. Sądzę, że jesteś właśnie w takim punkcie - "dziś" było dobrze, ale gdy zaczyna się sypać, bo Bóg tworzy Twoje "jutro", to się na Niego wściekasz....

Celowo nie poruszam Twojej obecnej relacji z partnerką oraz z żoną. Proponuję Ci do odsłuchania nagranie śp. ks. Grzywocza o niespełnionym zakochaniu: https://www.youtube.com/watch?v=tjWVjRtnmz8
I jestem ciekawa Twoich refleksji :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pustelnik

Re: Nie mam już sił

Post autor: Pustelnik »

Aleks pisze: 26 gru 2019, 8:56 Witam wszystkich serdecznie.
Szukając rady, możliwości podzielenia się z kimś swoim problemem i chyba też pocieszenia trafiłem na Wasze forum.
(...)
Bardzo się cieszyłem, i tak planowałem z moją partnerką, że będę mógł razem z nią pokazać dziecku prawdziwą miłość dorosłych ludzi i wiarę w Boga.
(...)
Wszystkiego dobrego
Witaj Aleks !

Chciałeś ... "zrobić" .... (?) "pokazówkę" :?:
Wiesz zapewne, że TO TAK NIE DZIAŁA ? I to przy innych tematach ... również ?

Dobrego życia (w 2020 a ... może już i teraz ;) )!
Pozdro :D
Pustelnik

Re: Nie mam już sił

Post autor: Pustelnik »

Aleks pisze: 26 gru 2019, 8:56 Moja żona jest, w przeciwieństwie do mnie, osobą tak naprawdę niewierzącą.
(...)
Obecnie żyję z kobietą która jest gorliwą katoliczką
(...)
Biorąc pod uwagę tematykę tego forum, spodziewam się charakteru Waszych odpowiedzi, jednak świadomie właśnie tutaj dzielę się swoją historią.
(...)
A to mnie zaciekawiło ...

A po czym rozpoznajesz czyjąś wiarę ?
A ... swoją wiarę ?

Czy ją "mierzysz" tzw gorliwością praktyk czy ... przejawami ... religijności ?

A takich pyrań się spidziewałeś ?
Zmierzysz się z nimi ?

:( :shock: :roll:
Pustelnik

Re: Nie mam już sił

Post autor: Pustelnik »

Aleks pisze: 26 gru 2019, 8:56 Szukając rady, możliwości podzielenia się z kimś swoim problemem i chyba też pocieszenia (...)
Dobrze, że szczerze i odważnie podzieliłeś się swoim życiem.
Co nazywasz pocieszeniem ? Odejscie (tudzież :?:
"przykrycie") trudnych myśli i nieprzyjemnych emocji ?

A to , że brakuje Ci sił (tytuł wątku) , to b. prawdopodobnie słuszna samoobserwacja ;) .
8-)
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam już sił

Post autor: tata999 »

Witaj Aleks,

napisałeś, że nie masz już sił. Do czego tych sił potrzebujesz w pierwszej i drugiej kolejności?

Dobrze, że się dzielisz swoją historią. Myślę, że pomoże to i Tobie i innym.

Jeśli o mnie chodzi to piszę głównie publicznie, żeby każdy mógł skorzystać. Nie napiszę prywatnie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: Ruta »

Witaj Aleks. Twój post bardzo mnie poruszył, bo... mógłby napisać go mój mąż. Jestem opuszczoną żoną i mogę napisać Ci jak wygląda to z mojej perspektywy. Cokolwiek napiszę o mojej relacji i moim mężu, nie oznacza, że sądzę, że dotyczy to Ciebie i Twoich relacji. Ale może pomoże Ci dostrzec perspektywę Twojej żony i Twojego dziecka.
Piszesz, że Twoja żona jest osobą "tak naprawdę niewierzącą". Tego nie wiesz. Mój mąż z różnych powodów oceniłby mnie w podobny sposób. Dla męża podstawą wiary zawsze była obecność w Kościele. Ja w Kościele zostałam poraniona, trudno mi było zaakceptować złe sprawy, więc wobec Kościoła często byłam na dystans, choć przez to cierpiałam. Niegdy w sumie z mężem o tym nie porozmawialiśmy... Myślę jednak, że skoro zawarliście małżeństwo sakramentalne, to wiara była dla Twojej żony w jakiś sposób istotna. I skoro piszesz "tak naprawdę" oznacza to, że jednak jakieś przejawy wiary w niej widzisz. Nie wiesz też jak wiarę Twojej żony kształtuje kryzys. Mnie kryzys trwający przez lata w moim małżeństwie od Boga stopniowo odsuwał, a jednak do Niego wróciłam. I jestem przy Nim tak mocno, jak byłam całe lata temu, a nawet jeszcze mocniej. Spotkałam też mądrych ludzi, którzy pomogli mi pojednać się z Kościołem i uleczyć to, co od Kościoła mnie oddalało.

Z mężem także mamy dziecko. Mój mąż podobnie jak Ty sądzi, że robię wszystko, aby go znienawidziło i aby się go bało. Nie dostrzega swojej roli w kryzysie relacji z dzieckiem, tego, że dziecko czuje się opuszczone, że on często zawodzi, nie dotrzymuje słowa, że zachowuje się wobec dziecka nieodpowiedzialnie. Nasze dziecko bardzo tatę kocha, choć obecnie nie chce widywać się z tatą sam na sam, bo się boi. Chociaż mój mąż tego nie widzi, od czasu gdy się wyprowadził robię bardzo wiele, aby więź między moim mężem a naszym synem została zachowana. Jednak mąż choć się stara i to bardzo doceniam, zawala na razie swoje ojcostwo. Nie chce dostrzec jak rani dziecko. Mąż nie dostrzega też, że wpływ na jego relację z dzieckiem ma także to, jak w obecności dziecka traktuje mnie i że będąc nieprzyjemny i agresywny wobec mnie w obecności dziecka, także budzi w nim lęk przed sobą i niechęć.

Piszesz też, że Twoja relacja z żoną była zła, a nawet, że zakończyła się, zanim podjąłeś decyzję o wyprowadzce. Tak również mógłby napisać o naszym małżeństwie mój mąż. Ja naprawdę odsunęłam się od męża przed jego wyprowadzką. Wiem, że czuł się osamotniony, on także bardzo się ode mnie odsunął, nie dał mi też szansy, abym została wysłuchana. Nie przyjmował tego co mówię. Miał swoją wersję i jej się trzymał. Sądzę, że wpływ na jego ostateczną decyzję o wyprowadzce miała kobieta - tak jak Ty szczerze napisałeś o motywach Twojej decyzji. Sądzę też, że w przypadku mojego męża to nowe uczucie wpłynęło i nadal wpływa na to, jak obecnie postrzega mnie i nasze małżeństwo. Oraz, że miało ogromny wpływ na to, jak mąż traktował mnie przed wyprowadzką - a robił wiele, żebym to ja zostawiła jego. Wytrwałam dzięki mojej miłości do męża i wbrew wszystkiemu co czułam i co mi powszechnie doradzano.

Mój mąż także mógłby napisać o mnie, że w trakcie małżeństwa robiłam wszystko, aby go poniżyć, stłamsić i że czuł się przy mnie zagrożony. Wiem, bo w taki sposób się o mnie i o naszym małżeństwie wypowiada i do mnie i do innych osób. Jest prawdą, że wiele razy w emocjach mojego męża raniłam, że wybuchałam i dochodziło między nami do kłótni. W naszym przypadku stała za tym moja niedojrzała postawa wobec nałogów męża, które zresztą mój mąż do dziś neguje, moja bezradność, frustracja, strach. Robiłam wszystko czego nie powinnam, kontrolowałam, krzyczałam, wybuchałam emocjami i oskarżałam. Obecnie mój mąż także się odurza i bardzo możliwe, że tym razem sądzi, że to z powodu stresu związanego z rozwodem, o który wniósł, a może podobnie jak w Twoim przypadku, również kryzysu w nowej relacji (jestem żoną, mąż nie przyznał się nigdy przede mną do bycia w związku, jednak wiele wskazuje, że jednak taka relacja jest - ale ja postanowiłam się tym nie zajmować, z mojego punktu widzenia taka relacja nie jest problem, jest efektem wcześniejszego kryzysu i nie ma większego znaczenia, choć mąż obecnie widzi to inaczej i albo lata w obłokach albo cierpi męki trudności w relacji z kochanką). Moj mąż nie postrzega siebie jako osoby uzależnionej i zawsze ma jakiś racjonalny jego zdaniem powód, by się odurzać. Sam przed sobą i otoczeniem starannie swój problem ukrywa. Widzę go ja i jeszcze kilka osób z naszego bliskiego otoczenia. Mąż nie - i uważa że to jeszcze jedno z wielu pól, na którym go "gnębię". To co napisałam nie oznacza, że uważam że mąż jest winny moich zachowań. Winna jest moja ówczesna niedojrzałość w miłości, czyli ja. To czego mąż obecnie nie widzi, skupiając się tylko na takich obszarach w których może mi coś zarzucić i czuć w związku z tym do mnie wyłącznie złe emocje, są dobre rzeczy, które w naszym małżeństwie i naszej rodzinie także były. Pozytywne uczucia, rozmowy, radosne przeżycia, bliskość, wsparcie które mieliśmy w sobie nawzajem, wspólne przygotowywanie posiłków, radość ze wspólnego rodzicielstwa, takich dobrych chwil i wspomnień jest mnóstwo. Z perspektywy żony, nie rozumiem jak można w sobie to wszystko wykreślić i wymazać. I jak można równocześnie wymazać z siebie wiedzę o swoim udziale w krysie... Bo mój mąż także często był niedojrzały, awanturował się i mnie ranił. O czym obecnie także nie pamięta. Jest więc w jego pamięci tylko ugnębiony latami on oraz zła ja.

Piszesz, że żona cię nienawidzi. To także mógłby napisać o mnie mój mąż, mimo że kocham go i zawsze kochałam. Zaprzecza temu, nawet gdy mówię i piszę mu o tym wprost. To czego się uczę to twarda miłość, którą mój mąż faktycznie może postrzegać jako wrogą i kompletnie różną od mojej wcześniejszej postawy. Uczę się też szacunku do mojego męża w jego problemach i uzależnieniach, nie oskarżania go, nie robienia tego, co postrzegał jako gnębienie. Choć oczywiście ponieważ wymagam trzeźwości na kontaktach z dzieckiem i tak gnębiony się czuje.

Piszesz też, że nie tęsknisz za żoną i że nic do niej nie czujesz. Nie dziwi mnie to. Przy filtrze jaki nałożyłeś na jej obraz, przy wciąż świeżych emocjach w relacji z inną kobietą to dość zrozumiałe. Kiedy przeczytałam twój post zrozumiałam, jak to się dzieje, że mój mąż potrafi być wobec mnie tak zimny i obcy i tak bardzo nie dostrzegać mojej miłości i być na nią zamkniętym.

Co do twojej relacji z inną kobietą - stało się to, o co ja jako żona modlę się od dawna. Modlę się aby kobieta będąca przy moim mężu, jeśli taka jest, odsunęła się od niego, spojrzała na wszystko przez pryzmat wiary i tym samym dała szansę mojemu mężowi spojrzeć w podobny sposób na całą sytuację. Modlę się też o nawrócenie męża i uwolnienie go z nałogów, oraz o to by powstała w nim przestrzeń aby dojrzeć moje kocham i otworzyć się na nie. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że mój mąż, mimo że postrzega mnie podobnie jak ty postrzegasz swoją żonę i mimo uczuć do innej kobiety także mnie kocha. Mimo kompletnego braku przesłanek że tak jest. Mój mąż mnie obecnie nienawidzi, a mówi o mnie że nic do mnie nie czuje. Myślę też, że choć tego nie dostrzegasz, tym jest twoja tęsknota za dzieckiem i rodzinnym klimatem - miłością do żony, choć tak bardzo jesteś na to obecnie zamknięty.
Co do złości na Boga, przeszłam ten etap, gdy stopniowo traciłam męża, który pogrążał się w nałogach i oddalał ode mnie. Bóg nie zsyła nam złych rzeczy. To my je sobie nawzajem wyrządzamy. Bóg niczego nam nie odbiera. Daje nam wspaniałe rzeczy, tylko my nie zawsze jesteśmy gotowi je przyjąć, sądzimy, że co innego będzie dla nas lepsze, że wiemy lepiej, że Jego zasady i Jego prawa są za trudne, nierealne. Tak jest choćby w przypadku wierności małżeństwu sakramentalnemu.

Co do emocji w relacji z nową kobietą: zakochanie przytrafia się małżonkom, szczególnie gdy w relacji małżonków jest kryzys. Emocje są silne, dramaty prawdziwe. Wierzę w twój ból i że jest on obecnie realny. Wiem, że postrzegasz nową partnerkę jako wspaniałą i czystą i dobrą. Jako żona i kobieta patrzę inaczej. Żadna dobra i uczciwa i prawdziwie wierząca kobieta nie zwiąże się z żonatym mężczyzną i nie stworzy mu iluzji, że wspólnie stworzą warunki dla jego dziecka, któremu przecież właśnie niszczy rodzinę. Często też odsunięcie się kochanki, bo tym jest twoja relacja, choć tak jej nie postrzegasz, bywa ogromną manipulacją kochanki. Kolejnym sposobem na przywiązanie mężczyzny, gdy zaczyna mieć wątpliwości, odczuwa choćby cień lepszych emocji w stronę żony, a wątpliwości wobec kochanki i jej postawy. Być może twoja kochanka to w Tobie dostrzegła zanim jeszcze Ty zdążyłeś się połapać i stąd jej decyzja o separacji. Kobiety lepiej rozpoznają emocje i lepiej nimi zarządzają lub nawet sterują - także emocjami innych.

Zapewne sądzisz, że napiszę Ci żebyś wrócił do żony, ale tego nie zrobię. Mój mąż może wrócić do mnie bezpiecznie, gdy tylko będzie trzeźwy i w terapii. Kocham go i wykonuję ogromną pracę nad sobą, aby jego powrót mógł być bezpieczny, pracuję w terapii, pracuję nad relacją z Bogiem, nad swoim macierzyństwem. Robię wszystko co mogę aby dojrzeć jako żona, kobieta matka i jako człowiek. Aby mój mąż mógł być przy mnie bezpieczny. Podjęłam się dobrowolnej abstynencji, aby nie być dla męża już nigdy zagrożeniem i pretekstem do stosowania używek. Nie znam Twojej żony, nie wiem, czy pracuje nad sobą, jak postrzega Ciebie, Wasze małżeństwo i jakie ma emocje. Więc nie wiem, czy Twój powrót może być w chwili obecnej bezpieczny. Ani z Jej ani z Twojej strony.

Zwykle staram się nie doradzać, ale to co chcę Ci napisać i doradzić na pewno nie jest niczym złym. I jest tylko sugestią, ale płynącą z moich doswiadczen. Odsuń się od obu kobiet, bo obie widzisz w sposób jednostronny i zaburzony. Jedna jest czarna, druga jest biała. Wydajesz się rozsądny, więc sam wiesz, że to niemożliwe, aby tak było w realu. Tylko emocje Ci ten rozsądek przysłaniają.

Skup się na dwóch innych ważnych relacjach: twojej relacji z dzieckiem i twojej relacji z Bogiem. Gdy na pierwszym miejscu postawisz Boga, a na drugim póki co naprawę relacji z dzieckiem (w tym podjęcie z żoną współpracy w tym wymiarze, bo inaczej się po prostu nie da, zwłaszcza gdy dzieckiem na codzień zajmuje się żona) reszta wskoczy z czasem na swoje miejsca sama.

A co do emocji, które teraz tak silnie odczuwasz... Gdy parę lat temu mój mąż się ode mnie odsunął, także fizycznie, bardzo się zakochałam. W innym. Samotność, poczucie pustki, tęsknota za przytulaniem, spojrzeniem, akceptacją, dobrym slowem. Nie spostrzegłam się, że wpuszczam w to miejsce innego mężczyznę, zdecydowanie zbyt blisko. Byłam pewna że tylko się przyjaźnimy. I nagle, naprawdę nagle, stanęłam przed sobą rozdarta i przestraszona. Z jednej strony mąż, z którym było mi źle, z drugiej obiecujący zakochany we mnie mężczyzna, do którego czułam tak wiele emocji. No zakochana po uszy byłam. Miałam ogromne szczęście dobrze to rozpoznać. Akurat ja nie miałam dylematu co zrobic, dla mnie dane przeze mnie słowo jest święte. Niezależnie od wiary, miłości i innych rzeczy. To mój fundament. Co nie znaczy, że było to łatwe i nie cierpialam. Zrezygnowałam z jakiejkolwiek relacji z tym mężczyzną, odcięłam się od niego i postanowiłam pozostać wierna mojej przysiędze małżeńskiej, niezależnie od złych emocji jakie czułam wtedy wobec męża i dobrych jakie czułam wobec innego mężczyzny. Podjęłam starania o poprawę tego co było złe w mojej relacji z mężem. Jestem sobie ogromnie wdzięczna za to że nie sprzeniewierzylam się wtedy małżeństwu i nigdy nawet tego drugiego mężczyzny nie dotknęłam. Mój mąż wie co mnie wtedy spotkało, bez szczegółów, nie powiedziałam mu kim był mężczyzna. Nie wiem, czy mąż uwierzył mi, że do niczego nie doszlo. Mam nadzieję , że tak, bo tak było. Choć pewnie i sam fakt, że żona zakochała się w innym, musiał boleć. Swojego udziału w tym mąż nie dostrzegł, albo mi o tym nigdy nie powiedzial. Przez trzy kolejne miesiące to ja bardzo cierpiałam, byłam zakochana, nie ułatwiało mi, że mężczyzna nie chciał wcale odpuścić, rysował mi wizje szczęścia, pytał jak mogę być z mężem, niszczyć siebie i dziecko. Też siwy o to siebie pytalam. Mężczyzna roztaczał wizje opieki jaką nas otoczy, milosci. A mąż naprawdę był wtedy w destrukcyjnym okresie, chyba nawet nie widział co się ze mną działo, dokładał mi ile mógł, był dla mnie bardzo niedobry w tym okresie. Rozpacz, tęsknota fizyczna, emocjonalna, duchowa, ból wewnętrzny, zle emocje do męża, wszystko o czym piszesz było wtedy moim udziałem. Byłam tak zakochana, że każda moja myśl biegła do tego drugiego. I wiesz co? Przeszło. Paliwa starczyło na trzy miesiące intensywnych emocji i rok tlenia się z jakimś tam większym płomieniem od czasu do czasu. Nie widuję tego mężczyzny, odcięłam się, pilnowałam by nic nie podsycać. W pewnym momencie nauczyłam się przekształcać te emocje na uczucie do męża, na bycie lepszą matką i żoną. Da się, choć może wydawać się niemozliwe. Historia ma dalszy ciąg. Ostatnio ten mężczyzna pojawił się, zapewne dowiedziawszy się, że mąż mnie opuścił, wciąż gotowy się zaopiekować i otoczyć miłością mnie i dziecko. Jestem bardzo samotna i bardzo zraniona, o wiele bardziej niż te lata temu. Tym razem podobnie jest z naszym dzieckiem. Dokładnie tak jak ten mężczyzna przewidział, ja i dziecko jesteśmy poranieni, przestraszeni i porzuceni. Ale teraz jestem mądrzejsza. Od razu powiedziałam nie. I uciełam radykalnie kontakt.
Dzielę się z tobą tą historią, bo czuję że jesteś bardzo zaangażowany w swoje zakochanie. To ułuda. Znika, jeśli jej nie podsycać. To boli, wiąże się z cierpieniem, ale jest do przeżycia. Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Miłość też nie. Gdy dopuścimy blisko inną osobę, może przytrafić się zakochanie. Rzecz bardzo przejściowa. Przechodzisz przynajmniej drugi raz w życiu, bo zakładam że w żonie też byłeś zakochany. I jak sam widzisz minęło. To drugie uczucie też minie. Jeśli kiedykolwiek dopuścisz blisko siebie inną kobietę, także w niej się pewnie znów zakochasz. Także jeśli tą kobietą będzie twoja żona. Zakochanie osiągnąć dość łatwo, choć wydaje się takie ulotne, magiczne i budzi tyle emocji. To trochę chemii wywołanej bliskością. Prawdziwą zagadką jest miłość. Także ta małżeńska.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: s zona »

tata999 pisze: 27 gru 2019, 10:33 Witaj Aleks,

napisałeś, że nie masz już sił. Do czego tych sił potrzebujesz w pierwszej i drugiej kolejności?

Dobrze, że się dzielisz swoją historią. Myślę, że pomoże to i Tobie i innym.

Jeśli o mnie chodzi to piszę głównie publicznie, żeby każdy mógł skorzystać. Nie napiszę prywatnie.
Witaj Aleks,
mysle podobnie,jak Tata999 ...
Piszac na forum mozemy "byc naprostowani", jesli cos zabrniemy nie tak .. piszac na pv nie ma takiej mozliwosci ...mozemy komus zrobic krzywde ..

Aleks dobry jest ten link od Nirvanny sp p Ks Krzysztofa Grzywocza ...gdybys znalazl czas ...
Podziwiam Twoja Odwage .. I Szczerosc ...w Twoim poscie ...
A od siebie dodam,ze dobrze jest zadbac o dobry fundament i na tym zaczac budowac ...

Westchne w modlitwie o Boze Prowadzenie dla Ciebie :)

ps czytajac Ciebie pomyslalam o tych kobietach w sasiednich watkach...gdzie maz na klopoty w malzenstwie ..."obraza sie" i postanawia odejsc na inna trawe .. bardziej zielona .. do czasu .. potem kowalska ma wszystkie wady zony plus swoje ....
I dochodza jeszcze wyrzuty Sumienia ...
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam już sił

Post autor: tata999 »

Ruta pisze: 27 gru 2019, 11:54 Witaj Aleks. Twój post bardzo mnie poruszył, bo... mógłby napisać go mój mąż. Jestem opuszczoną żoną i mogę napisać Ci jak wygląda to z mojej perspektywy. (...)
Tylko dodam od siebie, że podzielam punkt widzenia Ruty, a w odróżnieniu od niej jestem mężczyzną. To by chyba wskazywało, że wypowiedź nie jest stronnicza ze względu na płeć.

Z jednym tylko nie do końca się zgadzam:
Ruta pisze: 27 gru 2019, 11:54 Myślę też, że choć tego nie dostrzegasz, tym jest twoja tęsknota za dzieckiem i rodzinnym klimatem - miłością do żony, choć tak bardzo jesteś na to obecnie zamknięty.
Ja myślę, że miłość do żony to jednak zupełnie coś innego niż tęsknota za dzieckiem i rodzinnym klimatem. Sugerowałbym rozróżnić te dwie sprawy. Jeśli już miałbym zgadywać, to miłości do żony spodziewałbym się zastąpionej własnym, romantycznym (nierealnym) wyobrażeniem idealnej kobiety i uczuciem do niej. Być może kiedyś to wyobrażenie już było uosabiane w żonie, teraz w kowalskiej, później może być przeniesione na jeszcze inną kobietę albo wyzbyte jak każde inne złudzenie.
Pustelnik

Re: Nie mam już sił

Post autor: Pustelnik »

tata999 pisze: 27 gru 2019, 13:06
Ruta pisze: 27 gru 2019, 11:54 Witaj Aleks. Twój post bardzo mnie poruszył, bo... mógłby napisać go mój mąż. Jestem opuszczoną żoną i mogę napisać Ci jak wygląda to z mojej perspektywy. (...)
Tylko dodam od siebie, że podzielam punkt widzenia Ruty, a w odróżnieniu od niej jestem mężczyzną. To by chyba wskazywało, że wypowiedź nie jest stronnicza ze względu na płeć.
(...)
I ... niech (z lekka) "skomentuję" :
(Jak dla mnie - ewidentnie) "rośniesz" tata999 ...
I potrafisz się tym "dzielić". I robisz ... to (a też wielu "wyjadaczy" już odeszło z tego forum ... , nie żebym miał im za złe) 8-)
Ewuryca

Re: Nie mam już sił

Post autor: Ewuryca »

Aleks bardzo rozumiem twoją obecną partnerkę ponieważ moje nawrócenie przyszło do mnie kiedy byłam już po rozwodzie i w nowym związku. Chęć spowiedzi i komunii Świętej były tak silne że nie byłam w stanie się temu oprzeć. I teraz napiszę dwie rzeczy, które może ci się nie spodobają. Uważam, że jeśli naprawdę ją kochasz to powinieneś pozwolić jej odejść. To jest prawdziwe cierpienie duchowe wiedzieć, że jedyną przeszkodą aby móc przyjąć Eucharystię jest drugi człowiek. No i ewentualnie drugie rozwiązanie jest takie, że jeżeli nie ma żadnej możliwości naprawy waszych małżeństw to po konsultacji z kapłanem możecie zobowiązać się do tak zwanego białego związku. I teraz pytanie dla ciebie, czy bardziej kochasz Boga, siebie czy ją?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: Ruta »

Ewuryca pisze: 27 gru 2019, 15:36 No i ewentualnie drugie rozwiązanie jest takie, że jeżeli nie ma żadnej możliwości naprawy waszych małżeństw to po konsultacji z kapłanem możecie zobowiązać się do tak zwanego białego związku. I teraz pytanie dla ciebie, czy bardziej kochasz Boga, siebie czy ją?
Pozwolę się sobie nie zgodzić. Co to znaczy, że nie ma możliwości naprawy małżeństwa? Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania.

Nie wiemy, czy żona Aleksa czeka na niego, czy jest gotowa go przyjąć, czy deklaruje miłość i chęć pracy nad sobą i relacją. Zakładam, trochę na wyrost, że tak, bo nie ma ani słowa o tym, że jest z kimś innym, jest za to małe dziecko, które potrzebuje obojga rodziców. Niezależnie jednak od gotowości żony, żadnej próby naprawy relacji jeszcze nie było. Warto ją podjąć, jak już wszyscy uporządkują się wewnętrznie. Bez zbędnego czekania. Na razie Aleks z kryzysu w małżeństwie wpłynął w ramiona kochanki i żyje w przekonaniu póki co, że jest ona tą jedyną, którą zaraz może utracić. Mozliwe, że jak przyzna kochance rację i oddali ją z przyczyn religijnych, kochanka zmieni zdanie i nagle będzie jednak mogła żyć i z Aleksem i z Bogiem. To dobry test, aby przekonać się co do siły wiary kochanki. Jeśli wierzy, wróci do wierności swojemu małżeństwu i Bogu, jeśli tego nie zrobi, jest manipulatorką, która zasłania się wiarą i lepiej trzymać się z daleka. Tak czy siak oddalenie kochanki ma same plusy.

Co do małżeństwa kochanki, jej małżeństwo jest w kryzysie od lat, więc powrót do wiary może naprowadzić ją na drogę do naprawy własnego małżeństwa, a nie rozbijania cudzego. Gdyby ktoś sądził, że jako opuszczona żona chcę kochance odebrać prawo do szczęścia - wręcz przeciwnie. Nie chcę.

Sama dla siebie wybrałam taką drogę, wierności małżeństwu sakramentalnemu i wiem, że jest ona właściwą. Na pewno lepszą, niż szukanie na siłę miłości i rozbijanie cudzych małżeństw i rodzin, niszczenie relacji rzekomo kochanego mężczyzny z jego własnym dzieckiem i to jeszcze pod pozorem "pokazania mu zgodnej wiary i miłości dwojga dorosłych ludzi". To bardzo poraniona osoba musi być, współczuję jej, wspomnę w modlitwie. Mam szczerą nadzieję, że ze względu na nią samą pójdzie za głosem serca - tym wzywającym do zaprzestania życia w cudzolożnym związku i wzywającym do pojednania z Bogiem. Zapewniam, że daje to ogromne szczęście. A życie bez męża nie musi być wcale puste ani samotne. Może być piękne i szczęśliwe. Zwłaszcza jak jest się blisko Boga. Jeśli żona Aleksa nie zechce go przyjąć, zawsze można odczekać i nie ustawać w modlitwie za nią i mądrych próbach naprawy.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: JolantaElżbieta »

Ruta pisze: 27 gru 2019, 16:58
Ewuryca pisze: 27 gru 2019, 15:36 No i ewentualnie drugie rozwiązanie jest takie, że jeżeli nie ma żadnej możliwości naprawy waszych małżeństw to po konsultacji z kapłanem możecie zobowiązać się do tak zwanego białego związku. I teraz pytanie dla ciebie, czy bardziej kochasz Boga, siebie czy ją?
Pozwolę się sobie nie zgodzić. Co to znaczy, że nie ma możliwości naprawy małżeństwa? Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania.

Nie wiemy, czy żona Aleksa czeka na niego, czy jest gotowa go przyjąć, czy deklaruje miłość i chęć pracy nad sobą i relacją. Zakładam, trochę na wyrost, że tak, bo nie ma ani słowa o tym, że jest z kimś innym, jest za to małe dziecko, które potrzebuje obojga rodziców. Niezależnie jednak od gotowości żony, żadnej próby naprawy relacji jeszcze nie było. Warto ją podjąć, jak już wszyscy uporządkują się wewnętrznie. Bez zbędnego czekania. Na razie Aleks z kryzysu w małżeństwie wpłynął w ramiona kochanki i żyje w przekonaniu póki co, że jest ona tą jedyną, którą zaraz może utracić. Mozliwe, że jak przyzna kochance rację i oddali ją z przyczyn religijnych, kochanka zmieni zdanie i nagle będzie jednak mogła żyć i z Aleksem i z Bogiem. To dobry test, aby przekonać się co do siły wiary kochanki. Jeśli wierzy, wróci do wierności swojemu małżeństwu i Bogu, jeśli tego nie zrobi, jest manipulatorką, która zasłania się wiarą i lepiej trzymać się z daleka. Tak czy siak oddalenie kochanki ma same plusy.

Co do małżeństwa kochanki, jej małżeństwo jest w kryzysie od lat, więc powrót do wiary może naprowadzić ją na drogę do naprawy własnego małżeństwa, a nie rozbijania cudzego. Gdyby ktoś sądził, że jako opuszczona żona chcę kochance odebrać prawo do szczęścia - wręcz przeciwnie. Nie chcę.

Sama dla siebie wybrałam taką drogę, wierności małżeństwu sakramentalnemu i wiem, że jest ona właściwą. Na pewno lepszą, niż szukanie na siłę miłości i rozbijanie cudzych małżeństw i rodzin, niszczenie relacji rzekomo kochanego mężczyzny z jego własnym dzieckiem i to jeszcze pod pozorem "pokazania mu zgodnej wiary i miłości dwojga dorosłych ludzi". To bardzo poraniona osoba musi być, współczuję jej, wspomnę w modlitwie. Mam szczerą nadzieję, że ze względu na nią samą pójdzie za głosem serca - tym wzywającym do zaprzestania życia w cudzolożnym związku i wzywającym do pojednania z Bogiem. Zapewniam, że daje to ogromne szczęście. A życie bez męża nie musi być wcale puste ani samotne. Może być piękne i szczęśliwe. Zwłaszcza jak jest się blisko Boga. Jeśli żona Aleksa nie zechce go przyjąć, zawsze można odczekać i nie ustawać w modlitwie za nią i mądrych próbach naprawy.

Amen!
Ewuryca

Re: Nie mam już sił

Post autor: Ewuryca »

Ruta właśnie dlatego napisałam że to rozwiązanie jest dla osób gdzie faktycznie nie ma możliwości naprawy małżeństwa z różnych względów i dlatego właśnie rozeznanie można postawić po rozmowie z kaplanem. Jak dla mnie szczegółów jest za mało żeby doprecyzować czy jest możliwość naprawy czy nie. Sama również nie nazwałbym tej kobiety manipulatorką. Proces powrotu pojednania z Bogiem i kościołem to nie jest pstryknięcie palcem, czasem trwa kilka lat i potrzeba wiele rozeznania, wzlotów i upadków. Moj rok kiedy próbowałam się nawracać doprowadziły mnie do konsultacji z egzorcystą było tak ciężko, więc nie będę rzucać kamieniem w nikogo kto szuka tej drogi choćby robił krok w przód i dwa w tył.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13373
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam już sił

Post autor: Nirwanna »

Ewuryca pisze: 27 gru 2019, 17:22 Ruta właśnie dlatego napisałam że to rozwiązanie jest dla osób gdzie faktycznie nie ma możliwości naprawy małżeństwa z różnych względów i dlatego właśnie rozeznanie można postawić po rozmowie z kaplanem. Jak dla mnie szczegółów jest za mało żeby doprecyzować czy jest możliwość naprawy czy nie. Sama również nie nazwałbym tej kobiety manipulatorką. Proces powrotu pojednania z Bogiem i kościołem to nie jest pstryknięcie palcem, czasem trwa kilka lat i potrzeba wiele rozeznania, wzlotów i upadków. Moj rok kiedy próbowałam się nawracać doprowadziły mnie do konsultacji z egzorcystą było tak ciężko, więc nie będę rzucać kamieniem w nikogo kto szuka tej drogi choćby robił krok w przód i dwa w tył.
Pozwolę sobie doprecyzować - rozwiązanie w postaci "białego związku" może zaistnieć rzeczywiście po konsultacji z kapłanem, a w zasadzie po długotrwałym prowadzeniu danej pary przez kapłana, ale tylko wtedy, gdy z ważnych przyczyn para nie może się natychmiast rozstać. Do takich ważnych przyczyn najczęściej należy wychowanie małoletnich dzieci lub niezbędna opieka nad osobą chorą; para jest najczęściej zresztą wiele lat w związku cywilnym. Gdy nie ma tych przesłanek - nie ma możliwości akceptacji białego związku, bo biały związek to etap przejściowy i wyjątek, a nie reguła. Wartościową lekturą na ten temat jest książka p. Guzewicza "Jezus i niesakramentalni". Na końcu jest parę akapitów też o Sycharze ;-)
W przypadku Aleksa biały związek w ogóle nie wchodzi w grę, nie sądzę aby jakikolwiek kapłan wziął na siebie odpowiedzialność za taką decyzję w ich przypadku, ponieważ Aleks jest w trakcie rozwodu cywilnego ze swoją sakramentalną żoną, więc ze swoją partnerką na pewno nie tworzą związku cywilnego, nie mają wspólnych małoletnich dzieci, nic nie napisał też o konieczności opieki, ani nie podał jakichkolwiek innych przyczyn, które wykluczyłyby rozstanie - oprócz jego zakochania.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ