Lukasz,
Jestem jednym z tych, których żona wróciła, chociaż patrząc po ludzku, zwłaszcza wtedy (czyli z ówczesnej perspektywy), było już pozamiatane.
Kobiety rzeczywiście statystycznie wracają rzadziej. Warto natomiast wg mnie przyjrzeć się powodom tego stanu rzeczy.
Konstrukcja psychiczna kobiety, to jedno, aczkowiek bardzo ważny czynnik. Sporo już o tym na forum było, ja zaś jako mężczyzna jestem raczej kiepskim ekspertem od kobiecej psychiki
Napiszę więc o czymś, co pojawia się rzadziej.
Zarówno moje osobiste doświadczenie, obserwacja forum i otaczających mnie małżeństw wskazuje mi, jako nierzadko istotną przeszkodę - nas, mężczyzn.
Nasze ego (meeega trudny przeciwnik, naiwny komu się wydaje, że ma je pod kontrolą), trudności w przebaczeniu, przyjęciu niewiernej małżonki, otwartości na taki powrót (nie w świeżym kryzysie, a po jakimś czasie, bo na początku kryzysu ta otwartość wydaje mi się większa).
Do wykonania jest ciężka i mozolna praca nad samym sobą, aby stać się mężczyzną i jak mężczyzna, wg pomysłu Stwórcy, funkcjonować. Przyjęcie odpowiedzialności własnej bez oglądania się na drugą stronę.
Obserwacja mówi, że zwłaszcza po jakimś czasie, nierzadko tworzą się okazje, by naprawiać. Nie zawsze jednak jesteśmy na to gotowi, nie zawsze tę szansę dostrzeżemy, nie zawsze nasz poziom determinacji jest wciąż na tym poziomie co na początku kryzysu.
Oczywiście (i niestety zarazem) nawet najlepsza praca nad sobą nie gwarantuje powrotu małżonki. Zwiększa tylko (i aż) szansę na odbudowę, gdy nadarzy się sposobność.
Kolejna sprawa, u mnie w tym całym nieszczęściu, złożyło się tak, że nowa wizja szczęścia małżonki runęła. To bardzo ważny czynnik. Bez kowalskiego jednak szanse wyraźnie różnią się na korzyść chcących ratować.
Mimo tego żona i tak była baaardzo niechętna do powrotu.
Wróciła bardziej na zasadzie „od biedy, z braku laku...spróbuję”. Mało przyjemna świadomość i perspektywa, ale przecież nie wróciła bo wróciła „miłość”.
Pomogły oczywiście dzieci, moje zmiany, moja determinacja, mój spokój którego wczesniej w nadmiarze nie posiadałem
oraz moje odwieszenie od niej. To wszystko oczywiście jest mało moje, dostałem to od Boga, przy współpracy z Nim.
Jawiłem się przez to jednak bardziej atrakcyjny i perspektywiczny, niż przed kryzysem czy w jego początkowych fazach.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk