Poważny kryzys małżeński

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Moi drodzy,
Chwilę mnie tutaj nie było...

Niestety u mnie sytuacja bez zmian. Mąz nadal zwieszony, zero okazywania uczuć. Żyejemy jak współlokatorzy a nie małżeństwo.

Próbuję się od męża odwiesić emocjonalnie i żyć swoim życiem.

Zauważam jednak, że jest to ciężkie, kiedy jest obok. Tn. jego obecność mnie wyprowadza z równowagi. Nie potrafię nie reagować na ten chłód, obojetnośc. Jest mi po prostu przykro.

Nidawno spędziałam tydzień urlopu tylko z synem. Wyechaliśmy, nie widziałąm męża, jego chłodu, pogardy w spojrzeniu i byłi mi znacznie łatwiej z tym odiweszeniem.

Dlatego zastanawiam się, czy nie leoiej byłoby, gdyby się wyprowadził.
Czy komuś z Was udało się odwiesić od małżonka, który jest obok, w zasięgu wzroku i swoją postawą krzyczy wręcz nie chcę cię, nie kocham cię...

Może lepiej zaproponować mu, żeby się wyprowadził skoro mnie nie chce?
Bo ile można tak trwać w takim maraźmie, żyjąc obok siebie?

Jakie są Wasze doswiadczenia w tym zakresie?

Pozdrawiam
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: tata999 »

WrocKa pisze: 02 mar 2020, 10:10
Może lepiej zaproponować mu, żeby się wyprowadził skoro mnie nie chce?
Bo ile można tak trwać w takim maraźmie, żyjąc obok siebie?

Jakie są Wasze doswiadczenia w tym zakresie?

Pozdrawiam
W sytuacji zdrady i innych oszustw trudno wytrzymać. Tak było w moim przypadku i wielu innych, które znam. Pozytywnie oceniam swoją decyzję o postawieniu granicy i izolacji. Jednakże nie wiem, jaka jest Twoja sytuacja. U każdego jest inaczej. Myślę, że może warto, żebyś spojrzała inaczej - co sobie zaproponować, żebys zrobiła, a nie mężowi. On nie jest Twój, żeby nim sterować i nie masz wpływu na to, co zrobi.
krople rosy

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: krople rosy »

WrocKa pisze: 02 mar 2020, 10:10 Może lepiej zaproponować mu, żeby się wyprowadził skoro mnie nie chce?
Bo ile można tak trwać w takim maraźmie, żyjąc obok siebie?
Co z terapią? Nic pozytywnego nie wniosła?
Ten marazm i chłód to nic innego jak poczucie braku miłości a bez miłości ciężko żyć.
Trudno powiedzieć , co czuje i mysli Twój mąż ale nie sądzę by i dla niego ten klimat nie był przytłaczający.
Czytam własnie książkę pt: Doświadczenie Boga'' Anzelma Gruna (nad u dwie kropki) i przytoczę peiwne fragment;
,,Swoje zaś powołanie widzę w tym, żeby chronić tęsknotę w moim sercu i trwać w otwartości na Boga, a przez to moje serce będzie też otwarte dla ludzi. Tęsknota zachowuje serce otwarte nie tylko na Boga ale i na innych. W otwartym sercu zawsze jest dla nich miejsce. Otwarte serce nie osądza. Ono przyjęło zycie z jego rozczarowaniami i utratą złudzeń,ale się nie zamknęło. Porażki i rozczarowania traktuje jako trampolinę do skoku w Bożą przestrzeń. Własnie dlatego że uczciwie rozpoznało swoją sytuację, spotegowała się w nim tęsknota za Bogiem. I dzieki takiej tęsknocie serce się rozszerzyło. Gdy przyjrzę się moim zaspokojonym i niezaspokojonym potrzebom w świetle tęsknoty , wszystko może stać się doswiadczeniem Boga. Wtedy człwoiek który mnie kocha, wskazuje mi na miłość Boga. W jego ludzkiej miłości mogę odczuć coś z boskiej nieskończonej miłości. Ale nie będę już przy tym obciążał owego człwoieka żądaniem, by mnie nieskończenie kochał. Zatem nie tylko jego miłość , lecz także moje rozczarowanie, że on mnie nie rozumie, że nie czuję jego miłości - może stać się dla mnie przestrzenią doświadczenia Boga. Bo to własnie rozczarowanie z powodu ludzi wskazuje mi na Boga. Zamiast użalać się, że drugi człwoiek jest tak twardy , mogę jego twardością pogłebić moją tęsknotę za Bożą miłością. Wtedy tylko mogę rzeczywiście żyć razem z ludźmi, jesli w Bogu, a nie w ludziach widzę moją najgłebszą podstawę.''
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Krople Rosy piękny ten cytat...Wzruszyłąm się.

Terapia niestety nie za bardzo działa, bo do terapii trzeba się otworzyć a mój mąż jest zamknięty...Terapeutka mówi, żeby próbować się do siebie zbliżyć a on nie próbuje, tylko robi uniki.
Wyszło też jego kilka nieprzepracowanych rzeczy z dzieciństwa i teraz on musi to przepracować, a to wymaga czasu.

Wiem, że czas jest potrzebny...Ale mi już tak bardzo brak cierpliwości...

Chyba łatwiej byłoby, jakbyśmy mieszkali osobno. Bo teraz to jestem zależna od jego humorów. On ma zły humor i fuczy, to ja też znowu mam gorszy dzień. Ma lepszy dzień i jest miły, to ja chwytam się tego jak tonący brzytwy.

Myślę (chociaż pewności oczywiście nie mam),że nie ma żadnej Kowalskiej. Jeszcze...
Ale jak dalej będziemy w takiej lodówce emocjonalnej, to w końcu ktoś ją wypełni...

Modlę się cały czas, ale już nie wiem o co się modlić...Czy o uratowanie małżeństwa? Czy o cierpliwość? Czy jeszcze o coś innego...
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Minu »

Witam WrocKa! Chciałabym Ci podać rękę i mocno przytulić...jesteśmy w podobnej sytuacji...U nas też w związku/małżeństwie kryzys po 10 latach, też te same powielane schematy zachowań męża (wypalenie,brak miłości,nie wie co czuje itd.), przeplata się motyw wspierajacej przyjaciółki itd. Jedyne,co nas różni to to ze mój mąż już raz się wyprowadził na 5 miesięcy i do nas wrócił oznajmiając,że daje szansę...niestety po powrocie 'dobre' trwało raptem 2 tygodnie....potem bardzo szybko powrocilismy do dawnych schematów...i kryzys jeszcze bardziej zaogniony trwa nadal... i też, tak jak Tobie brakuje mi momentami siły i chciałabym aby to wszystko się już skończyło...tylko wtedy przychodzi takie otrzeźwienie, bo doskonale pamiętam jakie uczucia i myśli mną targaly ,jak mąż się wyprowadził,jak z dnia na dzień zostawił mnie i córkę ze wszystkimi problemami....Przez te 5 miesięcy byłam wrakiem emocjonalnym,fizycznym i psychicznym człowieka. Z zewnątrz i w oczach innych radzilam sobie całkiem nieźle ale w środku wyłam z bólu jak małe dziecko... Czasami sobie myślę,czy dobrze że mąż wrócił...czy może zrobił to zdecydowanie za wcześnie,bo nie zdążyliśmy nic przepracowac albo tylko niewiele...A może jeśli minęło by trochę więcej czasu nie bralby takiego powrotu pod uwagę...Tego niestety nie wiem i wiedzieć nie będziemy...przyjmuję,że tak miało być i już...
Myślę,że lepiej pracować nad relacją,nad sobą jak ta druga połowa jest jeszcze chociaż ciałem w pobliżu... Może nam się wydawać,że ta trudna praca nad sobą nie przynosi oczekiwanych efektów i nie robi wrażenie na tej drugiej osobie ale bardzo chcialabym się w tym przypadku mylić...Mój mąż niby wiecznie nieobecny,zamknięty w sobie,nie zajmujący stanowiska...potrafi mi doskonale wypunktować moje potknięcia...ba....nawet potrafi z aptekarską dokladnoscią słowo w słowo przytoczyć moje wypowiedzi,chodź w większości wydaje mi się,że mnie w ogóle nie słucha...:)taki spryciarz...:)
U mnie dużym problemem jest jeszcze to,że kilka osób podsuwa temat Kowalskiej...bo jak wspominam,że mąż tyle pracuje, ze tak się zachowuje,ze ciągle głowa w komputerze itd....ich zdaniem musi być drugie dno...odbieram to jako podszepty zlego...Pytałam męża wprost i za każdym razem zaprzeczał...co więcej...był na mnie bardzo zły za te osady i brak zaufania...Był moment że trochę szukałam i dociekałam...A jak to w życiu bywa..jak szukasz to na pewno się coś znajdzie...I znajdywalam...a to druga karta w telefonie i obce doladowania,a to jakieś dziwne rachunki itd.....Ale uwierzcie mi że za każdym razem z tymi moimi odkryciami się kompromitowalam,bo mąż zawsze pięknie się wytłumaczył a ja wychodziłam na tą najgorszą...I ostatnio powiedziałam sobie dość...Wiedza o rzekomej Kowalskiej nic by nie zmieniła i nic nie wniosła do mojego życia...procz dodatkowego bólu...a ja tego nie chcę i nie potrzebuję...Skoro postanowiłam,że chcę ratować siebie i małżeństwo to trzeba to robić...cierpliwie...wytrwale...krok po kroku...I nie zbaczać z raz obranego toru...
I teraz tak już na poważnie chcę zająć się sobą...dużo mam do poprawy...więc do roboty...
Otaczam modlitwą...
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Nino »

Minu, życzę Ci jak najlepiej, jednak.... bądź rozważna. Również nie jestem za wyprowadzkami współmałżonka, jednak na kłamstwie i ukrywaniu prawdy też nie ujedziecie. Mam na myśli zachowania Twojego męża. Kiedy opisujesz jego postępowanie, wypisz wymaluj mój osobisty mąż sprzed paru laty. Podobnie jak Ty, nie brałam pod uwagę kowalskiej, a nawet, jak zadziało się coś podejrzanego, wypierałam wszystko, a mąż potrafił znaleźć kłamstwo na poczekaniu i jeszcze podać w taki sposób, że to ja czułam się winna, iż go w ogóle oskarżam. Mój mąż nigdy nie przyznał się do zdrady. Ujawniły się z czasem, można powiedzieć: przypadkiem. Jak sobie teraz przypominam sytuacje, kiedy byłam okłamywana w żywe oczy, to sama sobie się dziwię, gdzie miałam rozum. Z drugiej strony, jestem wręcz wdzięczna Opatrzności, że nie dowiedziałam się więcej, bo po prostu ze swoją wrażliwością nie uniosłabym tego.
Mąż też wracał, po moich namowach i licząc na to, ze ja się zmienię, że będę inna. A ja się nie zmieniałam, więc znów kryzys: jeszcze boleśniejszy, niż wcześniej. Oczywiście, mąż ma swoje powody i swoją rację, a zapewne również kowalską, ponieważ nie wykazywał wcześniej zahamowań w tym kierunku, choć skrzętnie wszystko ukrywał.
10 miesięcy temu porzucił mnie ponownie. Boli bardzo, ale też.... kiedy jestem choć troszkę odwieszona, zaczynam dostrzegać, że te zejścia nie miały racji bytu, ponieważ były oparte na kłamstwach, zatajeniach, nieprzepracowanych problemach, na niewłaściwych przesłankach, i to z obu stron.
Pamiętam pewien wiosenny spacer. Zapytałam go o... kochankę. Czy oprócz tej, sprzed osiemnastu laty ( którą tak przepłakałam ), był ktoś jeszcze....Odpowiedział, że nie. I wiele razy to NIE słyszałam od niego. I to niestety były kłamstwa. A ja łykałam każde. Każde jego słowo było dla mnie prawdą. W ogóle nie zakładałam, że mój mąż może kłamać i zdradzać. Wszystko może. Jest wolnym człowiekiem.
Dlatego u mnie właściwie sytuacja jest klarowna. Bez dobrej woli męża, nie zdziałam już nic w kierunku bycia razem. I muszę się z tym pogodzić. Nauczyć się żyć sama. I być w życiu szczęśliwa, bez niego.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

U mnie niestety znowu pogorszenie sytuacji. O ile w ogóle coś można jeszcze tutaj pogorszyć...

Wczoraj mieliśmy kłótnie po tym, jak podniosłam głos na syna, który coś do mnie odpyskował i zaczął się do mnie brzydko odnosić. Ostatnio mam z nim (z synem) coraz więcej problemów wychowawczych. Jemu najwyraźniej też udziela się ta "sielska" atmosfera i reaguje agresją...

W każdym razie mąż się wtrącił i naskoczyl na mnie, że nic się nie zmieniłam, że nawet syn ma mnie już dość i że do niego tak nie pyskuje, czyli widocznie to coś jest ze mną.

Ja mu na to, że syn nie ma kiedy do niego pyskowac bo albo go nie ma, albo mu na wszystko pozwala, więc nie ma podstaw (wiem - nie powinnam tego mówić, ale emocje znów wzięły górę).
No i się zaczęło....

Ja mam wrażenie, że on tylko czeka, aż ja dam się ponieść emocjom (a ze skały nie jestem), żeby mieć argumenty że jestem ta najgorsza. Żeby potwierdzić swoje stanowisko.

Nie szuka we mnie dobra tylko czeka, aż mi się noga powinie. A przecież nikt nie jest idealny...Wiem, że mamjeszcze wiele do przepracowania, ale już zrobiłam postępy i inni to zauważają (że się mniej denerwuję, że odpuszczam i nie stawiam uparcie na swoim).
Ale mąż mówi że nie widzi zmian (chociaż na terapii raz przynał, że widzi, że żona się zmienia) i że jestem sztuczna i on mnie zna i wie, że teraz się hamuje a i tak wyjdzie ze mnie jędza...

Nie mam już sił....Nie chce tak żyć, żeby na każdym kroku się bać, że jak coś powiem nie tak albo się uniosę albo krzywo popatrzę to on odejdzie.
On mnie nie kocha po prostu...
Jakby kochał, byłby bardziej otwarty. Byłby w stanie zrozumieć i przebaczyć niedoskonałości.
A bez miłości nie da się nic naprawić, bo nie ma motywacji...
Dlatego on jest taki chłodny, okrutny...bo nie ma już uczucia.

Ja kocham wciąż, dlatego jeszcze walczę...ale do tanga trzeba dwojga. Czasem może trzeba dać komuś odejść?

Piszecie, że lepiej jest pracować nad związkiem jak jesczcze ta druga osoba jest obok. A jak mam wrażenie że to tak, jakbym sie starała rzucić palenie w pokoju pełnym palących ludzi...

Być może się mylę i jak byśmy mieszkali osobno to było by mi jeszcze gorzej. Ale teraz też nie jest dobrze. Miotam się jak ryba w sieci a on ma wrażenie tylko czeka, aż się w tej sieci uduszę. Nawet nie myśli, żeby podać mi rękę i pomóc się wyplątać z tej sieci.

Teraz jeszcze dziecko stało się kością przetargową. On mu pozwala na wszystko, nie angażuje się w wychowanie a jak ja próbuję coś wprowadzić/wyegzekwować (co dziecku się oczywiście nie podoba), to jest że jestem ta najgorsza i dziecka też się czepiam tak jak jego się zawsze czepiałam.

Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to w razie rozstania będzie chciał przekonać dziecko do pozostania z nim.
A ze mnie zrobi wariatkę (chodzę na terapię i biorę leki), żeby potwierdzić swoje stanowisko.

A tego bym już nie przeżyła...

Czy jest jakieś dobre wyjście z tej sytuacji?
Nie mam już sił...Naprawdę...
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Marcin83 »

Czy mąż zawsze tak ulgowo traktował syna, czy może zaczął dopiero gdy między Wami pojawił się problem? Może to być świadome działanie mające na celu zaskarbienie sobie łask syna i zyskanie w nim sojusznika. Co robić? Nie wiem bo sam nie mam dzieci, zapewne odezwą się osoby bardziej kompetentne w tym zakresie...
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Marcin83 generalnie tak, mąż zawsze był ten "dobry policjant" a ja ten zły od lekcji, lekarstw i innych "przyjemności".

Mąż przez 2 lata mieszkał w Niemczech i jak przyjeżdżał na weekendy to oczywiście nie wychowywał, tylko rozpieszczał syna.
Od czarnej roboty byłam zawsze ja.

Także to nic nowego, ale teraz on jeszcze dodatkowo to wykorzystuje przeciwko mnie i obserwując moje relacje z dzieckiem zbiera argumenty na nie...
krople rosy

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: krople rosy »

WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Ostatnio mam z nim (z synem) coraz więcej problemów wychowawczych.
Mąż wie o tych problemach? Może usiądź i na spokojnie przedstaw problem mężowi, zapytaj, co on o tym sądzi.
I poproś by nie stawał przeciwko Tobie bo wszyscy gracie do jednej bramki. I dobro dziecka też jest w tej całej sytuacji istotne.
A że Tobie czasem puszzcają nerwy.....klimat w domu nie sprzyja spokojowi serca i wcale Tobie z tym Waszym kryzysem dobrze nie jest.
I się to odkłada na zdrowiu i nerwowości.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: s zona »

WrocKa pisze: 04 mar 2020, 13:15 Marcin83 generalnie tak, mąż zawsze był ten "dobry policjant" a ja ten zły od lekcji, lekarstw i innych "przyjemności".

Mąż przez 2 lata mieszkał w Niemczech i jak przyjeżdżał na weekendy to oczywiście nie wychowywał, tylko rozpieszczał syna.
Od czarnej roboty byłam zawsze ja.

Także to nic nowego, ale teraz on jeszcze dodatkowo to wykorzystuje przeciwko mnie i obserwując moje relacje z dzieckiem zbiera argumenty na nie...
Wrocka sluchalam tej audycji dzisiaj i w ok 42 min pomyslalam o Tobie ..
pisze: 04 mar 2020, 19:38 Rozmowy niedokończone:
O roztropności, sprawiedliwości, umiarkowaniu i męstwie
s. Urszula Kłusek SAC
https://tv-trwam.pl/local-vods/vod.36347
Wrocka wydaje mi sie ,ze wiem, jak trudno jest przejsc ten wiek dorastania dziecka z jednej stron, gdy kryzys dobija nas z drugiej ...A hormony nastolatkow daja popalic ...

U nas dyskusje nieraz konczyly sie trzasnieciem dzrwi i moim rozgoryczeniem .. pamietam bolesne slowa nastoletniej corki ,ze " nie dziwie sie ,ze tata znalazl sobie lepsza" :shock: :cry:
A chodzilo tylko o balagan w pokoju ...

Siostra mowi tak prosto, cieplo, tak po Bozemu ..
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: burza »

Niestety tak to wygląda, z dziećmi gdy któreś z małżonków odsuwa się od rodziny i w głowie ma już plan na nową rodzinę. Odbija to się na dziecku /ach i tak jak u mnie nagle mąż zauważa swoje dziecko i chce jakoś je do siebie przekonać. I wtedy zaczyna się od przekupstwa prezentami, pozwala na wszystko. A dziecko ma jakiś swój rytm życia a tu nagle może u taty wszystko, dostaje dosłownie malpiego rozumu. Ciężko mi później od niej coś respektować. A mąż, wytacza najgorsze działa w stosunku do mnie bo chce uzyskać swój cel niestety. Choć niektóre rzeczy oparte są na manipulacji i kłamstwie. Ale to tak jest u mnie bo trafiłam na takiego człowieka zimnego bez krzty litości w stosunku do mnie. Z modlitwą..
krople rosy

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: krople rosy »

WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Wczoraj mieliśmy kłótnie po tym, jak podniosłam głos na syna, który coś do mnie odpyskował i zaczął się do mnie brzydko odnosić. Ostatnio mam z nim (z synem) coraz więcej problemów wychowawczych. Jemu najwyraźniej też udziela się ta "sielska" atmosfera i reaguje agresją...
Wrocka, chciałabym się jeszcze na chwilę odnieść do tego fragmentu. Jesli masz dorastające dzieci to dobrze sobie uswiadomić, że przez problemy z nimi przechodzi większość rodziców. Pyskowanie , postawa roszczeniowa, często bezczelna w rozumieniu i odczuciu rodziców, wymaganie od wszystkich tylko nie od siebie to częste symptomy wieku dojrzewania.
Potrzeba ze strony nas, rodziców, dużo cierpliwości , modlitwy , pokory i mądrości by nie dać się wciągnąć przez nastolatka w ten emocjonalny młyn.
Sama przez to przechodzę i czasem mam wrażenie, że z domu wychodzi mój syn a wraca ktoś obcy. Ktoś, kto uzywa wulgarzymów, ktoś, kto ma zły dzień i oderagowuje na domownikach, ktoś, kto uważa, że wszystko mu się nalezy i jest miły , gdy o coś prosi a wystarczy nie wyrazić zgody by usłyszeć stek wyzwisk i przykrości.
Ja też mam więcej spięć z synem niż mój mąż bo on tak wszystkiego nie kontroluje jak ja czyli: czy umyte zęby, czy odrobione lekcje, czy przygotowany na sprawdzian, czy uczy się do egzaminów. Bo życie takie haj lajf ( czyli brak obowiązków, komputer i bycie poza domem do wieczora) jest fajniejsze niż jakakolwiek praca nad sobą. Koronnym argumentem, jaki najczęściej słyszę jest to, że inni rodzice pozwalają swoim dzieciom na wszystko .
Mąż też ogranicza się do krótkich komunikatów i wyciagania konsekwencji, ja , zdarza się, że popłynę z synem w emocjonalne rozmówki i dochodzi do spięcia.
Ale jestem kobietą, więc jakoś też daję sobie prawo do tych dłuższych dyskusji.....bo to dla mnie też możliwość nawiązania rozmowy z dziećmi.
Trzeba się uzbroić w cierpliwość i robić swoje. Są zasady, których przestrzegać należy i już.
Nie zawsze się to udaje ale siać wartości należy.

Dobrze, żeby rodzice byli jedno w tych zasadniczych, najważniejszych kwestiach bo chodzi przecież o wychowanie dzieci a nie o nasze lepsze samopoczucie czy racje.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i dzielenie się swoimi doświadczeniami.

Burza ja też trafiłam na zimnego i zawziętego człowieka i obawiam się że w kryzysie większość z nich (porzucających, zdradzających, niekochających) tak się zachwouje...

Najważniejsze to panować nad sobą, nad czym bardzo mocno pracuję.

Modlę się o cierpliwość i opanowanie, abym nie dała wciągnąć się w te manipulacje i prowokacje.

Jak ja bym chciała potrafić mieć taką twarz pokerzysty...
Niestety u mnie uczucia wypisane są na twarzy a serce mam na dłoni:(
Mąż to wykorzystuje i czerpie chyba nawet radość z mojego cierpienia.
Jakie to jest upokarzające...Jak można być takim zimnym i okrutnym?

Czy komuś udało się opanować umiejętność pohamowywania emocji? Dla mnie to jest chyba mission impossible...Jak mi smutno to płaczę...I jak mam zatrzymać te łzy, które same cisną się do oczu, gdy mąż mnie rani...?
Czy to jest w ogóle możliwe?
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: tata999 »

WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47
W każdym razie mąż się wtrącił i naskoczyl na mnie, że nic się nie zmieniłam, że nawet syn ma mnie już dość i że do niego tak nie pyskuje, czyli widocznie to coś jest ze mną.

Ja mu na to, że syn nie ma kiedy do niego pyskowac bo albo go nie ma, albo mu na wszystko pozwala, więc nie ma podstaw (wiem - nie powinnam tego mówić, ale emocje znów wzięły górę).
No i się zaczęło....
Ja przyznałbym, że nie powinienem był tego powiedzieć nawet, jeśli po długim czasie. Nikt nie jest idealny i prędzej, czy później zrozumieją. Nie będzie to zdarzenie przyczyną do dalszych nieporozumień i kolejnych sporów. Każdy będzie wiedział, że zgadzacie się, że to była uszczypliwość, nie służyła niczemu dobremu i nie powinna była się zdarzyć. Dla mnie, jako drugiej strony, byłby to punkt wyjścia do poprawy relacji.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Ja mam wrażenie, że on tylko czeka, aż ja dam się ponieść emocjom (a ze skały nie jestem), żeby mieć argumenty że jestem ta najgorsza. Żeby potwierdzić swoje stanowisko.
Jeśli faktycznie tak jest, to czy przemyślałaś co z tym zrobisz?
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Nie szuka we mnie dobra (...)
W poprzednim Twoim zdaniu odniosłem to samo wrażenie, ale w stosunku do niego: "Ja mam wrażenie, że on tylko czeka (...) żeby mieć argumenty że jestem ta najgorsza". Być może czasem jest taki podstępny, a może nie. Może oboje szukacie błotka, a nie złotka w sobie nawzajem?
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 tylko czeka, aż mi się noga powinie. A przecież nikt nie jest idealny...
Zgadzam się. Żaden rodzic, dziecko, mąż, żona, czy ktokolwiek inny nie są idealni.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Wiem, że mamjeszcze wiele do przepracowania, ale już zrobiłam postępy i inni to zauważają (że się mniej denerwuję, że odpuszczam i nie stawiam uparcie na swoim).
Gratuluję i mam nadzieję, że Ty też zauważasz swoje postępy i doceniasz je. Mnie to bardzo podnosi na duchu kiedy z dumą patrzę na swoje dokonania, poprawę. Prawie zmuszam się do tego i czynię to do znudzenia, żeby nie zapominać, podtrzymywać te nowe dobre nawyki, sposoby radzenia sobie, podejmowania decyzji itp.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Ale mąż mówi że nie widzi zmian (chociaż na terapii raz przynał, że widzi, że żona się zmienia) i że jestem sztuczna i on mnie zna i wie, że teraz się hamuje a i tak wyjdzie ze mnie jędza...
Nikt nie jest idealny. Jednakże wierzę, że z czasem poczuje zmianę. Niestety, to zwykle trwa dłużej niż chcemy. To nie tylko w relacjach małżeńskich. Tym bardziej, jak już brakuje zaufania, to ciężko kogoś przekonać jednorazowym powiedzeniem czegoś, zachowaniem. Zwykle trzeba wielokrotnie pokazywać swoje dobre oblicze, przemianę itp. Też tak mam i myślę, że wielu z nas.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Nie mam już sił....Nie chce tak żyć, żeby na każdym kroku się bać, że jak coś powiem nie tak albo się uniosę albo krzywo popatrzę to on odejdzie.
To zależy. Nie bądź dla siebie zbyt surowa. Jeśli powinie Ci się noga w niewielkim stopniu, to nie panikuj. Jednak jeśli, złośliwości będą uporczywe i poważne, to nawet nasza katolicka wspólnota sugeruje odseparowanie (choćby czasowe) się od krzywdziciela/krzywdzicielki.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 On mnie nie kocha po prostu...
Jakby kochał, byłby bardziej otwarty. Byłby w stanie zrozumieć i przebaczyć niedoskonałości.
Jeśli tak definiujesz kochanie: "bardziej otwarty, w stanie zrozumieć i przebaczyć niedoskonałości" to może faktycznie nie kocha lub kocha inaczej.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 A bez miłości nie da się nic naprawić, bo nie ma motywacji...
Dlatego on jest taki chłodny, okrutny...bo nie ma już uczucia.
Zwykle mężczyźni są bardziej stonowani zwłaszcza w trudnych sytuacjach, jak Wasza. Na pierwszy rzut oka uważam, że to dobrze wróży, że jest opanowany, spokojny, "chłodny" (przyziemny?), stara się nabrać dystansu, być może zebrać siły.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Ja kocham wciąż, dlatego jeszcze walczę...ale do tanga trzeba dwojga.
Brawo. Chcesz dać mu bardzo dużo. Myślę, że to miłe Bogu i wielu ludziom wokół Was.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Czasem może trzeba dać komuś odejść?
Zwykle nie da się zabronić odejścia nikomu.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Piszecie, że lepiej jest pracować nad związkiem jak jesczcze ta druga osoba jest obok. A jak mam wrażenie że to tak, jakbym sie starała rzucić palenie w pokoju pełnym palących ludzi...
Chodź do nas na spotkanie Sychar na żywo. Będziemy Cię wspierać.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Być może się mylę i jak byśmy mieszkali osobno to było by mi jeszcze gorzej. Ale teraz też nie jest dobrze. Miotam się jak ryba w sieci a on ma wrażenie tylko czeka, aż się w tej sieci uduszę. Nawet nie myśli, żeby podać mi rękę i pomóc się wyplątać z tej sieci.
Szukaj złotka, a nie błotka. Co siedzi w głowie drugiej człowieka jest nie do odgadnięcia.
WrocKa pisze: 04 mar 2020, 10:47 Teraz jeszcze dziecko stało się kością przetargową. On mu pozwala na wszystko, nie angażuje się w wychowanie a jak ja próbuję coś wprowadzić/wyegzekwować (co dziecku się oczywiście nie podoba), to jest że jestem ta najgorsza i dziecka też się czepiam tak jak jego się zawsze czepiałam.

Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to w razie rozstania będzie chciał przekonać dziecko do pozostania z nim.
A ze mnie zrobi wariatkę (chodzę na terapię i biorę leki), żeby potwierdzić swoje stanowisko.

A tego bym już nie przeżyła...

Czy jest jakieś dobre wyjście z tej sytuacji?
Nie mam już sił...Naprawdę...
Bądź sobą! Otaczam modlitwą. Pogody ducha!
ODPOWIEDZ