mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: lustro »

Bosa

Oczywiscie, ze każda ze stron powinna przekraczać siebie, dźwigać krzyż I zadawać sobie pytania...
Ale...odpowiedziała Ci Zenia.

Ja mogę dodać, ze powinno się wykazać dojrzałość - prawda?
Czy nie zarzuca się tutaj stale zdradzajacym właśnie niedojrzalosc?
To po co się powoływać na coś, co uważa się za niedojrzałe, skoro na tym forum pracuje się nad osiągnięciem większej dojrzałości własnej?

Ja widze, ze to Ciebie bardzo dużo kosztuje. Myślę, tak czuję, że jestes bardzo zraniona. I ja to naprawdę rozumiem.
Tylko czy to prowadzi mi jakimś konsktruktywnym zmianom ?
bosa
Posty: 356
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: bosa »

bosa pisze: 11 sty 2018, 21:34
lustro pisze: 11 sty 2018, 14:07 Krople Rosy
...Gdzie bym była teraz, gdyby tego nie zrobił ? nie wiem.
Ale mysle, że gdybym w wyniku jego odmowy pogrązyła sie totalnie, to oczywiście ja skazała bym siebie na potepienie, ale...byc moze Bóg zadał by mu pytanie - dlaczego na to pozwoliłeś? Wszak jesteście jednym przede mną....
No i znowu winien ten mąż...nie przyjąłby -byłby odpowiedzialny. A przecież uczymy się tu ,że na drugiego człowieka nie mamy wpływu, tylko na siebie, że mamy pracować nad sobą..panować nad sobą...

...A moze nigdy nie musiałaś sobie zadawać pytania do czego ja doprowadzę kogoś swoimi czynami i czy ponosze za tego kogos odpowiedzialność?...
A czy mąż (lub żona) ,który zdradza nie musi sobie zadawać takiego pytania? To znowu działa tylko w jedną stronę?
Ja to właśnie napisałam,tylko źle zacytowałam i mogło być niewidoczne..
Kocham Cię Panie, i jedyna łaska o jaką Cię proszę ,to kochać Cię wiecznie.. św.Jan Maria Vianney
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: GosiaH »

katalotka, a ty jeszcze jesteś w tym (jakby nie patrzeć twoim) wątku?
Jak się trzymasz ?

a! Zapomniałam napisać - naprawdę da się przyjąć współmałżonka, który wracając nie jest nawrócony i jakoś wcale nie widać, by do tego dążył.
Ja żyję w takim małżeństwie i uważam, że nasze małżeństwo obecne, po powrocie, po kryzysie, jest po prostu dobre. Co tam, jest po prostu mega !
Na początku chciałam (podobnie do ciebie) by mąż wracał nawrócony.
To miała być dla mnie taka trochę "gwarancja" że się uda, że może nie będzie powtórki.
I ja zaprosiłam męża na nasze spotkania sycharowskie (rekolekcje).
I mogę powiedzieć, że to był błąd.
Naprawdę!
Trzeba też wiedzieć kiedy jest czas na takie wejście w jakże jednak niecodzienną Wspólnotę.
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: renta11 »

św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: lena50 »

katalotka, a ty jeszcze jesteś w tym (jakby nie patrzeć twoim) wątku?
Jak się trzymasz ?
No właśnie....Katalotka zniknęła i chyba się nie dziwie(też bym zniknęła),no chyba ,ze jakiś inny powód miała.



Lustro...przede wszystkim...napisałam dwie podobne wiadomości,ale miała być jedna.
Błąd sie pojawił i myślałam,że pierwsza nie przeszła, a jak wiesz sprawdzić tego nie możemy.

Dlaczego Ciebie zacytowałam?
Mniemam,że chodzi Ci o pierwszą część cytatu.....
Czytam te rozterki a w glowie pojawia się pytanie - na ile jesteśmy naprawdę związani sakramentem?
Na ile przed Bogiem za siebie nawzajem odpowiedzialni?
I czym tak naprawdę jest krzyż?
Tak naprawdę w zanadrzu więcej cytatów miałam,nie tylko Twoich.....padło na Ciebie.
Zostałaś wyróżniona :lol:
.....a tak całkiem poważnie.....
Część tu piszących,w tym i Ty.......kładzie nacisk na Boga,na sakrament,odpowiedzialność.
Żeby nie było....dla mnie też to najważniejsze i tym kierować się starałam,choć łatwo nie było.
Ty poszłaś odrobine dalej.....piszesz o krzyżu i tchórzostwie,oczywiście nie bezpośrednio do Katalotki,ale w jej wątku i niejako to również jej dotyczy.
Nie wiem,może przewrażliwiona jestem,ale na miejscu Katalotki czułabym się zdołowana i niejako "zmuszana" do przyjęcia męża spowrotem, w przeciwnym razie marną chrzescijanką bym była(Metanoja jasno to określiła)

Lustro....
Dziś tak myślisz,takie Twoje stanowisko.....i fajno,bo to jak najbardziej słuszne jest.
Jednak ,moim zdaniem trochę wyłączyło Ci się "zrozumienie" i czasem się zapędzasz.
Ponadto mimo wszystko Twoja sytuacja trochę różni się choćby od sytuacji Katalotki.
Zresztą nie tylko Twoja,każdy z nas inne doświadczenie ma.

Po za tym......niektórzy albo zapomnieli,albo nie doczytali...
Katalotka zdradzana była,rozwodu nie chciała,nie zgadzała się,kochała męża mimo wszystko,dążyła do naprawy i pojednania.Przeszła przez piekło i długo trwało zanim stanęła na nogi.
Czy teraz ot tak ma przyjąć męża spowrotem,bo jemu się nie ułożyło i sam został?
Czy to dobra motywacja do powrotu i budowania czegoś na nowo?
A może najpierw niech pan mąż zajmie się sobą,swoim nawróceniem,przemianą......czyż nie to każdemu radzimy.
Niech udowodni że naprawdę zrozumiał,że kocha ,że pracuje nad sobą i się zmienia,bo zależy mu na odbudowie sakramentalnego małżeństwa.
Do tego wszystkiego wcale nie musi wrócić już do Katalotki i z nią zamieszkać, a Katalotka i owszem może wesprzeć bez koniecznosci wspólnego zamieszkania.
Jedno nie wyklucza drugiego.

Ja wiem,że są tu osoby,które ot tak przyjęły, zaryzykowały wręcz i jakoś się ułożyło. Podziwiam i szanuje,ale to nie znaczy,że każdy tak potrafi.

Sporo tu osób po rozwodzie,które trwają latami i czekają,nie czekając.....jak to się mówi,ale czy każda z nich ot tak z mety przyjęła by marnotrawnego?
lena50....dawniej lena
Kawka
Posty: 399
Rejestracja: 08 lis 2017, 10:15
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: Kawka »

GosiaH pisze: 11 sty 2018, 22:48 ja zaprosiłam męża na nasze spotkania sycharowskie (rekolekcje).
I mogę powiedzieć, że to był błąd.
Dlaczego uważasz, że to byl błąd? Czy możesz rozwinąć myśl?
agaton
Posty: 35
Rejestracja: 30 lis 2017, 22:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: agaton »

To jeszcze i ja, też podejrzana ;) , bo w niewielkim [chyba] kryzysie, bez zdrady . Zgadzam się całkowicie z K.R. i Bosą; przyjęcie zdradzającego nie może być w żaden sposób "wymuszone" Ani manipulacją obciążonego sumienia ani odpowiedzialnością za współmałżonka. Przecież wielu /część tych,którzy zdradzili, zrobili to mimo,że nikt ich do tej zdrady nie popychał.
Tak, wiem czytałam twierdzenia Lustro o krawędzi ale moim zdaniem (podkreślam że to mój pogląd )i takie spychanie na krawędź( w co wierzę) można załatwić "uczciwym porzuceniem/odejściem (wiem to oksymoron ;) )
Myślę, że należy mieć odwagę, powiedzieć że się odchodzi i dopiero wtedy układać sobie życie z kowalską/kowalskim. Oczywiście jest to złamanie przysięgi złożonej wobec Boga ale uważam,że życie czy farsa życia wspólnego, przy równoczesnym utrzymywaniu kontaktów z kowalskimi, to najgorsza rzecz, jaką można zranić drugiego człowieka.
W pełni identyfikuję się również z poglądem,że powrót do intymności i współżycia, nie może być wymuszany szantażem emocjonalnym i sugerowaniem,że bierze się odpowiedzialność za małżonka,który ma problem ze wstrzemięźliwością.
To jest konsekwencja jego/ jej wyboru. I bardzo delikatna sprawa, którą tylko zdradzony czy zdradzona we własnym sumieniu musi rozstrzygnąć. Zdaję sobie w pełni sprawę,że są ludzie u których potrzeby są bardzo duże i nie wyobrażają sobie życia (krótszego kub dłuższego) w abstynencji ale są też i tacy,którzy walcząc o naprawę małżeństwa, rekompensując swoją zdradę, poradzą sobie z Bożą pomocą i z tym wyzwaniem.
No i nie wiem,czy powinnam,ale to skrzywienie zawodowe: ten który zdradzał powinien sam czuć się w obowiązku dostarczyć komplet badań i to zrobionych solidnie,czyli z zachowaniem odpowiednich okresów możliwego wylęgu chorób przenoszonych drogą płciową.
Katalotko, niech Ci w modlitwie i spokojnym rozeznaniu nasz Pan Bóg da rozeznanie sytuacji i podjęcie właściwych decyzji, One rzeczywiście mogą być podejmowane powoli w zależności od współpracy Twojego męża.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: mare1966 »

Gosia napisała :
"a! Zapomniałam napisać - naprawdę da się przyjąć współmałżonka, który wracając nie jest nawrócony i jakoś wcale nie widać, by do tego dążył.
Ja żyję w takim małżeństwie i uważam, że nasze małżeństwo obecne, po powrocie, po kryzysie, jest po prostu dobre. Co tam, jest po prostu mega ! "

No to wygląda na to , że Bóg wcale nie jest
w małżeństwie potrzebny , nawet wiara nie ma znaczenia .
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: helenast »

Zgadzam się z wypowiedzią GosiH. Ja również czekałam, by mąż się zmienił. W końcu zrozumiałam,że muszę sama się zmienić, oczyścić, uzdrowić. Moja nowa ja przejęła jakby rolę pokazania mężowi,że można, że jest inaczej, lepiej, że się da - wystarczy tyko chcieć. Nie twierdzę,że było łatwo i że w pięć minut nastąpiło nasze uzdrowienie. To proces, który trwa do dzisiaj i pewnie będzie trwał do końca naszego życia. I nie miałam parcia by zmienić męża - to jego wybór i wola. Kiedyś powiedział mi,że bardzo się zmieniłam na lepsze i że moja przemiana wycisza go , uspokaja. To był znak dla mnie , że i on się stara, ale w jego przypadku proces jest trudniejszy, dłuższy. Daję mu czas bez określenia daty, bo i po co? ...
Ja cieszę się najbardziej z tego ,że sama potrafiłam się przemienić, widzę moje uzdrowienie , czuję moje uzdrowienie i choć nie jest jeszcze idealne dobrze mi z tym.
krople rosy

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: krople rosy »

lena50 pisze: 11 sty 2018, 23:38 Ja wiem,że są tu osoby,które ot tak przyjęły, zaryzykowały wręcz i jakoś się ułożyło. Podziwiam i szanuje,ale to nie znaczy,że każdy tak potrafi.
Ja też szanuję jednak uświadomiłam sobie wczoraj wieczorem jeszcze jedną rzecz. Są małżeństwa które od początku nie były nacechowane dojrzaloscia i głęboką wiezią małżonków. Pewnie różnie to też bywaloz wiarą. Dlatego tal łatwo można było odejść od współmałżonka i stworzyć równorzędną relację z kimś innym. Po latach i kolejnych doświadczeniach można nabyć mądrości i wiedzy , dużo zrozumieć i zapragnac powrotu do żony/męża. Są to jakby dopiero narodziny tego małżeństwa poprzedzone swoim rachunkiem smienia a czasem i odrodzeniem się wiary.
Rozumiem wtedy zgodę obojga małżonków na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Tym bardziej że w ciągu wielu lat życia osobno błędy i grzechy popelnialy pewnie obie strony.
Jednak gdy małżonkowie połączyli się sakramentem w sposób dojrzały i stworzyli oni ze sobą szczerą, głęboką relację to wejście w drugą więź z kimś innym jest według mnie niemożliwe. I dlatego patrzę na wiele historii ludzkich swoimi oczyma i ze swojej perspektywy. Gdyby mój mąż opuścił naszą rodzinę i zaczął zakładać drugi dom musiałabym uznać że albo nas nic nie łączy albo nasza więź wcale nie jest silna , głęboka i wyjątkowa.I można mnie zastąpić obojętnie kim.
Smutne ale prawdziwe. Wszystko się zatem sprowadza do głębi relacji, do żywej wiary i do dojrzałej gotowości budowania małżeństwa. Tyle jeszcze chciałam dodać.
agaton pisze: 12 sty 2018, 0:00
o jeszcze i ja, też podejrzana , bo w niewielkim [chyba] kryzysie, bez zdrady .

Witaj w klubie ;)
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: Czarek »

mare1966 pisze: 12 sty 2018, 0:22 Gosia napisała :
"a! Zapomniałam napisać - naprawdę da się przyjąć współmałżonka, który wracając nie jest nawrócony i jakoś wcale nie widać, by do tego dążył.
Ja żyję w takim małżeństwie i uważam, że nasze małżeństwo obecne, po powrocie, po kryzysie, jest po prostu dobre. Co tam, jest po prostu mega ! "

No to wygląda na to , że Bóg wcale nie jest
w małżeństwie potrzebny , nawet wiara nie ma znaczenia .
Mare kilka postów wcześniej Gosia napisała też:
GosiaH pisze: 09 sty 2018, 21:58 PS. ja któregoś dnia po prostu podjęłam decyzję, że odbudowuję moje małżeństwo. Powiedziałam Panu Jezusowi, że z całą świadomością wchodzę w to - jakbym rzucała się na głowę ze skał, ale Jego w tym sprawa bym się mocno nie poobijała. Jak do tej pory wywiązuje się ze swojej części więcej niż dobrze :D
co ja zrozumiałem, że obecność Jezusa w jej życiu pomogła podjąć decyzję o odbudowie małżeństwa i powoduje że ono trwa i ma się dobrze :)
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: helenast »

mare1966 pisze: 12 sty 2018, 0:22 No to wygląda na to , że Bóg wcale nie jest
w małżeństwie potrzebny , nawet wiara nie ma znaczenia .

Bez Boga nie mielibyśmy szans na odbudowanie naszych związków, na uzdrowienie, na nawrócenie. I jeżeli choć jedna osoba w małżeństwie zaufa Panu, zawierzy mu, to dostanie taką pomoc, siły i wsparcie, że jest w stanie pomóc również współmałżonkowi.
Mówię to z własnego doświadczenia.
Ostatnio zmieniony 12 sty 2018, 9:12 przez Czarek, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Wprowadziłem prawdziwego autora cytowanych słów
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: Nirwanna »

... i dodając do tego, co napisał Czarek - ja to rozumiem tak, że gdy jedna osoba zaprasza Jezusa do małżeństwa, to On już w tym małżeństwie działa, zachowując prawo drugiej osoby, niewierzącej - do bycia niewierzącą. Ale jednak On działa i dlatego małżeństwo może być mega! bo dwa jest zawsze więcej niż jeden. Jak twierdzi matematyka ;-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: helenast »

krople rosy pisze: 12 sty 2018, 8:25
Ja też szanuję jednak uświadomiłam sobie wczoraj wieczorem jeszcze jedną rzecz. Są małżeństwa które od początku nie były nacechowane dojrzaloscia i głęboką wiezią małżonków. Pewnie różnie to też bywaloz wiarą. Dlatego tal łatwo można było odejść od współmałżonka i stworzyć równorzędną relację z kimś innym. Po latach i kolejnych doświadczeniach można nabyć mądrości i wiedzy , dużo zrozumieć i zapragnac powrotu do żony/męża. Są to jakby dopiero narodziny tego małżeństwa poprzedzone swoim rachunkiem smienia a czasem i odrodzeniem się wiary.
Rozumiem wtedy zgodę obojga małżonków na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Tym bardziej że w ciągu wielu lat życia osobno błędy i grzechy popelnialy pewnie obie strony.
Jednak gdy małżonkowie połączyli się sakramentem w sposób dojrzały i stworzyli oni ze sobą szczerą, głęboką relację to wejście w drugą więź z kimś innym jest według mnie niemożliwe. I dlatego patrzę na wiele historii ludzkich swoimi oczyma i ze swojej perspektywy. Gdyby mój mąż opuścił naszą rodzinę i zaczął zakładać drugi dom musiałabym uznać że albo nas nic nie łączy albo nasza więź wcale nie jest silna , głęboka i wyjątkowa.I można mnie zastąpić obojętnie kim.
Smutne ale prawdziwe. Wszystko się zatem sprowadza do głębi relacji, do żywej wiary i do dojrzałej gotowości budowania małżeństwa. Tyle jeszcze chciałam dodać.

Wiesz, ja osobiście nie wierzę w to,że są małżeństwa, które w momencie zawarcia małżeństwa były dojrzałe, całkowicie świadome o co tak naprawdę chodzi w małżeństwie. Z moich obserwacji - własnych i otoczenia- wynika, że każdy związek przechodzi kryzysy. Mniejsze lub większe, nacechowane różnymi wydarzeniami ... tylko nie wszystkie pary uświadamiają to sobie, nie wszystkie potrafią to nazwać, nie wszystkie przyznają się do tego, nie wszystkie chcą coś z tym zrobić...
Z tego co piszesz w końcówce wypowiedzi zrozumiałam,że wszystko oparłaś na uczuciach, odczuciach oraz postawie w momencie zawarcia małżeństwa. A gdzie reszta życia ? Miłość, więź - ta wyjątkowa, głęboka, o której piszesz, szacunek, zaufanie, wsparcie to są elementy, nad którymi trzeba pracować non stop, każdego dnia.Dbać o nie , pielęgnować je, wzbogacać. To tak jak z samochodem , gdy zatankujesz pełny bak to przejedziesz trochę km i gdy nie uzupełnisz paliwa po prostu stanie na drodze.
Ja u siebie tą pracę nad związkiem zaniedbałam świadomie i nieświadomie. Konsekwencją był kryzys - nie mogło się to inaczej skończyć. Teraz , gdy wyszliśmy z kryzysu to robię wszystko by mi tego paliwa nie zabrakło.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: mąż przemówił - ku pokrzepieniu kryzysowiczom?

Post autor: lustro »

Kochane Agaton, Krople Rosy, Bosa...może kogoś pominelam, to przepraszam.

Może niezrozumienie tego co piszę bierze się z innych etapow, na których jesteśmy aktualnie.
Jeżeli zadawanie sobie pytań o sprawy zasadnicze związane z malzenstwem, jest odbierane jako wymuszanie i manipulacja, to przykro mi. Nie miałam ani takiej intencji ani celu.
Po prostu zadałam głośno pytania na forum, które zadaje sama sobie "w głowie".
Mnie zadawanie takich pytań i szukanie odpowiedzi pomaga. Często jest mało komfortowe. Ale przecież nie o komfort własny w tym chodzi.

Czy umiała bym stanąć na miejscu mojego męża?
Uczciwie - nie wiem. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
Jedno wiem - dziś wiem, co powinnam i za co ponosze (według swojego rozeznania) odpowiedzialność.
Jeżeli mój mąż w wyniki mojego odejścia od niego, sam zaczął by żyć w grzechu ciężkim. Odwrócił się od Boga i zbawienia. To ja jestem tą, która do tego go popchnela. I to jest moja odpowiedzialność za jego los.
I mysle, ze z tego też została bym rozliczona.
Podobnie gdyby np wpadł w alkoholizm...też miała bym w tym swój udział i odpowiedzialność.
Tak samo jak mam swój udział i odpowiedzialność w tym, na ile swoim czynem zaszkodziła mu na zdrowiu czy skrócona tym jego ludzkie życie.
Podobnie rzecz ma się w stosunku do innych moich bliskich za los których czuje się odpowiedzialna. I powinnam być odpowiedzialna.

Może mam poprzewracane w głowie. Nie diagnozowano mnie 😉
Ale tak to widzę. Tak czuję.
ODPOWIEDZ