Kryzys...jak postawic jasne granice

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

Witajcie,

Znalazlam ta strone jakis tydzien temu i zaczelam czytac...glownie watki o zdradzie w malzenstwie, bo niestety mnie to tez dotyczy:(

Zaczelo sie w zeszlym roku. Moj maz dlugo nie chcial sie przyznac. Nawet jak w jego telefonie znalazlam niezbite dowody - wyznania milosci - nawet wtedy, patrzac mi prosto w oczy mowil ze mnie nie zdradzil. Jak pewnie dla kazdego, byl to dla mnie straszny cios. Bo to przeciez milosc na cale zycie... spodziewalam sie kazdego innego kryzysu, ale nie tego. Uchodzilismy za bardzo udane malzenstwo. Ludzie mowili ze ciagle widac ze sie kochamy i ze mozna pozazdroscic tego co jest miedzy nami. Bylam w szoku i dlugo w zaprzeczeniu. Strasznie mnie bolalo zwlaszcza to ze maz mnie nie kocha! Nie moglam w to uwierzyc.

Jakis czas temu maz postanowil ze odchodzi. Przyznal sie do zdrady. Zatracil sie w fascynacji i zakochaniu w tej kobiecie totalnie. Zmienil nie do poznania.

Maz jednak nie odszedl. Bardzo malymi kroczkami ale nasze relacje sie poprawiaja.
Ja zaczelam sesje z psychologiem. On czesto obecny tylko fizycznie. Czuje ze czesto go po prostu nie ma, co mnie irytuje. Bo chcialabym z nim spedzic czas. Porozmawiac. Wiem ze odbudowanie relacji zajmie czas Wiec staralam sie zwolnic i go nie popedzac.

Generalnie wszystko wrocilo do normy, choc tak na prawde to nie...Bo tamte sprawy nie zostaly zamkniete. Brakuje szczerosci. Wiem ze sie kontaktuja. Wiem ze sie spotkali a on mi mowil ze nie. on stwierdzil ze potrzebuje czasu. Wiec, nie chcac wywierac zbyt duzo presji, nie nacislakam na zerwanie kontaktu z kowalska.

Jestem wsciekla na siebie. Bo pomimo tego ze zostalam zdrada i on nadal nie zdeklarowal sie czy chce pracowac nad naszym zwiazkiem, a nawet nie zerwal kontaktu, to ja nie stawiam zadnej granicy!!! Nie powiedzialam mu jasno ze zycze sobie aby sie okreslil w naszej kwestii. powiedzialam mu ze z mojej strony ja nie akceptuje tego ze on sie nadal kontaktuje z kowalska i chce aby to zakonczyl. Ale nie postawilam tego jako warunku.

Dla mnie to straszna hustawka emocjonalna. Strasznie duzo sprzecznosci w tym jak sie obecnie zachowuje w domu - bo teraz miedzy nami jest dobrze. Rozmawiamy na rozne tematy, ale nie o nas, i on angazuje sie w domowe obowiazki.

Zla jestem na siebie ze nie umiem postawic jasnych granic. Bo boje sie ze on odejdzie. Ile razy probuje zainicjowac rozmowe, on sie unosi ze wracam do tematu. I ja sie wycofuje. A on nie poniusl zadnych konsekwencji! Nadal bardzo go kocham i chce ratowac nasze malzenstwo ale nie mam zgody na to, aby moj maz kontynuowal kontakt z kowalska i jednoczesnie byl ze mna. Nie chce tak zyc. Nie chce byc oszukiwana i zyc w klamstwie:( chcialabym mu to powiedziec, ale wiem ze on obruci cala sytuacje w ten sposob, ze skoro ja do tego wracam ciagle to nie ma sensu probowac....no i jezeli postawie twarde granice to mysle ze jest duza szansa ze sie rozstaniemy....choc moze potrzeba aby cos stracil, zeby to docenic...?

Strasznie sie obecnie “motam” ze swoimi myslali. Modle sie o wskazanie drogi i sile by ta droga podazyc.
Ostatnio zmieniony 21 kwie 2020, 15:06 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: zmieniony na prośbę autorki
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Al la »

Witaj, Marylou, na naszym forum.
Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią.
Skorzystaj, proszę z informacji zamieszczonych na stronie Sycharu http://sychar.org/pomoc/
Proponuję, żebyś posłuchała tez naszych konferencji z rekolekcji sycharowskich http://www.rekolekcje.sychar.org/
Pamiętaj również, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.
Pozdrawiam, Z Panem Bogiem
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: tata999 »

Marylou pisze: 20 kwie 2020, 23:40 Zla jestem na siebie ze nie umiem postawic jasnych granic. Bo boje sie ze on odejdzie. Ile razy probuje zainicjowac rozmowe, on sie unosi ze to sie nie uda jak bede wracac do tematu. I ja sie wycofuje.
Może to jest coś, co warto rozważyć, czy nie zmienić?

Z Twojego opisu zachowanie męża wygląda mi, jak ucieczka przed odpowiedzialnością. Wydaje mi się, że tylko samemu w sobie możliwe jest nauczenie się odpowiedzialności. Może skup się na sobie i ograniczeniu swoich wahań nastrojów, doznania krzywdy. Ja to zrobiłem poprzez zupełne odcięcie siebie od sprawcy/sprawczyni. To raczej skrajna metoda, u Ciebie mogłaby być najgorsza z możliwych. Dobrze, że szukasz pomocy, np. tutaj i psychologa. Wokół Ciebie jest zapewne wiele wspaniałych osób, które też służą oparciem. Pielęgnuj te przyjaźnie. Pogody ducha!
Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

Dziekuje Al la. Poczytam i poslucham.

Czy jest opcja edycji posta po umieszczeniu na stronie?
Kłapouszek
Posty: 90
Rejestracja: 03 gru 2019, 14:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Kłapouszek »

Witaj Marylou, Twoja historia ma kilka wspólnych punktów z moją. Nie chcę się tu rozpisywać o mnie, ale ja po odkryciu zdrady męża w listopadzie też poprzez przejrzenie telefonu, dałam mu szansę, bo chciał ratować. Niestety, nie postawiłam żadnych granic, a on też mieszkając z nami (mamy dwoje dzieci 9 i 11 lat), długo się wahał, powtarzał, że nie tak łatwo zapomnieć. Też nigdy definitywnie nie wysłał jej wiadomości kończącej romans, tylko jedną od razu po wykryciu romansu, że to koniec. Finał tej historii jest taki, że nie mieszkamy razem, gdyż w lutym odkryłam wyznania miłosne do kowalskiej w jego telefonie i deklarację, jak to nazywa mój mąż, „ogarnięcia” wszystkiego ze mną i bycia z nią. Tym razem poprosiłam o wyprowadzkę, by chronić siebie i dzieci, które też okłamał.
Bałam się, że sobie nie poradzę, że jestem za słaba, ale dziś wiem, że to była dobra decyzja, bo mój mąż sam już pogubił się w swoich kłamstwach: raz mówił, ze pisał z nią na nowo, bo jest mu dłużna pieniądze, innym razem, ze jak z nią pisze, to jest tak inaczej, taka adrenalina, której nie ma ze mną. Nie wiem, co będzie dalej, niczego nie oczekuję, nie nastawiam się. Zajęłam się sobą. Ostatnio słucham konferencji ks. Pawlukiewicza i ks. Dziewieckiego. I zwłaszcza w konferencjach ks. Dziewieckiego wybrzmiewa, mam nadzieję, że słucham ze zrozumieniem, że wobec krzywdziciela trzeba stosować twardą miłość. Ja w tej miłości trwam już ósmy tydzień i daję radę, choć są cheilę, w których nie jest łatwo. Mnie bardzo pomaga modlitwa. Ściskam.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Lawendowa »

Marylou pisze: 21 kwie 2020, 10:50 Dziekuje Al la. Poczytam i poslucham.

Czy jest opcja edycji posta po umieszczeniu na stronie?
Użytkownik może zmieniać tekst do momentu wysłania i warto korzystać z opcji Podgląd (okienko pod tekstem).
Jeśli jest potrzeba edytowania już opublikowanego postu, może to zrobić tylko ktoś z moderacji. Można zrobić to dwojako : pisząc bezpośrednio do kogoś z moderacji lub zamieszczając w wątku poprawiony fragment lub post i info z prośbą o podmianę. Drugi sposób szybszy, bo zrobi to ten z moderatorów, kto pierwszy się zaloguje.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Ukasz

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Ukasz »

Ja postawiłem taką granicę i skończyło się odejściem żony. Oczywiście nie wiem, czy postąpiłem słusznie, a jeśli nawet tak, to w żadne sposób nie da się tego przenieść na Twoją sytuację.
Stawiając granicę zrobiłem jednak coś, co może jest warte rozważenia u Ciebie: nie wymagałem tej decyzji od razu, tylko zakreśliłem pewne ramy czasowe. Za pierwszym razem (bo u mnie była próba powrotu) to było kilka miesięcy. Za drugim już tylko miesiąc, który przyniósł pewne ocieplenie, ale ono minęło i po kilku następnych rozstaliśmy się. Może takie wyznaczenie czasu na "ogarnięcie się" męża byłoby dobrym kompromisem między trudnym do realizacji natychmiastowym wygaszeniem narosłych emocji a zgodą na życie w trójkącie.
Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

Dziekuje Wam za wasze slowa.

Ktos mi tez zwrocil uwage na ucieczke meza od odpowiedzialnosci...wiec cos w tym faktycznie moze byc.

Mysle ciagle o okresleniu granic. Mysle ze powoli dojrzewam do pewnych decyzji. Ale tez chce dac sobie czas, aby nie podjac jakichs krokow w gniewie albo uniesieniu. Zaproponowalam jakis czas temu abysmy sie umowili na jakis termin, aby maz uporzadkowal sprawy. Ale on sie nie zgodzil. Wiec generalnie wszystko jest na jego warunkach.

Teraz wydawaloby sie ze jest miedzy nami dobrze. Gdybym nie przeczytala pewnych wiadomosci, to bym na pewno uwierzyla ze juz po kryzysie:( mysle ze on nie ma zamiaru zrywac kontaktu i czeka na rozwoj sytuacji. A ze mna jest z braku innej opcji w tym momencie. Ale nie chce snuc domysly i hostorie tworzyc bo to tylko mi szkodzi.

Dziekuje za wsparcie. Czytam wasze historie i modle sie o podjecie dobrej decyzji.
Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

Kłapouszek pisze: 21 kwie 2020, 10:51 Witaj Marylou, Twoja historia ma kilka wspólnych punktów z moją.
Klapouszek, gdy znalazlam ta strone to wlasnie na twoja historie sie natknelam i wydala mi sie bardzo podobna do mojej. Dlatego postanowilam podzielic sie swoja.

Zbieram odwage by zastosowac twarda milosc. Poslucham tez konferencji ktore wspomnialas. Dziekuje.
Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

Witajcie,

Ogladalam kilka konferencji do ktorych linki znalazlam na tej stronie, i sporo myslalam o mojej sytuacji. Wydaje mi sie ze od jakiegos czasu powoli dojrzewalam do tego aby sama przed soba przyznac, ze pomimo tego ze kocham meza bardzo, to nie moge przy nim trwac, jezeli on nie zerwie kontaktu z kowalska. Od kilku miesiecy slyszalam ze on potrzebuje czasu, ale nie zgadal sie na okreslenie dokladniej ile tego czasu potrzebuje. A ostatnio w ogole nie chcial rozmawiac na ten temat i na nasz temat. W koncu zdobylam sie na rozmowe, okreslajac moje granice - jezeli chce zostac z nami to musi zerwac kontakt, bo w inny sposob nie mozna odbudowywac zaufania, szacunku i wspolnych relacji. On jednak nie potrawi tego przerwac. Nie pozostaje nic innego tylko sie rozstac, z nadzieja ze maz sie kiedys 'ogarnie'. Czuje ze dobra decyzje podjelam na dzien dzisiejszy, co nie zmienia faktu ze strasznie mi ciezko. Zwlaszcza ze ostatnio nasze relacje byly na prawde dobre. Ale to chyba tylko manipulacja z jego strony.

Bardzo mi ciezko i boje sie ze nie bede konsekwentna w mojej postawie, bo tak na prawde to po ludzku chcialabym sie przytulic i uslyszec ze wszystko bedzie ok. Nadal mieszkamy razem, przynajmniej przez najblizszy miesiac. tak do konca nie wiem jak sie zachowywac...Zdystansowac sie, unikac kontaktu? Troche ciezko zyjac w jednym mieszkaniu z dwojka dzieci.... ktos ma jakas podpowiedz? Westchnijcie za mnie w Waszych modlitwach.
Wiedźmin

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Wiedźmin »

Marylou pisze: 05 maja 2020, 0:22 [...]
Bardzo mi ciezko i boje sie ze nie bede konsekwentna w mojej postawie, bo tak na prawde to po ludzku chcialabym sie przytulic i uslyszec ze wszystko bedzie ok. Nadal mieszkamy razem, przynajmniej przez najblizszy miesiac. tak do konca nie wiem jak sie zachowywac...Zdystansowac sie, unikac kontaktu? Troche ciezko zyjac w jednym mieszkaniu z dwojka dzieci.... ktos ma jakas podpowiedz? [...]
Tak - życie z aktywnym zdradzaczem pod jednym dachem z pewnością nie jest szczególnie łatwym i przyjemnym doświadczeniem.

To, że mieszkacie razem - (o ile Ty dajesz radę psychicznie w takiej konfiguracji) - to moim zdaniem dobrze.
Dlaczego? Wielu forumowiczów po separacji fizycznej wskazywało, że mimo wielu dokonanych zmian w sobie... mimo wysiłku - ta druga strona nie miała już szansy dostrzec tej pracy wykonanej nad sobą - właśnie dlatego - że już nie było wspólnego zamieszkiwania.

W tym samym poście piszesz że "pozostaje Ci się rozstać" ... a za chwilę pytasz, czy się zdystansować...
Dystans przecież po rozstaniu będzie "z automatu" - dlatego moim zdaniem warto ten dystans zasymulować już teraz.

Da się, choć łatwe to nie jest. Ja oceniając siebie z perspektywy czasu... stwierdzam, że zbyt długo zwlekałem z wyproszeniem żony na kanapę do salonu. Wiem, że wynikało to z ogromnej mojej potrzeby bliskości... z uwieszenia się na żonie i chęci przebywania blisko... - oddzielne sypianie i dystans wniósł jakiś ład i stabilizację w tę trudną i chaotyczną sytuację małżeńską jaką wówczas miałem.
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Minu »

Witaj Marylou! Przytulam mocno i wspieram myślami. Postanowiłam zabrać głos w Twoim wątku, bo też, tak jak Ty dojrzewam do pewnych decyzji i staram się od pewnego czasu stawiać granice...I doskonale rozumiem Ciebie i Twoje wątpliwości i to, że cały czas szukasz jakiegoś wsparcia, wskazówek, podpowiedzi lub utwierdzenia, że nasze działania są słuszne i przyniosą pożądane efekty...niestety nikt tutaj nam nie da takiej gwarancji i nikt nie przewidzi konsekwencji naszych działań...jest to po prostu niemożliwe, bo każda sytuacja (mimo pewnych powtarzających się schematów) jest inna i co najważniejsze ludzie, których dana sytuacja dotyczy są po prostu różni...
U mnie jest troszeczkę inaczej, bo mąż już po raz drugi wyprowadził się do rodzinnego domu (tym razem wydaje się, że jest to jego bardzo przemyślana decyzja i ostateczna) i ja po prostu zostałam sama z córką w naszym mieszkaniu w innej miejscowości (dzieli nas jakieś 70 km). Nie mam też pewności, czy nie ma jednak tej kowalskiej...tego nie wiem, bo nie mam wiedzy na temat tego, co mąż porabia w wolnym czasie;) Chcę wierzyć, że ciężko pracuje:) Po wyprowadzce męża a miało to miejsce w prima aprilis nawet nieźle mi szło "ogarnięcie się" i skupienie na tych najważniejszych sprawach (córka i praca). Jesteśmy tutaj same, więc jestem zdana tylko na siebie i tak naprawdę tylko ode mnie zależy jak sobie z tym wszystkim poradzę. Oczywiście zdarzały się i zdarzają potknięcia oraz gorsze dni ale zaczęłam uczęszczać na terapię (online) i ona otworzyła mi oczy na pewne sprawy. Chodzi o to, że ja cały czas mimo, że wydawało mi się że jest inaczej podporządkowuje swoje działania i swoje zachowania pod męża...czyli ja nadal jestem od niego bardzo zależna...I faktycznie tak jest...Mąż odwiedza córkę 2-3 razy w tygodniu to ja oczywiście czekam na ten dzień jak na szpilkach, ciągle jestem spięta i zestresowana. Podczas wizyt staram się być zawsze miła i uśmiechnięta, boję się powiedzieć i zapytać o cokolwiek żeby tylko nie zdenerwowało mojego męża. Chcę żeby tutaj czuł się jak najlepiej i żeby dobrze mu i naszej córce kojarzyły się te odwiedziny itd. Ostatnio ciągle wpędza mnie w poczucie winy, bo jak postanowiłam, że np. odwołam mu pełnomocnictwo do mojego konta (bo mąż sie odzielił finansowo ale jednoczesnie chce miec kontrolę nad moimi wydatkami) i wydziela mi kwotę na córkę, jak poprosiłam go zeby oddał klucze i piloty od mieszkania (bo przecież mieszka w innym miejscu) i zebysmy ustalili grafik odwiedzin córki żeby nie wpadał kiedy chce albo odwoływał wizyty itd., to wynikały z tego straszne awantury i zawsze po tym czułam się winna i go przepraszałam...I tak sobie myślę...gdzie w tym wszystkim jestem ja??? no gdzie??? To zachowanie wynika z tego, że ja po prostu się boję, że gdy zacznę robić coś dla siebie, że gdy zacznę stawiać twarde granice, że gdy zacznę czuć gniew, złość na męża za tą sytuację, to on faktycznie złoży ten pozew i dojdzie do rozwodu. I oczywiście znam swoje winy, wiem nad czym pracować muszę, wiem za co odpowiadam w tym kryzysie i wiem, co bym chciała zrobić dla siebie ale prawda jest taka, że na ten moment to mąż pociąga za sznurki a ja jak taka kukiełka bimbam nad podłogą...Porównałabym naszą sytuację do bujającej się łódki, w której siedzimy razem z mężem i mąż trzyma ster i tak buja buja nią od roku...aż w końcu dojdzie do tego, że albo się przewróci na tej wodzie i zatonie albo się po prostu wszyscy porzygamy od tego bujania...przepraszam za określenie...i teraz to ode mnie zależy, czy ja nadal się będę bujać w tej łódce czy jednak odważę się chwycić za ten ster i pokierować tym swoim życiem dalej...oczywiście mając w sercu męża i wierząc, że wszystko jest jeszcze możliwe ale nie będąc już barometrem jego zachowań:(
Łatwo się to mówi, trudniej wdrożyć...wiem...mam to samo...ale chyba tylko takie działania mogą nas ocalić:)
Pogody Ducha i mądrości w podejmowaniu decyzji!
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Al la »

Ostatnio ciągle wpędza mnie w poczucie winy, bo jak postanowiłam, że np. odwołam mu pełnomocnictwo do mojego konta (bo mąż sie odzielił finansowo ale jednoczesnie chce miec kontrolę nad moimi wydatkami) i wydziela mi kwotę na córkę, jak poprosiłam go zeby oddał klucze i piloty od mieszkania (bo przecież mieszka w innym miejscu) i zebysmy ustalili grafik odwiedzin córki żeby nie wpadał kiedy chce albo odwoływał wizyty itd., to wynikały z tego straszne awantury i zawsze po tym czułam się winna i go przepraszałam...I tak sobie myślę...gdzie w tym wszystkim jestem ja??? no gdzie??? To zachowanie wynika z tego, że ja po prostu się boję, że gdy zacznę robić coś dla siebie, że gdy zacznę stawiać twarde granice, że gdy zacznę czuć gniew, złość na męża za tą sytuację, to on faktycznie złoży ten pozew i dojdzie do rozwodu.
Marylou, to o czym pisze Minu, jest mi nieobce, miałam podobnie. U mnie trwało to ponad pół roku, kiedy dowiedziałam się o kowalskiej, mąż wcale nie miał zamiaru się wyprowadzać. W ogóle był zdziwiony, że mam problem z tym, że się z kimś spotyka. Po 29 latach małżeństwa, według niego powinny obowiązywać inne zasady. Mnie zawalił się świat. Błagałam, płakałam, upokarzałam się, groziłam, byłam w stanie zrobić wiele, żeby utrzymać nasze małżeństwo, myślałam, że umrę, nie będę w stanie funkcjonować, jak zostanę sama. Poszłam na psychoterapię i to mnie uratowało. Zaczęłam dostrzegać własną wartość, poznawać mechanizmy, które kierowały mną i mężem, wyrzucałam moje emocje, które były jak wrzący wulkan. Trwało to od stycznia do września, bo dopiero wtedy byłam w stanie postawić granice i powiedzieć mojemu mężowi, że nie zgadzam się na takie wspólne życie. Spokojnie i rzeczowo, zdecydowanie. Czas, terapia, praca nad sobą, ludzie, którzy mnie wspierali, obecność Boga, coraz bardziej świadoma. Bo kiedy ja zaczęłam odzyskiwać mój właściwy i prawdziwy świat wartości, Bóg mógł w nim zaistnieć realnie i osobowo. Zaczęły w moim życiu dziać się cuda. Odkryłam swoje zapomniane pasje, otworzyłam się na świat i ludzi. Mam separację, na rozwód się nie zgodzę, kocham mojego męża na odległość.
Powiedziałabym w ten sposób, ze ważne jest, aby dać czas czasowi, nagle i szybko nic się nie zadzieje. Procesu zmian, które się zaczęły, nie da się zatrzymać, jeżeli staram się uratować, to co było ( najczęściej chore i niedoskonałe), jakąś ułudę szczęścia, to zatrzymam się w swoim rozwoju. A to, co nagromadziło się pod powierzchnią musi pęknąć.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Marylou
Posty: 9
Rejestracja: 17 kwie 2020, 23:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Marylou »

To, że mieszkacie razem - (o ile Ty dajesz radę psychicznie w takiej konfiguracji) - to moim zdaniem dobrze.
Dlaczego? Wielu forumowiczów po separacji fizycznej wskazywało, że mimo wielu dokonanych zmian w sobie... mimo wysiłku - ta druga strona nie miała już szansy dostrzec tej pracy wykonanej nad sobą - właśnie dlatego - że już nie było wspólnego zamieszkiwania.

W tym samym poście piszesz że "pozostaje Ci się rozstać" ... a za chwilę pytasz, czy się zdystansować...
Dystans przecież po rozstaniu będzie "z automatu" - dlatego moim zdaniem warto ten dystans zasymulować już teraz.
Wiedzmin, Maz powiedzial ze nie potrafi zerwac kontaktu, moja odpowiedz byla - rozstanie, dlatego ze nie chce tego akceptowac ani godzic sie na taka sytuacje. A zdystansowac dlatego mi ciezko bo mieszkamy razem, i maz zachowuje sie jak dawniej - przytula sie itd. Dlatego wolalabym mieszkac sama z dziecmi, zajac sie soba i nimi, ale tez majac nadzieje ze on sie opamieta.

Ale masz racje, ze osobne mieszkanie oznacza tez nie zobaczy zmian....

Minu, rowniez przytulam! Dokladnie tak sie czuje. Maz w styczniu powiedzial ze odchodzi, jednak nie odszedl...choc nie wiem czy nie mial na mysli ze to ja mam sie z dzieciakami wyprowadzic, bo formalnie to jego dom. Mniejsza o to. Ale on zawalil, nie poniosl jak do tej pory zadnych konsekwencji, a teraz mam wrazenie ze wszystko sie odbywa na jego warunkach. Chcemy teraz wrocic w rodzinne strony, taki byl plan zanim sie wszystko zmienilo... a ja sie zaczynam zastanawiac czy ja tez tego chce, czy tylko on. Ciezko mi jest odciac sie od niego bo oczywiscie cale moje wczesniejsze zycie podporzadkowywalam jemu, nawet nie zdajac sobie z tego sprawe. Teraz musze stosunkowo szybko podjac decyzje o wyjezdzie...bo on tak chce. Nie chce mu absolutnie robic na przekur, ale chce teraz podejmowac decyzje tylko i wylacznie majac na wzgledzie siebie i dzieci.

Poza tym, po tym jak powiedzialam ze sie rozchodzimy, on chyba zobaczyl ze po raz pierszy jestem gotowa na prawde sie rozstac. Po kilku dniach zainicjowal rozmowe, twierdzac ze nie chce sie rozchodzic i zebym dala mu czas to sobie poukladac. Znow jestem w punkcie wyjscia. Chyba jestem skonna dac mu troche czasu. Ale obawiam sie ze to tylko manipulacja z jego strony.

Al la, masz racje, trzeba dac czas czasowi. Do jednego punktu juz doszlam, odkad znalazlam ta strone i Was, ze pomimo tego ze kocham i nie chce stracic meza, to nie akceptuje tej sytuacji. Jego kontakt z kowalska, pomimo tego ze jest z nami, to dla mnie brak szacunku i ponizenie. Jedyna droga jaka widze to twarda milosc. Tylko potrzebuje czasu zeby nauczyc sie ja stosowac w praktyce.

Dzieki Wam wszystkim za wasze wypowiedzi. To na prawde pomaga.
Ostatnio zmieniony 07 maja 2020, 21:29 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Ukasz

Re: Kryzys...jak postawic jasne granice

Post autor: Ukasz »

Marylou pisze: 07 maja 2020, 21:00 Chcemy teraz wrocic w rodzinne strony,
Co to oznacza w kontaktach Twojego męża z kowalską? Czy to nie jest jakiś jego sposób, choćby mimochodem i niejako przy okazji, na wygaszenie tamtej relacji? A może odwrtnie?
ODPOWIEDZ