Czy to wogole kryzys?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Szam
Posty: 10
Rejestracja: 25 lut 2017, 20:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Czy to wogole kryzys?

Post autor: Szam »

Witajcie, dawno mnie tu nie było. Międzyczasie pojawiło się nowe forum.
Bywałem tutaj pisząc o mojej sytuacji na starym forum w tym wątku: http://archiwum.kryzys.org/viewtopic.ph ... sc&start=0" target="_blank
Mija prawie trzy lata a ja żyję w ciągłym zawieszeniu. Ile tak można? Do czego to prowadzi bo obawiam się, że do niczego dobrego?
W moim małżeństwie niestety nic się nie zmienia...
Wręcz przeciwnie mam wrażenie, że jest coraz gorzej.
Czy w takiej sytuacji można myśleć o separacji?

Pozdrawiam
Szam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Pavel »

Witaj Szam,
Nie kojarzę Twego wątku, postaram się to nadrobić.
Przypominam, abyś starał się nie podawać szczegółów przez które Ty i Twoja rodzina mogliby zostać zidentyfikowani. Anonimowość w internecie to tylko iluzja.
Więcej ode mnie, gdy zapoznam się z Twoim archiwalnym wątkiem.
Pozdrawiam
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
twardy
Posty: 1894
Rejestracja: 11 gru 2016, 17:36
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: twardy »

Szam pisze:Mija prawie trzy lata a ja żyję w ciągłym zawieszeniu. Ile tak można? Do czego to prowadzi bo obawiam się, że do niczego dobrego?
W moim małżeństwie niestety nic się nie zmienia...
2,5 roku temu w twoim wątku napisałem:
twardy pisze:
Tomek, a ile czasu Twoja żona musiała znosić Twoje niewłaściwe zachowanie?

Ja również zawaliłem wiele w naszym małżeństwie i jak odnalazłem Sychar, zacząłem pracować nad sobą. Po moim nawróceniu, po kilku miesiącach uważałem, że ja już się zmieniłem i wiem jak należy obecnie postępować.
Teraz wiem, że wtedy to był dopiero początek mojej zmiany. Gruntowna zmiana siebie , sposobu myślenia itd. musi trwać. I ten czas liczy się w latach, a nie miesiącach.

Wiem, że nie pocieszam Cie moimi słowami, ale głaskanie po głowie nie pomoże Ci w podjęciu męskiej decyzji o rozpoczęciu ciężkiej pracy nad sobą.
Na pierwszy ogień program 12 kroków, którego nowa edycja na forum ruszy niedługo. Zapisałeś się już?
I co w tym czasie zrobiłeś dla waszego małżeństwa, dla siebie? Na kroki nie zdecydowałeś się zapisać. Może poszedłeś na terapię?
Szam
Posty: 10
Rejestracja: 25 lut 2017, 20:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Szam »

Witaj twardy, dzięki że się odezwałeś. Próbowałem zrobić nie jedno dla małżeństwa, ale chyba sam wiesz jak to jest jak jedno chce a drugie kompletnie nie. Nie dam rady już na siłę wbrew drugiej osobie. To jak walka z wiatrakami Dla siebie? Hmm bywa raz lepiej raz gorzej. Modlę się. Nieraz mi się już wydaje, że jest ok, robię coś dla siebie, dbam o siebie itd a potem nadchodzą chwile zwątpienia. Co do terapii to tak poszedłem na terapię, bardzo ciężko się było dostać do osób które mi polecano, i musiałem pójść do osoby z polecenia osób do których się nie dostałem - i wyszło jak wyszło psycholog do którego chodziłem doprowadził mnie do punktu żebym stwierdził że ta terapia nie ma sensu (Pan psycholog sugerował, że powinienem zacząć wszystko od nowa - w sensie zamknąć rozdział z żoną, wsiąść rozwód i znaleźć sobie nową kobietę bo przecież jeszcze nie jest za późno). Przyznam Ci, że zraziłem się tą terapią i od tego czasu nie próbowałem i nie próbuję, powiem Ci, że nawet z upływem czasu mam coraz większy opór by z kimś rozmawiać o moich problemach.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Nirwanna »

Próbowałem zrobić nie jedno dla małżeństwa, ale chyba sam wiesz jak to jest jak jedno chce a drugie kompletnie nie. Nie dam rady już na siłę wbrew drugiej osobie.
Niewłaściwe podejście obrałeś, niestety. Ratowanie małżeństwa zaczynasz od siebie i tylko od siebie, nie oglądając się czy współmałżonek widzi, docenia, współpracuje. Na ten moment to jest kompletnie nieistotne. Istotne jest, aby ratownik (czyli Ty) stanął stabilnie na swoich nogach i na Fundamencie, którym jest Bóg. I tak jak twardy napisał, ten proces liczymy w latach.
No, ale nic straconego - możesz zacząć już. Jest takie genialne powiedzenie "Pan Bóg przychodzi 15 minut za późno i zawsze zdąży". Dla Ciebie też nie jest za późno :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Szam
Posty: 10
Rejestracja: 25 lut 2017, 20:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Szam »

Dzięki Nirwanno za te słowa. Piękny cytat przy Twoim profilu - mam wrażenie, że moje małżeństwo było próbą której nie przetrwało, a to przecież nie na tym polega. Tak jak piszesz zacząłem robić coś dla siebie bo u mnie współmałżonek nie widzi, nie docenia, nie współpracuje. Czyli mam się nastawić na kolejne lata stawania na nogach?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Nirwanna »

Czyli mam się nastawić na kolejne lata stawania na nogach?
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że pierwsze jaskółki, czyli efekty, czyli dobre owoce stawania na nogach i na Bożym Fundamencie mogą się pojawić już po kilku miesiącach. Ale dopiero teraz, po tych paru latach, widzę zasadniczą różnicę w moim funkcjonowaniu i w moich relacjach. Powiem Ci lepszy numer - ja teraz już nie chciałabym być taka, jak byłam przed kryzysem, nie chciałabym powrotu do starego życia. I mam świadomość, że proces ten się jeszcze nie zakończył :-D Tylko bardzo warto pytać się Pana Boga, jak po kolei ma to wyglądać, Jemu oddać kierownicę życia.
Zatem tak, nastaw się na lata procesu, którego warto nie kontrolować, tylko na bieżąco cieszyć się zmianami i dobrymi owocami, ale też i mieć zgodę na trud i upadki. Bo one będą, na 100%.
W większości przypadków proces rozwoju i dorastania do świętości tak mniej więcej wygląda. A mniejszość doświadcza upadku z konia, jak św. Paweł :-)
Pozostali nie podejmują trudu, i stają się trudnymi ludźmi... ale mam nadzieję, że nie będzie to Twój wybór :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Szam
Posty: 10
Rejestracja: 25 lut 2017, 20:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Szam »

Nirwanno tak też zrobiłem, później zacząłem od siebie i skupiłem się na sobie, gdy druga strona nie widziała, nie doceniała i nie współpracowała. Powiem Ci, że z drugą stroną tak jest do dziś. Jak z tym żyć? Czy myśleć o separacji i wyprowadzić się? Powiem Ci, że bardzo trudno jest żyć obok siebie, zwłaszcza mając w podświadomości, że za rogiem być może jest przysłowiowy Kowalski.
MareS
Posty: 232
Rejestracja: 05 lut 2017, 22:22
Jestem: po orzeczonej nieważności małżeństa
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: MareS »

Szam pisze:Nirwanno tak też zrobiłem, później zacząłem od siebie i skupiłem się na sobie, gdy druga strona nie widziała, nie doceniała i nie współpracowała. Powiem Ci, że z drugą stroną tak jest do dziś. Jak z tym żyć? Czy myśleć o separacji i wyprowadzić się? Powiem Ci, że bardzo trudno jest żyć obok siebie, zwłaszcza mając w podświadomości, że za rogiem być może jest przysłowiowy Kowalski.
Szam, czy jest Kowalski czy go nie ma, to na to już wpływu nie masz. A myśląc o tym jedynie sobie samemu szkodzisz.
Też miałem z tym problem a pomogło mi zajęcie się samym sobą wychodząc do innych ludzi.
twardy
Posty: 1894
Rejestracja: 11 gru 2016, 17:36
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: twardy »

Szam pisze: Próbowałem zrobić nie jedno dla małżeństwa,
Super, ale jeśli z psychologiem nie wyszło to może warto próbować dalej? Może warto pomyśleć jednak nad 12 krokami?
Suzanne
Posty: 18
Rejestracja: 14 lut 2017, 0:30
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Suzanne »

Nirwanno dziekuje za przypomnienie tego przysłowia " Pan Bog przychodzi 15 min za pozno i zawsze zdaży... " naprawde niesamowite az mi serce mocniej zapukało ;)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Nirwanna »

Suzanne - :D
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: zenia1780 »

Szam pisze:Nirwanno tak też zrobiłem, później zacząłem od siebie i skupiłem się na sobie, gdy druga strona nie widziała, nie doceniała i nie współpracowała. Powiem Ci, że z drugą stroną tak jest do dziś. Jak z tym żyć? Czy myśleć o separacji i wyprowadzić się? Powiem Ci, że bardzo trudno jest żyć obok siebie, zwłaszcza mając w podświadomości, że za rogiem być może jest przysłowiowy Kowalski.
No wiec ja powiem na swoim przykładzie. Ja, podobnie jak Ty, żyję z mężem, który w pewnym momencie doszedł do podobnych wniosków co Twoja żona, wypaliło się, dłużej nie dam rady, nie kocham Cię.... Tak wiec znam trud i specyfikę życia w małżeństwie obok siebie a nie ze sobą od podszewki.
Uwierz mi, że druga strona doskonale widzi czy, co i jak robimy i skoro na to nie odpowiada, to najprawdopodobniej to co robimy jest niewystarczające w jej mniemaniu lub robimy nie tak jak ona tego oczekuje... Kiedy ja sobie to uświadomiłam, to przyznam się szczerze, że się "lekko" podłamałam (o gniewie i buncie na taki stan rzeczy nie wspominając), bo przecież trafić w oczekiwania tej drugiej strony w sposób przez nią oczekiwany, to jak trafić 6 w totolotka :?
Wiesz co mi ta sytuacja uświadomiła? Ano to, że, po pierwsze, tak naprawdę jestem osobą ciągle uzależnioną od miłości mojego męża, że wszystko co robię, robię nie dlatego, że on jest tego wart, że ja go kocham, ale dlatego, ze chcę aby mi na to odpowiedział w taki sam sposób. Po drugie natomiast, ze najprawdopodobniej robię coś nie tak. Musiałam się wiec uporać a obiema tymi kwestiami, najpierw stać się osobą wolną od tego uzależnienia, aby we własnej wolności i z własnej wolnej decyzji obdarzać męża miłością (niezależnie od tego czy on również to będzie robił, czy też nie), a potem odszukać sposobu aby te miłość okazywać mężowi w sposób DLA NIEGO CZYTELNY, a nie taki w jakim ja chciałabym to robić. Za kazdym razem jednak to Bogu pzwalam/łam sie w tym prowadzić i na Niego, a nie męża czy siebie patrzę/yłam.
Dopiero to zaczęło przynosić efekty.

Szam pisze:Czy myśleć o separacji i wyprowadzić się? Powiem Ci, że bardzo trudno jest żyć obok siebie, zwłaszcza mając w podświadomości, że za rogiem być może jest przysłowiowy Kowalski.
Dlaczego miałbyś się wyprowadzać?
W taki sposób możesz pozbawiać siebie i żony szansy na to aby mogła zobaczyć Twoją przemianę. Z jakichś powodów ciągle sama się nie wyprowadziła.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Szam
Posty: 10
Rejestracja: 25 lut 2017, 20:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Szam »

Witajcie, chwilę mnie nie było... Zenia ona mnie nie chce widzieć, a co dopiero moją przemianę. Mogłabyś oraz inni użytkownicy jeśli takowi są podzielić się jak sobie radzicie żyjąc w małżeństwie obok siebie?
Utka2
Posty: 222
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:47
Płeć: Kobieta

Re: Czy to wogole kryzys?

Post autor: Utka2 »

nie radzimy sobie ...

Szam, chyba najważniejsze zostało już napisane.
Przede wszystkim - wpływ masz na siebie. Cokolwiek robisz nie rób "dla małżeństwa", bo masz robic to dla siebie. Zmieniać sie na lepsze dla siebie, pracować nad sobą dla siebie. Nie w sensie zadowolenia swojego ego, tylko uczciwego postawienia sprawy - to i to mam do zmiany. Robienie czegoś dla małżeństwa to, zaznaczam, ze ja tak to rozumiem, działanie za wszelką możliwą cenę na korzyść małzeństwa, a co za tym idzie - wbrew sobie.

Nie wiem jak to jasno wytłumaczyć. Chodzi mi o to, zeby robić to wszystko w wolności. Nic na siłę. Bo robienie na siłę znaczy sztucznie.

Zaznaczam, to moja prywatna opinia. Ja przerabiam cały czas te ostatnie trzy lata. I jak patrzę na przeszłość, to naprawde czuje sie jak ten idiota, co robi non stop to samo i oczekuje innych efektów ...


A wracając do pytania - emocjonalnie w ogóle sobie nie radzę. Odrzucenie emocjonalne i fizyczne jednak boli, mimo masek jakie nosze na codzień. Ale cóż, życie... Skupiam sie na pracy, relacjach z przyjaciółmi, relacji z Bogiem (kolejności są różne, niestety). I tak mija dzień za dniem


Ostatnio słuchalam gdzieś na Youtube kazania ks. Pawlukiewicza,

https://www.youtube.com/watch?v=Rjk3Y4fYwfA

No to staram sie robić to jak najlepiej.
ODPOWIEDZ