Dziękuję. Nie tańczę.

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Monti »

Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: MaryM »

Dzisiaj różaniec w intencji Waszej rocznicy.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

KOCHANI

dziękuję Wam z całego serca za Waszą modlitwę.

Bóg zapłać!
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

Drodzy,
Piszę co u mnie, aby zrobić sobie małe podsumowanie.

Mija rok, jak mąż mnie ponownie porzucił ( po raz czwarty w ciągu ostatnich 8 lat ). Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że za porzuceniami męża kryły się również kowalskie. Dziś już to wiem. Wiem też to, że choć nie jest mi dane poznać obecne fakty, i za tym porzuceniem kryje się kowalska. Czy była motorem? Według męża motorem jestem ja. To jest główna przyczyna: że czuje się przy mnie nieszczęśliwy, że jestem, jaka jestem. To m.in. sprawia, iż szuka „nowej partnerki życiowej”, bo chce być szczęśliwy. Najpierw porzucenie, odseparowanie się ode mnie emocjonalne i uczuciowe, a potem zaraz kowalska ( tym razem być może odnowiona stara znajomość… )

Za każdym razem idzie mu to coraz lepiej chyba. Kilka razy śniło mi się, że ma małe dziecko. Niekiedy mam napad myśli, że tak może być... Mąż pilnie strzeże wszelkiej wiedzy na swój temat. Odseparował się ode mnie, ale też i od naszych dorosłych dzieci. Kiedy mamy rzadki kontakt, też bardzo uważa, aby nic o sobie nie powiedzieć.
Trochę odchorowałam nieudaną akcję „ściągnięcia” męża do domu w maju. To miało być „przyjemne z pożytecznym”. Pożyteczne, ponieważ pieniądze, które mąż płacił za wynajęcie mieszkania miały trafić do domowego budżetu ( ja i dzieci straciliśmy pracę w czasie pandemii ), a mąż miał trafić do domu… I właśnie to, że miał się w nim zjawić, było tym „przyjemnym”…..

Kiedy były już telefony od męża w sprawie przewiezienia rzeczy ( wcześniej bardzo bolesne rozmowy moje z dziećmi, które tego nie akceptowały, ponieważ ojciec wciąż się do nich nie odzywa i nie zrobił nic, aby zacząć odbudować relację ), sytuacja zmieniła się radykalnie. Na naszej rocznicowej kawie w jego wynajętym mieszkaniu (po mszy świętej z okazji 25 - rocznicy ślubu, w której mąż zgodził się uczestniczyć), poinformował mnie, że zmienił zdanie. Nie wraca do domu. Na dodatek, firma przenosi go do innego miasta, o kolejne kilkadziesiąt kilometrów od domu, także codzienne dojazdy stają dla niego zbyt uciążliwe i nieopłacalne…

Szczerze mówiąc odchorowałam tę sytuację. Niestety, zrobiłam też błąd, że pojechałam do męża jeszcze raz następnego dnia, by spróbować go przekonać, aby jednak wrócił do domu. Wtedy też – gdy pakował kartony - zorientowałam się, że obrósł w kilka gustownych gadżetów do domu. Miał podwójne naczynia, a w jednym ze spakowanych pudełek (uchyliłam wieka), zobaczyłam maskotki i świeczki w kształcie serduszek Przy łóżku męża, na nocnym stoliku, też stała świeca. Miał ładną pościel. Na stole w kuchni stały dwa kieliszki do wina.

Potrzebowałam trzech tygodni, aby to wszystko przerobić w sobie. Nie obyło się bez znieczulaczy w postaci papierosów i popijanego alkoholu. Dzieciom i rodzinie nie powiedziałam o swoim odkryciu. A w tym czasie odwiedziłam i rodziców, i teściową….
Było mi cholernie ciężko, jednak była w domu córka i starałam się trzymać fason, a sięganie po papieroska i drinka tłumaczyłam „dołkiem” z powodu mojej trudnej sytuacji zawodowej….

W ubiegłą sobotę spotkałam się z mężem, aby omówić z nim nasze finanse. W tym całym nieszczęściu, mąż nie odmówił mi pomocy finansowej w maju i zrobił wszystkie najważniejsze majowe opłaty oraz wyłożył pieniądze na utrzymanie dla mnie i córki. Dołożył się też do upominku imieninowego dla niej, ale o wspólnej kawie nie chciał słyszeć.

Spotkaliśmy się na parkingu, a potem pojechaliśmy do lasu. Wcześniej, w małym sklepiku, kupiliśmy słodycze i colę. Zupełnie jak przed 30-laty, gdy jako para studentów pierwszego i drugiego roku!, tak właśnie spędzaliśmy nasze randki. Jazda autobusem miejskim do pętli. Zakup czekolady i taniego wina w sklepiku u „prywaciarza”, a potem godziny „błądzenia” po lesie. Za rękę, bez słów praktycznie. Upajanie się przyrodą i tym, że po prostu jesteśmy blisko, razem, że tak jest fajnie.

Teraz też dość długo spacerowaliśmy, a ja mówiłam mężowi, co u nas i z jakimi problemami teraz się mierzę ( chodzi o tę moją pracę i finanse ) Mąż o sobie nie chciał mówić nic

. Powiedziałam mu też, że obecnie mam obawy przed wyjazdem zagranicę. Zapytałam również, czy w czerwcu jednak nie wróciłby do domu. Odmówił.

Przedstawiłam mu też swój „plan awaryjny” na czerwiec. Że jeśli nie podejmę pracy zagranicą, a on zgodzi się dalej pomagać mi finansowo, dokończę pewien projekt, który wisi nade mną od dawna, a na który nigdy nie znajdowałam czasu i determinacji. Zakładam, że miesiąc mojej samotni w lesie w czerwcu ( córka wyprowadza się do miasta, w którym teraz będzie pracować, a od jesieni studiować), wystarczy, by dokończyć projekt.

Mąż odrzekł, że się zastanowi.

Nasza „leśna randka” była spokojna i miła, pojechaliśmy nawet zwiedzić sanktuarium Maryjne niedaleko ( inicjatywa męża ), ale po niej przyszła szara rzeczywistość, czyli milczenie męża. Na smsa czasem odpisze jednym słowem, albo wcale. Do dzieci nie odzywa się nadal.

Mąż wygląda bardzo dobrze. Bardzo zadbany. Te przenosiny przez firmę do innego miasta to też swego rodzaju awans zawodowy. O tym, gdzie obecnie mieszka, dowiedziałam się tylko, że ktoś użyczył mu mieszkania na kilka miesięcy. Bezkosztowo!
W żadnym wypadku nie robi wrażenia człowieka, które leci ku jakiemuś dnu. Przeciwnie. Konsekwentnie żyje swoim życiem. Bez nas.

W poniedziałek zabłądziłam w lesie podczas marszu z kijami. Napisałam do męża smsa. Zadzwonił. Ustaliliśmy, jak mam dalej iść. Udało mi się wydostać na drogę. Wieczorem zadzwonił jeszcze raz, aby sprawdzić, czy dotarłam do domu. Nie mogłam odebrać, więc zadzwonił do córki. Ich rozmowa trwała kilka sekund. Córka powiedziała mu, że jestem w domu. Dosłownie „czułam”, jak trzepoce jej serce. Miała ściśnięty głos. Boże, żeby ten człowiek wiedział, co dzieje się w naszych sercach!

Napiszę jeszcze, że podczas naszego sobotniego spaceru po lesie natknęliśmy się na małego dzika. Mąż był poruszony. Wypatrywał lochy. W końcu zadzwonił do straży miejskiej i poinformował o znalezisku. Uspokojono go, że nie ma się martwić. Locha przyjdzie po małego. Mąż po rozmowie powiedział, jakby sam do siebie. „Dobrze, że zadzwoniłem. Przynajmniej mam czyste sumienie….”

Dziś od rana jestem sama w domu, ale od popołudnia ponownie z córką  Syn powrócił już z powrotem do akademika. Z papierosami zakończyłam swój krótki i gwałtowny „romans” ;) Następnego drinka wypiję zapewne dopiero w swoje imieniny ;) Zaczęłam znieczulać się czytaniem. Tak lepiej. Niezmiennie biegam, łażę z kijami, ale to na poprawę nastroju. „Znieczulanie” to inna bajka…

Od 13 maja odmawiam też NP. Przyłączyłam się do akcji, o której zapewne wiecie  To moja trzecia NP w ciągu ostatniego roku! Tym razem modlę się za innych, ale za siebie w sumie też ( może w sumie najbardziej ), bo intencja jest taka, że modlimy się o nawrócenie grzeszników, z których „ja jestem największym” ( to za księdzem Teodorem ).

NP uspokaja, wycisza, porządkuje dzień, sprawia, że człowiek zaczyna czuć się bezpiecznie, jak w ramionach Matki właśnie.
W części dziękczynnej wypowiada się na koniec obietnicę, że będzie się szerzyło to nabożeństwo. Niekiedy zastanawiałam się, jak mogłabym to robić? Czy napisać jakieś świadectwo? Spróbować nakłonić kogoś do Różańca Świętego? A Matka wie sama, jak działać przez nas. Moje dzieci wiedzą, że odmawiam NP ( nie namawiam ich do tego ). Córka wręcz mnie dyscyplinuje: Mamo, tylko rozłóż to sobie na cały dzień, bo potem modlisz się do północy!. Wczoraj jechałyśmy razem do miasta. Zapytałam, czy nie odmówiłaby ze mną pierwszej części w samochodzie, bo długa droga i „szkoda mi tego czasu”, a wieczorem, jak wrócę do domu, będę zmęczona. Zgodziła się 
A potem, jak byłyśmy razem w jednym miejscu i musiałam na nią poczekać, to znów zaproponowała, abym usunęła się w cichy kącik i spokojnie odmówiła sobie drugą część. Tym samym, przy jej młodych przyjaciołach, zdjęłam z ręki swoją różańcową bransoletkę i poszłam do kuchni, bo uznałam, że to dobra myśl. Młodzi, wierzący niepraktykujący, odnieśli się do tego z szacunkiem. Odmówiłam Różaniec i spokojnie wróciłam do salonu, włączając się ponownie do rozmowy. Może o takie świadectwa chodzi Matce? Zupełnie tego nie planowałam. Moim zamiarem nie było, aby epatować modleniem się, aby coś w ten sposób udowadniać i do czegoś nakłaniać. Tak po prostu samo wyszło 
W drodze powrotnej ( bez córki ), odmówiłam trzecią część. Wieczorem miałam czas na czytanie 
To tyle u mnie, a ciąg dalszy zapewne nastąpi.
Z Panem Bogiem!
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: MaryM »

Piękne świadectwo dałaś Nino - na pewno także o taką postawę chodzi Bogu.... tak łatwo odpuścić, gdy wszelkie sygnały przemawiają do rozumu"rzuć to, zostaw, nie będziecie już razem". Tez odmawiam NP by zyskać ukojenie.... A mój mąż konsekwentnie realizuje swój plan życia beze mnie, nawet zasugerował bym przy odwiedzinach i jego dalszej rodziny mówiła otwarcie o naszej sytuacji...wszyscy, nawet teściowie przygotowują mnie na nowe otwarcie. bo (sic!) z tego małżeństwa nic nie będzie.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

Dziekuje MarM.

A powiedz mi: czy Twoj maz wspomina o rozwodzie? O podziale majatku?
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: MaryM »

Nino, moj mąż uznał, ze zdjęcie obrączki to koniec małżeństwa. Rozwodu nie potrzebuje, często mówił ze papier nie ma dla niego znacznie. Nawet ze mną za młodu nie parł do ślubu. Dopiero gdy ja powiedziałam, ze nie interesują mnie takie relacje to zdecydował się na oświadczyny i formalizację. Natomiast dąży do rozdzielnisci majątkowej. Między nami wygasły wszystkie wiezi. Od roku do mnie nie napisał i nie zadzwonił pierwszy.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

Mam kryzys. Stan zawieszenia, ktory funduje nam maz moze trwac latami.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: MaryM »

Nino, to prawie pewne z tym stanem zawieszenia...... możemy stosować jedynie samozabezpieczenie ale nie mamy żadnych możliwości aby sytuację zmienić. Boimy się małżonków spłoszyć więc wciąż klaszczemy uszami ze szczęścia jeśli "nie pluja przez lewe ramię" na nasz widok, odbiorą telefon, napiszą żenująco suchego maila. I oni o tym wiedzą. Żaden z nich nie boi się utraty nas NA ZAWSZE. Nie mają ochoty na własną przemianę pomimo naszych przemian. Obawiam się, że mój narcystyczny zdrajca węzła przykicałby jedynie wtedy, gdyby przyjrzał się mojemu "szczęściu" z innym mężczyzną. Tego jednak sobie i jemu nie zafunduję bo 1) niezgodne z moimi wartościami 2) po co mi powrót kogoś kto mnie nie kocha a jedynie ambicje każą wciąż znaczyć własny teren... Zatem słabo. Modlę się o oświecenie Ducha Św dla nas ale mój mąż chyba jakieś odblaski nosi bo Duch na pewno działa (ja to czuję w tym spokoju, którego doświadczam) a ten coraz bardziej okropnie odwieszony i zdziecinniały w reakcjach. Przyjechał dziś do dziecka, spędził z nim 1h, włączył ostry gangsterski film i .... zasnął w dużym pokoju na kanapie po zarwaniu nocki w sobotę z kimś... Nie mówi do mnie, może wstanie rano, może dziś pojedzie do siebie. Mam ochotę udusić go poduszką. Więc się pomodlę, bo zaczynam rozważac odpowiedni rozmiar poduszki...
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

Dzis, w swieto Zeslania Ducha Swietego, mam jedna mysl w glowie: skoncz z tym, Nino. Przestan sie katowac.
MareS
Posty: 232
Rejestracja: 05 lut 2017, 22:22
Jestem: po orzeczonej nieważności małżeństa
Płeć: Mężczyzna

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: MareS »

2.5 roku temu sąd cywilny ogłosił rozwód mojego małżeństwa. Przeżyliśmy razem 24 lata. Mamy czworo dzieci w tym troje dorosłych. To żona chciała rozwodu a ja się nie zgadzałem. Proces rozwodowy trwał 1,5 roku. Dla żony wszystkie chwyty były dozwolone aby tylko osiągnąć swój cel - rozwód. Chociaż sprawa rozwodową była bardzo bolesna dla mnie to jednak największą walkę stoczyłem sam ze sobą aby nie złorzeczyć żonie i prosić Boga aby jej błogosławił. Co mi w tym pomogło? Przysięga małżeńska, którą złożyłem jej biorąc Boga na świadka oraz słowa ks. Dziewieckiego, że łamiemy ją nie wtedy, kiedy zdradzamy fizycznie lub emocjonalnie ale wtedy, kiedy przestajemy współmałżonka kochać, mądrze kochać.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Nino »

Nie złorzeczę mężowi: przeciwnie, modlę się za niego codziennie i błogosławię mu.
To co napiszę teraz, wyłamuje się z charyzmatu Sychar.
Tu chodzi o mnie. Nie o męża. Po prawie dziesięciu latach kryzysu i czwartym - za każdym razem coraz bardziej hardcorowym porzuceniu - nie ma we mnie nadziei, a raczej podsycanie jej uważam właśnie za katowanie samej siebie.
Przeszedłeś bolesny rozwód. Współczuję Ci. Moja sprawa jest innego kalibru. Mąż mnie porzucił i swoje dorosłe dzieci i... tak może żyć! W totalnej izolacji od nas. Robiąc co chce, i żyjąc, jak chce.
Tworzy swój swój świat, szczelnie odrębny od nas, i nie ma najmniejszego zamiaru tłumaczyć się komukolwiek z tego co robi, i po co?
W dzień naszego wesela - dowiedziałam się o tym dobre lata po ślubie! - dziadek mojego męża powiedział memu ojcu prosto w oczy, że szkoda mu mnie, ponieważ to małżeństwo zakończy się rozwodem. Powiedział, że jego wnuk jest osobą, która robi co chce. Nie ma wpływu na niego żaden autorytet, żyje dla siebie i według swoich zasad.
Dowiedziałam się również od rodziców, że kilkoro przyjaciół z ich otoczenia ( w tym ksiądz! ), mówiło im, że w ich opinii to nie jest chłopak dla córki. Rodzice mi tego nie powtarzali, ponieważ byliśmy bardzo w sobie zakochani, ja szalałam za swoim chłopakiem i byłam gotowa wydrapać oczy każdemu, kto w nas nie wierzył....
Miałam żal do swoich rodziców, że nie podjęli ze mną jakichś dojrzalszych rozmów na ten temat w tamtych czasach. Przeciwnie: tato dążył do ślubu, ponieważ chodziliśmy z przyszłym mężem już prawie cztery lata i "trzeba było coś z tym zrobić".
Nie piszę tego po to, aby teraz zwalić winę na cały świat za moje małżeńskie niepowodzenie.
Wybaczyłam rodzicom. Nie potrafili ze mną porozmawiać, ale i ja byłam zaślepiona i nie chciałam ich słuchać, również wtedy: gdy próbowali.

Co dokładnie przeczuwał dziadek mojego męża, nie dowiem się już nigdy. Z tego co zapamiętał tato, to dziadek mówił mu, że rodzice mieli z mężem urwanie głowy. On ich nie słuchał. Izolował się. Gdy prosili go, aby wracał ze szkoły prosto do domu i tak wracał po wielu godzinach, ponieważ uwielbiał włóczyć się po polach. Ojciec nieraz szukał go. Wychodził mu naprzeciw. To była głęboka wieś za komuny. Jak zapadał zmrok, a chłopaka nadal nie było w domu po szkole, to rodzice bardzo się denerwowali. Nie było telefonów....

Mnie to w młodości w mężu imponowało. Że był taki "dziki"...

Obecnie jego "dzikość", indywidualizm i głęboki egocentryzm odbija mi się wielką czkawką.

Mój mąż postanowił dla nas umrzeć, ale nie w duchu Chrystusowym. Staliśmy się dla niego przeszkodą, bardzo niechcianym i męczącym balastem. On chce mieć od nas "święty spokój".

Ma duże poczucie obowiązku, więc pod pewnymi względami jest bardzo fair. W maju, i może też w czerwcu, poniósł cały ciężar finansowy. Opłaty oraz pieniądze dla mnie i córki na życie. Ale to nie może trwać. Muszę powrócić do pracy. Nie chcę wisieć na mężu finansowo, choć były okresy, gdy to on tracił pracę i szukał nowej, a ja ogarniałam.

Ale rozpisałam się o mężu, a miało być o mnie.

Dziś mój pierwszy dzień bycia samej. Córka wyprowadziła się do miasta. Syn powrócił na uczelnię.

Zostałam sama w domku, który postawiliśmy z mężem dla nas. Mąż nie chce wrócić.
Muszę nauczyć się tego mojego nowego życia, bo przez ostatni rok, w miesiącach, kiedy byłam w Polsce, była ze mną córka.

Nawet moja mama śmiała się, że czuwa nade mną Niebo, ponieważ w tych najcięższych momentach dzieci były blisko.

Ale dorosłe dzieci budują swoje dorosłe życie. I w żadnym wypadku nie chcę, aby stały się wypełniaczami mojej pustki i czuły się odpowiedzialne za moje poczucie samotności.

Tak, mąż odszedł. Dzieci dorosły i tworzą swoje życie. Zostałam sama.
Nie ma we mnie nienawiści do męża. Nie wszczęłam śledztwa w kierunku kowalskiej.

Ale też nie mam złudzeń.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Caliope »

Przytulam Nino, jesteś wspaniałą kobietą :)
Ja sobie ostatnio myślałam, że jak zostanę sama z synem to kupię mieszkanie za mój wkład z tego wspólnego co jest teraz, urządzę je sobie całkiem sama.Naoglądam się telewizji za wszystkie czasy, nazapraszam sobie wszystkich ludzi i kupię psa. Zawsze jest alternatywne wyjście, a ty nigdy nie będziesz sama :) A ja nie mam pewności czy nie zrealizuję tego co napisałam.
lena101
Posty: 148
Rejestracja: 24 lut 2018, 22:28
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: lena101 »

Rodzice mi tego nie powtarzali, ponieważ byliśmy bardzo w sobie zakochani, ja szalałam za swoim chłopakiem i byłam gotowa wydrapać oczy każdemu, kto w nas nie wierzył....
Miałam żal do swoich rodziców, że nie podjęli ze mną jakichś dojrzalszych rozmów na ten temat w tamtych czasach. Przeciwnie: tato dążył do ślubu, ponieważ chodziliśmy z przyszłym mężem już prawie cztery lata i "trzeba było coś z tym zrobić".
Nie piszę tego po to, aby teraz zwalić winę na cały świat za moje małżeńskie niepowodzenie.
Wybaczyłam rodzicom. Nie potrafili ze mną porozmawiać, ale i ja byłam zaślepiona i nie chciałam ich słuchać, również wtedy: gdy próbowali.
Myślę, że nie słuchałabyś.
Mnie moja mama pytała, czy nie boje się ,że mój przyszły mąż zrobi to samo, co jego dziadek.
Wtedy byłam na nią zła i wściekła,że w nas nie wierzy.
Teraz po tych 20 latach, te słowa dźwięczą mi w głowie.
Mama czuła, ja nie.
Pozdrawiam serdecznie
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

Post autor: Minu »

Nino,dobrze że napisałaś... nie ma co zakłamywać rzeczywistości i tego co się czuje... mnie w dalszym ciągu adwokat namawia na sprawdzenie tej kowalskiej...Ale ja się boję bo trop prowadzi do historii sprzed roku i boję się ze te wszystkie działania męża były zaplanowane z premedytacją, bo wszystko niestety na to wskazuje...nie chciałabym tych dowodów wykorzystywać w sądzie ...ta wiedza byłaby tylko dla mnie...może wtedy zyskalabym pozorny spokój...I przestała się za wszystko obwiniać...
ODPOWIEDZ