Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Moderator: Moderatorzy
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No i właśnie, doszłam do tego, że czasem znajdzie się ktoś kto nic nie wie, nic nie wnosi, a psuje humor i manipuluje poczuciem winy. Najbardziej krzywdząca dla mnie wypowiedź dzisiaj, że doprowadziłam swojego męża do depresji, to jest chyba zaraźliwe jak sama ją miałam i chciałam tylko spokoju i jakoś przeżyć.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope głowa do góry. Czasami ktoś tutaj może źle zrozumieć sens jakiś słów, a my jesteśmy tak poranieni, zrozpaczeni że każde słowo nas może zranić. Ja niestety u męża też widzę stany depresyjne. Opuścił nas, syna odwiedza kiedy mu pasuje, jak już jest u nas to nie wie jak się z synem bawić woli rozmawiać ze mną, dalej próbuje mną manipulować. Jak odszedł to się dziwnie zachowywał więc poruszyłam niebo i ziemię, ale on nie odbierał telefonów od rodziny a po 2 miesiącach przyszedł zdołowany i usłyszałam, że się na wszystkich zawiódł bo nikt się nim nie interesował. Chyba czekał aż go będę żałowała. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam do syna. Ja wczoraj cierpiałam po słowach meza bo zaczęłam z nim rozmowę po co mu ten rozwód. I znów usłyszałam jaka ze mnie była beznadziejna żona, a dziś jak przedłożyłam adwokatce moje odpowiedzi na zarzuty męża z pozwu to się dziwiła o co mu chodzi. Życzę ujrzenia dobra wokół
A przed spotkaniem z adwokatką dostałam od kumpeli która jest daleko link do - Jezu ty się tym zajmij . I jakoś spokojniejsza się zrobiłam. I znów usłyszałam u pani adwokat, że mąż może wywalczy ten rozwód jeśli jest tak zdeterminowany, ale ja zrobiłam wiele aby do tego nie dopuścić więc teraz wszystko w rękach Boga.
A przed spotkaniem z adwokatką dostałam od kumpeli która jest daleko link do - Jezu ty się tym zajmij . I jakoś spokojniejsza się zrobiłam. I znów usłyszałam u pani adwokat, że mąż może wywalczy ten rozwód jeśli jest tak zdeterminowany, ale ja zrobiłam wiele aby do tego nie dopuścić więc teraz wszystko w rękach Boga.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Dziękuję Bławatku, mój mąż odstąpił od rozwodu, ale wiem że nie mogę liczyć na to że pomoże przy synu jak będzie potrzeba np. jakiś wypadek, muszę ogarnąć sama, bo on nie mówi gdzie jest i może być nawet w Krakowie. Takie ma te swoje stany depresyjne, podobnie jak twój.Widzisz, nie warto poruszać tych ciężkich tematów, bo cierpimy bardzo, a mój mąż nawet zapomina co mówił w poprzedniej rozmowie. Jezus się tym zajmie, to jest prawda.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Dzisiaj napisałam mężowi, że jak się nie liczy ze mną i nie mówi gdzie jedzie, to rozumiem że mi nie pomoże gdyby synowi coś się stało i nie bierze odpowiedzialności. On odebrał to jako atak, bo przecież pracuje, a to odpowiedzialność, że podnoszę mu tylko ciśnienie. Nie da się z nim porozmawiać konstruktywnie, widać muszę się wyciąć, zamknąć nawet temat że jest ojcem mojego syna. Mam tylko nadzieję, że terapia mu coś przyniesie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope,
Serdecznie zachęcam Cię do przeczytania "Porozumienia bez przemocy"... jest szansa, że wówczas mąż rzadziej będzie czuł się atakowany Twoimi wypowiedziami.
A pytanie do Ciebie. Uważasz że co mężowi powinna przynieść terapia?
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Oczekiwanie żony, że mąż raczy powiedzieć, gdzie przebywa i będzie współuczestniczył w opiece nad dzieckiem to jest atakowanie, albo i przemoc?
Z takim mężem to gorzej niż z jajkiem
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Wiedźminie, w depresji wszystko jest odbierane jako atak, ja tak też miałam jakiś czas. Nic nie było w moim emailu atakującego, tylko stwierdzenie faktu o braku pomocy względem syna. Ostatnia rzecz w moim życiu to przemoc, jej doświadczyłam, sama nie praktykowałam, brzydzę się.
On może się poskładać do kupy, na swojej terapii, bo jest DDA i wpadł teraz w depresję, na wlasne życzenie.To choroba gdzie nawet nie odczuwa sie chęci bliskości z kimkolwiek.Przynajmniej nie usłyszy ode mnie ,jak ja od niego,że chcę rozwodu, że ma się ogarnąć, bo jestem po swojej chorobie i teraz po drugiej stronie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Sarah - zdanie o atakowaniu wyszło spod palców samej autorki - cytuje "on odebral to jako atak".
Nie pisałem nic o przemocy - to tytuł książki, która moim zdaniem dobrze opowiada o tym jak rozmawiać.
Nie pisałem nic o obchodzeniu sie jak z jakiem. Generalnie w ostrej fazie lepiej w ogole odczepić się od współmałżonka
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Wiedźmin faktycznie nie napisał tego. Z kolei ja to piszę, że ton wypowiedzi na pokojowy nie wybrzmiewa ("nie liczy ze mną i nie mówi gdzie jedzie, to rozumiem że mi nie pomoże gdyby synowi coś się stało i nie bierze odpowiedzialności" - niepotrzebna agresywna insynuacja, że nie pomoże i nie chce brać odpowiedzialności). Skoro wiadomo, że mąż jest wrażliwy w tym momencie, to po co eskalować? Szybciej mu przejdzie, krócej będzie z nim jak z jajkiem.Wiedźmin pisze: ↑03 cze 2020, 17:59Sarah - zdanie o atakowaniu wyszło spod palców samej autorki - cytuje "on odebral to jako atak".
Nie pisałem nic o przemocy - to tytuł książki, która moim zdaniem dobrze opowiada o tym jak rozmawiać.
Nie pisałem nic o obchodzeniu sie jak z jakiem. Generalnie w ostrej fazie lepiej w ogole odczepić się od współmałżonka
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nie wiem czy ta korespondencja wyglądała tak:Caliope pisze: ↑03 cze 2020, 12:52 Dzisiaj napisałam mężowi, że jak się nie liczy ze mną i nie mówi gdzie jedzie, to rozumiem że mi nie pomoże gdyby synowi coś się stało i nie bierze odpowiedzialności. On odebrał to jako atak, bo przecież pracuje, a to odpowiedzialność, że podnoszę mu tylko ciśnienie. Nie da się z nim porozmawiać konstruktywnie, widać muszę się wyciąć, zamknąć nawet temat że jest ojcem mojego syna. Mam tylko nadzieję, że terapia mu coś przyniesie.
Ja to odczytuję tak, możesz się nie zgodzić, tylko pomyśl, Wiedźmin i ja zobaczyliśmy coś nie tak w tym komunikacie oraz Twój mąż dał Ci do zrozumienia że nie czuje się bezpiecznie kiedy tak do niego mówisz, popatrz:Jak się ze mną nie liczysz i nie mówisz gdzie jedziesz, to rozumiem że mi nie pomożesz gdyby synowi coś się stało i nie bierzesz odpowiedzialności za to?
- Jak się ze mną nie liczysz- wg mnie -osąd, ocena - może tak być że nie wiesz jak jest naprawdę?
- rozumiem że mi nie pomożesz - wg mnie - może nie, to może Ty tak odbierasz?
- nie bierzesz odpowiedzialności-wg mnie -osąd, ocena - przecież to Twoja percepcja, nie mówiąc o tym że źródła takiego zachowania mogą być różne..
Rozumiem (chyba) że liczysz na odpowiedzialną postawę męża, na to że będziesz mu mogła zaufać, oprzeć się na nim, pytanie tylko czy zakomunikowanie mu tego w sposób który opisałaś dało efekty?
A może bardziej potrzebujesz Jego obecności, troski, miłości oraz obawiasz się że Cię zostawi może w tej sytuacji z dzieckiem a może w domyśle, że w ogóle?
Może warto powiedzieć Mu o tym czego potrzebujesz, w atmosferze spokoju, jest szansa że usłyszy ...
Pogody ducha, pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No i muszę się całkiem odczepić. Strzelam sobie w stopę, nic mi nie da mówienie. Dopóki będzie szklany mur, nic nie wskóram. Ile?, może 1,5 roku nawet.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ozaszu, nie usłyszy, jest w stanie depresji który sam sobie zafundował. To czego ja potrzebuję nie ma znaczenia, fakt osądziłam go, ze złości za uciekanie, że jego kumple jeżdżą moim samochodem, nie my rodzina, za ranienie mnie na każdym kroku. Już sama nie wiem czego chcę w takim stanie zawieszenia, miotam się, raz kocham, raz nienawidzę.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope pisze: ↑04 cze 2020, 10:23 Ozaszu, nie usłyszy, jest w stanie depresji który sam sobie zafundował. To czego ja potrzebuję nie ma znaczenia, fakt osądziłam go, ze złości za uciekanie, że jego kumple jeżdżą moim samochodem, nie my rodzina, za ranienie mnie na każdym kroku. Już sama nie wiem czego chcę w takim stanie zawieszenia, miotam się, raz kocham, raz nienawidzę.
Może nad tym warto się zastanowić, rozumiem że sama sytuacja nie tworzy atmosfery porozumienia, wzajemnej empatii i otwartości, jeśli jednak chcesz ratować małżeństwo to w pierwszej kolejności rozsądnie byłoby wiedzieć czego chcesz, potrzebujesz i realizować to w sposób adekwatny do tych potrzeb, konstruktywnie wykorzystując "energię" emocji.
Wiadomo że kiedy jest kryzys często z tym wiąże się jakaś niechęć, "alergia" na zachowanie drugiego, filtrowanie komunikatów i sytuacji... jeśli sobie to uświadomisz to już będzie plus, z autopsji wiem że rozwalić jest bardzo łatwo, gorzej budować w niesprzyjających okolicznościach..
Podzielę się też tym, że mój własny kryzys i życie po nim, jestem 9 lat w nieformalnej separacji uświadamia mi jak trudno kochać, choć wydawało się że miłość była podstawą związku (tym bardziej, że od ślubu jestem człowiekiem świadomie wierzącym, a to już 26 lat), nawet jeśli, to z dzisiejszej perspektywy bardzo niedojrzała i pojmowana bardzo subiektywnie.
Zastanawiające jest to że czas pokazuje mi nie to, jak żona mnie skrzywdziła ,ale jak moja miłość wobec Niej jest niedostateczna i warunkowa.
Kiedyś jednak tego nie widziałem i jestem na dzień dzisiejszy przekonany że to proces dojrzewania, u każdego przeżywany w indywidualny sposób mający często źródło w rodzinie pierwotnej, temperamencie, doświadczeniach, predyspozycjach ...
Pozdrawiam serdecznie
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nie napisałam wczoraj, że pierwszy raz ogólnie mój mąż mi odpisał na takiego emaila. Napisał,że ja chcę go kontrolować, bo chcę wiedzieć gdzie jest,a on robił mi to prawie 7 lat. Pisał rzeczy mnie krzywdzące, też miałam atak za moje ocenianie.
Masz rację ozeaszu, mam problem, być może nie wiem czego mam oczekiwać od męża kiedy on jest daleko ode mnie , powiedział że nie kocha. A wiem że to nie musi być prawda i można naprawić moje małżeństwo. Potrzebuję od drugiej osoby wsparcia, bliskości, troski, mówienia o uczuciach(nie chodzi o "kocham cię"), bezpieczeństwa, pomocy w codzienności, odciążenia od obowiązków.
Masz rację ozeaszu, mam problem, być może nie wiem czego mam oczekiwać od męża kiedy on jest daleko ode mnie , powiedział że nie kocha. A wiem że to nie musi być prawda i można naprawić moje małżeństwo. Potrzebuję od drugiej osoby wsparcia, bliskości, troski, mówienia o uczuciach(nie chodzi o "kocham cię"), bezpieczeństwa, pomocy w codzienności, odciążenia od obowiązków.