tata999 pisze: ↑13 cze 2020, 9:45
Ukasz pisze: ↑12 cze 2020, 23:16
tata999 pisze: ↑12 cze 2020, 11:01
Po przeczytaniu przyszła mi taka myśl, że ta osoba o której piszesz (tu:mąż) może nie "zakłamuje prawdy". On odrzucił naukę Jezusa i to przyznaje ("stanął w [takiej] prawdzie), jeśli dobrze rozumiem. To jest kluczem oraz to, że odrzucił wartości/zasady, które ogłaszał wobec Ciebie, a niekoniecznie są jedynie katolickie (np. zobowiązanie do starania się w kwestii współdziałania w sprawach gospodarstwa domowego, wzajemnej opieki, spełniania potrzeb seksualnych). Tak, jak piszesz sami sobie tworzymy swój świat, dokonując wyborów.
A tego nie rozumiem.
Ludzie mówią różne rzeczy, mogą być nawet o tym przekonani, ale to nie znaczy, że mówią prawdę. Można nie kłamać i mimo to nie mówić prawdy. I można też okłamywać samego siebie, gdy pragnienia nie przystają do wiedzy. Czy takie słowa są wtedy kłamstwem? Na pewno nie są prawdą, bo ona jest niezależna od tego, co ktoś mówi na jej temat. Ona po prostu jest.
Wydaje mi się, że to odnosi się także do świata. On też jest taki, a nie inny. My tak naprawdę nie tworzymy sobie świata, tylko jakieś jego wyobrażenie, które jest mniej lub bardziej prawdziwe. A im bliższe prawdy, tym lepiej dla nas. Konsekwencje będą zależeć od tego, jaki świat jest naprawdę, a nie od mojego wyobrażenia.
W sytuacji ciężkiego kryzysu i wielkiego bólu warto jasno odróżniać prawdę od fałszu. Nazywać rzeczy po imieniu. Powtarzać rzeczy pozornie oczywiste, które ktoś próbuje zakłamać. To pomaga nie upaść i nie zbłądzić.
Wydaje mi się, że myślimy podobnie. Być może język nie tak giętki, żeby precyzyjnie wyrazić co pomyśli głowa i serce. Prawda jest prawdą niezależnie od wszystkiego i jest jedna. Z takiego założenia wychodzę.
W odniesieniu do wspomnianego wiarołomnego męża miałem na myśli to, że logicznie mówi, jeśli przyznaje, że odrzucił naukę Jezusa.
Zgadzam się, że tworzymy sobie wyobrażenie świata. Jednocześnie kreujemy część świata poprzez swoje akty wolnej woli. Nikt za nas grzechów, ani dobrych uczynków nie popełnia.
Konsekwencje myślę, że zależą od wielu czynników. Wcale odległość pomiędzy wyobrażeniem a rzeczywistością nie musi być kluczowym.
Dla mnie liczy się zawsze prawda choćby ta najgorsza, życie w kłamstwie i oszustwie jest najgorsze czym może być.
Przez te wszystkie lata byłam okłamywana i oszukiwana przez męża, miał z tego wszystkiego dobrą zabawę.
Mnie i nasze dzieci odrzucił, chociaż twierdzi, że je kocha.Tylko czy tak wygląda miłość, gdy mu powiedziałam o mojej miłości do Boga, że to On jest na pierwszym miejscu, a potem cała reszta to mnie wyśmiał.
Dla niego Bóg nie istnieje i nie wie kim On wogóle jest.Nie ma w sobie żadnych wartości gdzie miłość Boga jest cenna, nie wierzy ,że On nas wszystkich kocha bez wyjątku, teraz jest w nim tylko nienawiść i zło tym się karmi.
Ja widocznie jestem mu tą kulą u nogi, którą chce się pozbyć jak najprędzej.
Bo teraz właśnie ówczesny świat proponuje coś lepszego, życie bez zobowiązań, rób co chcesz nikt ci nic nie zrobi.
Bo wszyscy tak żyją, to dlaczego ty nie nasz pójść za tym co lekkie i przyjemne.
To jakby opis drogi szerokiej i wąskiej, a mój mąż pośród niej.
Woli tą szeroką, a ja na tą chwilę nie mogę go zatrzymać bo jest wolnym człowiekiem.