Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Firletka pisze: 04 lip 2020, 8:21 :(Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki wieczór... Ja miałam... Mąż mnie wyzywał, wyśmiewal... Ze jest moi jedynym partnerem seksualnych , że nikt mnie nie chciał nigdy najwidoczniej... Pokazywał obsceniczne gesty, bardzo obsceniczne... powiedział, że coś jest w moim samochodzie do wymiany i ma nadzieję, że to mi (przekleństwo) podczas jazdy...
Zaczęło się od tego, że powiedział, że odkrył cudowna plażę na mazurach, na którą pojedzie z dziecmi. Spytałam czy odkrył z kochanką i się zaczęło...
Firletko, jak najdalej od wciągania się w te klimaty.
Rozumiem, że to jest bardzo trudne, dlatego, że nie dość, że Twój mąż Cię zdradza (na pewno emocjonalnie, a sądząc po, tym, co mówi chociażby Twoja teściowa, a także na co wskazywać może fakt wieczornych spotkań w domu koleżanki pod nieobecność jej męża czy ich wspólny dzień wolny, to i zapewne fizycznie), ale jeszcze twierdzi, że wszystko jest w porządku, że ma prawo robić, co chce. Mało tego, dostajesz jeszcze identyczny feedback od swojej Teściowej. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. I po prostu, powodująca jeszcze większe emocje w Tobie.
Nie dziwne, że puszczają Ci nerwy, ale i najzwyczajniej w świecie, chcesz, przynajmniej, uznania, że to, co Twój mąż robi, jest nieprawidłowe.
Nawet od razu nie przeprosin, nie skruchy, nie woli ratowania małżeństwa, ale tego przyznania, że to nie jest normalna sytuacja oraz, że mówienie, że jest inaczej jest już następną aberracją.
Na razie fakty są takie, że nie usłyszysz tego w tej chwili od niego. Mało tego, on wie, że w ten sposób wyprowadza Cię z równowagi. Mało tego, takie działania prowadzą do odwrócenia uwagi, co się naprawdę dzieje.
Ale to wszystko oznacza, że nie możesz poddawać się temu. Wiesz już, że tak jest, i ta zdrada, i te dalsze manipulacje. Ufasz swoim zmysłom, wiedzy. Są też osoby, które mówią Ci, że ta sytuacja, w której się znalazłaś nie jest normalna, prawidłowa.
I tego się trzymaj.
Teraz jest, jak jest. Nie wiesz dokładnie, z czego to wszystko wynika, skonsultujesz się ze specjalistami, może uda się coś więcej ustalić.
Ale masz też już dużo danych i nie musisz ani próbować czy sprawdzać reakcji męża w różnych momentach, ani zawracać kijem Wisły. Na razie jest obraz sytuacji, taki a nie inny.
Póki co, skup się na niedawaniu pożywki swoimi zachowaniami, reakcjami do dalszych działań męża.
Cokolwiek myślisz, nie zdradzaj się mu z tym, nie odpowiadaj na zaczepki, sama też nie mów takich rzeczy, które teraz, tylko on wyłapie i wykorzysta.
Nie niszcz sobie jeszcze gorzej zdrowia, psychiki. Do tego, ten narastający konflikt, będzie też mógł mieć negatywny wpływ na polepszenie stosunków między Wami czy uratowanie małżeństwa, jeśli jest na to szansa.
Ty swoje wiesz, powiedziałaś, co myślisz, jak to widzisz, że nie zgadzasz się na taki stan rzeczy. Twój mąż wie też, że podobne zdanie mają przyjaciele, znajomi, także z jego pracy, jego szef, Twoi rodzice. On wie, nie musisz mu tego przypominać.
Na razie, ta wiedza nic w nim nie zmienia.
Masz swoje stanowisko, w którym zakomunikowałaś mu też, że nie ma na to wszystko, co się dzieje Twojej akceptacji.
Ale uwaga, gdy będzie widział Cię pod wpływem emocji, zdenerwowaną, reagującą silnie na niego i jego postępowanie, słowa, może tym bardziej mieć wrażenie, że uda mu się namieszać Ci w głowie. A zatem, wszystko może się tylko rozrastać.
Nie jest to w Twoim, ani Waszej rodziny interesie.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Wiedźmin pisze: 04 lip 2020, 9:26
Firletka pisze: 04 lip 2020, 8:21 :(Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki wieczór... Ja miałam... [...] Spytałam czy odkrył z kochanką i się zaczęło...
Firletko... ale w jakim celu Ty to robisz? Chcesz poprawy swojej sytuacji? ... Chyba że chcesz sie wykończyć... to dalej zamiast na sobie koncentruj sie na kochance i co i gdzie z nią robi mąż.
Wiedźminie, masz rację i dobrze radzisz.
Myślę, że warto uzupełnić o jedną rzecz, to co napisałeś.
Sporo osób, miota się (trudno się dziwić przecież) i nie do końca rozumie pewne rzeczy, które są w niektórych komentarzach pisane. Może zresztą dlatego, że nikt jakoś dokładnie pewnych kwestii nie opisał czy gdzieś po prostu razem nie zebrał. I potem jak pewne wpisy się przewijają to jest jakiś misz masz. I ludzie w kryzysie gubią się w tym wszystkim.
Może tak, czym innym jest sama wiedza o tym, że jest osoba trzecia, czym innym zbieranie dowodów do ewentualnej drogi sądowej, np. o separację, o alimenty, o prawa rodzicielskie czy ustalenie warunków opieki nad dziećmi, o rozdzielność majątkową.
A czym innym zadręczanie się konkretnymi obrazami zdrad i wyobrażeń o relacji współmałżonka z osobą trzecią.

Nie da się odciąć od tego, że była czy jest zdrada, romans. Mało tego, mogłoby to być równoznaczne z wyparciem, a to nie pozwalałoby ani ocenić właściwie sytuacji, w której ktoś się znalazł, ani przez to ruszyć z ratowaniem małżeństwa.
Nie da się też naiwnie podchodzić do zdrady czy w ogóle kryzysu i nie zabezpieczyć żadnych dowodów w razie, gdyby trzeba było ich użyć.
Wreszcie, pewnych rzeczy, uczuć, emocji nie da się wyrzucić, zablokować. To tylko szkodzi. Zatem trzeba dać temu upust. Tylko mądrze. Wyrazić swoje zdanie na zaistniałą sytuację, ale jak najsensowniej. Po drugie, wypłakać się, wyżalić do osób zaufanych, pochylić nad samym sobą. Dopuścić też i te myśli, że osoba trzecia jest i to boli. Ale nie brnąć w to. Jak najszybciej skupić się na sobie, nie dokładać, nie brodzić w tych wizjach wspólnych "działań" współmałżonka z osobą trzecią.
I zapamiętać, że to, co teraz tam się dzieje, nie zabiera tego, co było dobrego w małżeństwie.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Wiedźmin pisze: 04 lip 2020, 9:26
Firletka pisze: 04 lip 2020, 8:21 :(Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki wieczór... Ja miałam... [...] Spytałam czy odkrył z kochanką i się zaczęło...
Firletko... ale w jakim celu Ty to robisz? Chcesz poprawy swojej sytuacji? ... Chyba że chcesz sie wykończyć... to dalej zamiast na sobie koncentruj sie na kochance i co i gdzie z nią robi mąż.
Za szybko się wysłała poprzednia wiadomość...
Mały dopisek, dlatego, żeby nie zadręczać się tym, co łączy współmałżonka z osobą trzecią, nie najgłupszym pomysłem jest wynajęcie firmy detektywistycznej, która na siebie weźmie dowiedzenie się, czy romans jest, zebraniem potrzebnych dowodów.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Ewuryca pisze: 04 lip 2020, 11:25
Firletka pisze: 04 lip 2020, 10:43
Zastanawiam się nad czymś innym i chyba najpierw spytam prawnika. Mam nagrane wczorajsze rozmowy (robią to też za radą prawnika) nie wiem czy nie powinnam z tym iść na policję. Tylko niestety... po prostu się wstydzę...
Firletka a co chcesz osiągnąć policją? Chcesz aby go zamknęli, czy żeby miał sprawę w sądzie, czy chcesz go przestraszyć, czy chcesz zniżyć się do tego samego poziomu co mąż i czy w ten sposób będziecie funkcjonować? Wzajemna nienawiść? a gdzie w tym wszystkim dziecko?
Skoro narazie mąż ani ty nie macie zamiaru się wyprowadzić to ja proponuje wyciszyć się, odciąć się od kłótni, Bóg przemawia w ciszy, jak chcesz go usłyszeć podczas nieustannych wyzwisk i wyrzucaniu sobie nawzajem wszystkiego? Chciałabyś żeby mąż się wyprowadził co rozumiem, ale narazie to się nie stanie, ale możesz spróbować żyć tak jakby go nie było, udawaj ze go nie widzisz czy nie słyszysz, i daj czas czasowi i sobie chociaż na chwilkę aby znaleźć trochę spokoju, tez dla dziecka.

Ewuryco, przypuszczam, że Firletka myśli, tak, jak część osób na jej miejscu, zresztą nierzadko za poradą terapeuty czy prawnika, o założeniu niebieskiej karty. Takie mam podejrzenia, ale oczywiście Firletka sama Ci odpowie sama za siebie. :-)
Dodam tylko, że, jeśli zachowania współmałżonka mogą wskazywać na problemy psychiczne, to takie nagrania, zgłoszenie czegoś na policję, mogą być przydatne, gdyby ktoś starał się o skierowanie na badania czy obserwację psychiatryczną współmałżonka.

Natomiast, tak, jak pisałam wcześniej, zgadzam się, że na pewno spokój i nie danie się wciągać w sprzeczki, awantury to podstawa teraz.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Tak, chcę żeby on sobie w końcu uświadomił, że źle robi, że to nie jest normalne. Bo ja już nie wiem czy on naprawdę uważa to za normalne czy po prostu tylko tak mówi.
Dziękuję, że mnie uświadamiacie, na czym powinnam się skupić, co jest ważne. Wy po prostu ciągnięcie mnie za uszy z tego dola. Jestem tak bardzo Wam wdzięczna. Nie znamy się, a tyle wsparcia tutaj otrzymuje.
Miotam się już sama że sobą. Wiecie, że po tym wszystkim... Teraz najbardziej na świecie chciałabym się do niego przytulic. Ja chyba faktycznie nienormalna jestem. Ostatkiem sił się powstrzymuje, żeby do niego nie podejść i się wtulic...
Wiwm,ze on tego na pewno nie chce. I albo by mnie odepchnął albo przytulił na odczepnego... On przytula ja... sam mi to kiedyś powiedział...
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Jest jeszcze jedna rzecz, która chciałam się z Wami podzielić i zapytać co o tym myślicie. To o czym chce napisać dopiero teraz sobie uświadomiłam.
3 dni po tym jak dowiedziałam się, że mąż mnie zdradza wylądowaliśmy u psychoterapeuty. Wtedy mój mąż powiedział, że on jakby nie widzi nic złego w tym, żebyśmy żyli pod jednym dachem jak kolega z koleżanką... Dla dzieci. Pani psycholog szybko zareagowała, że nie jest to właściwą droga... wtedy mój mąż się wycofał, ale po jakimś czasie wrócił i wracał do tego pomysłu. Ostatnio też to podkreślił, że możemy spróbować być razem ale tylko dla dzieci. Nie dla nas, tylko dla dzieci (odczytuje to jako mogę z toba cierpieć, w imię dobra dzieci). W moich oczach... jakie to dobro... to wiadomo. Jasno mówię, że na to się nie pisze. A moze zle robię?
Ale do sedna. Dziś do mnie dotarło, że moja teściowa zawsze podkreślała, że ona przy zdradach męża zaciskała zęby dla dzieci, że to, że znosila co znosila (to dla dzieci) i że jest z tego dumna, bo jej synowie mają ojca i rodzinę , a te panie, z którymi mąż ja zdradzal się porozwodzily...(a raczej mezowie z nimi)
Myślicie, ze mój mąż podświadomie robi to co matka?
Wiedźmin

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Wiedźmin »

Firletka pisze: 05 lip 2020, 10:53 [...] Wtedy mój mąż powiedział, że on jakby nie widzi nic złego w tym, żebyśmy żyli pod jednym dachem jak kolega z koleżanką...
[...] po jakimś czasie wrócił i wracał do tego pomysłu. [...]

[...] moja teściowa zawsze podkreślała, że ona przy zdradach męża zaciskała zęby dla dzieci [...]
Myślicie, ze mój mąż podświadomie robi to co matka?
Droga Firletko,

To wszystko jest złożone, bo każdy niesie własne zranienia i własne braki - stąd i brak jednej recepty dla każdego.

Ale żeby być ścisłym - to raczej Twój mąż robi bardziej to co jego tata.. niż to co jego mama, bo z tego co zrozumiałem, to jego mama nie zdradzała, tylko trwała w wierności - więc jakby już tak koniecznie próbować porównywać (co nie jest generalnie dobrym pomysłem, bo każdy z nas jest inny) - to bardziej Ty robisz (świadomie/podświadomie) to co teściowa... niż Twój mąż.

A co do pytania.

Ja może jestem w mniejszości na tym forum... ze swoim stanowiskiem, ale uważam, że póki dzieci są małe, to bardzo potrzebują obojga rodziców. Tak to wymyśliła natura - podstawowym zadaniem rodziców jest wychowanie swojego potomstwa - koniec kropka. Tak jest i u zwierząt i u ludzi. Oczywiście przyjmuję do wiadomości, że w chrześcijaństwie to ta "żona czy mąż" powinien być na pierwszym (bo Bogu) miejscu... ok - ale natura jednak tak nas zaprogramowała, aby to te dzieci jednak były priorytetem (aby gatunek przetrwał, to w sumie całkiem logiczne :P ).

Więc uważam, że lepiej jak dzieci mają 20% mamy (nawet jeśli śpi na kanapie w salonie) - czy 20% taty śpiącego w sypialni obok.... niż wyrzucić z domu tego tatę czy mamę ... co będzie skutkować tym, że dzieci będą mieć 2 drugi weekend - swoje 2-3% taty czy mamy.

O ile jesteś w stanie zadbać o siebie i swoją przestrzeń - to z mojego doświadczenia - da się mieszkać pod jednym dachem jak najbardziej - ale to moje doświadczenie - inni mają inne. Ty masz się w tym dobrze czuć - Ty i dzieci - o ile tak to zorganizujesz, że dasz radę - to czemu nie. A że początku może być trudno... (póki uwieszenie silne) - no może... ale ponoć w trudnych sytuacjach rozwijamy się najszybciej :)

Powodzenia :) uszy do góry :)
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Nie zgodzę się, że robię to co teściowa... Nigdy...


Znowu jest mi źle... wróciłam z kościoła... Pełna nadzieję, spokoju... Zastałam... Jedną wielką złość...
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ja niestety uważam, że życie w trójkącie w jednym domu normalne nie jest.
My nie potrafimy normalnie rozmawiać...
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Firletka pisze: 05 lip 2020, 10:53 Jest jeszcze jedna rzecz, która chciałam się z Wami podzielić i zapytać co o tym myślicie. To o czym chce napisać dopiero teraz sobie uświadomiłam.
3 dni po tym jak dowiedziałam się, że mąż mnie zdradza wylądowaliśmy u psychoterapeuty. Wtedy mój mąż powiedział, że on jakby nie widzi nic złego w tym, żebyśmy żyli pod jednym dachem jak kolega z koleżanką... Dla dzieci. Pani psycholog szybko zareagowała, że nie jest to właściwą droga... wtedy mój mąż się wycofał, ale po jakimś czasie wrócił i wracał do tego pomysłu. Ostatnio też to podkreślił, że możemy spróbować być razem ale tylko dla dzieci. Nie dla nas, tylko dla dzieci (odczytuje to jako mogę z toba cierpieć, w imię dobra dzieci). W moich oczach... jakie to dobro... to wiadomo. Jasno mówię, że na to się nie pisze. A moze zle robię?
Ale do sedna. Dziś do mnie dotarło, że moja teściowa zawsze podkreślała, że ona przy zdradach męża zaciskała zęby dla dzieci, że to, że znosila co znosila (to dla dzieci) i że jest z tego dumna, bo jej synowie mają ojca i rodzinę , a te panie, z którymi mąż ja zdradzal się porozwodzily...(a raczej mezowie z nimi)
Myślicie, ze mój mąż podświadomie robi to co matka?
Firletko, psycholog zareagowała bardzo dobrze.
Sama już wiesz, do czego prowadzić może taki fikcyjny związek. Teraz masz obawy, czy Twój mąż nie próbuje z Tobą powielać tego samego. Patrząc na to, co się dzieje i co mówi, próbuje to robić. Oczywiście, u Twojego męża pomysł na takie życie może też mieć inne lub dodatkowe przyczyny, ale to już do wnikania ze specjalistami.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Wiedźmin pisze: 05 lip 2020, 11:28
Firletka pisze: 05 lip 2020, 10:53 [...] Wtedy mój mąż powiedział, że on jakby nie widzi nic złego w tym, żebyśmy żyli pod jednym dachem jak kolega z koleżanką...
[...] po jakimś czasie wrócił i wracał do tego pomysłu. [...]

[...] moja teściowa zawsze podkreślała, że ona przy zdradach męża zaciskała zęby dla dzieci [...]
Myślicie, ze mój mąż podświadomie robi to co matka?
Droga Firletko,

To wszystko jest złożone, bo każdy niesie własne zranienia i własne braki - stąd i brak jednej recepty dla każdego.

Ale żeby być ścisłym - to raczej Twój mąż robi bardziej to co jego tata.. niż to co jego mama, bo z tego co zrozumiałem, to jego mama nie zdradzała, tylko trwała w wierności - więc jakby już tak koniecznie próbować porównywać (co nie jest generalnie dobrym pomysłem, bo każdy z nas jest inny) - to bardziej Ty robisz (świadomie/podświadomie) to co teściowa... niż Twój mąż.

A co do pytania.

Ja może jestem w mniejszości na tym forum... ze swoim stanowiskiem, ale uważam, że póki dzieci są małe, to bardzo potrzebują obojga rodziców. Tak to wymyśliła natura - podstawowym zadaniem rodziców jest wychowanie swojego potomstwa - koniec kropka. Tak jest i u zwierząt i u ludzi. Oczywiście przyjmuję do wiadomości, że w chrześcijaństwie to ta "żona czy mąż" powinien być na pierwszym (bo Bogu) miejscu... ok - ale natura jednak tak nas zaprogramowała, aby to te dzieci jednak były priorytetem (aby gatunek przetrwał, to w sumie całkiem logiczne :P ).

Więc uważam, że lepiej jak dzieci mają 20% mamy (nawet jeśli śpi na kanapie w salonie) - czy 20% taty śpiącego w sypialni obok.... niż wyrzucić z domu tego tatę czy mamę ... co będzie skutkować tym, że dzieci będą mieć 2 drugi weekend - swoje 2-3% taty czy mamy.

O ile jesteś w stanie zadbać o siebie i swoją przestrzeń - to z mojego doświadczenia - da się mieszkać pod jednym dachem jak najbardziej - ale to moje doświadczenie - inni mają inne. Ty masz się w tym dobrze czuć - Ty i dzieci - o ile tak to zorganizujesz, że dasz radę - to czemu nie. A że początku może być trudno... (póki uwieszenie silne) - no może... ale ponoć w trudnych sytuacjach rozwijamy się najszybciej :)

Powodzenia :) uszy do góry :)

Wiedźminie ujęłabym to tak, dopóki jest wola i możliwość ratowania małżeństwa, i nie jest to wszystko rozciągane w czasie, to warto podjąć próbę tego ratowania pozostając we wspólnym mieszkaniu. I w ogóle, jak ktoś tu już niedawno wspomniał, drastyczne rozwiązania, w nerwach, w pośpiechu, bez dobrego przemyślenia, w kierunku wyprowadzek mogą związek dobić.
Jednak przedłużająca się sytuacja i życie w fikcji, a raczej, co gorsza, przekazywanie tej fikcji dzieciom jest wysoce szkodliwe.
Co to oznacza w praktyce, dzieci w pewnym momencie muszą delikatnie, w podstawowym zakresie, bez wciągania ich w konflikt rodziców, zostać poinformowane, że to, co się tu dzieje, nie jest już zdrowym, normalnym związkiem. Oczywiście nie należy mówić dzieciom, że mimo kryzysu czy rozpadu relacji rodziców, ci trwają w obecnej sytuacji ze względu na nie. Dzieci nie mogą być tym obciążone. Ani nie jest to wskazane dla ich psychiki, ani dobre dla ich rozwoju, kształtowania przez nich wizerunku małżeństwa, rodziny, jako wyrzeczenia, musu, czegoś popełnionego może z obowiązku tylko.

Oczywiście taka próba dalszego mieszkania, jak wyżej, nie mogłaby przeciągać się na całe lata, jeśli związku uratować się w danym momencie nie udało jednak. Tym, bardziej, jeśli dochodzą do tego osoby trzecie.
Nic dobrego dzieciom nie zostałoby w ten sposób przekazane.
Pamiętajmy o tym, że nie tylko miłość rodziców do dziecka kształtuje jego pojęcie miłości, wpływa na rozwój emocjonalny. Ale także patrzenie na to, co się dzieje między rodzicami, w ogóle w rodzinie.
I dzieci pomimo to, że mogą dostać wiele ciepła i miłości od poszczególnego rodzica, to wychwytują chłód, brak miłości między rodzicami, widzą brak prawidłowych relacji małżeńskich. Utrzymywanie takiego stanu pod jednym dachem na dłuższą metę jest złym pomysłem.

Co do rozwiązań formalnych, jeśli rodzice potrafiliby nadal mieszkać razem, to tym bardziej mogą zamieszkać osobno, w swojej okolicy i zadbać o zajmowanie się dziećmi częściej niż raz na dwa tygodnie.
Domyślam się, że w swym wpisie uwzględniasz punkt widzenia mężczyzn, którzy obawiają się, że sąd dałby wyłączne prawo opieki matce dzieci. Jednak, jeśli nie ma przeciwwskazań (m.in. udowodniona przemoc, nałogi, ograniczenia wizyt, np. pod nadzorem kuratora), to nic nie stoi na przeszkodzie, by ojciec zajmował się w dużym zakresie dziećmi.

Inną sprawą jest to, że część osób nie chce mieszkać osobno, bo wspólny adres zamieszkania, daje im namiastkę bycia nadal razem ze współmałżonkiem (który emocjonalnie, a czasem i w dużej mierze fizycznie, wypisał się już z tego związku), podtrzymuje nadzieję, że wszystko zaraz wróci do normy...
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Firletka pisze: 05 lip 2020, 10:08 Tak, chcę żeby on sobie w końcu uświadomił, że źle robi, że to nie jest normalne. Bo ja już nie wiem czy on naprawdę uważa to za normalne czy po prostu tylko tak mówi.
Dziękuję, że mnie uświadamiacie, na czym powinnam się skupić, co jest ważne. Wy po prostu ciągnięcie mnie za uszy z tego dola. Jestem tak bardzo Wam wdzięczna. Nie znamy się, a tyle wsparcia tutaj otrzymuje.
Miotam się już sama że sobą. Wiecie, że po tym wszystkim... Teraz najbardziej na świecie chciałabym się do niego przytulic. Ja chyba faktycznie nienormalna jestem. Ostatkiem sił się powstrzymuje, żeby do niego nie podejść i się wtulic...
Wiwm,ze on tego na pewno nie chce. I albo by mnie odepchnął albo przytulił na odczepnego... On przytula ja... sam mi to kiedyś powiedział...

Firletko, nie ma nic nienormalnego w tym, że chciałabyś się przytulić do swojego męża.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Firletka pisze: 05 lip 2020, 13:18 Nie zgodzę się, że robię to co teściowa... Nigdy...


Znowu jest mi źle... wróciłam z kościoła... Pełna nadzieję, spokoju... Zastałam... Jedną wielką złość...

Firletko, fakty... Jesteś w środku kryzysu, trudno, żebyś czuła się dobrze. Chciałabyś, aby wszystko złe przeminęło, a wraz z nim najlepiej i pamięć, że był jakikolwiek kryzys. Twoje emocje, odczucia i uczucia są jak najbardziej na miejscu.
Jednak rzeczywistość nie zmieni się, ani od Twojej rozpaczy (do której masz pełne prawo), ani od nadziei (której nie musisz tracić, jako tako).
Co to oznacza? To oznacza, że skupianie się cały czas na zachowaniach męża, na jego nastrojach, humorach nie wpłynie na rozwiązanie Waszej sytuacji. A jedynie, w tej chwili, rozstroi Cię nerwowo. Ty już masz wystarczająco dużo powodów do smutku, lęku, martwienia się. Nie dodawaj sobie kolejnych, przez ciągłe bycie, niejako satelitą stanu psychicznego swojego męża.
Musisz uznać, że on zachowuje się i postępuje teraz tak a nie inaczej. Nie ulegać jego zmianom emocjonalnym, psychicznym czy ewentualnym manipulacjom.
Dlaczego? Dlatego, że to Cię będzie wyniszczać. Twoje zdrowie. I zaburzać także świadomą ocenę tego, co się dzieje. I dlatego, że będąc w rozedrganiu, trudniej Ci będzie nie ulegać zaczepkom czy atakom męża oraz samej nie powodować podobnych zachowań u siebie, będąc na skraju wytrzymałości nerwowej.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Lawendowa »

renegate pisze: 04 lip 2020, 22:22
Wiedźmin pisze: 04 lip 2020, 9:26
Firletka pisze: 04 lip 2020, 8:21 :(Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki wieczór... Ja miałam... [...] Spytałam czy odkrył z kochanką i się zaczęło...
Firletko... ale w jakim celu Ty to robisz? Chcesz poprawy swojej sytuacji? ... Chyba że chcesz sie wykończyć... to dalej zamiast na sobie koncentruj sie na kochance i co i gdzie z nią robi mąż.
Za szybko się wysłała poprzednia wiadomość...
Mały dopisek, dlatego, żeby nie zadręczać się tym, co łączy współmałżonka z osobą trzecią, nie najgłupszym pomysłem jest wynajęcie firmy detektywistycznej, która na siebie weźmie dowiedzenie się, czy romans jest, zebraniem potrzebnych dowodów.
Zgoda, aczkolwiek warto nie korzystać z tego pochopnie. Trzeba z tym bardzo uważać, by nie skrzywdzić siebie, bo pewnych rzeczy nie da się "odzobaczyć". Poznanie szczegółów, szczególnie gdy nie jesteśmy na to gotowi, może nas zdruzgotać.
Nie tylko moje doświadczenie jest takie, że jeśli mamy się o czymś dowiedzieć Bóg pokazuje nam to we właściwym dla nas czasie.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Lawendowa pisze: 05 lip 2020, 20:49
renegate pisze: 04 lip 2020, 22:22
Wiedźmin pisze: 04 lip 2020, 9:26

Firletko... ale w jakim celu Ty to robisz? Chcesz poprawy swojej sytuacji? ... Chyba że chcesz sie wykończyć... to dalej zamiast na sobie koncentruj sie na kochance i co i gdzie z nią robi mąż.
Za szybko się wysłała poprzednia wiadomość...
Mały dopisek, dlatego, żeby nie zadręczać się tym, co łączy współmałżonka z osobą trzecią, nie najgłupszym pomysłem jest wynajęcie firmy detektywistycznej, która na siebie weźmie dowiedzenie się, czy romans jest, zebraniem potrzebnych dowodów.
Zgoda, aczkolwiek warto nie korzystać z tego pochopnie. Trzeba z tym bardzo uważać, by nie skrzywdzić siebie, bo pewnych rzeczy nie da się "odzobaczyć". Poznanie szczegółów, szczególnie gdy nie jesteśmy na to gotowi, może nas zdruzgotać.
Nie tylko moje doświadczenie jest takie, że jeśli mamy się o czymś dowiedzieć Bóg pokazuje nam to we właściwym dla nas czasie.

Oczywiście, że tak...
Zresztą, wynajęcie innych osób, by to zrobiły, chroni często osobę zdradzaną właśnie także przed tym zobaczeniem. Tzn. ona uzyskuje dowody, ale bez własnego udziału. To już jest podstawowy plus. Ale i nie musi też od razu materiału dowodowego (a przynajmniej całego) oglądać. Są profesjonalne firmy, które dbają o to, by wszystko odbyło się w swoim czasie i także przy wsparciu psychologa współpracującego z detektywami.
Natomiast inna sprawa, że, wiele osób zdradzanych wie doskonale, co się dzieje, czasem sama nakryła niewiernego współmałżonka z osobą trzecią, a trzeba tylko zdobyć dowody rzeczowe.
ODPOWIEDZ