Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: marylka »

Firletka pisze: 31 lip 2020, 9:10 Powiedziałam, że albo się wyprowadza albo usuwa ja z fb i blokuję na messengerze. Usłyszałam, że nie zrobi ani jednego ani drugiego, dopóki ja mu nie wyjawię z kim kontaktuje się z jego pracy. To miało być takie moje stawianie granic.. chyba mało umiejętne.

Miał iść na terapię. Jakoś tego nie widzę.
Hej
Poszło Ci prawie dobrze :)
W stawianiu granic ważne jest żebys mowila o sobie nie o nim
Niby to samo ale jednak rożnica jest
Zobacz
A "jeśli chcesz z nami mieszkac masz wykasować kowalska z fb i telefonu"
B " jeśli chcesz z nami mieszkac to chce żebys zamieszkal sam. Nie chce slyszec o kowalskiej - ona ze mna nie mieszka nawet wirtualnie"

A" jesli chcesz z nami mieszkac - idź na terapie"
B " jeśli chcesz z nami mieszkac to w naszym domu nie ma alkoholu. Jeżeli czujesz że sobie sam nie poradzisz możesz skorzystać z terapii. Moge Ci pomoc - w tym czasie bede opiekowala sie domem i dziećmi. Moge Ci pomoc organizacyjnie jeśli chcesz. Czy potrzebujesz terapii to sam musisz rozeznac. Ale ani ja ani dzieci nie chcemy wzrastac w obecnosci alkoholu wiec decyduj sam"

Stawianie granic nie jest trudne. Najgorsza jest KONSEKWENCJA. Jeśli popuscisz maż szybko zorientuje sie że u Ciebie mowa-trawa. Jesli jest nałogowcem to pamietaj - nałogowi to idealni manipulanci wiec miej bacznosć.

Co do kasowania...ja zrozumialam że jak bedzie chcial oszukac to zaloży drugie konto, kupi drugi telefon itp
Wiec to nie o to chodzi
Ja uwierzylam Bogu. Skoro maż tak perfekcyjnie oklamywal mnie tyle lat to jednak Bog pozwolil żebym sie dowiedziala prawdy....wierze że i nastepnym razem też tk bedzie - przecież Bog mnie kocha i nie chce mojej krzywdy - proste
Na terapie też poszedl pod moim naciskiem i co?
Ciało siedziało na terapii a głowa myslala o nałogu.
Wiec nie tedy droga
Wytrwałości!
Pozdrawiam
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Niestety, on ma coś z głową.
Albo ja...
Dzis niby wszystko ok.
Wróciłam do domu z zakupów. Spytał czy pojedziemy na zakupy spożywcze. Ok. Pojechaliśmy. Wracamy pytam grzecznie czy juz wykasował ją z fb i messengera a on, że zrobi to zaraz po tym jak ja mu podam nazwisko osoby z jego pracy. Powiedziałam, że to nie tak. To ona ma/miał kochanke nie ja... zaczął tak specjalnie i gwałtownie hamować, żeby mnie bolało...jak wjeżdżaliśmy do garażu, rozpielam pas to tak zahamował, że prawie wyrznelam głową w szybę. A za co... Bo wszystko musi być po mojemu....
:(
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Pavel »

Firletko,
Polecam pozbyć się choćby okruchów takiego myślenia jak „za co?”.
To co opisujesz to jawna przemoc która przy odrobinie mniejszym szczęściu mogłaby mieć i nieciekawe konsekwencje fizyczne.
To czy twój mąż wykasuje kowalską z czegokolwiek wydaje mi się w zestawieniu z tym kompletnie nieistotne.
Zwłaszcza, że skoro nie chce tego zrobić to i tak nie rozumie kompletnie nic i samo skasowanie niczego nie zmieni w jego myśleniu.
Ty zaś warto byś się moim zdaniem zastanowiła, czy na pewno chcesz pozwalać się w taki sposób traktować.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: marylka »

W tytule masz "mąż mnie nie kocha..."
Ja widze, że jest gorsza sprawa - Ty sama siebie nie kochasz
Co zrobilas jak Cie celowo szarpnał w samochodzie?
Jesli natychmiast z niego wysiadlas to ok - szanujesz siebie
Jeśli nie to sprawa jest jasna, zreszta tak jak w innych zwiazkach
Żeby byl kat musi byc ofiara
Ewidentnie nia jesteś skoro pozwalasz na takie jego zachowanie.
Z dzieckiem też tak jeździ?
Z Twojego opisu Twoj maż nie wyglada na skruszonego ktory zdradzil i chce powrotu żeby naprawić wyrzadzone zło.
On stawia warunki :lol: że wykreśli kowalska jak podasz nazwiska.
Tak
To jest tak samo komiczne jak i tragiczne
Na jaki poziom zeszly relacje
Zastanawim sie na ile Ty sobie z tego zdajesz sprawę, na ile jestes silna żeby postawic granice a na ile nie moźesz życ bez niego u jego boku.
Z drugiej strony...zastanawiam sie czy czytasz posty bo mam wrażenie że nie
Oczywiscie jestes wolna i tylko tyle bierz ile chcesz z tego forum
Zachecam Cie do w miare obiektywnej oceny sytuacji w jakiej sie znajdujesz.

Gdyby moj mąż tak mną szarpnął to z miejsca by mial przechlapane. Zrobilabym taki raban że nie odważylby sie na drugi raz
Zresztą -w najgorszej klotni do tego nigdy nie dopuscił
Na ile Ty mu pozwalasz na pastwienie sie nad Toba na tyle bedzie sie pastwil nad Toba
Nie wiem czego oczekujesz po tym powrocie ale z tego co piszesz...alkohol szarpanie brak szacunku
Przemysl
I zacznij SIEBIE szanowac
Bo jak Ty tego nie robisz to dlaczego mąż mialby to robic?
Pozdrawiam
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Sarah »

marylka pisze: 31 lip 2020, 19:20 I zacznij SIEBIE szanowac
Bo jak Ty tego nie robisz to dlaczego mąż mialby to robic?
Wtórna wiktymizacja ofiary?
Jak to dlaczego? Bo jest jego żoną, bo w ogóle jest człowiekiem.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Marylka:wiem, jak to wygląda. Sama się sobie dziwię. Nie rozumiem. Gdybym przeczytała swoje posty jako posty kogoś obcego stałabym na zupełnie innym stanowisku niż stoję.
Czytam posty, nawet nie raz...nie chcę niczego uszczknąć z tego co do mnie piszecie...
Rozumiem, że zachowuje się jak typowa sierota życiowa. Widzę to...
Mój mąż taki nie byl. Znam go od 17 lat, od 14 jesteśmy małżeństwem - on był czuły, kochany, normalny, szanował mnie... No chyba, że ja naprawdę byłam slepa.
Do tego roku taki był. Trudno mi uwierzyć, że człowiek, którego kocham tak się zmienił... Ze może mnie wyzwać, zachowywać się tak jak dziś... To co przeżywam to koszmar... Do tego on wie co powiedzieć, żeby mnie zabolało, obwinia mnie.... A ja nadal w tym tkwię.... I mimo Waszego wsparcia nie potrafię się z tym uporać...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Droga Firletko,
spokojnie. Zmiany przychodzą powoli. Żeby zmiana mogła się zdarzyć, najpierw warto dostrzec, co w ogóle powinno się zmienić. Przeczytałam dziś jeszcze raz uważnie Twój wątek.
To co dostrzegam w Twojej historii to postępujące uzależnienie Twojego męża od alkoholu. Ja byłam przekonana przez wiele lat, że alkohol nie jest problemem w moim związku. Mąż pił rzadko, ale jesli już zaczął to pił na umór. Wprowadzał się w stan w którym nie kontrolował swojego zachowania, a potem gdy bardzo narozrabiał, przez jakiś czas nie pił, aż do czasu gdy zaczynał po trochę, jakieś piwko, a potem cała zabawa od nowa. Miałam błędną wizję uzależnienia od alkoholu, które moim zdaniem polegało na tym, że pije się codziennie. Innym mitem o tym uzależnieniu jest, to że osoba pijąca się nie upaja do nieprzytomności. Jedni uzależnieni piją na umór, inni nie.
Na pewno wskazówką problemu są zawsze skutki jakie przynosi ze sobą picie alkoholu. Jeśli są destrukcyjne dla pijącej osoby lub dla jej rodziny, problem jest. Inną wskazówką jest łamanie przez osobę pijącą obowiązujących zasad, jeżdżenie samochodem po spożyciu alkoholu jest najprostszym przykładem. Jeszcze inną wskazówką jest stałe i regularne spożywanie alkoholu, oraz silne reakcje emocjonalne, gdy coś lub ktoś to uniemożliwia. Jeszcze inną wskazówką jest zaprzeczenie, że się pije, bo np. przecież inni piją, odwracanie uwagi od problemu, albo poprzez czynienie zarzutów osobie, która na ten problem zwraca uwagę, albo poprzez taki przykry sposób reakcji, że osoba zwracająca uwagę, zaczyna obawiać się nawet wspomnienia o problemie, bo wie, że mocno to odczuje, to także pomniejszanie ilości wykonanego alkoholu i picie w ukryciu przed rodziną. Inna wskazówka to zwiększanie dawki, jedno wieczorne piwo z czasem urasta do trzech wieczornych piw, a że wypicie dużej ilości piwa bywa nieprzyjemne, to z czasem takze sięganie po mocniejsze trunki. To wynika z kolei ze wzrostu tolerancji organizmu na alkohol. To także ilość czasu poswięcana na picie, szczególnie gdy prowadzi do izolacji, zwalniania się z obowiązków lub ograniczenia innych aktywności.
Tak się dzieje, że osoby żyjące z osobą uzależnioną stają się współuzależnione. Znów może się to przejawiać na wiele różnych sposobów. Czasem to po prostu "niedostrzeganie" problemu, a czasem odwrotnie koncentracja na nim i skupianie się na tym, aby zapobiegać skutkom picia, czy kontrolować osobę pijącą, by nie piła lub piła mniej.
Osoby, które wchodzą we współuzależnienie zwykle mają deficyt miłości do siebie. Uzależniony często potrafi dodatkowo na tym grać. Jeśli ktoś żyje z uzależnionym, zwykle staje się współuzależnioną osobą. To proces powolny i niedostrzegalny. To nie choroba, ale niekonstruktywny sposób przystosowania się do trudnej sytuacji jaką jest życie z osobą pijącą. Nabycie wiedzy o uzależnieniu i współuzależnieniu pozwala zmienić swoje sposoby reakcji na konstruktywne.
Jednym z problemów życia z osobą uzaleznioną jest ryzyko stania się ofiarą przemocy. To także proces. Przemoc zwykle z początku jest subtelna i trudna do wychwycenia. Jej ofiara stopniowo uniewrażliwia się na kolejne zachowania i z czasem nie reaguje nawet na oczywiste przejawy przemocy, na groźby, czy na przemoc fizyczną. Częstą, choć nie jedyną formą jest albo zastyganie i brak reakcji, albo bagatelizowanie kolejnych incydentów, traktowanych jako pojedyncze zdarzenia. Wiele kobiet myśli na tym etapie, co się ze mną stało, kiedyś nigdy bym na to nie pozwoliła. To wszystko sprawia, że przemoc się pogłębia. Do tego dochodzi jeszcze wstyd, że jest się słabą, trudność z nazwaniem problemu, czyli jasnym powiedzeniem doswiadczam przemocy, lęk przed wezwaniem policji, poinformowaniu bliskich o problemie, obawa, że obrona jeszcze nasili przemoc.
Warto pamiętać też o tym, że przemoc jest zwykle stosowana przez sprawcę instrumentalnie. Ona ma skłonić ofiarę do pożądanego przez sprawcę zachowania, np. zgody na rozwód, nieprzeszkadzania w piciu, przejęciu obowiązków osoby pijącej. Osoby uzależnione, choć nie wszystkie, częściej gdy już zaczną stosować przemoc stają się w tym destrukcyjne i stanowią zagrożenie dla ofiary. To dlatego, że ich mechanizm samokontroli jest osłabiony i są bardzo dobrze wprawione w usprawiedliwiania siebie, uderzylem ją bo krzyczała, szarpnąłem bo nic do niej nie docierało itd. W ich oczach winę za doznawaną przemoc ponosi ofiara, a oni są niejako zmuszeni do uciekania się do przemocy.
Ważne jest też to, że wszelkie próby naprawy relacji z osobą uzależnioną, które mają szansę pomóc w przypadku relacji z osobą zdrową, tylko pogłębiają problem i jeszcze bardziej wpędzają osobę wspołuzależnioną w rolę ofiary. Także pominięcie uzależnienia i koncentrowanie się na innych trudnościach, takich jak zdrada, nadmierne przerzucanie obowiązków na żonę, czy choćby sposób w jaki żona jest traktowana, nie mają szansy powodzenia. Gdy na ścianie jest grzyb, nie pomogą nawet trzy warstwy farby.
To co napisałam powyżej to efekt mojej pracy nad sobą w ramach wyjścia ze współuzależnienia w związku z nałogiem mojego męża. To wiedza jaką nabyłam w pracy terapeutycznej, na grupie wsparcia, w lekturach na ten temat oraz poprzez moje własne doswiadczenie i doświadczenia innych osób, które dzieliły się ze mną swoimi historiami.

Chcę także napisać Ci, że się o Ciebie martwię. Nie wiem jak daleko może posunąć się Twój mąż w stosowaniu przemocy, i zapewne nawet on sam tego nie wie. Wiem też że nawet umiarkowana przemoc której doswiadcza się regularnie, bardzo osłabia, odbiera sprawczosc, z czasem bronić się jest coraz trudniej i coraz trudniej poszukać dla siebie pomocy.
Na pewno polecam ci podjęcie współpracy z poradnią uzależnień, w tych poradniach prowadzone są także terapie dla osób wspołuzależnionych. Są one bezpłatne. I przede wszystkim skuteczne.
Na pewno także warto stworzyć własną grupę wsparcia w swoim najbliższym otoczeniu. Chodzi o poinformowanie osób do których masz zaufanie i które mogą cię wesprzeć o doswiadczanej przemocy. Jedną z tych osób powinien być pracownik socjalny OPS lub dzielnicowy. Jeśli incydenty będą się nasilać, zaproponują ci założenie niebieskiej karty. Ale zrobią to tylko jeśli wyrażasz zgodę. Ukrywanie problemu przez ofiarę, próby przeczekania go, wstyd przed ujawnieniem problemu i zgłoszeniem go komukolwiek z otoczenia czy służbom, przekonywanie się że nie jest jeszcze tak źle tylko pogłębiają problem.
Następną formą samoobrony jest wzywanie policji, gdy tylko incydent się zdarzy. Zapewniam, że trudno jest tylko za pierwszym razem.
Ważna jest też zawsze ocena własnego bezpieczeństwa i unikanie sytuacji które szczególnie narażają cię na przemoc. Mąż hamuje samochodem, tak abyś się wystraszyła lub uderzyła, to nie wsiadasz z nim wiecej do samochodu. Mąż po alkoholu jest bardziej skłonny do szarpania, to nie zaczynasz z nim rozmowy ani nie dajesz się nigdy w nią wciągnąć, gdy jest nawet po łyku alkoholu. Mąż uruchamia się przy określonych tematach, np. rozwodu czy jego picia, to nie rozmawiasz z nim na te tematy. Mąż staje się agresywny i napastliwy, wychodzisz i oddalasz się tak by dał ci spokój. Jednym wystarczy opuszczenie pokoju, innym domu. Jesli po wyjsciu obawiasz się powrotu, dzwonisz prosisz policję o pomoc w powrocie. Nie awanturujesz się ani nie klocisz z mezem. Nigdy. Awantury wielokrotnie zwiększają ryzyko doznania ciężkiej przemocy. Jednym słowem nie dopuszczasz do sytuacji w których możesz doznać przemocy, a gdy do niej dochodzi, natychmiast ją przerywasz. Każdym dostępnym i bezpiecznym dla ciebie środkiem. Nigdy nie oddajesz.
To co napisałam, może zabrzmieć jakbym miała już to wszystko opanowane i za sobą. Ale tak nie jest. To teoria, praktyki się uczę. Mój uzależniony mąż także stosował i wciąż próbuje stosować wobec mnie przemoc w różnych formach. Moja praca nad sobą pozwoliła jednak ograniczyć incydenty przemocy w każdej formie w znaczący sposób.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, którą w pracy nad sobą wykonuję. Pracuję nad miłością do siebie. Pamiętaj że jest to przykazanie Boże: kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Oznacza to, że to nie opcja, którą możemy brać pod uwagę, jeśli chcemy żyć w sposób Boży, ale jedyna droga. Pokochanie siebie czasem wymaga pracy nad sobą, zwykle nie przychodzi łatwo, ale warto. Pomaga mi zadawanie sobie pytania, czy tego chciałabym dla osoby którą kocham, co doradzilabym kochanej przeze mnie osobie gdyby była na moim miejscu, czy traktowalabym kogoś kogo kocham tak jak traktuję siebie.
Firletko, zaraz zabieram się za moją wieczorną a raczej w sumie nocną już modlitwę. Pomodlę się w Twojej intencji, z prośbą o to, abyś znalazła potrzebne ci siły i wsparcie oraz o łaskę miłości do siebie samej dla Ciebie. Polecę cię Swiętej
Rodzinie, abyś zyskała pomoc, wsparcie i miłość najlepszych i najmądrzejszych Rodziców.
renegate

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: renegate »

Firletko, przeanalizuj wszystko dokładnie. Na ile teraz jest źle i to nagle, a na ile były wcześniej rzeczy, które teraz się nasiliły.
Z tego, co piszesz, sporo jest teraz tej nagłości. Jednak Twoja postawa, reakcje na zachowania męża, wydają się być już stałe.
To mogłoby wskazywać, że kropla pomału drążyła skałę. I Twój mąż zdaje sobie z tego sprawę.

Co do warunkowania wykasowania numeru telefonu itd. tamtej kobiety, to Twój mąż nie zamierza nic wykasowywać. To jest tylko szantaż, abyś podała dane osoby, która Cię ostrzegła. Nie rób tego. W ogóle to wszystko wygląda bardzo nieciekawie. Nie wiadomo do czego Twój mąż jest w obecnym stanie psychicznym zdolny wobec Ciebie, ale i innych osób, np. tej osoby, która poinformowała, co się dzieje w pracy Twojego męża między nim a tamtą kobietą.
Tu jest, moim zdaniem, czas najwyższy na wkroczenie specjalisty.

Natomiast, jeśli próbujesz dociekać, czy Twój mąż myśli na serio o Was, żałuje, to czy wg Ciebie żądałby nazwiska osoby, która go wsypała i przez, którą pośrednio romans lub potencjał na niego padł?
Firletko, Twój mąż jest wg tego, co piszesz w ostrym kryzysie psychicznym. Nie ma co wnikać, co on chce, skoro sama widzisz, że co chwilę, czego innego.
Pytanie, ile w ten sposób pociągniesz... I jak chcesz zareagować na to, co się dzieje...

Widać, że kochasz męża, chcesz, aby wszystko wróciło do normy. Ale tak się nie stanie bez konkretnych działań z Twojej strony.
Nie dowierzasz w ogóle, że to wszystko ma miejsce, dzieje się. Piszesz teraz, że kiedyś taki nie był. Firletko to jest wynik tego niedowierzania obecnej sytuacji oraz próba wytłumaczenia męża. Trochę takie myślenie magiczne, życzeniowe. Normalny etap w tego typu kryzysach. Jednak, aby coś się zmieniło, należy spojrzeć prawdzie w oczy, bo dziś dzieje się to, co się dzieje.
Nie cofniesz czasu do lepszych czasów. A jedynie masz szanse na lepsze w przyszłości, ale samo się nie zrobi.
Teraz jest czas na Twoje reakcje adekwatne do tego, co się dzieje, a wręcz pogłębia.
Potem okaże się, jak Twój mąż na to będzie reagował.
Jednak pamiętaj, że jeśli tu wchodziłyby w grę problemy psychiczne Twojego męża, to może będzie konieczność działań bardziej po Twojej stronie w tej chwili i to być może zdecydowanych. Zostawiony sam sobie w takim przypadku, może pogrążać się w obecnym stanie.
To jest wszystko kwestia ustalenia, co stoi za zachowaniami Twojego męża. Wtedy będzie możliwość dostosowania odpowiednich działań Twoich.
Jednak już na dziś, jasne jest, że nie powinno być zgody na przemoc jakąkolwiek.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Pavel, Marylka, Ruth, Sarah, Renegate :dziękuję

Wszystko przeczytałam i być może trochę do mnie dociera.
Renegate:idę w poniedziałek do psychologa.

Ruth:przeczytałam wszystko co napisałaś i znalazłam Twój wątek. :(. Trochę podobny. Alkoholizm, pornografia... U mnie kowalska.
Powinnam, się uczyć od Ciebie stawiania granic....

Póki co postaram się nie wdawać z nim w dyskusje, omijać szerokim łukiem. Zresztą co tu dużo mówić, on właśnie to ze mną robi... od wczoraj.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: marylka »

Sarah pisze: 31 lip 2020, 21:29
marylka pisze: 31 lip 2020, 19:20 I zacznij SIEBIE szanowac
Bo jak Ty tego nie robisz to dlaczego mąż mialby to robic?
Wtórna wiktymizacja ofiary?
Jak to dlaczego? Bo jest jego żoną, bo w ogóle jest człowiekiem.
Zgadza sie.
Ale jesli tego szacunku nie okazuje jako żonie i człowiekowi to trzeba nauczyc taka osobe do okazywania szacunku.
Jak?
Jak nauczyc dziecko żeby nie krzyczało?
Krzykiem?
Żeby nie biło?
Biciem?

To samo jest z szacunkiem. Jeśli ja szanuje siebie to już z tego powodu nie pozwole źeby drugi człowik nawet jesli on maż odzywal sie do mnie czy robil ze mna w taki czy inny sposob
Wtedy on automatycznie bedzie musial zweyfikowac swoje zachowanie bo zauważy że jego kogucie odzywki czy szarpaniny spotkaja sie ze zdecydowana reakcja i żartow nie ma.

Pozdrawiam
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletka pisze: 01 sie 2020, 9:09
Ruth:przeczytałam wszystko co napisałaś i znalazłam Twój wątek. :(. Trochę podobny. Alkoholizm, pornografia... U mnie kowalska.
Powinnam, się uczyć od Ciebie stawiania granic....
Firletko, ja jeszcze nie jestem wzorem do naśladowania w zakresie stawiania granic. Opanowałam nieźle teorię i teraz mozolnymi krokami, z licznymi upadkami powoli się uczę praktyki. Na pewno mogę zaświadczyć, że to przynosi efekty. Nie jestem już narażona na przebywanie z odurzonym mężem. Ani nie czuję się już w obowiązku go chronić. Zmniejszyła się też przemoc ze strony męża wobec mnie, nawet ta, którą kiedyś po prostu akceptowałam w poczuciu bezradności, taka jak wyzwiska czy awantury i nagłe wybuchy. W zasadzie ostatnio jej nie doświadczam. Natomiast to nie jest tak, że mąż jest teraz dla mnie miły. Po prostu nie ma okazji stosować przemocy. Nasz kontakt jest zredukowany do absolutnego minimum.
To bardzo ważne, żeby od początku wiedzieć, że stawiając granice nie naprawiamy relacji. Naprawiamy swoje życie i nie pozwalamy się krzywdzić. Dlatego tak ważne jest by rozwijać miłość do siebie. To filar.
Mąż wciąż nieźle radzi sobie z przerzucaniem na mnie swojej odpowiedzialności np. w zakresie finansów i stosuje wobec mnie przemoc ekonomiczną, jaką jest niepłacenie alimentów. Nie mówię już o odpowiedzialności za dziecko. Przede mną jeszcze długa droga... Ale zapewniam Cię, że warto. Choć miewalam upadki, w których zastanawiałam się czy nie lepiej było tolerować nałogi męża, zgadzać się na jego warunki i z tym żyć po prostu. Nie byłoby wyprowadzki, kowalskich, synek miałby tatę w domu. Potem jednak schodzę na ziemię, by przypomnieć sobie jak naprawdę nasze życie wyglądało, a nie jak je sama dla siebie sobie wyobrażałam (i wciąż zresztą często nadal w te fantazje wchodzę).
Życie w pojedynkę z dzieckiem nie jest łatwe, ale jest łatwiejsze i spokojniejsze niż życie z uzależnionym mężem. Pilnuję się, by nie porównywać swojego życia teraz do fantazji, co jest frustrujące i prowadzi do uczucia porażki, ale by porównywać je z tym, co działo się naprawdę.
To stawanie w prawdzie początkowo bywa trudne. Pomogło mi w tym wiele osób tu na forum. Z czasem nauczyłam się trochę dystansowac do moich reakcji i urealniac obraz swój, mojego małżeństwa i męża. I wyjść z automatycznej obrony męża, tworzenia jego pozytywnego obrazu, unikania prawdy o naszych problemach. A i tak, po miesiącach pracy w tym kierunku, gdy zobaczyłam czarno na białym napisane, że mój mąż pije, ćpa i zdradza, automatycznie zareagowałam takim szczerym wewnętrznym oburzeniem, jakby właśnie nie został stwierdzony prosty fakt, ale dokonano wlasnie zamachu na najbardziej swiatobliwego i niewinnego męża 😀 wtedy już jednak potrafiłam mieć dystans do swoich emocji, skończyło się ogromną głupawką, śmiałam się z siebie i śmiałam. Gdy zaczynasz siebie kochać, możesz się z siebie śmiać i nie krytykować się za swoje reakcje, uczucia, nie obwiniać się za nie, tylko je przyjmować. Ta jedna sesja śmiechu pomogła mi zejść parę stopni niżej z drabinki o nazwie współuzależnienie.
Myślę, że to ważne, żeby wiedzieć, że cała ta praca nad sobą, co może brzmieć groźnie, a na pewno nużąco, jakby czekała nas jakaś zsyłka do obozu pracy, jest tak naprawdę przygodą, radością i samym życiem.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ruta: jestem daleko za Tobą, bardzo za punktem, w którym Ty jesteś, ale może i ja tam dotrę. Myślę, że kiedyś byłaś tu gdzie ja, prawda?
Ciężko jest stanąć oko w oko z prawdą i potwierdzić to co widać. Szuka się jednak wytumaczenia...
Ja się po prostu boję, sama nie wiem czego... samotności, że nie dam rady...
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: marylka »

Firletka pisze: 01 sie 2020, 14:47 Ruta: jestem daleko za Tobą, bardzo za punktem, w którym Ty jesteś, ale może i ja tam dotrę. Myślę, że kiedyś byłaś tu gdzie ja, prawda?
Ciężko jest stanąć oko w oko z prawdą i potwierdzić to co widać. Szuka się jednak wytumaczenia...
Ja się po prostu boję, sama nie wiem czego... samotności, że nie dam rady...
Firletko....znakomita wiekszosc z nas byla w tym punkcie co Ty
Ja na pewno.
Dzieki głównie temu forum przy pomocy ludzi zobaczylam jak jestem marna.
W końcu moj strach przed samotnoscia zwyciężył inny strach - wizja mnie samej rozbitej i poniżanej oraz wizja moich dzieci dorastajacych w tak zaklamanej i nerwowej atmosferze rodzinnej
Świadectwa ludzi ktorzy podniesli glowy i powiedzialy STOP destrukcyjnym zachowaniom meża dala mi wiary i siły że dam radę
Bog i ludzie zwlaszcza z tego forum uświadomili mi źe jestem calkiem fajna kobieta, ktora sobie poradzi...jeśli trzeba to nawet sama isc przez życie.
To prawda jest w piesni - "nie boj sie, nie lekaj sie - Bog sam wystarczy"
Mi wystarczył
A i mąż po latach dołaczyl do mnie
Ale musial popracowac nad sobą no i nad odbudowaniem zaufania u mnie i u dzieci
Ty też dasz radę!
Pozdrawiam
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Marylka:dzięki. Dziś spędziłam całkiem fajny dzień. Sama i z dziecmi. Mąż pojechał do mamusi (chyba rzeczywiście tam był, bo przywiózł prowiant, bo wredna żona nie gotuje mu odkad pojawiła się kowalska).
I dobrze mi było bez niego :) Wysprzątałam chatę na błysk, pobyłam z dziecmi, poczytałam (a o to mój mąż zawsze miał pretensje - że marnuje czas na bzdury...), zrobiłam zakupy... Trochę poplotkoealam w sieci o przez telefon, a na koniec kupiłam sobie kwiatka.... Wiem, że jutro może być różnie.... Ale cieszę się dzisiejszym fajnym dniem...
Maz prowokował mnie do kłótni... Np pretensją, że nie kupiłam ręcznika papierowego.... Ale udało mi się tylko wzruszyć ramionami i oznajmić, że chyba a wie gdzie jest sklep....
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: marylka »

I tak trzymaj kochana!
Jestes fajna madrą kobieta i nie daj sobie nikomu tego odebrać
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ