Z kowalska... Nie wiem jak jest. Mąż jest teraz na urlopie... Nie wiem, chyba dotarło do mnie ze to są jego decyzje, a ja gdybym nawet na rzesach stawała... to i tak to będę jego decyzje... Ja mogę zadbać tylko o to, żeby nie dać się nie szanować i chronić dzieci przed jego manipulacjami... Bo niestety, w momencie, w którym zobaczył, że mogę życie toczy się dalej... próbuję wkurzyć mnie na wszystkie sposoby (np.wczoraj dowiedział się, że wczoraj bylam i w parku na spacerze i na kawie, i nic mu nie powiedzialam ani z kim ani gdzie wychodzę to dzieci usłyszały wyssane z palca opowieści, że mama była z chłopem... byłam z koleżanką...)
W ogóle kiedy wychodzę z domu to mniej więcej po godzinie mam telefon z pytsniem gdzie jestem i za chwilę, że nie muszę mówić, bo na pewno z facetem... (nie wiem.skad on ma takie urojenia). Śmieje się z tego, a raczej staram się śmiać, czasem ironicznie potwierdzam, czasem milczę, nie zaprzeczam i robię swoje...
Jestem Wam Wszystkim niezmiernie wdzięczna za wsparcie. Bardzooooo. Tyle osób mi pomogło o pomoga, choc wcale się nie znamy. Bardzoooo dziękuję. 2 osoby z forum wyciągały mnie za uszy z największych dołów... i muszę powiedzieć, że w głębi duszy to zależało i zależy mi bardzo na Waszym postrzeganiu mojej sytuacji. Ku mojemu zdziwieniu bardziej dociera do mnie Wasz przekaz niż moich przyjaciół, którzy mnie znają od lat.... Choć w wielu aspektach jest zbieżny....
Na dzień dzisiejszy trochę emocje opadły... W końcu, bo ile to może trwać? Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze będzie różnie, że w moim samopoczuciu i postrzeganiu będą wzloty i upadki... Ale gorzej nie powinno być.
Nie mam pojęcia co zrobię, jak zrobię... Czy sie rozwiodę czy nie... Trochę późno do tego doszłam, ale muszę nabrać dystansu....
Nie liczę na zmianę w mężu..
ale widzę, że powoli zmieniam swoje postrzeganie... wracam chyba z dalekiej podróży, wracam do szanowania siebie... wracam do punktu, gdzie to ja byłam ważna, a nie mój mąż najwazniejszy...Teaz dbam o siebie i o dzieci, a na pretensje męża wzruszam ramionami, wychodzę lub mówię Twój problem, rozwiąż go jeśli chcesz.... Wracam też, a może przede wszystkim do Boga, bo przez lata różnie to było...
Mam wrażenie, że mój mąż przeżywa szok, że... przestałam rozpaczać, że wychodzę gdzieś i on nie wie gdzie (zawsze wiedział)...
Żeby nie było...ten mój wewnętrzny spokój to jest od kilku dni, przeplatany ogromnym dołem, ale z każdym dniem coraz większy....
Jeszcze raz wszystkim dziękuję. Bardzo. Jesteście cudowni.... Każdego z chęcią osobiście bym wyściskała
