Chce uratowac to malzenstwo...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: zenia1780 »

rak pisze: 15 gru 2017, 15:42Jakieś sugestie?
W kwestii ogólnej sytuacji czy prezentu?

W tej drugiej kwestii, to jeśli obawiasz się wspomnianej książki i zawartych w nich treści, to ja bardziej poleciłabym Urzekającą J&S Eldredge
Tu jej recenzja:
Każda kobieta tęskni, by być kochaną, by odegrać niezastąpioną rolę w wielkiej przygodzie, oraz by posiadać własne piękno do odsłonięcia. Przypatrz się swoim ulubionym filmom. Przypomnij sobie zabawy z czasów, gdy byłaś małą dziewczynką. Te pragnienia tkwiące w twoim sercu pochodzą od Boga i stanowią część Jego zamysłu wobec Ewy.

Mówią ci prawdę o tym, kim jesteś jako kobieta, i jaką masz odegrać rolę.

Dlatego każda dziewczynka zadaje podstawowe pytanie:

"Czy jestem śliczna? Czy się mną cieszysz?". Odpowiedź, jaką uzyskałaś na to pytanie w swojej młodości, ukształtowała cię w kobietę, którą obecnie jesteś. Dla większości z nas była to odpowiedź niewłaściwa. Wszystkie czujemy się poranione. Ale nadal potrzebujemy odpowiedzi. Wciąż tkwi w nas pragnienie, by wiedzieć: "Czy jestem urzekająca?".

Przypomnij sobie, a może nawet odkryj po raz pierwszy - że jesteś urzekająca

rak pisze: 15 gru 2017, 15:42 Ze swojej strony cały czas okazuję miłość, uczę się kontrolować emocje, powoli buduję i poszerzam granice i chyba uczę modlić (rzeczywiście w każdą relację, też z tą Bogiem trzeba najpierw zainwestować), ale jestem psychicznie nieźle poharatany i teraz jak coś pozytywnie tąpnęło, to też paradoksalnie zaczynam mocniej odczuwać wysiłek ostatnich miesięcy. Chyba trzeba trochę zwolnić.
Z pewnością trzeba zwolnić. Caly swój wysiłek i uwagę poświęciłeś żonie i małżeństwu i super, że są efekty. Jednak jeśli nie zaopiekujesz się sobą i swoimi zranieniami (a nikt inny za Ciebie tego nie zrobi), to ajakiś czas może to wszystko runąć z racji tego, że może zacząć przemawiać przez Ciebie ból tych ran i żal nie otrzymania w tej kwestii wsparcia od żony.
Zaopiekuj się więc sobą... Najlepiej pod okiem Ojca w Niebie...
Dla ciebie może ta pozycja
Dzikie serce tego samego autora.

Pozdrawiam
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Dziękuję za radę o prezencie, wczoraj zamówiłem nawet urzekającą, nie wiem, czy dojdzie na święta... Zresztą dyskusja o prezencie sugerującym była w innym wątku, szczerze też się zastanawiałem jaka może być reakcja.

Z tempem to rzeczywiście muszę zwolnić, bo ostatnio niebezbiecznie na granicy jadę. Myślę, że decyzja żony ze świętami była też tym spowodowana, zauważyła, że ja też powoli jadę po bandzie i mogła się przestraszyć, że mogę odpuścić... Już zreszta kilka podejść miałem do większej separacji, ale za każdym razem po rozmowie (albo z wyprzedzeniem) oddawała pole. Tylko, czy tak ma to wyglądać, jak już jestem na granicy to ona się zbliża, to mnie szczególnie wykańcza...

Myślałem jeszcze, że jak będziemy w Polsce to na ognisko się wybrać, ale nie jestem tego pewny. Jak usłyszała, że jest jakaś msza w naszej intencji, to zareagowała niemal agresją (odczekałem, ale po dwóch dniach do tego wróciłem, też nie chcę takiego zachowania), kurde to ona niby ta bardziej wierząca... :?: Więc nie chcę przeginać. Z drugiej strony nie mam pojęcia, co tu jeszcze zrobic i chyba teraz bedzie trzeba dac czasowi czas.
Dodatkowo nie do konca czuje teraz mieszkanie razem (choc walczylem przeciez o to), potrafimy razem sie bawic, jest naprawde fajnie, ale przy jej dumie i braku skruchy mamy budowac na samej przyjemnosci, bez pojednania sie z przeszloscia?
zenia1780 pisze: 15 gru 2017, 16:21 W kwestii ogólnej sytuacji czy prezentu?
W ogólnej jak najbardziej proszę, zawsze to albo wzmacnia, albo pomaga skorygować postawę...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Sam zacząłem traktować te wpisy, jako pamiętnik, taką formę motywacji,
bo jak człowiek już tyle przeszedł to czy może się wycofać...

Z pozytywów:
Dalej regularnie się spotykamy po weekendach, spędziliśmy wspólnie święta i sylwestra. Samemu udało mi się zahaczyć o spotkanie Sycharu. A razem byliśmy nawet na rekolekcjach małżeńskich (polecam wszystkim w kryzysie), b. zbliżają i wyzwalają mnóstwo emocji - widok tylu płaczących naraz par bezcenny ;) Nawet mojej pociekło :shock:
W weekend jedziemy też na narty, żona chciałaby razem mieszkania szukać... nawet na wakacje z Sycharem mogłaby się wybrać :o (akurat lubi spacery po górach ;) )

Niby wszystko fajnie się rozwija, ale jednak to wygląda tak, że jeśli czegoś nie zaproponuję i "nie nacisnę" (w pełnej wolności, nie) to samo się nic nie zadzieje, a ja też trochę mam dosyć bycia jednostronnym strażnikiem i zaganiaczem. Żona się podłączy, czemu nie, ale żeby coś więcej od niej wyszło to już ciężko, a przy tym b. agresywnie broni swoich granic. Ja zaczałem swoje definiować, więc i przy zazębianiu ich kładziemy sobie czasem po głowach, ale trzeba przyznać, że forma zaczęła być niemal kulturalna mimo, że od emocji aż kipi (obie strony na to uważają). Generalnie wydaje mi się, że chce wrócić do modelu singielki z niemal nieograniczoną wolnością (bo my się przecież nie ograniczamy) i bez zobowiązań tylko z mężem przy boku, na co ja generalnie nie chcę się zgodzić. Jeśliby coś teraz robić to budować małżeństwo, a nie luźny związek singli, bo rodzina ogranicza wolność, wymaga poświęceń i pracy.

Mi może szok już minął (i tak długo trzymał), ale smutek i złość to teraz panują niepodzielnie w tygodniu i generalnie psują sporo radości ze wspólnych chwil (często pobudzane są tez niektórymi działaniami, czy wypowiedziami żony), też zaczynam się trochę nimi dzielić, no bo udawanie cały czas, że jest sielankowo to też chyba nie o to chodzi. Wiem, że to moja praca, by jakoś to przerobić moje zranienie, ale kurde ciężko jest przebaczyć i zdradę i tą całą późniejszą huśtawkę, której zresztą nie widać końca.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Simon

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: Simon »

rak pisze: 25 sty 2018, 18:31 Generalnie wydaje mi się, że chce wrócić do modelu singielki z niemal nieograniczoną wolnością (bo my się przecież nie ograniczamy) i bez zobowiązań tylko z mężem przy boku, na co ja generalnie nie chcę się zgodzić. Jeśliby coś teraz robić to budować małżeństwo, a nie luźny związek singli, bo rodzina ogranicza wolność, wymaga poświęceń i pracy.
Rak, ale może nie warto naciskać, skoro ona nie jest gotowa? Masz o wiele więcej, niż większość obecnych tu Sycharków - żonę, która PRÓBUJE. Zgadza się na kontakt. Poszła z Tobą na rekolekcje. Sporo osób tutaj oddałyby za to...no na pewno wiele ;) Wiem, że ciągniesz w jedną osobę dwuosobowy powóz, ale pomyśl, że przynajmniej masz co ciągnąć.

Tak sobie wyobrażam, że gdybym nie był pewien małżeństwa, w totalnym amoku emocjonalnym, wróciłbym do żony i usłyszał, że małżeństwo "ogranicza wolność, wymaga poświęceń i pracy", to chyba bym spasował ;) W końcu mamy możliwość pracować tylko nad sobą. Żona może ewentualnie zobaczyć, jak się starasz, i zechcieć dołączyć :) Trzymam kciuki za Ciebie i pamiętam w modlitwie :)
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Dzięki za dobre słowo i modlitwę Simon,

Generalnie to się z Tobą zgadzam i doceniam swoją sytuację już dość długo, tylko tak samo długo nie jestem jej pewny...

Wiesz, jak w największym epicentrum stwierdziłem, że dam radę wziąć wszystko na klate, wysłuchiwanie jaki jestem do d... i jaki ktoś inny jest super, podrywanie zakochanej żony (straszne uczucie), randkowanie, zakopanie większości negatywnych emocji i uczuć (no wszystkich się nie dało), kombinowałem jak koń pod górę byleby było dobrze, dostawałem powtórki zonków, padałem i ponownie zaczynałem zabawę, przy odrobinie szczęścia i Bożej pomocy jakoś to się toczyło...

Tyle, że teraz te zakopane emocje wychodzą i nawet już nie wiem, jak je wentylować (a naprawdę się staram). To przeszkadza delikatnie w budowaniu relacji, ale może o to też w nich chodzi, że taka relacja to o kant ...
Też staram się dzielić wszystkimi uczuciami, już nie tylko tymi przyjemnymi, ale zdarzają się momenty, że "jestem za szczery", dbam b. o formę, ale taka litania rozumiem, że może odstraszać, z drugiej strony nie widzę ciągłego oszukiwania, że jest tylko tak fajnie, to strasznie nieszczerze i nie budujące żadnej intymności na przyszłość.
To jest moja praca nad emocjami i ja to rozumiem - nie migam się, ale trudno pracować na żywej ciągle rozrywanej ranie.

Ja nigdy nie twierdziłem, że byłem idealnym mężem, przespałem wiele rzeczy i charakter też mam niczego sobie, ale jak dzisiaj usłyszałem, że moja ślubna całe małżeństwo się poświęcała i generalnie należało jej się coś od życia. To ... słabo się poczułem, zwłaszcza, że jej pierwsze słowa po wykryciu zdrady jak powiedziałem, że chcę próbować (niepotrzebnie tak szybko, wiem), że najbardziej zależy jej na wolności w naszym związku, bo się nigdy nie ograniczaliśmy (to gdzie tu te poświęcanie :shock: ).

Ja już się dawno otworzyłem na jej emocje, ale tak po prostu wątpię, czy dobrze działam, bo mnie coraz bardziej trzepie, a żona wzmacnia uczucie, że przecież nic się nie stało (błąd przecież zrobiłam), a jak ja się staram to ona nie musi. Próbuje coś na odczepnego, ale cała się przed tym broni lub mówi, żebym docenił jak się poświęca. To odrzuca, ale też powoduje, że podkreślam tą obustronną pracę nad związkiem, bo bez tego myślę, że w dłuższej perspektywie nie pociągniemy.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Simon pisze: 25 sty 2018, 21:22 Tak sobie wyobrażam, że gdybym nie był pewien małżeństwa, w totalnym amoku emocjonalnym, wróciłbym do żony i usłyszał, że małżeństwo "ogranicza wolność, wymaga poświęceń i pracy", to chyba bym spasował ;)
Wiesz Simon, tylko to ja to ciągle słyszę w różnych odsłonach z wyrzutami i z propozycjami stworzenia "alternatywnego" modelu małżeństwa, ciągłe wyjazdy, zmiany krajów zamieszkania, zmiany pracy, angażowanie się w nowe znajomości, budowanie na totalnej wolności i ucieczce przed odpowiedzialnością. Podsumowując widzę brak motywacji na bycie w małżeństwie jako takim, które teraz jest sztucznie podtrzymywane moją energią i wysiłkiem, ale jak ja dam sobie na wstrzymanie (a powoli nie daję rady) to po prostu idea padnie. Żona się widocznie boi, jak mam bardziej odpuścić i się bardziej zbliża wtedy, jak czuje się pewniej to się oddala i tak w kółko Macieja... To też powoduje, że te zbliżanie mnie po prostu odrzuca.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: s zona »

Panowie,
a moze warto zmienic strategie ..
pisze: 25 sty 2018, 21:15 Cos specjalnie dla kobiet ,chociaz moze nie tylko .....
jesli zachowaja osroznosc wzgledem potencjalnych " fanek " ..
tylko 5 min a od 2 min genialne ...:)

Nie czyń z drugiego człowieka Boga! - Ks. Marek Dziewiecki - Kochaj i mów co chcesz! - Komunikacja
https://www.youtube.com/watch?v=qemHYHKIUP4
Simon

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: Simon »

rak pisze: 26 sty 2018, 11:35
Simon pisze: 25 sty 2018, 21:22 Tak sobie wyobrażam, że gdybym nie był pewien małżeństwa, w totalnym amoku emocjonalnym, wróciłbym do żony i usłyszał, że małżeństwo "ogranicza wolność, wymaga poświęceń i pracy", to chyba bym spasował ;)
Wiesz Simon, tylko to ja to ciągle słyszę w różnych odsłonach z wyrzutami i z propozycjami stworzenia "alternatywnego" modelu małżeństwa, ciągłe wyjazdy, zmiany krajów zamieszkania, zmiany pracy, angażowanie się w nowe znajomości, budowanie na totalnej wolności i ucieczce przed odpowiedzialnością. Podsumowując widzę brak motywacji na bycie w małżeństwie jako takim, które teraz jest sztucznie podtrzymywane moją energią i wysiłkiem, ale jak ja dam sobie na wstrzymanie (a powoli nie daję rady) to po prostu idea padnie. Żona się widocznie boi, jak mam bardziej odpuścić i się bardziej zbliża wtedy, jak czuje się pewniej to się oddala i tak w kółko Macieja... To też powoduje, że te zbliżanie mnie po prostu odrzuca.
rak, widać, że jesteś bardzo zmęczony tą sytuacją emocjonalnie. Powiem Ci, że jak czytałem te Twoje dwa posty, to aż mi się żołądek wywrócił do góry nogami, jak sobie wyobraziłem co musisz czuć. W takiej sytuacji jak opisujesz, powiedz, jak sądzisz, dlaczego żona w ogóle z Tobą jest? Dlaczego nie odejdzie od Ciebie szukać szczęścia gdzie indziej? Co ją "trzyma"?
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: udasiek »

Cześć Rak :)
Obserwuję cały czas Twoje wysiłki bo często odnajduję w nich siebie... Myślę że jesteśmy na podobnym etapie, i choć mówi się że mężczyźni gorzej znoszą takie powroty żon po "innych związkach" (tłumaczy się to podwyższonym poziomem poczucia honoru (nie mylić z chumoru ;) ), ja tam nie wiem - również borykam się z tymi samymi myślami i uczuciami co Ty, może głębiej je tylko w sobie chowam, nie wiem, ale czytając Cię... bardzo "współodczuwam". I kibicuję :) tak samo jak innym "Himalaistom".

Np co do:
rak pisze: 26 sty 2018, 1:33 podrywanie zakochanej żony (straszne uczucie), randkowanie, zakopanie większości negatywnych emocji i uczuć (no wszystkich się nie dało)
chyba rozumiem bardzo...

Co do:
rak pisze: 26 sty 2018, 1:33 "jestem za szczery", dbam b. o formę, ale taka litania rozumiem, że może odstraszać
wzięłam sobie do serca co często powtarza Pavel - "ŻADNYCH negatywów". Nieraz mi się wydaje że "prawda" związku, małżeństwa, relacji wówczas się gubi... ale później sobie uświadamiam że my i tak częściej i szczerzej rozmawiamy teraz niż "przed". Po prostu pod wpływem braku negatywów mąż się bardziej otwiera.
Poza tym jak tylko zaczynam "być za szczera" (wypominać, wyrzucać zdradę (choć mi się wydaje że delikatnie tylko wspominam ale przecież z wyrzutem, to jasne), wyrzucać co mi się nie podoba lub nie podobało „przed”) to widzę że mąż się zaczyna bronić przez atak i ciągle słyszę że to była moja wina... A że po zastanowieniu się stwierdziłam, że mam dość słuchania tego - na tym nic nie zbudujemy, bo taki konflikt nie do rozwiązania „kto ile zawinił”, każde z nas widzi to inaczej, przez swój pryzmat - postanowiłam męża oddać w ręce Pana Boga i upływającego czasu i liczyć na to że "może kiedyś zrozumie" i "nie w mojej gestii jest mu tłumaczyć".


A może chodzi o Twoje poczucie że:
rak pisze: 26 sty 2018, 1:33 niepotrzebnie tak szybko
Teraz, jak nabrałam trochę perspektywy, to uważam że mogłam na spokojnie, inaczej, nie spiesząc się... Ale teraz to łatwo się mówi, wtedy było szaleństwo, emocje... Chyba nie ma co sobie tego wyrzucać - może gdyby człowiek miał od początku taką szerszą perspektywę, dystans, to już by tego małżeństwa nie było, bo byśmy o nie nie walczyli AŻ TAK...

Uściślij proszę tylko:
rak pisze: 26 sty 2018, 1:33 Próbuje coś na odczepnego
czy Ty zauważasz choćby DROBNE zajawki że rzeczywiście próbuje?
rak pisze: 26 sty 2018, 1:33 żebym docenił jak się poświęca
to chyba musisz docenić ;) Może nawet tyle ile daje to dla niej dużo... (i nie martw się - wiem że to ciężkie i wymaga schowania CAŁEJ swojej pychy, choćby jej okruszków do kieszeni).

Jak ma chwile załamki to słucham tego:
https://www.youtube.com/watch?v=rcHi8qw ... 6s&index=4

Pozdrawiam!
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Simon pisze: 26 sty 2018, 13:18 W takiej sytuacji jak opisujesz, powiedz, jak sądzisz, dlaczego żona w ogóle z Tobą jest? Dlaczego nie odejdzie od Ciebie szukać szczęścia gdzie indziej? Co ją "trzyma"?
Wiesz Simon,

już dawno nad tym przestałem się zastanawiać. Ale jak pytasz.

Wydaje mi się, że wieź między nami jeszcze silna (romans nie trwał zbyt długo, więc się całkiem nie wyautowała), dodatkowo nie ma teraz lepszej opcji (kowalskiego nie ma), więc zdecydowała się spróbować, ale całą sobą pokazuje, że to dla niej opcja awaryjna i nie angażuje się do końca.
Lubi też być adorowana, więc było jej w miarę dobrze jak organizowałem czas i się starałem, trochę gorzej jak zaczynam "mówić"
Dodatkowo, może wyrzuty ją trochę atakują i kiedyś była b. wierząca...

To tak trochę dziwnie zabrzmi, ale ona jest generalnie dobrą osobą, tylko, no właśnie tylko coś się rypło.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Hej Udasiek,

też Ci kibicuję, walczysz już dłuugo, trzymaj się dalej.

Zgadzam się, co do braku negatywów, bo wtedy rzeczywiście działa sumienie drugiej strony, ale czasami sam chciałbym porozmawiać na jakiś temat, a jak dostaje rynkoszetem to się bronię, kiedyś siedziałem cicho, ale nie uważam, że to też dobra droga. Będę chyba musiał to wypośrodkować.
udasiek pisze: 26 sty 2018, 13:37 Uściślij proszę tylko:
rak pisze: ↑26 sty 2018, 1:33
Próbuje coś na odczepnego
czy Ty zauważasz choćby DROBNE zajawki że rzeczywiście próbuje?
Zauważam Udasiek, inaczej też bym chyba nie dał rady, ale wierzga przy tym jak stary muł. I doceniam je, również słownie, dziękuję itd, ale bronię się przed komentarzami typu: Zobacz jak się poświęcam dla Ciebie i oczekiwaniu braw, chyba nie tędy droga.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: udasiek »

rak pisze: 26 sty 2018, 14:17 też Ci kibicuję
dziękuję :)
rak pisze: 26 sty 2018, 14:17Zauważam
A możesz napisać konkretnie co?
Bo może jak sobie napiszesz ( a ja też jestem ciekawa ;) ) to bardziej sobie unaocznisz że to jest więcej niż Ci się wydaje?

Wiem że moje sposoby nie muszą się sprawdzać ale ja pisałam sobie miłe męża smsy, i mimo że było ich niewiele to "złożone" razem, bardziej mnie cieszyły i w razie zwątpienia czytałam je i mówiłam sobie "kurcze, jednak COŚ jest". Też czytam często swój wątek od początku i jestem pod wrażeniem czego W OGÓLE nie było a co teraz jest...

Przed odejściem wkurzało mnie np to że mąż zamykał się w sobie, słuchał mnie jednym uchem wpatrzony w monitor (mnie trafiał szlak (teraz łączę to z zaszłościami z dzieciństwa - zawsze byłam samotnym dzieckiem i niedosyt "zaopiekowania", "uwagi" we mnie mocno tkwi) i próbowałam ściągnąć jego uwagę na siebie w coraz gorsze sposoby, co powodowało zamykanie się męża jeszcze szczelniejsze (co ciekawe też wypracowana w dzieciństwie reakcja na ciągle kłótnie...) i tak w kółko, do jego ucieczki... (jak to czytam to się zastanawiam ile jesteśmy w stanie zrzucić na rodziców ;) ). Teraz ja zaczynam rozmowę ale nie kontynuuję puki nie odwróci się do mnie i nie poświęci mi całej swojej uwagi. Nie uważałam tego jako jego wysiłek czyniony w moim kierunku, dla mnie to naturalne że patrzysz na kogoś jak z nim rozmawiam, ale tak myślę że też go to dużo kosztowała żeby taką rzecz zobaczyć, zrozumieć że to dla mnie ważne i wprowadzić w życie.

A może rzeczywiście to co pisze s żona
s zona pisze: 26 sty 2018, 11:53 Nie czyń z drugiego człowieka Boga!
tym bardziej że widzisz że się "przysuwa" gdy Ty się "oddalasz"...

A masz Ty jakąś pomocną dłoń w realu? Terapeuta jakiś albo coś? Ja właśnie u niego "wentyluję emocje"
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: Pavel »

Rak wszystko chyba da się powoedzieć normalnie. Tak, aby nie bolało drugiej strony.
Dlatego dobrym pomysłem, ale nie za często, wydaje mi się być mówienie o swoich odczuciach.
Naciskanie nic nie da, pouczanie również. Zresztą to nie nasza rola - jesteśmy dla żon mężami, nie ojcami czy belframi.
Masz natomiast instrumenty w postaci filmów, konferencji, książek i rekolekcji.
W wolności żony oczywiście, może któreś z tych źródeł pomoże jej zrozumieć jak absolurdalne i niedojrzałe jest jej obecne myślenie. Bo co do tego nie mam wątpliwości, niestety.
Cierpliwość rak - widocznie Bóg uważa, żeśmy w niej za mało wprawieni ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Nie ma za co, trzeba się wspierać ;)
udasiek pisze: 26 sty 2018, 15:31 (jak to czytam to się zastanawiam ile jesteśmy w stanie zrzucić na rodziców ).
Dużo, ja zauważam u nas sprzężenie zwrotne i to po obu stronach, nasza reakcje są bardzo związane ze schematami w naszych rodzinach, jak myślę, o tym to aż bije po głowie, nie zwalnia nas to oczywiście z odpowiedzialności za nasze czyny. Ale człowiek się dziwi, jak tego wszystkiego nie wyłapał wcześniej, a historia zatacza idealne koło...
udasiek pisze: 26 sty 2018, 15:31 A możesz napisać konkretnie co?
Bo może jak sobie napiszesz ( a ja też jestem ciekawa ) to bardziej sobie unaocznisz że to jest więcej niż Ci się wydaje?
Zróbmy więc to ćwiczenie:
  • uważa na słowa, unika tych raniących
    dba o przyjemne chwile, choc z tym tez nie jest jej lekko
    w "trudniejszych rozmowach" unika eskalacjii i wyciąga czasem pierwsza rękę
    uśmiecha się częściej przez telefon lub przy spotkaniu
    okazuje czułość i szuka bliskości, nawet gdy mamy gorsze momenty
    stara się mnie słuchać
    jak przyjeżdżam kupuje rzeczy, ktore lubię
    kpi z modelu małżeństwa i wychwala niezależność, itd ;)
Dzięki :D Teraz to niemal Anioł z tego wyszedł. Na chwilę, mi się poprawiło, to dobrze, bo za kilka godzin przyjeżdza luba i kolejna runda rozrywki.

Tak mam różne sposoby wentylacji, tyle, że siedzimy za granicą, trochę odcięci od naszego środowiska, więc ta separacja to trochę izolacja, a jak zacznę się teraz za bardzo integrować z innymi (szczególnie kobietami), to się może źle skończyć...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Pavel pisze: 26 sty 2018, 15:47 Naciskanie nic nie da, pouczanie również. Zresztą to nie nasza rola - jesteśmy dla żon mężami, nie ojcami czy belframi.
Masz natomiast instrumenty w postaci filmów, konferencji, książek i rekolekcji.
Dzięki Pavle,

wspólnie oglądamy różne materiały i często są one kanwą do głębszych rozmów i tu właśnie rodzą się różnice i intensywna argumentacja :? . Ale przyjmuję, że nie jestem belfrem, a ojca i tak by nie posłuchała...
Pavel pisze: 26 sty 2018, 15:47 Rak wszystko chyba da się powoedzieć normalnie. Tak, aby nie bolało drugiej strony.
Dlatego dobrym pomysłem, ale nie za często, wydaje mi się być mówienie o swoich odczuciach.
To chyba i prawda, tylko teraz to się chce powiedzieć o tak wielu rzeczach, generalnie mało przyjemnych, że trzeba się mocno ograniczać.

Spoko, dzięki za wsparcie, chyba na razie wentyl trochę popuścił.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
ODPOWIEDZ