1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

fannyprice pisze: 18 sie 2020, 18:42 (...) Według terapeuty wychodzenie w momencie gdy mąż podnosi głos to też przejaw mojej biernej agresji, gdyż nie dbam o to, by doprowadzić rozmowę do końca i "wytrzymać" moment frustracji męża. Mąż to podchwycił i teraz niby po mojej stronie leży odpowiedzialność za to że komunikacja nam nie wychodzi. Obstaję przy tym, że na agresję i krzyk nie jestem w stanie reagować inaczej, nie ma na to we mnie zgody. Ale przyznam, że już głupieję :( Czuję się zupełnie niezrozumiana i zmęczona tym chronieniem siebie przed przemocą i agresją. Zwłaszcza w tym stanie w jakim jestem, gdzie każdy stres odczuwam fizycznie przykrymi dolegliwościami. Boję się o dziecko, że będzie bardzo nerwowe i przez to ciągłe napięcie ja popadnę w jakąś depresję :( Staram się dbać o siebie, mam swoje zajęcia, skupiam uwagę na zbliżającym się porodzie i dziecku, czuję się jednak w tym wszystkim totalnie samotna. Próbuję rozmawiać z mężem jak to będzie gdy urodzę, słyszę tylko że w końcu będę miała zajęcie i nareszcie nic od niego nie będę już chciała. Bo np. prośba o jakąś fizyczną pomoc w czymś jest od razu zbywana milionem wymówek, lub robi coś na zasadzie "znaj moją łaskę". Dużo jest ze strony męża złośliwości wobec mnie, przytyków, że nic się nie da ze mną robić bo jestem w ciąży i ledwie się ruszam. Jakieś szczątki życzliwego traktowania mnie prezentuje tylko w obecności teściów. Coraz bardziej przekonuję się, że wrócił do mnie tylko dla ich zadowolenia, albo żeby nie suszyli mu o to głowy. Mam też wątpliwości, czy nie ma kogoś trzeciego... ciągłe przesiadywanie z telefonem, chowanie go gdy się pojawiam, urywanie rozmów gdy znajdę się w pobliżu, wychodzenie z domu bez słowa, znikanie na parę godzin, obrączka rzucona gdzieś w kąt. Sama już nie wiem. Nie mamy wspólnych pieniędzy, mąż bierze różne dodatkowe prace, nigdy nie wiem kiedy będzie, a kiedy gdzieś wychodzi, nawet nie mam dostępu do jego grafiku.
Czuję się naprawdę wyczerpana. Siły mam tylko z modlitwy i grupy wsparcia dla kobiet. Chciałabym choć trochę poczuć się "w stanie błogosławionym", bo jak na razie przez ciągłe dolegliwości, upały i przykre komentarze męża czuję się po prostu "ciężarna". I może zabrzmi to dziwnie, sama dziwnie się z tym czuję, ale cieszy mnie, że męża nie będzie ze mną przy porodzie z uwagi na koronawirusa. Czuję ulgę, że nie będę musiała słuchać przykrych komentarzy czy doświadczać braku wsparcia mimo jego obecności (tak jak teraz, gdy razem mieszkamy). Nie wiem co mnie czeka, bo to mój pierwszy poród i boję się, ale pod tym względem czuję się spokój.
Wydaje mi się, że smutno wybrzmiewa ten mój post, ale tak teraz to wygląda i chyba dlatego tak odwlekałam by tu coś napisać, bo miałam nadzieję, że jednak zrobi się bardziej kolorowo i będę mogła podzielić się jakąś radością.
Przeczytałam cały Twój wątek, czuję smutek i współczucie dla Ciebie i bardzo chciałabym Cię przytulić i otoczyć opieką. Zasługujesz na to, jak każda z nas, gdy jest w stanie błogosławionym. Bo to jest stan błogosławiony i mamy wtedy prawo do opieki, troski, czułości i wsparcia.
Czytając pomyślałam sobie, czy nie byłoby ci jednak łatwiej, gdyby nie było przy tobie męża nie tylko przy porodzie, ale także po nim... Pierwszy okres po urodzeniu dziecka to czas, gdy potrzebne jest wsparcie, gdy zdarzają się wahania nastroju, gdy ustala się wspólny rytm z dzieckiem, gdy uczymy się karmienia, mamy wątpliwości, lęki, bywamy przemęczone. Jest to też czas zwiększonej wrażliwości. Jeśli twój mąż ma problem z zaakceptowaniem kobiecych rytmów związanych z cyklem miesiączkowym, z ciążą, to połogu nie dźwignie tym bardziej.
A może masz możliwość aby w tym czasie zajęła się tobą jakaś bliska kobieta, która w pierwszych dniach przygotuje posiłki, wesprze cię, przytuli, poda picie, pomoże z karmieniem, da chwilkę wytchnienia? Połóg praktycznie zniknął z naszych horyzontów, najpierw go skracano, potem w zasadzie ograniczono jedynie do paru objawów, związanych z naturalnym krwawieniem poporodowym. Niemniej jednak pierwsze 6 tygodni po porodzie to na pewno połóg i czas w którym kobieta potrzebuje wsparcia, a na pewno nie ma siły i energii na zmaganie się z przemocą. Bo to co robi Twój mąż, to jest przemoc.

Połóg jest cudownym okresem, gdy nasze ciało i psychika przechodzą ogromne zmiany, gdy dostrajamy się do dziecka, regenerujemy po ciąży i porodzie. To ogromny wysiłek ale i bardzo piękny czas. Przewlekły stres i brak poczucia bezpieczeństwa w okresie połogu może jednak prowadzić do wielu zaburzeń, od depresji poporodowe, po trudności z kamieniem i zaburzenia więzi z dzieckiem. Bezpieczeństwo psychiczne i emocjonalne jest w tym czasie bardzo ważne.

Obrona przed agresją nie jest bierną agresją. Terapeucie się coś pomyliło, może nie ma doświadczenia z parami w których jedna ze stron stosuje przemoc i niewiele wie o mechanizmach przemocy. Doświadczam różnych form agresji ze strony męża, korzystam z terapii. To o czym piszesz, izolacja i przerywanie sytuacji w których zaczyna się przemoc, to podstawowe narzędzie obrony. Kolejnym jest pełna izolacja, do czasu aż osoba stosująca przemoc nie sięgnie po pomoc dla siebie oraz nie dojdzie do stanu w którym nie bedzie się już uciekać do przemocy w relacji. Wiara nie wyklucza odseparowania się od małżonka, który stosuje przemoc. Wręcz do niej zachęca.
Z całego serca polecam ci konferencje Księdza Marka Dziewieckiego, który wyjaśnia czym różni się miłość od naiwności oraz jak mądrze bronić się przed przemocą ze strony bliskich nam osób.
Zacytuję Ci jeden fragment: Żadna dziewczyna ani żadna kobieta nie jest powołana przez Boga do tego, aby się poświęcić jakiemuś mężczyźnie. Nie istnieje takie powołanie. (...). BÓG CHCE ABYŚMY BYLI DLA BLISKICH MĄDRYM DAREM, A NIE NAIWNĄ OFIARĄ.

Okres tuż przed porodem to czas w którym wiele kobiet doświadcza przypływu energii, po to by zapewnić sobie jak najlepsze warunki, w czasie gdy będą po porodzie. Poszukaj jej w sobie i wykorzystaj jak najmądrzej. Nie musisz znosić przemocy w bardzo pięknym i trudnym okresie życia.
Na czas przed porodem, samego porodu i połogu polecam Ci przyjęcie za patrona św. Józefa, on tak pięknie zajmował się ciężarną Maryją, a potem Maryją w połogu. Zajmie się także i Tobą z całą miłością i oddaniem. Przy nim na pewno poczujesz że jesteś w stanie błogosławionym, i będziesz cieszyć się swoim macierzyństwem, karmieniem i pięknym malenstwem. Pomodlę się dziś w twojej intencji za wstawiennictwem św. Józefa z prośbą o szczególną opiekę nad tobą. Mocno cię przytulam.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fanyprice, myślałam ostatnio o Tobie. Podpisuję się pod słowami Ruty, która pięknie wiele spraw ujęła.

Ja dopiszę do tego jeszcze parę słów, ponieważ jak już wcześniej Ci pisałam mój mąż zachowywał się podobnie do twojego męża i teraz po tych różnych doświadczeniach gdybym mogła cofnąć się o 9 lat to postępowała bym inaczej.

Niektórym ludziom trudno uwierzyć, że w jakiejś materii się nie znają, że źle postępują, że swoim postępowaniem ranią itd. Ja dużego wsparcia od męża nie miałam ani w ciąży ani później. Zawsze chciałam go angażować ale i skutecznie unikał różnych rzeczy. A ja będąc 'zła' że że wszystkim jestem sama dołowałam się widząc że inni mężowie angażują się w prace domowe oraz opiekę nad dzieckiem. I ta złość powodowała, że starałam się wymagać ale często dla świętego spokoju odpuszczałam - wtedy nie znałam twardej miłości, stanowczości. Zawsze byłam uległa i traciłam na tym. I naiwnie myślałam, że jak nie będę wymagać czy egzekwować to nasze małżeństwo będzie zgodne i trwałe. Niestety pomyliłam się. Teraz najbardziej mi żal straconego czasu, bo nigdy nie potrafiłam cieszyć się małżeństwem czy macierzyństwem. Męża i jego potrzeby zawsze stawiałam na pierwszym miejscu. Teraz postępuję inaczej - na pierwszym miejscu jest, Bóg, a potem ja i mój syn. Mąż jak będzie chciał to znajdzie się miejsce dla niego, ale najpierw musiałby wiele w sobie zmienić, ale on wolał zmieniać mnie. Teraz miło spędzamy czas z synem, wolni od stresów, dostosowywania się do humorów męża i jego planów. Żyje nam się inaczej, ale na pewno spokojniej mimo, że ogarniać muszę sama wiele spraw. Ale widzę, że mimo wszystko syn jest szczęśliwy i radosny, choć odejście męża było dla niego ciosem, ale ja staram się aby zbyt wiele o mężu nie rozmyślał. A poza tym syn był przyzwyczajony, że ja zawsze mam dla niego czas - ojciec niekoniecznie, to ze mną najczęściej jeździł na rowerze, spędzał czas na spacerach, placu zabaw.

Nie rozmyslaj za wiele o tym co Cię spotkało, oddaj wszystko Jezusowi i jak trzeba będzie to ciągnij wszystko sama zbyt wiele nie wymagając od męża jeżeli zobaczysz, że efektów żadnych nie ma z prośb i rozmów, a wręcz przeciwnie niszczy Cię to wszystko. Staraj się być szczęśliwą kobietą i mamą. Może boleć gdy wokół będziesz widzieć szczęśliwe rodziny, małżonków - u Was na ten moment tego może nie być, co nie oznacza, że nie możesz starać się być uśmiechnięta, zadowolona i szczęśliwa - chociażby tylko z powodu macierzyństwa (wiele kobiet nie ma czasami takiego szczęścia). Tak jak napisała Ruta - otocz się życzliwymi osobami, które pomogą Ci w tym nowym czasie i sytuacjach. Nie zamykaj się w domu.

Szczęśliwa i spokojna mama = szczęśliwe i spokojne dziecko.

PS. Bez indywidualnej terapii twój mąż pewnie niewiele w sobie zmieni, ale do tego musi może dojrzeć.

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Caliope pisze: 18 sie 2020, 20:47 Terapeuta nakierowywuje, może chodzi o pewność siebie i swoich racji. U mnie Mąż sie ciskał, ja stałam i słuchałam i przy którymś nabraniu powietrza mówiłam krótko, że nie życzę sobie żeby tak mówił i tylko tyle,krótki komunikat bez emocji i odwrót do swoich zajęć. On zawsze wtedy ochlonął w samotnosci miał komfort, bo nie myślał kiedy nastąpi ciąg dalszy rozmowy i napięcie schodziło. Dbaj o siebie kochana :)
Zawsze głośno mówię jak nie do końca się z czymś zgadzam, lub nie rozumiem co mówi terapeuta, ale zauważyłam, że mąż to później wykorzystuje - "nawet terapeuta ci nie przegada"... Gdy stałam i słuchałam co mąż ma mi do wykrzyczenia to nakręcał się bardziej i bardziej, a jeszcze jak zobaczył że mam łzy w oczach to już w ogóle. Dlatego mówię krótko i wychodzę, tylko że wtedy jest cisza na długi czas. Teraz np. już kilka dni w ogóle się do mnie nie odzywa, traktuje mnie jak powietrze. Na moje próby rozmowy wychodzi w pół zdania jakby chciał odegrać się za moje wychodzenie gdy on krzyczy.
Ruta pisze: 19 sie 2020, 0:08 A może masz możliwość aby w tym czasie zajęła się tobą jakaś bliska kobieta, która w pierwszych dniach przygotuje posiłki, wesprze cię, przytuli, poda picie, pomoże z karmieniem, da chwilkę wytchnienia? Połóg praktycznie zniknął z naszych horyzontów, najpierw go skracano, potem w zasadzie ograniczono jedynie do paru objawów, związanych z naturalnym krwawieniem poporodowym. Niemniej jednak pierwsze 6 tygodni po porodzie to na pewno połóg i czas w którym kobieta potrzebuje wsparcia, a na pewno nie ma siły i energii na zmaganie się z przemocą. Bo to co robi Twój mąż, to jest przemoc.

Połóg jest cudownym okresem, gdy nasze ciało i psychika przechodzą ogromne zmiany, gdy dostrajamy się do dziecka, regenerujemy po ciąży i porodzie. To ogromny wysiłek ale i bardzo piękny czas. Przewlekły stres i brak poczucia bezpieczeństwa w okresie połogu może jednak prowadzić do wielu zaburzeń, od depresji poporodowe, po trudności z kamieniem i zaburzenia więzi z dzieckiem. Bezpieczeństwo psychiczne i emocjonalne jest w tym czasie bardzo ważne.

Obrona przed agresją nie jest bierną agresją. Terapeucie się coś pomyliło, może nie ma doświadczenia z parami w których jedna ze stron stosuje przemoc i niewiele wie o mechanizmach przemocy. Doświadczam różnych form agresji ze strony męża, korzystam z terapii. To o czym piszesz, izolacja i przerywanie sytuacji w których zaczyna się przemoc, to podstawowe narzędzie obrony. Kolejnym jest pełna izolacja, do czasu aż osoba stosująca przemoc nie sięgnie po pomoc dla siebie oraz nie dojdzie do stanu w którym nie bedzie się już uciekać do przemocy w relacji. Wiara nie wyklucza odseparowania się od małżonka, który stosuje przemoc. Wręcz do niej zachęca.
Z całego serca polecam ci konferencje Księdza Marka Dziewieckiego, który wyjaśnia czym różni się miłość od naiwności oraz jak mądrze bronić się przed przemocą ze strony bliskich nam osób.
Zacytuję Ci jeden fragment: Żadna dziewczyna ani żadna kobieta nie jest powołana przez Boga do tego, aby się poświęcić jakiemuś mężczyźnie. Nie istnieje takie powołanie. (...). BÓG CHCE ABYŚMY BYLI DLA BLISKICH MĄDRYM DAREM, A NIE NAIWNĄ OFIARĄ.

Okres tuż przed porodem to czas w którym wiele kobiet doświadcza przypływu energii, po to by zapewnić sobie jak najlepsze warunki, w czasie gdy będą po porodzie. Poszukaj jej w sobie i wykorzystaj jak najmądrzej. Nie musisz znosić przemocy w bardzo pięknym i trudnym okresie życia.
Na czas przed porodem, samego porodu i połogu polecam Ci przyjęcie za patrona św. Józefa, on tak pięknie zajmował się ciężarną Maryją, a potem Maryją w połogu. Zajmie się także i Tobą z całą miłością i oddaniem. Przy nim na pewno poczujesz że jesteś w stanie błogosławionym, i będziesz cieszyć się swoim macierzyństwem, karmieniem i pięknym malenstwem. Pomodlę się dziś w twojej intencji za wstawiennictwem św. Józefa z prośbą o szczególną opiekę nad tobą. Mocno cię przytulam.
Mam na szczęście kochaną mamę gotową do pomocy teraz i w połogu z maleństwem. Choć nie ukrywam, że kłopotliwe jest dla mnie np. prosić o pomoc mamę 60+ we wniesieniu czegoś ciężkiego, kiedy mógłby to zrobić młody i zdrowy mąż.

Bardzo boję się depresji poporodowej, wydaje mi się, że jestem silna i bardzo chcę być mamą, przeraża mnie jednak to, że nie wiem jak moja psychika udźwignie całą tę sytuację.

To właśnie na konferencjach ks. Dziewieckiego i książce "Granice w relacjach małżeńskich" wypracowałam sobie w głowie to, jak nie chcę być przez męża traktowana i jak się bronić przed przemocowymi zachowaniami. Dlatego też to, co powiedział terapeuta tak mocno mnie ruszyło. Nie patrzyłam na moje próby ochrony siebie jako na bierną agresję. Mam w ogóle od dwóch-trzech spotkań takie wrażenie, że ta terapia to strata czasu i pieniędzy, bo wałkujemy w kółko to samo - sytuacje wyjaśniane już milion razy. Ja chciałabym rozmawiać o bieżących wydarzeniach i sytuacjach, mąż z kolei uparcie wraca do tego, co było już przeanalizowane co najmniej trzykrotnie (i to sytuacje z czasów narzeczeństwa, które ja już średnio nawet pamiętam...). Mam wrażenie, że może to być takie bezpieczne dryfowanie wokół tego, co już znane i przerobione, żeby nie zająć się aktualnymi problemami, bo to bardziej wymagające.

Dziękuję Ruta za modlitwę i przypomnienie o wsparciu św. Józefa, zawierzyłam jego opiece całą moją ciążę i siebie w momencie gdy mąż się wyprowadził i mimo tego, że jest po ludzku trudno, to włos mi z głowy nie spadł ♥
Bławatek pisze: 19 sie 2020, 11:03 Niektórym ludziom trudno uwierzyć, że w jakiejś materii się nie znają, że źle postępują, że swoim postępowaniem ranią itd. Ja dużego wsparcia od męża nie miałam ani w ciąży ani później. Zawsze chciałam go angażować ale i skutecznie unikał różnych rzeczy. A ja będąc 'zła' że że wszystkim jestem sama dołowałam się widząc że inni mężowie angażują się w prace domowe oraz opiekę nad dzieckiem. I ta złość powodowała, że starałam się wymagać ale często dla świętego spokoju odpuszczałam - wtedy nie znałam twardej miłości, stanowczości. Zawsze byłam uległa i traciłam na tym. I naiwnie myślałam, że jak nie będę wymagać czy egzekwować to nasze małżeństwo będzie zgodne i trwałe. Niestety pomyliłam się. Teraz najbardziej mi żal straconego czasu, bo nigdy nie potrafiłam cieszyć się małżeństwem czy macierzyństwem. Męża i jego potrzeby zawsze stawiałam na pierwszym miejscu. Teraz postępuję inaczej - na pierwszym miejscu jest, Bóg, a potem ja i mój syn. Mąż jak będzie chciał to znajdzie się miejsce dla niego, ale najpierw musiałby wiele w sobie zmienić, ale on wolał zmieniać mnie.
(...)

Szczęśliwa i spokojna mama = szczęśliwe i spokojne dziecko.

PS. Bez indywidualnej terapii twój mąż pewnie niewiele w sobie zmieni, ale do tego musi może dojrzeć.

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie
Jak opisujesz swoje doświadczenia sprzed lat, to odnajduję w nich siebie teraz. I dziękuję, że dzielisz się swoją nauką, może dzięki temu ja nie będę żałować straconego czasu i niecieszenia się z macierzyństwa. A teraz mam taki czas, że mocno przybija mnie to, że zamiast się cieszyć to ja kombinuję jak ochronić się przed agresją. Nie tak to powinno być i dlatego tym bardziej muszę dbać o siebie i swój dobrostan. Co do terapii męża, to rzekomo na nią chodzi. Rzekomo, bo jak się okazało, okłamał mnie w tej kwestii, twierdził że jest po kilku spotkaniach, a był po jednym, prosiłam o rachunek jako dowód, to wykręcał się. W końcu przyniósł jeden rachunek, ale ja nie mam zaufania, że on rzeczywiście chodzi i pracuje nad sobą w indywidualnej terapii. Ten temat jest dla mnie wątpliwy, gdy próbowałam rozmawiać komunikaty męża były bardzo niejasne i niespójne. Jednak to jego rzecz, czy chodzi na swoją terapię. Ja staram się sumiennie podchodzić do naszej wspólnej małżeńskiej terapii, chociaż jak pisałam wyżej, jestem już trochę zmęczona odgrzewaniem sytuacji, które ledwie już pamiętam...
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Caliope »

fannyprice pisze: 26 kwie 2020, 5:47 Bardzo boję się depresji poporodowej, wydaje mi się, że jestem silna i bardzo chcę być mamą, przeraża mnie jednak to, że nie wiem jak moja psychika udźwignie całą tę sytuację.
O to się nie martw, naprawdę trzeba wiele czynników żeby to się zdarzyło i nie mają na to wpływu klopoty z mężem. Życzę tobie wspaniałości porodu i połogu, by dziecko nie urodziło się za wcześnie :)
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Caliope pisze: 20 sie 2020, 22:37 O to się nie martw, naprawdę trzeba wiele czynników żeby to się zdarzyło i nie mają na to wpływu klopoty z mężem. Życzę tobie wspaniałości porodu i połogu, by dziecko nie urodziło się za wcześnie :)
Właśnie mój strach jest spowodowany tym, że jestem w grupie ryzyka depresji, tak wyszło z testów robionych mi przez położną :( Staram się z całych sił być dzielna i spokojna, chciałabym gdzieś wyjechać i odciąć się, ale to teraz niewskazane, często mam zasłabnięcia. Marzę tylko o spokoju...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Caliope »

fannyprice pisze: 21 sie 2020, 15:22
Caliope pisze: 20 sie 2020, 22:37 O to się nie martw, naprawdę trzeba wiele czynników żeby to się zdarzyło i nie mają na to wpływu klopoty z mężem. Życzę tobie wspaniałości porodu i połogu, by dziecko nie urodziło się za wcześnie :)
Właśnie mój strach jest spowodowany tym, że jestem w grupie ryzyka depresji, tak wyszło z testów robionych mi przez położną :( Staram się z całych sił być dzielna i spokojna, chciałabym gdzieś wyjechać i odciąć się, ale to teraz niewskazane, często mam zasłabnięcia. Marzę tylko o spokoju...
Nie przejmuj się testami, to tylko teoria. Ja miałam depresję po porodzie, i naprawdę, to nie musi wystąpić być u Ciebie. Depresja nie jest ze stresu i nerwów w ciąży.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ruta »

Fanny, kompletnie się nie martw ryzykiem depresji. Spokój wewnętrzny, pomoc w połogu, koncentracja na sobie i maluszku, opieka św. Józefa i wszystko bedzie dobrze.
Bardzo mi teraz przykro, że o tym wspomniałam. Wiem jak bardzo w ciąży jest się wrażliwą na takie informacje. Jeśli pozwolisz, to mocno Cię przytulam, tak z całego serca.
Zarówno poród, jak i okres połogu, karmienie to piękne doświadczenia. Jasne zmęczenie, ból, niepewność - tyle, że to w ogóle nie ma nic do rzeczy. Godzinami mogłam kontemplować same paznokcie mojego maleństwa. Nasze ciało jest genialnie stworzone do tego, aby wszytskiemu co wiąże się z macierzynstwem dać radę. Nasza psychika także. Oddaj wszystkie swoje lęki Maryi, ona doskonale cię zrozumie, ona także na pewno się bała, za samo zajście w ciążę groziło jej ukamieniowanie, Józef chciał ją oddalić, w zaawansowanej ciąży błąkała się na osiołku, rodziła w bardzo trudnych warunkach i musiała potem jeszcze uchronić swoje maleństwo przed zabiciem. Maryja przyjmie wszystkie twoje lęki, niepokoje i będzie cię prowadzić. A Józef naprawdę jest najlepszym opiekunem.
Oczywiście zorganizowanie sobie opieki i pomocy na czas połogu jest ważne, podobnie jak schronienie się w tym wrażliwym czasie przed przemocą.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Ruta pisze: 22 sie 2020, 14:38 Fanny, kompletnie się nie martw ryzykiem depresji. Spokój wewnętrzny, pomoc w połogu, koncentracja na sobie i maluszku, opieka św. Józefa i wszystko bedzie dobrze.
Bardzo mi teraz przykro, że o tym wspomniałam. Wiem jak bardzo w ciąży jest się wrażliwą na takie informacje. Jeśli pozwolisz, to mocno Cię przytulam, tak z całego serca.
Zarówno poród, jak i okres połogu, karmienie to piękne doświadczenia. Jasne zmęczenie, ból, niepewność - tyle, że to w ogóle nie ma nic do rzeczy. Godzinami mogłam kontemplować same paznokcie mojego maleństwa. Nasze ciało jest genialnie stworzone do tego, aby wszytskiemu co wiąże się z macierzynstwem dać radę. Nasza psychika także. Oddaj wszystkie swoje lęki Maryi, ona doskonale cię zrozumie, ona także na pewno się bała, za samo zajście w ciążę groziło jej ukamieniowanie, Józef chciał ją oddalić, w zaawansowanej ciąży błąkała się na osiołku, rodziła w bardzo trudnych warunkach i musiała potem jeszcze uchronić swoje maleństwo przed zabiciem. Maryja przyjmie wszystkie twoje lęki, niepokoje i będzie cię prowadzić. A Józef naprawdę jest najlepszym opiekunem.
Oczywiście zorganizowanie sobie opieki i pomocy na czas połogu jest ważne, podobnie jak schronienie się w tym wrażliwym czasie przed przemocą.
Dziękuję Ruta. Nie nastraszyłaś mnie depresją, ja już od dłuższego czasu miałam takie myśli i obawy. Staram się je zastępować dobrymi myślami i oddawać w modlitwie. Jest to jakaś uciążliwość, ale wierzę, że będę dobrze zaopiekowana, nawet jeśli mąż nie jest zainteresowany wsparciem mnie w tym czasie. Myślę, że sam wiele na tym traci.

Dzisiaj czułam się trochę podłamana bo zauważyłam 'lajki' męża pod zdjęciami w pół rozebranych dziewczyn na jednej z aplikacji. Jak sobie jeszcze pomyślałam że między nami od miesięcy nie ma żadnej bliskości, a odkąd jestem w ciąży to mąż całkiem mnie odtrącił, to zrobiło mi się tak bardzo przykro. Wcześniej nigdy nie widziałam żeby takie rzeczy oglądał czy lajkował. Ja sama odkąd się poznaliśmy ubieram się kobieco, ale skromnie. Mąż mówił że to mu się podoba, że chodzę w sukienkach, i nie odkrywam wszystkiego. W ciąży też dbam o siebie, nie chodzę w dresie, nie przytyłam za wiele choć moje ciało się zmieniło. A kobiety na tych zdjęciach no cóż... wyuzdane pozy, więcej odkryte niż zakryte. Mąż zawsze podkreślał, że to nie w jego typie. Zastanawiam się, czy tak szybko może się mężczyźnie odmienić..
Wieczorem ładnie się ubrałam i poszłam na Mszę. I jakoś tak, z tym moim ogromnym brzuchem poczułam się dobrze, ładnie i kobieco. I tak sobie pomyślałam, że Bóg patrzy na mnie właśnie tak i nie muszę szukać potwierdzenia w oczach męża. Wiadomo, chciałabym mu się podobać, żeby patrzył na mnie z miłością i zachwytem jak przed ślubem, ale nie mogę go do tego zmusić. Żal mi trochę, że wszystkie zdjęcia z ciąży mam sama, zwłaszcza jak gdzieś migają mi takie piękne brzuszkowe sesje przyszłych rodziców, ale do tego męża nie udało mi się w ogole przekonać. I tu znów, gdy byliśmy narzeczeństwem zapewniał o noszeniu mnie na rękach w ciąży, o tym jak będzie mówił i śpiewał do brzuszka, jakie piękne zdjęcia będziemy mieć.. a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Tak wiele może sie zmienić w ledwie rok :roll:
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

fannyprice pisze: 24 sie 2020, 0:08 ...
Wieczorem ładnie się ubrałam i poszłam na Mszę. I jakoś tak, z tym moim ogromnym brzuchem poczułam się dobrze, ładnie i kobieco. I tak sobie pomyślałam, że Bóg patrzy na mnie właśnie tak i nie muszę szukać potwierdzenia w oczach męża. Wiadomo, chciałabym mu się podobać, żeby patrzył na mnie z miłością i zachwytem jak przed ślubem, ale nie mogę go do tego zmusić. Żal mi trochę, że wszystkie zdjęcia z ciąży mam sama, zwłaszcza jak gdzieś migają mi takie piękne brzuszkowe sesje przyszłych rodziców, ale do tego męża nie udało mi się w ogole przekonać. I tu znów, gdy byliśmy narzeczeństwem zapewniał o noszeniu mnie na rękach w ciąży, o tym jak będzie mówił i śpiewał do brzuszka, jakie piękne zdjęcia będziemy mieć.. a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Tak wiele może sie zmienić w ledwie rok :roll:
Fanyprice, myśl i działaj właśnie tak - miało być inaczej ale nie jest, ale mimo to mogę być szczęśliwa, rodosna i zadowolona. Nie patrz na męża tzn. nie rozmyslaj za bardzo co Ci obiecywał. Masz wpływ na wiele rzeczy - siebie i rzeczywistość wokół siebie, na działania i własne plany. Na męża masz ograniczony wpływ, bo albo będzie ze skrzywdzoną miną coś z tobą robił, albo cię będzie ranił swoją niechęcią wspólnego działania. Ja też nie mam za wielu wspólnych zdjęć rodzinnych - w ciąży prosiłam innych lub sobie sama robiłam. Tak - ludzie potrafią się szybko zmienić, bo często na wstępie relacji, poznawania się mogą udawać inną osobę niż są - taki taniec godowy, podobnie jak robi wiele zwierząt, aby wypaść lepiej na tle innych kandydatów.

Jesteś mądra, piękna i wartościowa i na pewno twoje życie też może być mądre, piękne i wartościowe.

W pierwszych miesiącach trudno zwiedzać świat z maluszkiem, ale zobaczysz jak wiele wspólnych przeżyć, wypraw dużych i małych ( choćby na plac zabaw, czy wycieczkę rowerową) mieć będziecie. A uśmiech i zadowolenie dziecka są bezcenne. I to jest najlepsza zapłata za cały trud wychowania.

A może twojemu mężowi jak zobaczy że traci wiele i w małżeństwie i rodzicielstwie to się opamięta. Na pewno warto męża angażować w opiekę, ale nie dołuj się jeśli on się w tym nie będzie umiał/chciał odnaleźć. Dasz radę 🙂
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Minął kolejny tydzień i im bliżej porodu tym coraz gorzej. Mąż pozwala sobie na coraz więcej chamstwa wobec mnie. Nie umiem tego pojąć. Mimo że razem mieszkamy, musze organizować kto zawiezie mnie do szpitala, kto po mnie przyjedzie, mąż nie chce brać udziału w niczym co związane jest z dzieckiem. Jakby je już teraz odrzucił. Serce mi pęka bo wiem, że tak być nie może w dalszej perspektywie, choćby finansowo nie udźwignę sama wychowywania dziecka. Staram się te myśli odwlekać w czasie i na razie przynajmniej tym nie martwić, ale jest bardzo trudno. W najbliższych dniach mamy jeszcze spotkanie z terapeutą, ale ja czuję że to tylko kolejne umęczenie się psychiczne zamiast odpoczynku, relaksu i nastawiania się na poród. Tylko że jak zrezygnuję to na mnie spadnie odpowiedzialność za "przerwanie terapii". Mam wrażenie, że mąż w ogóle nie zauważa mojego stanu, jakby brzuch był niewidzialny :|
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fanyprice, niestety na szybką i dobrowolną przemianę męża zbytnio bym nie liczyła. Piszesz, że wspólnie chodzicie na terapię, ale po spotkaniach czujesz się gorzej psychicznie. Czy pomyślałaś o własnej terapii? Aby z kimś porozmawiać, wyrzucić negatywne emocje? Forum spełnia podobną rolę ale dobrze mieć kogoś do pogadania, z doświadczeniem. Ja chodzę na terapię przy Kurii, bo nie chciałam trafić na jakąś osobę nowoczesną, wyzwoloną itd. Dzięki rozmowom wiem, że ze mną nie jest źle, tzn jest źle bo za bardzo uległam manipulacjom i wpływowi męża, natomiast jeśli chodzi o moje postępowanie codzienne jeśli chodzi o dziecko, wykonywanie obowiązków to wszystko jest w normie. A mój mąż wiele rzeczy mi zarzucał lub wmawiał.

Musisz teraz zadbać o siebie, jeśli masz teraz możliwość to rozglądnij się za jakimś terapeutą/terapeutką, nawet jak nie teraz to po porodzie mogłabyś może skorzystać. Korzystaj z pogody i jak tylko ci samopoczucie pozwoli wychodź na spacery, nie przebywaj ciągle z mężem, bo na razie wszystko z nim związane, jego zachowanie, cię rani.

Pamiętam w modlitwie.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Miałam zacząć terapię, ale najpierw covid, a teraz zaawansowana ciąża i już dwóch terapeutów mi odradziło by teraz zaczynać, mam się zgłosić pod koniec połogu najlepiej. Czuję się już totalnie wyczerpana tą przykrą atmosferą. Bardzo trudno żyć pod jednym dachem i trzymać się na dystans, niby mąż sie nie odzywa, ale wystarczy że przechodzę i już są jakieś docinki w stylu "żebyś nie była zdziwiona że zostaniesz samotną matką"... To teraz tak boli :(

Wspólna terapia jest dla mnie męcząca bo ciagle wałkujemy jakieś błahe sprawy jeszcze sprzed ślubu (np. dlaczego zrobilam wtedy i wtedy taką minę jak narzeczony powiedział to i to - a ja już tego naprawdę nie pamiętam!) Czas mija, terapeuta kasuje swoje i koniec spotkania. Mam poczucie że nie posuwamy się ani o centymetr do przodu. Gdy próbuje nawiązać do sytuacji aktualnych, do tego co teraz czuje i potrzebuje to od razu jest ze strony męża przywoływanie jakiś sytuacji z przeszłości. Na każdy przykład ma odniesienie do przeszłości, tylko że ja większości z tych przeszłych sytuacji już zwyczajnie nie pamietam.. a mimo to je wałkujemy, czuję się często już ogłupiona w czasie tych spotkań, bo rozmawiamy o czymś co podobno było, ja nie pamietam, a mąż żywo opowiada jak sie strasznie zachowałam. Terapeuta twierdzi, że trzeba do końca wyjaśnić przeszłe sytuacje żeby iść dalej. Tylko ileż można w kółko wyjaśniać jedno i to samo :(
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: A.zelia »

A nie jest wyjaśnieniem, że tego...nie pamiętasz. Jeżeli było mu przykro to tak już nie zrobisz, KONIEC przeszłości i teraz sprawy bieżące?
Terapeucie chyba zależy tylko na nabijaniu rachunków za wizyty
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Zgadzam się - po długim czasie nie powinno się ciągle wracać do zdarzeń z przeszłości, co kto powiedział, jaką miał minę itp. To tak jak z upominaniem dziecka gdy jest niegrzeczne lub np. gdy pracodawca zwraca uwagę podwładnemu - jest 'negatywne' zdarzenie i od razu zwrócenie uwagi, rozmowa, kara itd., a nie odwlekanie bo wtedy nie przynosi to żadnego skutku. Mój mąż też ciągle zawsze wracał do rzeczy, którymi ja go raniłam, a nigdy jakoś nie pamiętał zdarzeń, słów którymi on mnie ranił. Więc mu mówiłam, że to było kiedyś a teraz jest dzień dzisiejszy i jeśli wtedy mi o tym nie mówił to ja tym bardziej nie będę teraz tego analizować bo nie pamiętam takich sytuacji czy swoich słów, min.

Powinnaś zwrócić terapeucie uwagę, że ważniejsze są w tej chwili wasze bieżące sprawy oraz zachowania czy słowa męża, którymi on Cię rani. A jeżeli mąż dusi w sobie jakieś zaległe zdarzenia, które w nim siedzą to zaproponuj mu indywidualną terapię - aby mógł z kimś przegadać swoje życie i może ktoś by mu pomógł zrozumieć, że to co odbieramy w rozmowie często jest tylko naszym wyobrażeniem a nie faktycznymi zdarzeniami, słowami. Tylko żeby to nie był ten sam terapeuta.

Mój mąż ma do mnie zarzut że nie spełniłam jego oczekiwań co do tego jaką powinnam być żoną. I moja terapeutka uświadomiła mi, że owszem mamy różne oczekiwania względem różnych osób, ale niekoniecznie wszystkie nasze oczekiwania inni mają spełniać
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

A.zelia pisze: 31 sie 2020, 15:01 A nie jest wyjaśnieniem, że tego...nie pamiętasz. Jeżeli było mu przykro to tak już nie zrobisz, KONIEC przeszłości i teraz sprawy bieżące?
Terapeucie chyba zależy tylko na nabijaniu rachunków za wizyty
Mam takie wrażenie że chodzi tylko o kasę. Jeszcze z początku miał jakieś cenne spostrzeżenia co do nas jako małżeństwa, ale teraz wydaje mi się że przepracowujemy jakieś wspomnienia męża, którymi raczej powinien się zająć na swojej indywidualnej terapii. Spotkanie mija, a ja znowu mam poczucie straconych pieniędzy i czasu... Spróbuję następnym razem to wyrazić, choć obawiam sie czy nie będzie to odebrane przez męża jako niechęć do wspólnej terapii :roll: On ma się w tej sytuacji jak ryba w wodzie, uwaga skoncentrowana jest na nim, a poruszane sprawy już omówione tyle razy, że nic już nie zaskoczy.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
ODPOWIEDZ