To mój pierwszy post na forum.
Jesteśmy małżeństwem 2.5 roku. Mamy dzieci - syn 11 miesięcy, córka 2 latka. Mamy dom. Dbałem jak mogłem o żonę i dzieci, ciężko pracowałem żeby utrzymać rodzinę. Niestety mieszkaliśmy za płotem z jej rodzicami i rodzeństwem. To był gwóźdź do trumny dla tego małżeństwa. Wiecznie byli u nas w domu. Zero prywatności. 24 mają zostałem wyrzucony z domu.
Kilka nocy spałem w samochodzie. Kazała mi przyjechać za tydzień po resztę swoich rzeczy. Spakowała wszystko do worków na śmieci - wszystko śmierdziało wilgocią. Najbardziej cennych dokumentów nie oddała czy rzeczy osobistych. Mało tego zgłosiła przez znajomych policjantów rzekome znęcanie psychiczne i fizyczne. Jak przyjechałem po rzeczy, to zadzwoniła po policję - przyjechali jej znajomi. Stałem oparty o własny garaż a oni mnie skuli i zawieźli do aresztu na 48 godzin. Ten pobyt złamał mnie psychicznie. Od tego czasu z drugiej strony same kłody pod nogi, żadnej rozmowy czy czegokolwiek. W zeznaniach żony i jej rodziny same kłamstwa. Ma w zeznaniach, że nie ma obrażeń i nie będzie obdukcji. Za jakiś czas ma zrobioną i też stwierdzony brak obrażeń. Nie miała prawa mieć obrażeń bo nigdy jej nie uderzyłem. A ona zeznała, że uderzałem jej głową o podłogę. To co przeżywam to istny koszmar.
Jak wyszedłem z aresztu znalazłem dobrego prawnika i wykonuje jego plan. Moje żona się coraz bardziej miesza i popełnia coraz większe błędy. Po interwencji prawnika po miesiącu czasu mogłem spotkać się z dziećmi. Żona miała w domu kamerę, żeby szukać na mnie haków. A ja zachowywałem się tak jak zawsze do dzieci. Teraz mam w sprawę karną i rozwodową oraz podział majątku. Próbowała mnie zniszczyć na wszystkie znane sposoby. Ona ma poważne zaburzenia psychiczne. Świadomość mojej wiary w Pana Boga mi nie pomaga. Pan Bóg jest przeciwny rozwodowi. Pan Bóg postawił nas na swojej drodze, obdarzył dziećmi. Pan Bóg pobłogosław to małżeństwo w Sakramencie. Wyżej wymienione fakty znaczą dla mnie bardzo dużo. Podchodzę do tego bardzo poważnie. A ja zostałem potraktowany jak śmieć, jak pluszowy miś bez uczuć. Ja powinienem poświęcać czas i wychowywać moje dzieci. Zamiast tego zastanawiam się jak przeżyć kolejny dzień. Jak się nie zabić. Kłóci się to wszystko z moim sumieniem oraz wiarą.
Przez ostatni okres czasu próbowałem się trzymać, próbowałem sobie różne rzeczy tłumaczyć. Próbowałem się gorliwie modlić i szukać wsparcia w Panu Bogu. Wszystko na nic. Mam myśli samobójcze. Nie mam siły na dalszą walkę i znoszenie tego cierpienia. W piątek zadzwoniła do mnie żona - próbowała się 4 razy połączyć, ja oddzwoniłem. Rozmowa jest nagrana, bo zrobiłem to dla swojego bezpieczeństwa. Najpierw zaczęła od spraw w banku, że mam się dwa razy pojawić i podpisać dokumenty w związku z kredytem. Potem powiedziała, że poszła z córką do psycholog, bo ona się boi taty. Płacze i nie chce się ze mną spotykać. Odwołuje moje spotkania z dziećmi do końca września. To jest taki koszmar, że brak słów na to wszystko. Zadzwoniłem zaraz do prawnika. Nie będę się pojawiał w żadnym banku podpisać dokumentów. Mojej żonie się nie podoba, że mamy taki świetny kontakt z dziećmi i jak nam go ograniczy to dzieci nie będą chciały do mnie przyjść i się przytulić - jakby doszło do spotkania z psychologiem. To jest tak nędzna próba zniszczenia mnie i mojego życia - do samego końca. Będziemy składać wniosek o uregulowanie kontaktów z dziećmi - bo tak się nie da żyć. Nie wiem co ja ze sobą zrobię. Najbliższe dwa weekendy jestem na miejscu. Nie chcę mi się żyć. Mam wszystkiego dosyć. To jest koszmar z którego nie potrafię się wygrzebać.
Dobrze, że ja wszystkie spotkania mam nagrane na dyktafon, mam zdjęcia oraz notatki ze spotkań. Dzieci cały czas chciały być blisko, przytulały się i szukały mojej obecności.
Naprawdę już nie daję rady z tym wszystkim.
Odmawiam Nowennę Pompejańską, dzisiaj byłem na Mszy Świętej, poszedłem do spowiedzi i przyjąłem Komunię Świętą.
Mam też leki przepisane przez psychiatrę i uczęszczam na terapię.
Umieram z cierpienia, czuję się jak bym miał pętle na szyi i ktoś kopnął mi w krzesło


Przepraszam nie dam rady więcej napisać.