Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 23 sie 2020, 22:01
Ruta pisze: 23 sie 2020, 19:09
Myślę, że dorosłam już do tego, by zacząć robić to, o czym parokrotnie pisał nałóg: podnosić mężowi dno. Nie w złości, nie ze złych emocji, nie z zemsty. Z miłości właśnie.
A czy przyszło Ci do głowy, że możesz iść na mszę, oddać, powierzyć z zaufaniem męża Bogu i spokojnie NIC nie robić? Tak po prostu nie przeszkadzać Bogu?
Odpowiem trochę żartobliwie, choć serio. Mojego męża oddałam Bogu już jakiś czas temu, choć wcale łatwo nie było. W sumie po kawałku go oddawałam, będą musieli go na górze pozszywać.
Jednak jak się okazało niestety nie chcą go tak w całości i zaraz w tym niebie, więc wciąż się tu i tam pałęta. A że się pałęta w różnych stanach świadomości i emocji, bywa agresywny, miewa bardzo alternatywne podejście do organizowania czasu dziecku i rodzaju oferowanych synowi atrakcji, w stylu przejażdżka niesprawnym samochodem z niesprawnym tatą, to jednak jakoś reagować muszę. No i tu mam do wyboru kilka sposobów reakcji. Optymalne według specjalistów jest podnoszenie dna, czyli na przykład wezwanie policji, odmowa wydania dziecka mężowi, gdy jego stan może wskazywać na odurzenie, zgłoszenie stosowania agresji na policję. Mam też w swoich zasobach doskonale przećwiczone sposoby reakcji osoby współuzależnionej. Mogę w takich sytuacjach chodzić na palcach, uczyć dziecko jak ma radzić sobie z tatą i pod jakimi pretekstami odmawiać wsiadania z nim do samochodu, gdy dziwnie się zachowuje, a w razie agresji robić wszystko by złagodzić i uspokoić męża.
Podobnie jest z odpowiedzialnością. Na przykład finansową. Mogę podnosić dno, czyli uzyskać orzeczenie o alimentach (co zrobiłam) i zgłosić sprawę do komornika (co zrobię zaraz po otrzymaniu tytułu wykonawczego). Aczkolwiek mam do wyboru pozostanie przy poprzednich sposobach, czyli podejmowanie dodatkowych prac i czekanie, aż uzależniony mąż przypomni sobie, że bycie ojcem niesie ze sobą odpowiedzialność finansową za dziecko.
Podnoszenie dna ma tą zaletę, że znacząco utrudnia uzależnionemu odurzanie się i terroryzowanie otoczenia, by także w tym zakresie współdziałało i zdejmowało tyle odpowiedzialności ile się da. Zderza także osobę uzależnioną z konsekwencjami tego co robi.
Jest jeszcze trzecia opcja, odczepienie się od osoby uzależnionej. O czym osoby uzależnione z jednej strony marzą, bo zapewnia im to spokój i brak konsekwencji, z drugiej strony jednak zwykle w szybszym tempie prowadzi to do ich śmierci, bo m.in. daje jeszcze jeden pretekst do picia czy innych form destrukcji, no bo jak już wszyscy mnie opuścili, to co mam robić. Nałóg to śmiertelna choroba. Ksiądz Dziewiecki, jak również inni specjaliści wskazują, że nawet 90 procent osób uzależnionych umiera. Większość z tych uratowanych to osoby wobec których ktoś jednak zaczął stosować twardą miłość.
Zależy mi na mężu. Co prawda jako wdowa mogłabym poszukać sobie kogoś z mniejszymi problemami, jednak łączy mnie z mężem jakiś sentyment ;)
Jest jeszcze jeden sposób reakcji i mam wrażenie, że to przed nim chcesz mnie przestrzec, czyli nadkontrola. To także już miałam okazję przerobić, nie działa, za to bardzo wyczerpuje. Lub przed nadmiernym gnębieniem męża?

Z tą twardą miłością jest jeden problem, to musi być miłość. Nie zemsta, nie odpłata. Nic co się robi nie powinno wykraczać poza proste konsekwencje, bez dokladania czegoś od siebie.
Klasyczny przykład to reakcja żony na powrót pijanego męża. Współuzależniona umyje, położy do łóżka, skoczy po aspirynkę i zadzwoni do szefa z usprawiedliwieniem. Ta od twardej miłości zamknie drzwi przed nosem, albo i wypuści do domu, jak bedzie grzeczny, a w razie potrzeby zadzwoni do szefa, wyjaśnić, że mąż nie przyjdzie, bo leży pijany. Ta z nadkontrolą zamknie go na tydzień w domu, żeby go źli koledzy nie upijali (znam taki przypadek, koledzy okazali się dobrzy i koledze flaszkę do koszyka włożyli, pan sobie koszyczek wciągnął przez okno). Ta co gnębi zrobi z grubsza to samo co ta żona od twardej miłości, ale doda od siebie kopniaka, polanie zimną wodą i parę innych atrakcji.
Można też wejść w formy mieszane, na przykład nadkontrola - szpiegować męża - i przy każdej okazji mieszać go z błotem - gnębienie.

Aby móc stosować twardą miłość, trzeba wejść w postawę miłości i szacunku do siebie (nie dam się więcej krzywdzić i terroryzować) i do uzależnionego (nie będę cię upokarzać, ale nie będę zwalniać cię i chronić przed konsekwencjami tego, co robisz).
To trudne, bo trzeba wyzbyć się złości, chęci odwetu, zobaczyć w uzależnionym człowieka, nawet gdy swoje człowieczeństwo traci. Wymaga też odwagi, bo osoby uzależnione na twardą miłość oględnie mówiąc nie zawsze reagują pokorą. Trzeba też wzmocnić siebie, bo odbiór społeczny postawy twardej miłości bywa negatywny. Jak mogła wydać go przed szefem, przez nią stracił pracę, biedny (lepiej pracę niż życie), jak mogła wezwać policję na męża, przez nią prawo jazdy stracił, jak może odcinać go od dziecka...blabla bla.

Nadkontrolę, wściekłość i współuzależnienie już przerobiłam. Do wyboru zostały mi odcięcie się i twarda miłość. Przy czym jeśli uzależniony wchodzi w ogromną destrukcję, to całkowita izolacja jest także formą twardej miłości. Będę reagować na to co się będzie działo. Twardą miłością. Modlić się za męża i powierzać go Bogu takoż.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Ruto, czy chodzenie po urzędach przyniosło rezultaty, których oczekiwałaś? Jak bardzo było dla Ciebie kosztowne lub męczące w porównaniu do dorywczych prac?

Przy okazji podzielę się moim doświadczeniem. Mi nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, a angażowało na 3/4 etatu, trochę kosztowało, ale najwięcej czasu i nerwów.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 24 sie 2020, 0:36 Jest jeszcze trzecia opcja, odczepienie się od osoby uzależnionej. O czym osoby uzależnione z jednej strony marzą, bo zapewnia im to spokój i brak konsekwencji, z drugiej strony jednak zwykle w szybszym tempie prowadzi to do ich śmierci, bo m.in. daje jeszcze jeden pretekst do picia czy innych form destrukcji, no bo jak już wszyscy mnie opuścili, to co mam robić. Nałóg to śmiertelna choroba. Ksiądz Dziewiecki, jak również inni specjaliści wskazują, że nawet 90 procent osób uzależnionych umiera. Większość z tych uratowanych to osoby wobec których ktoś jednak zaczął stosować twardą miłość.
Opcja odczepienia się od uzależnionego, jest najsłuszniejsza. Im szybciej będzie spadek na dno, tym lepiej dla chorego. Można, a nawet trzeba ułatwić mu marzenia o samotnym piciu, on nie myśli, że wszyscy go opuścili, on sie cieszy ,że mu nikt nie przeszkadza w jego planie. Piękna twarda miłość Ruto :)
Zabija nie sam alkohol, a choroby wywołane piciem, np. marskość wątroby, cukrzyca, niewydolność nerek, rak trzustki. Zespół Zależności Alkoholowej powoduje też polineuropatię, stany agresji, psychozę, padaczkę alkoholową od uszkodzenia mózgu, a ta jest najczęściej powodem przedwczesnych zgonów. Na takie skutki pracuje się naprawdę wiele lat, mój ojciec miał 62 lata jak zmarł, a pierwszy raz upił się do nieprzytomności w wieku lat 17, od tego się zaczęło, to ponad 40 lat czynnego alkoholizmu. Statystycznie w 4 ostatniej fazie umierają ludzie koło 50-tki.
Zawierzenie uzależnionego Bogu i modlitwa, to jedyna opcja w tej ciężkiej sytuacji.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

tata999 pisze: 24 sie 2020, 9:50 Ruto, czy chodzenie po urzędach przyniosło rezultaty, których oczekiwałaś? Jak bardzo było dla Ciebie kosztowne lub męczące w porównaniu do dorywczych prac?

Przy okazji podzielę się moim doświadczeniem. Mi nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, a angażowało na 3/4 etatu, trochę kosztowało, ale najwięcej czasu i nerwów.
Nie chodzę po urzędach. Stanowisko w sprawie alimentów zajęłam przy okazji odpisywania na pozew. I sąd je zabezpieczył. Nie najęłam adwokata. Nie ma takiej potrzeby, alimenty należą się dzieciom w świetle prawa, nie ma tu żadnych zawiłości prawnych, a wszystkie potrzebne dokumenty otrzymuje się bezpłatnie. Tak więc kosztów nie ma żadnych. Wypełnienie wniosku o klauzulę wykonawczą do zabezpieczenia zajęło mi 5 minut. Dokument otrzymam pocztą. Zostaje jedna wizyta u komornika. Jakieś dwie godziny.

Wybranie numeru policji w razie agresji męża to jakieś dwie sekundy. Rozmowa z dzielnicową, podczas której dostałam bardzo dobre wskazówki to godzina. Szczerze mówiąc nie widzę tu jakiś nadmiernych kosztów i pracy.

Efekty są. Mniej przemocy. Jeśli chodzi o alimenty, także będą. W razie niesciągalnosci, obowiązek alimnetacyjny przechodzi na dziadków. Moja mama już zadeklarowała alimentacje na wnuczka w związku z moją trudną sytuacją. Z taką prośbą zwrócę się również do teściów (jakieś 10 minut rozmowy). W razie odmowy napiszę pozew, co przy mojej obecnej wiedzy zajmie mi jakieś pół godziny.

Nie czuję się jakoś specjalnie zdenerwowana korzystaniem z moich uprawnień. Nie widzę powodu, dla którego mam z nich nie korzystać. Moje dziecko zostało porzucone przez tatę, nie muszę z tego powodu rezygnować z czasu dla dziecka na rzecz podejmowania dodatkowych prac, tak aby syn był pozbawiony także mamy. Prawo jest po mojej stronie, zabezpiecza mnie i synka dostatecznie. Wystarczy, że z tych uprawnień skorzystam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 24 sie 2020, 11:04
Opcja odczepienia się od uzależnionego, jest najsłuszniejsza. Im szybciej będzie spadek na dno, tym lepiej dla chorego. Można, a nawet trzeba ułatwić mu marzenia o samotnym piciu, on nie myśli, że wszyscy go opuścili, on sie cieszy ,że mu nikt nie przeszkadza w jego planie. Piękna twarda miłość Ruto :)
Zabija nie sam alkohol, a choroby wywołane piciem, np. marskość wątroby, cukrzyca, niewydolność nerek, rak trzustki. Zespół Zależności Alkoholowej powoduje też polineuropatię, stany agresji, psychozę, padaczkę alkoholową od uszkodzenia mózgu, a ta jest najczęściej powodem przedwczesnych zgonów. Na takie skutki pracuje się naprawdę wiele lat, mój ojciec miał 62 lata jak zmarł, a pierwszy raz upił się do nieprzytomności w wieku lat 17, od tego się zaczęło, to ponad 40 lat czynnego alkoholizmu. Statystycznie w 4 ostatniej fazie umierają ludzie koło 50-tki.
Zawierzenie uzależnionego Bogu i modlitwa, to jedyna opcja w tej ciężkiej sytuacji.
Mój mąż nie jest w ostatniej fazie nałogu. Z nałogiem jednak zostawiam go samego. Natomiast nie widzę powodu, by wciąż zdolny do pracy mężczyzna nie łożył na swoje dziecko. Nie widzę też powodu by w razie jego agresji nie reagować.

To co zamierzam robić to odcięcie się tam, gdzie tylko to możliwe i twarda miłość, tam gdzie to potrzebne.

Odcięcie się rozumiane np. jako przejęcie odpowiedzialnosci, którą powinien ponosić mój mąż (poprzez rezygnację z alimentów) wcale nie jest dobre. Ani dla mnie, ani dla mojego męża. Ani dla naszego dziecka.

Jest ogromna różnica między współuzależnienionym wczepianiem się w męża, próbami kontroli, naciskami, a tym, czym jest twarda miłość. W mojej poradni mam okazję porozmawiać trochę z drugą stroną układanki, jaką jest nałóg.
Całkowite odrzucenie uzależnionego jest równie destrukcyjne jak współuzależnione czepianie się. Często łączy się z pogardą, poniżeniem człowieka. Mądra twarda miłość nie daje gwarancji nawet rozpoczęcia leczenia, nie mówiąc już o dobrych efektach. Daje jednak szansę na zachowanie po obu stronach małżeństwa godności, człowieczeństwa.
Mialam okazję porozmawiać także z kobietami, które zastosowały całkowite odcięcie się od uzależnionych, nie wsparte twardą miłością. Rozwiodly się, odcięły z dziećmi, nie dochodziły od uzależnionych niczego, alimentów też. Obaj mężowie zmarli jeszcze przed 50, w samotności i poniżeniu. Każda z nich została z wewnętrznym oskarżeniem dla samej siebie. Na przykład, że gdy choroba przeszła w ostatnią fazę nie podjęły prób leczenia przymusowego. Nie znaczy to, że dałoby to efekty. Ale treść ślubowania małżeńskiego obejmuje także chorobę. I pomoc w tej chorobie.

Myślę, że nie za bardzo potrafię jeszcze wytłumaczyć, czym różni się odcięcie od odcięcia się motywowanego twardą miłością. Stąd zapewne wasze ostrzeżenia. Nie zamierzam biegać za mężem, kontrolować czy się odurza, ani namawiać go do leczenia. Zamierzam izolować i siebie i dziecko i bronić nas przed krzywdą ze strony męża wszelkimi dostępnymi metodami. Oraz dopilnować, by mąż ponosił konsekwencje swojego postępowania, co oznacza zgłaszanie na policję wszystkich jego destrukcyjnych zachowań, gdy jestem ich świadkiem (prowadzi odurzony, zgłaszam, jest agresywny, zgłaszam), egzekwowanie alimentów, także od dziadków, gdy będzie taka potrzeba (lepiej by wspierali rozwój wnuka, niż jak obecnie sponsorowali nałogi syna) oraz zaprzestanie ingerowania w relację męża z dzieckiem (jeśli swoim zachowaniem mąż budzi w dziecku niepokój nie będę więcej robić dziecku prania mózgu, że tata go na pewno kocha i następnym razem na pewno zachowa się lepiej, jeśli dziecko powie, że nie chce widzieć się z tatą, bo się boi, nie będę więcej go przymuszać i przekonywać do kontaktu, zgłoszę tą sytuację do sądu z wyjaśnieniem, dlaczego nie jestem w stanie, mimo wysiłków z mojej strony, przygotować dziecka do kontaktu). To proste rozsądne rozwiązania, płynące wprost z miłości, którą wciąż do męża czuję, mimo tylu doznanych krzywd.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: vertigo »

Ruta pisze: 24 sie 2020, 12:18 Nie zamierzam biegać za mężem, kontrolować czy się odurza, ani namawiać go do leczenia. Zamierzam izolować i siebie i dziecko i bronić nas przed krzywdą ze strony męża wszelkimi dostępnymi metodami. Oraz dopilnować, by mąż ponosił konsekwencje swojego postępowania, co oznacza zgłaszanie na policję wszystkich jego destrukcyjnych zachowań, gdy jestem ich świadkiem (prowadzi odurzony, zgłaszam, jest agresywny, zgłaszam), egzekwowanie alimentów, także od dziadków, gdy będzie taka potrzeba (lepiej by wspierali rozwój wnuka, niż jak obecnie sponsorowali nałogi syna) oraz zaprzestanie ingerowania w relację męża z dzieckiem (jeśli swoim zachowaniem mąż budzi w dziecku niepokój nie będę więcej robić dziecku prania mózgu, że tata go na pewno kocha i następnym razem na pewno zachowa się lepiej, jeśli dziecko powie, że nie chce widzieć się z tatą, bo się boi, nie będę więcej go przymuszać i przekonywać do kontaktu, zgłoszę tą sytuację do sądu z wyjaśnieniem, dlaczego nie jestem w stanie, mimo wysiłków z mojej strony, przygotować dziecka do kontaktu). To proste rozsądne rozwiązania, płynące wprost z miłości, którą wciąż do męża czuję, mimo tylu doznanych krzywd.
Dostałaś bonusowy rok od sądu (swoją drogą, gdzie takie są.. :o ), masz czas, więc działaj zgodnie z zamierzeniami. Choć dla mnie wygląda to jak batalia rozciągnięta na wiele frontów, skoro już nawet dziadków chcesz w to zaangażować. Pewnie więc nie raz jeszcze napiszesz o nieoczekiwanych zwrotach sytuacji z Waszego świata.. Mi bliżej do tego, co napisała nieco wyżej Renta. Ty możesz traktować swoją postawę i działania jak "twardą miłość", Twój mąż może je odbierać zupełnie inaczej.. No i może zdarzyć się też taki scenariusz, że mąż "otulony" Twoją twardą miłością zawalczy o siebie, pójdzie na terapię, przepracuje co trzeba, zacznie żyć w pełni, wolny od uzależnień, z innej perspektywy zobaczy Wasze małżeństwo i ... już do Ciebie nie wróci.. Takie przypadki z życia też na pewno znasz. Ale bądźmy dobrej myśli :)
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro »

Ruta pisze: 23 sie 2020, 22:01
Myślę, że dorosłam już do tego, by zacząć robić to, o czym parokrotnie pisał nałóg: podnosić mężowi dno. Nie w złości, nie ze złych emocji, nie z zemsty. Z miłości właśnie.
Własnej?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

vertigo pisze: 24 sie 2020, 16:21
Dostałaś bonusowy rok od sądu (swoją drogą, gdzie takie są.. :o ), masz czas, więc działaj zgodnie z zamierzeniami. Choć dla mnie wygląda to jak batalia rozciągnięta na wiele frontów, skoro już nawet dziadków chcesz w to zaangażować. Pewnie więc nie raz jeszcze napiszesz o nieoczekiwanych zwrotach sytuacji z Waszego świata.. Mi bliżej do tego, co napisała nieco wyżej Renta. Ty możesz traktować swoją postawę i działania jak "twardą miłość", Twój mąż może je odbierać zupełnie inaczej.. No i może zdarzyć się też taki scenariusz, że mąż "otulony" Twoją twardą miłością zawalczy o siebie, pójdzie na terapię, przepracuje co trzeba, zacznie żyć w pełni, wolny od uzależnień, z innej perspektywy zobaczy Wasze małżeństwo i ... już do Ciebie nie wróci.. Takie przypadki z życia też na pewno znasz. Ale bądźmy dobrej myśli :)
Co do wystąpienia o alimenty od dziadków, to porada znajomej pani adwokat. Z jej praktyki wynika, że uzyskanie alimentów od teściów znacząco wpływa na chęć do pracy i płacenia alimentów przez głównego zobowiązanego. Niestety moja sytuacja finansowa nie pozwala na rezygnację z alimentów. Nie mogę na dłuższą metę pracować po kilkanaście godzin dziennie, będąc jedynym rodzicem. Dzieje się to kosztem mojego czasu dla dziecka, jego rehabilitacji, mojego czasu dla siebie.
Niemniej jednak zmniejsza to pulę środków jakie mój mąż będzie mógł przeznaczać na używki. Jest też szansa, że teściowie zaprzestaną zachęcania mojego męża do niepłacenia alimentów, gdy sami zaczną ponosić konsekwencje swojej postawy.

W pozostałych przypadkach także nie mam zbyt wielkiego wyboru. Nie chcę już znosić agresji, wyzwisk, ani patrzeć na to, jak nieodpowiedzialne postępowanie męża wpływa na nasze dziecko.
Więc w zasadzie to co jest określane twardą miłością jest sposobem obrony siebie przed destrukcją uzależnionej osoby.

Co do tego, że osoby uzależnione nie postrzegają twardej miłości jako miłości, nie mam najmniejszych wątpliwości. Gdy łapią mnie skrupuły, oglądam sobie księdza Dziewieckiwgo. Ufam mu. Mówi, że to nie ma znaczenia.

Co do efektów podjęcia przez męża terapii, to gdy po raz drugi mąż terapię podejmował, usłyszałam dokładnie to samo. Że terapia może na tyle przewartościować spojrzenie męża na całe jego życie, że może zdecydować się na odejście. Byłam gotowa zaryzykować wtedy, lepiej żyć w rozłączeniu z trzeźwym mężem, niż z uzależnionym razem. Teraz nie mam nic do stracenia. Życie w rozłączeniu z mężem, który jest uzależniony także do przyjemnych nie należy. Bo wciąż jego uzależnienie wpływa na mnie i na dziecko. To stały emocjonalny rollercoaster.

Szczerze mówiąc, dobrze żyje mi się bez męża. Trudne są te momenty, gdy pojawia się na horyzoncie. Więc zamierzam sporo energii włożyć w to, aby na tym horyzoncie było go jak najmniej i by jego wpływ na moje życie i życie dziecka był jak najmniejszy. Zapewne jak wiele osób w kryzysie, w początkowej fazie, po wyprowadzce męża, bardzo chciałam żeby tylko wrócił. Teraz już nie. Mam w sobie zgodę na to, że może nigdy nie wrócić. Po prostu nie zamykam tej drogi. I nie wycofuję miłości. Ale nasz powrót do siebie nie jest bardzo prawdopodobny, bo dopuszczam go tylko przy bardzo jasno określonych warunkach, trzeźwość, stała praca w terapii i grupie wsparcia, nawrócenie, gotowość do wypełniania przysięgi małżeńskiej w całości i bez wyjątków. I nic mniej.
A co może zdziałać twarda miłość (można nazwać to także zdrowym rozsądkiem, stawianiem granic, podbijaniem dna, szanowaniem własnej przestrzeni i siebie), czas pokaże...
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ruto, zgadzam się z Tobą całkowicie. Do takich samych wniosków doszłam.
A myśl, że mój mąż dzięki twardej miłości się zmieni, co spowoduje, że nie wróci, nie przeraża mnie. Bo w końcu cokolwiek robię mam chronić siebie i odbluszczowić się od męża. O tym ciągle tutaj jest mowa na forum i w Sycharze.
Założenie w głębi ducha, że stosuję twardą miłość, żeby on wrócił jest niewłaściwe.
Dlatego jeżeli tylko mój mąż zawróci z błędnej ścieżki, co przyczyni się do jego zbawienia, to mnie już wystarczy.
O to się modlę - o dobro dla niego, jego duszy. Jeżeli ceną za to jest moja samotność do końca życia, to ja się na to zgadzam.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: acine »

Ruto, rzadko sie udzielam juz na forum niemniej Twoje ostatnie wpisy sklonily mnie do zapoznania sie z Twoim watkiem. Nie wiem skad masz ta wersje "twardej milosci", wspominasz co prawda ze tak mowi ks. Dziewiecki. Ja kiedys sluchalem go i jak on definuje on "twarda milosc" i zauwazylem ze on ma zupelnie inne jej rozumnienie niz Dobson a to od Dobsona zaczelo sie to pojecie w Polsce pojawiac w kregach naprawy relacji malzenskich. Ja zauwazylem ze ks. Dziewiecki ma zupelnie inna definicje i nawet to tutaj na forum kiedys poruszalem. Z tego co piszesz jak postepujesz w stosunku do meza i jak okreslasz te zachowania mianem twardej milosci a jednoczesnie umotywujesz to wspomnianymi kazaniami ks. Dziewieckiego zaczynam sie coraz bardziej zastanawiac czy tak rzeczywiscie ks. Dziewiecki to objasnia czy to przypadkiem nie sa Twoje wlasne odczucia co ma byc ta twarda miloscia. Polecam w kazdym razie ksiazke Twarda Milosc Dobsona bo z tego co wyczytuje w Twoich opisach jak nasylasz policje na meza czy nawet bys w imie twardej milosci zglosila do pracodawcy meza na niego jego przewinienia doprowadzajac do jego zwolnienia a jednoczesnie chcesz wszystko egzekwowac "zgodnie z prawem" wlacznie z ustawowym obowiazkiem alminentacji tesciow w razie nie moznosci splacania alimentow przez meza to ja tego ducha twardej miloci nawet u ks Dziewieckiego nie wychwycilem ale moze faktycznie musze jeszcze raz go sobie posluchac...
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro »

Ruta

Po ludzku bardzo dobrze Cie rozumiem.
Obrona wlasnych praw, w tym bytu materialnego, finansów oraz pociąganie do odpowiedzialności, wydaje się byc w twojej sytuacji jak najbardziej sluszne i uprawnione.

Mam tylko jedno pytanie - jak to się ma do Twoich deklaracji sprzed kilku dni, dotyczacych opieki, pomocy i wsparcia malzonka?

Ruta pisze: 25 sie 2020, 1:03 Nie mogę na dłuższą metę pracować po kilkanaście godzin dziennie, będąc jedynym rodzicem. Dzieje się to kosztem mojego czasu dla dziecka, jego rehabilitacji, mojego czasu dla siebie.


(...)

Szczerze mówiąc, dobrze żyje mi się bez męża. Trudne są te momenty, gdy pojawia się na horyzoncie. Więc zamierzam sporo energii włożyć w to, aby na tym horyzoncie było go jak najmniej i by jego wpływ na moje życie i życie dziecka był jak najmniejszy. Zapewne jak wiele osób w kryzysie, w początkowej fazie, po wyprowadzce męża, bardzo chciałam żeby tylko wrócił. Teraz już nie. Mam w sobie zgodę na to, że może nigdy nie wrócić. Po prostu nie zamykam tej drogi. I nie wycofuję miłości. Ale nasz powrót do siebie nie jest bardzo prawdopodobny, bo dopuszczam go tylko przy bardzo jasno określonych warunkach, trzeźwość, stała praca w terapii i grupie wsparcia, nawrócenie, gotowość do wypełniania przysięgi małżeńskiej w całości i bez wyjątków. I nic mniej.

Mam tylko jedno pytanie - jak to się ma do Twoich deklaracji sprzed kilku dni, dotyczacych opieki, pomocy i wsparcia malzonka?
Ruta pisze: 25 sie 2020, 1:03 Moje stanowisko wobec kwestii zgoda na rozwód, wystąpienie o rozwód, separacja jest obecnie następujące: separacja. Rozważałam także następstwa dotyczące obowiązku opieki i alimentacji na rzecz męża. Sposób w jaki żyje mój mąż czyni prawdopodobnym, że może kiedyś wymagać i jednego i drugiego. Jestem do tego zobowiązana na mocy złożonej przysięgi, nie na mocy kontraktu cywilnego. Szukania rozwiązań, które mnie od tej odpowiedzialności za męża zwolnią choćby w świetle prawa cywilnego, nie postrzegam jako obrony słusznych interesów.
Ruta pisze: 25 sie 2020, 1:03 Niezależnie od orzeczenia sądu nie wyobrażam sobie sytuacji w której w małżeństwie sakramentalnym niezależnie od kryzysu nie udzielam wsparcia mężowi w ciężkim kryzysie życiowym, jeśli o takie wsparcie poprosi, a jeśli nie bedzie w stanie go wyrazić, to po prostu nie udzielenia wsparcia. Nie obawiam się więc tego rodzaju skutków separacji, bo moje zobowiązania wobec męża płyną zupełnie z innego źródła niż umowa cywilna.

Czy jestes gotowa przyjąc pod swój dach, na własne utrzymanie i pomoc nie tylko materialną, swojego męża, który zapadnie na zdrowiu ale nadal niestety nie bedzie spełaniał Twoich warunków?

Bo patrząc na to, co piszesz dziś - nie ma takiej opcji.

Nie możesz zrezygnowac z alimentów ( rozumiem), nie widzisz mozliwości pracy w takiej ilości godzin ( tez rozumiem) będąc jedyną opieką dla swojego synka.
Uważasz, że masz prawo pociągnąć do odpowiedzialności alimentacyjnej dziadków, tym bardziej, że wspierają swojego syna a twojego męża. ( Choc tu nie ma we mnie tak oczywistej zgody i wyglada to bardziej na zemstę, bo mozesz po 3-mc niepłacenia alimentów przez męża zwrócić sie do Funduszu Alimentacyjnego, który przejmuje ten obowiązek i sam juz ściga dłuznika).
Czyli chronisz swoje prawa i bezpieczeństwo - masz do tego pełne prawo.

To jak to bedzie, kiedy twoj mąż za kilka lat stanie pod twoimi drzwiami, ze zrujnowanym zdrowiem przez nałogi i bez srodków do życia i na leczenie...takze przez nałogi?


Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
Patrząc na to, co piszesz, ja mam nieodparte wrażenie, że na moje "sprawdzam" na dziś, nie ma opcji opieki i pomocy z Twojej strony mężowi takiemu jaki jest, tylko dlatego, że to twój sakramentalny mąż.
Ale moze żle Cie rozumiem?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

lustro pisze: 24 sie 2020, 21:54
Ruta pisze: 23 sie 2020, 22:01
Myślę, że dorosłam już do tego, by zacząć robić to, o czym parokrotnie pisał nałóg: podnosić mężowi dno. Nie w złości, nie ze złych emocji, nie z zemsty. Z miłości właśnie.
Własnej?
Tak lustro, własnej przede wszystkim. Aby korzystać z dobrodziejstw twardej miłości trzeba bardzo mocno kochać siebie. Na tyle mocno, by czuć, że zasługuję na to, by siebie chronić przed krzywdą ze strony krzywdziciela, by nie stawiać potrzeb innych osób przed moimi potrzebami oraz by czuć się ze sobą dobrze i pewnie zawsze, gdy działam w swoim słusznym interesie lub w swojej obronie.

Moja droga do pokochania siebie była z początku bardzo kręta. Współuzależnienie przez wielu specjalistów jest nazywane deficytem miłości własnej. Korzenie tego deficytu zwykle odnajdujemy w dzieciństwie, w trudnych doświadczeniach. Specjaliści radzą by wejść w swoją przeszłość, pogrzebać w niej, odszukać te momenty, które ugruntowaly w nas różne przekonania i te przekonania zmienić.
Zawsze uważałam, że to głupota, być dorosłym człowiekiem i uzasadniać swoje problemy tym, co się działo w domu rodzinnym. Jako dorosła kobieta sama odpowiadam za siebie i swoje postawy. Nie moi rodzice, jakkolwiek by mnie nie skrzywdzili, ani żadna z tych osób, które mnie skrzywdziły w czasie, gdy byłam bezbronna. Odpowiedzialność od chwili gdy stałam się dorosła i sama decyduję o sobie, ponoszę ja.
Jest jeszcze jeden powód dla którego uważałam takie podejście za głupie. To fizyczna i metafizyczne koncepcja czasu. Jest ich oczywiście wiele. Jednak kwantowe rozumienie zjawisk prowadzi do wniosku, że stany przeszłe nie istnieją. Istnieje stan obecny, który wciąż się staje z wielu różnych potencjalnych możliwosci, możliwych układów kwantowych. W świecie kwantów wolna wola, którą w naszym fizycznym świecie możemy jedynie podejrzewać, jest widoczna i niezmienna. Może dlatego wsród fizyków teoretycznych jest tyle wierzących osób i mistyków, ile nie znajdziemy wśród innych zawodów i zajęć człowieka. Z tej koncepcji czasu, co do której jestem przekonana, wynika nie tylko, że niemożliwe są podróże w przeszłość, ale także, że grzebanie w przeszłości nie może uzdrowić teraźniejszości. Nie da się grzebać w niczym.
Czas ukazany w Biblii ma nieco inną naturę, przeszłość jako jakiś konkretny byt nie jest w nim obecna, natomiast czas nie biegnie do przodu po linii, jest cykliczny i biegnie do przodu, co wizualnie daje sprężynę lub spiralę. Biorąc pod uwagę różne zjawiska kwantowe w tym cyklicznosć, którą dopiero zaczynamy poznawać, to zapewne gdy bedziemy w stanie obserwować coś więcej niż te kilka kwantów, odkryjemy właśnie cykle w złożonych układach kwantowych. Czas pokaże ;)

Wracając do mojej terapii i drogi do pokochania siebie, mimo swoich przekonań kilkukrotnie zgodziłam się na grzebanie w przeszłości, co kosztowało mnie wiele bardzo trudnych i bolesnych doświadczeń emocjonalnych. I nigdy, mimo kilku prób nie przyniosło spektakularnego efektu. Widać w wielu sprawach się mylę, ale mozliwe, że moje rozumienie czasu jest bliskie prawdzie.

Gdy kryzys w moim małżeństwie dotknął mnie bardzo mocno, to z czym musiałam się zderzyć, to nie przeszłość, ale teraźniejszość. I to kim jestem teraz, niezależnie od przyczyn. Praca nad sobą, nad tym, by być jak najbardziej w porządku tu i teraz, w końcu przyniosła efekt w postaci mocniejszego pokochania siebie. Aby wypełnić przykazanie miłości wobec bliźnich (kochaj bliźniego swego jak siebie samego), musiałam bardzo mocno siebie pokochać, bo swojego męża pokochałam nad życie. To bardzo wysoko ustawiona poprzeczka dla miłości własnej.

Cały ten proces biegł dla mnie niezauważalne, uświadomiłam sobie, co dokładnie się dzieje i czemu tak dobrze zaczynam czuć się ze sobą oglądając księdza Dziewieckiego, który powiedział, że pojednania ze sobą nie można zaczynać od przeszłości. I wtedy miałam przebłysk olśnienia.

Dzieje się też jeszcze jedna wspaniała rzecz, gdy uzdrawiam swoją teraźniejszość i siebie tu i teraz, skutkuje to samo z siebie wzrostem mojej miłości do siebie. Latwiej kochać ludzi dobrych i wartościowych (choć celem i wzorem jest miłość bezwarunkowa na wzór miłości Bożej, no ale najpierw uczymy się pełzać, potem chodzić). Gdy kocham siebie, przeszłość przestaje boleć, i łatwiej mi zaakceptować to, że nie mogę jej zmienić. Wtedy przestaje mnie myśl o niej i emocje z nią związane więzić. Fala czy wibracja powstała w przeszłości zostaje tu i teraz wygaszona. A ja mogę cieszyć się wzrastającą miłością własną.
Wiedźmin

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Wiedźmin »

Ruta pisze: 25 sie 2020, 1:03 Co do wystąpienia o alimenty od dziadków, to porada znajomej pani adwokat. [...]
Może warto jednak zaznaczyć, że "alimenty od dziadków" jeśli uda się je zasądzić, nie będą ogromne, bo tu dziadkowie mają zapewnić podstawowe środki utrzymania...


Alimenty na wnuków od dziadków – kiedy?
Należy zaznaczyć, że nie zawsze jednak wnuk może wystąpić do Sądu z pozwem o zasądzenie alimentów od dziadków. Kodeks rodzinny i opiekuńczy szczegółowo wymienia sytuacje, w których jest to możliwe:

[...]

III. gdy uzyskanie od osoby zobowiązanej na czas potrzebnych uprawnionemu środków utrzymania jest niemożliwe lub połączone z nadmiernymi trudnościami (np. rodzice zwlekają z zapłatą alimentów lub nie płacą ich wcale); na marginesie zaznaczę, że w takiej sytuacji dziadkom przysługuje roszczenie regresowe o zwrot płaconych kwot, czego dziadkowie mogą dochodzić od rodziców w odrębnym postępowaniu.

Ponadto, aby wnuki mogły uzyskać alimenty od swoich dziadków, powinny wykazać, że znajdują się w stanie niedostatku, o którym pisałem kiedyś osobny artykuł. Wynika to z tego, że ogólna zasada jest taka, że alimenty mają zapewnić podstawowe środki utrzymania i wychowania dziecka. Inaczej sytuacja wygląda tylko w przypadku relacji rodzic – dziecko, gdzie stan niedostatku dziecka nie jest wymagany do zasądzenia alimentów.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro »

Ruta pisze: 25 sie 2020, 10:29
A ja mogę cieszyć się wzrastającą miłością własną.
Oby w zdrowych granicach.


Juz to kiedys pisalam w innym watku, ze ilosc twoich postow, a w szczegolnosci ich dlugosc i niejednokrotnie zawiłość w strumieniach myśli i wątków, jest nie lada wyzwaniem dla mnie jako czytelnika.
Wole treściwe i konkretne posty niż elaboraty (bez urazy).

Nachodzi mnie jednak nieodparta myśl, kiedy czytam Twoje posty - ich ilość i dlugosc... Kogo chcesz przekonac i przed kim uzasadnic swoje przekonania i postepowanie?
Mam wrazenie, ze samą siebie i przed samą sobą.
Wiedźmin

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Wiedźmin »

Ruta pisze: 25 sie 2020, 10:29 [...] Z tej koncepcji czasu, co do której jestem przekonana, wynika nie tylko, że niemożliwe są podróże w przeszłość, ale także, że grzebanie w przeszłości nie może uzdrowić teraźniejszości. Nie da się grzebać w niczym. [...]
Rozumiem, że jesteś do tego przekonana.

Moje doświadczenia (i nie tylko moje) wskazują - że jak najbardziej "grzebanie w przeszłości" ma szansę mi pomóc... zresztą jest to też "wałkowane" na 12 krokach... przypominanie sobie wydarzeń z przeszłości i próba przeżycia tych emocji w zdrowy sposób.. rozwojowy sposób - bez uciekania w wypracowane strategie przeżycia.

Dodatkowo, jest również wiele relacji ludzi (w tym katolików), którzy otarli się o śmierć (bądź przeżyli śmierć kliniczną), którzy opowiadali, jak życie (w tym konkretne sceny) przelatywały im przed oczami... były pokazywane. Więc ta "przeszłość" to chyba jednak nie takie znów "nic".

A na koniec, aby było jeszcze bardziej po chrześcijańsku... na czym miałby polegać sąd ostateczny... jeśli nie na "grzebaniu w przeszłości" ... i ocenieniu stosunku dobrych uczynków do złych? ;)
ODPOWIEDZ