Odpowiem trochę żartobliwie, choć serio. Mojego męża oddałam Bogu już jakiś czas temu, choć wcale łatwo nie było. W sumie po kawałku go oddawałam, będą musieli go na górze pozszywać.
Jednak jak się okazało niestety nie chcą go tak w całości i zaraz w tym niebie, więc wciąż się tu i tam pałęta. A że się pałęta w różnych stanach świadomości i emocji, bywa agresywny, miewa bardzo alternatywne podejście do organizowania czasu dziecku i rodzaju oferowanych synowi atrakcji, w stylu przejażdżka niesprawnym samochodem z niesprawnym tatą, to jednak jakoś reagować muszę. No i tu mam do wyboru kilka sposobów reakcji. Optymalne według specjalistów jest podnoszenie dna, czyli na przykład wezwanie policji, odmowa wydania dziecka mężowi, gdy jego stan może wskazywać na odurzenie, zgłoszenie stosowania agresji na policję. Mam też w swoich zasobach doskonale przećwiczone sposoby reakcji osoby współuzależnionej. Mogę w takich sytuacjach chodzić na palcach, uczyć dziecko jak ma radzić sobie z tatą i pod jakimi pretekstami odmawiać wsiadania z nim do samochodu, gdy dziwnie się zachowuje, a w razie agresji robić wszystko by złagodzić i uspokoić męża.
Podobnie jest z odpowiedzialnością. Na przykład finansową. Mogę podnosić dno, czyli uzyskać orzeczenie o alimentach (co zrobiłam) i zgłosić sprawę do komornika (co zrobię zaraz po otrzymaniu tytułu wykonawczego). Aczkolwiek mam do wyboru pozostanie przy poprzednich sposobach, czyli podejmowanie dodatkowych prac i czekanie, aż uzależniony mąż przypomni sobie, że bycie ojcem niesie ze sobą odpowiedzialność finansową za dziecko.
Podnoszenie dna ma tą zaletę, że znacząco utrudnia uzależnionemu odurzanie się i terroryzowanie otoczenia, by także w tym zakresie współdziałało i zdejmowało tyle odpowiedzialności ile się da. Zderza także osobę uzależnioną z konsekwencjami tego co robi.
Jest jeszcze trzecia opcja, odczepienie się od osoby uzależnionej. O czym osoby uzależnione z jednej strony marzą, bo zapewnia im to spokój i brak konsekwencji, z drugiej strony jednak zwykle w szybszym tempie prowadzi to do ich śmierci, bo m.in. daje jeszcze jeden pretekst do picia czy innych form destrukcji, no bo jak już wszyscy mnie opuścili, to co mam robić. Nałóg to śmiertelna choroba. Ksiądz Dziewiecki, jak również inni specjaliści wskazują, że nawet 90 procent osób uzależnionych umiera. Większość z tych uratowanych to osoby wobec których ktoś jednak zaczął stosować twardą miłość.
Zależy mi na mężu. Co prawda jako wdowa mogłabym poszukać sobie kogoś z mniejszymi problemami, jednak łączy mnie z mężem jakiś sentyment
Jest jeszcze jeden sposób reakcji i mam wrażenie, że to przed nim chcesz mnie przestrzec, czyli nadkontrola. To także już miałam okazję przerobić, nie działa, za to bardzo wyczerpuje. Lub przed nadmiernym gnębieniem męża?
Z tą twardą miłością jest jeden problem, to musi być miłość. Nie zemsta, nie odpłata. Nic co się robi nie powinno wykraczać poza proste konsekwencje, bez dokladania czegoś od siebie.
Klasyczny przykład to reakcja żony na powrót pijanego męża. Współuzależniona umyje, położy do łóżka, skoczy po aspirynkę i zadzwoni do szefa z usprawiedliwieniem. Ta od twardej miłości zamknie drzwi przed nosem, albo i wypuści do domu, jak bedzie grzeczny, a w razie potrzeby zadzwoni do szefa, wyjaśnić, że mąż nie przyjdzie, bo leży pijany. Ta z nadkontrolą zamknie go na tydzień w domu, żeby go źli koledzy nie upijali (znam taki przypadek, koledzy okazali się dobrzy i koledze flaszkę do koszyka włożyli, pan sobie koszyczek wciągnął przez okno). Ta co gnębi zrobi z grubsza to samo co ta żona od twardej miłości, ale doda od siebie kopniaka, polanie zimną wodą i parę innych atrakcji.
Można też wejść w formy mieszane, na przykład nadkontrola - szpiegować męża - i przy każdej okazji mieszać go z błotem - gnębienie.
Aby móc stosować twardą miłość, trzeba wejść w postawę miłości i szacunku do siebie (nie dam się więcej krzywdzić i terroryzować) i do uzależnionego (nie będę cię upokarzać, ale nie będę zwalniać cię i chronić przed konsekwencjami tego, co robisz).
To trudne, bo trzeba wyzbyć się złości, chęci odwetu, zobaczyć w uzależnionym człowieka, nawet gdy swoje człowieczeństwo traci. Wymaga też odwagi, bo osoby uzależnione na twardą miłość oględnie mówiąc nie zawsze reagują pokorą. Trzeba też wzmocnić siebie, bo odbiór społeczny postawy twardej miłości bywa negatywny. Jak mogła wydać go przed szefem, przez nią stracił pracę, biedny (lepiej pracę niż życie), jak mogła wezwać policję na męża, przez nią prawo jazdy stracił, jak może odcinać go od dziecka...blabla bla.
Nadkontrolę, wściekłość i współuzależnienie już przerobiłam. Do wyboru zostały mi odcięcie się i twarda miłość. Przy czym jeśli uzależniony wchodzi w ogromną destrukcję, to całkowita izolacja jest także formą twardej miłości. Będę reagować na to co się będzie działo. Twardą miłością. Modlić się za męża i powierzać go Bogu takoż.