Nirwanna pisze: ↑26 sie 2020, 6:50
Dzielenie się tym refleksjami, spostrzeżeniami, wątpliwościami jest dopuszczalne tutaj. Byle forma mieściła się w granicach regulaminowych.
Dokładam ze swojej strony starań, żeby ta forma była zachowana. Przeciez to w moim interesie, żeby posty nie szły do moderatorskiego kosza.
Choć często mam wrażenie, że to kwestia mocno uznanionwa, co sie mieści lub nie i u kogo, w w granicach regulaminowych.
Nirwanna pisze: ↑26 sie 2020, 6:50
Z kolei pamiętam Twoje stanowcze stwierdzenia, jeszcze ze starego forum, gdzie pisałaś, że "twarda miłość" nie wszędzie się sprawdza, ponieważ Twój mąż jej wobec Ciebie nie zastosował, i dlatego wróciłaś. Co się zmieniło?
Nie, nic sie nie zmieniło. Jestesmy razem i to jest min, efekt tego, że nie zastosował tzw. "twardej miłości".
Ale to nie zmienia postaci rzeczy, że staram się zrozumieć, o co chodzi i czemu służy w/w twarda miłośc.
Ja w niej miłości do drugiej osoby nie widzę. Nadal. Niestety.
(Przykro mi - ks. Dziewiecki nie jest dla mnie autorytetem własnie dlatego, że min. uważa, że dzieci z poza małżeństwa mozna oddać do domu dziecka, żeby tylko "uratować" małżeństwo. A takich propozycji z jego strony jest wiecej. Dla mnie to nie jest miłośc, a bezdusznośc. I takie jest moje zdanie.
Dobsonów sobie przy okazji poczytam.)
Wiem też, że b. czesto twarda miłość odbierana jest jako atak (jak ma byc odbierana skoro to zachowania twarde i bezwględne podytkowane miłościa własną?) i niesie za soba spustoszenie, oddalenie, pretensje, żal...i zamyka drogę do pojednania.
A tak swoją drogą, odwracając sytuację, czy odchodzący małzonek mówiący - teraz ja i moje szczeście, ja jestem teraz dla siebie najważniejszy i tym sie kieruję - nie jest przejawem twardej miłości? Przeciez własnie broni swoich granic, swojego interesu i swojej miłości własnej...stawiając to na pierwszym miejscu.
Wiem, bo sama przez taki etap przeszłam, nim zaczęłam znowu myslec o bliskich, jako osobach, które maja
takie samo prawo jak ja do szcześcia.
I czy nie prowadzi to do sposobu myslenia Kalego?
Kali ukraś krowę - dobrze. Kalemu ukraść krowę - niedobrze.
I żeby było jasne - nikogo nie usprawiedliwiam ani nie promuje. Próbuje pokazać tylko pewne "luki" w pojmowaniu, które ja dostrzegam.
I to nie jest kontestacja dla kontestacji Nirwanna.
To są wątpliwości, co do słuszności głoszonych teorii.
Gdzie je mam rozwiać, jak nie tu, gdzie sa głoszone - pytajac i słuchając ?
acine pisze: ↑25 sie 2020, 23:00
Za duzo ostatnio pojawia sie nieprecyzyjnych zwrotow ktore tylko zaciemniaja a istota komunikacji jest chyba rozjasniac. Prosze moze komunikowac jak Jezus - bardziej obrazowo
I o tym własnie też mówię. Tez mam takie odczucia.
Nirwanna pisze: ↑26 sie 2020, 6:50
Na szczęście mogę wprost odwołać się do Mistrza - przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32).
Tak, i to jest bardzo dobry przykład na miłośc do blizniego - tu syna.
Ojciec z miłości do syna pozwolił mu na błedy, wolną wolę, konsekwencje...ale nie podkładał mu nóg, nie podbijał dna, nie zabrał części majątku naleznej synowi, żeby ochronic ten majątek, nie wygnał syna z domu nim ten roztrwonił wszystko, tylko syn sam poszedł w świat...prawda?
A kiedy wrócił i prosił o pomoc, to nie postawił mu masę wyszukanych warunków do spełnienia w ramach zabezpieczenia swoich interesów "na zaś", tylko postawił na stół cielaka i wino i zaprosił gości i zrobił radosną imprezę.
Bo kochał syna, a nie dlatego, że kochał przede wszystkim siebie.
Moją niezgode budzi we mnie postawienie siebie, miłości własnej, własnych intereseów...przed bliznimi.
Zgodnie z przykazaniami, w moim rozumieniu, to ma byc na równi. Nic ponad.