Na rozdrożu
Moderator: Moderatorzy
Re: Na rozdrożu
Witam troche mnie nie bylo dzis prosze wszystkich o modlitwę. Wieczorem mam bardzo trudna rozmowe z moim mężem. Ostatnia jeszcze bede z nim rozmawiac zeby jeszcze sie zastanowil od rana chodzę jak bomba...no coz wszystko w rękach Najwyższego
Re: Na rozdrożu
Nie rozumiem o co chodzi z tym „ze nie żre „ ?Sosna pisze: ↑15 wrz 2020, 11:03 Dziś mój mąż mi napisał, że słabo widzi to nasze bycie razem, bo nie żre...bo widzi te spojrzenia na sobie, to że zdrada będzie się ciągnęła do końca życia, że mi się ciągle coś przypomina...Odpisałam mu, że kiedyś stanie przed Bogiem i powie mu że odpuścił bo nie żarło...
Może waha się czy być z kowalską czy z nami, pierwszy raz zanim się dowiedziałam o zdradzie też mi mówił, że go nie niesie, to było w zeszłym roku.
A za dwa dni nasza 26 rocznica ślubu...
Re: Na rozdrożu
... uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko...
Re: Na rozdrożu
To znaczy, że widzi spojrzenia innych i moje, że to się będzie ciągnęło do końca dni, moje wspomnienia tego co się stało, to że pisałam z kolegą i się mu żaliłam. Zdaję sobie sprawę ze swojej winy...nie potrafiłam tak do końca odpuścić, często mi się kojarzyły różne słowa, wydarzenia z jego zdradą, z tym co pisał do kowalskiej. Jedyne wytłumaczenie mam takie, że gdyby normalnie się zachowywał nie miałabym podejrzeń, a on tak lubi swoje tajemnice, nie cierpi kontroli. Ja dopiero teraz zerwałam z kontrolą, ale ciągle towarzyszy mi lęk, nie wiadomo czego się tak naprawdę boję.Paprotka pisze: ↑15 wrz 2020, 13:00Nie rozumiem o co chodzi z tym „ze nie żre „ ?Sosna pisze: ↑15 wrz 2020, 11:03 Dziś mój mąż mi napisał, że słabo widzi to nasze bycie razem, bo nie żre...bo widzi te spojrzenia na sobie, to że zdrada będzie się ciągnęła do końca życia, że mi się ciągle coś przypomina...Odpisałam mu, że kiedyś stanie przed Bogiem i powie mu że odpuścił bo nie żarło...
Może waha się czy być z kowalską czy z nami, pierwszy raz zanim się dowiedziałam o zdradzie też mi mówił, że go nie niesie, to było w zeszłym roku.
A za dwa dni nasza 26 rocznica ślubu...
Re: Na rozdrożu
Po pierwsze - to co z tego że sie żaliłaś koledze?Sosna pisze: ↑15 wrz 2020, 14:13
To znaczy, że widzi spojrzenia innych i moje, że to się będzie ciągnęło do końca dni, moje wspomnienia tego co się stało, to że pisałam z kolegą i się mu żaliłam. Zdaję sobie sprawę ze swojej winy...nie potrafiłam tak do końca odpuścić, często mi się kojarzyły różne słowa, wydarzenia z jego zdradą, z tym co pisał do kowalskiej. Jedyne wytłumaczenie mam takie, że gdyby normalnie się zachowywał nie miałabym podejrzeń, a on tak lubi swoje tajemnice, nie cierpi kontroli. Ja dopiero teraz zerwałam z kontrolą, ale ciągle towarzyszy mi lęk, nie wiadomo czego się tak naprawdę boję.
Z tego co doczytałam to męża nie zdradziłaś.
Czasem ludzie musza komus sie poźalić, czasem nawet lepiej obcemu
Nie widze w tym nic złego
To, że sie bedzie za nim ciagło pietno zdrady - czy bedzie z toba czy nie - i tak sie bedzie ciągnęło za nim bo to jest konsekwencja jego wyboru.
A czy Ty nie możesz o tym mu mowić?
Od tego chce uciec?
No u mnie tak bylo że wracalam do tego. Nie da sie zamknać rozporek i tym samym całą sprawę
Masz prawo do żalu i rozgoryczenia i jakby to bylo gdybys teraz ćwierkala miło?
Chyba świadczyloby, że jest ci to /było obojetne
To prawda że to cieżki czas.
Ale jak mial odwage zdradzać to i niech teraz ma odwage sluchać ciebie. Bo zamiecione i niewyjaśnione i tak wyjdzie wczesniej czy późneij na wierzch.
Jestes madra i wiesz czym jest gnebienie przeszłością a czym opwiadaniem o ranach.
Ja zachecam żebys słowo "ty" zamienila na "ja" w komunikacji
Np zamiast mowić - zdradziles mnie i rozwaliles wszystko - powiedz - ogromnie mnie boli zdrada, nie potrafie ci zaufac na dzien dzisiejszy
Mow o swoich uczuciach a nie o jego czynach. Tylko co te czyny tobie zrobily
"Czuje żal smutek samotnosć...."itp
To jest szansa żeby on uslyszal jak sie czujesz a jednoczesnie unikniesz wyzwisk i awantur
Czego sie boisz?
Pewnie ponownej zdrady. Czy to uzasadniony lek?
Po zdradzie - jak najbardziej.
Już teraz wiesz że mąż potrafi zdradzić.
I co z tym lękiem zrobisz?
Ja postanowilam życ dniem dzisiejszym. Nie zatapiac sie w przeszłości i nie rozmyslac co bedzie jutro.
Raz sie dowiedziałam? To i nastepnym razem sie dowiem. I wtedy bede sie martwić.
Zamartwianie nic nie da
Tak samo jak ukladanie różnych scenariuszy
Życie i tak napisze swój niepowtarzalny.
Kiedys sie zarzekalam że w życiu nie wybacze zdrady i nie wroce do zdradzajacego
I co?
Wrociłam
Wszystko jest zbyt zagmatwane i poplatane żeby tak zero-jedynkowo działać
Sile daje mi przeświadczenie że już raz sobie poradziłam - wyszłam z tego silniejsza niż kiedykolwiek
Wiec znowu sobie poradze
Przecież Bog mnie kocha i nigdy nie zostawi samej.
Nawet jak maż zostawi - to tymbardziej mna sie Bóg zaopiekuje.
Wierzysz Bogu?
Jeśli tak to leki ci miną. Nawet jak są uzasadnione.
Pozdrawiam
Re: Na rozdrożu
Ja całe nasze małżeńskie życie kontrolowałam męża, który miewał koleżanki. Wg psychologów nie powinno się wypominać zdrady. Coś w tym jest. Mój mąż odchodząc powiedział ,ze nigdy ze mną nie będzie miedzy innymi przez to ,ze nie będzie wiecznym kozłem ofiarnym ,którego będę kontrolować.Sosna pisze: ↑15 wrz 2020, 14:13To znaczy, że widzi spojrzenia innych i moje, że to się będzie ciągnęło do końca dni, moje wspomnienia tego co się stało, to że pisałam z kolegą i się mu żaliłam. Zdaję sobie sprawę ze swojej winy...nie potrafiłam tak do końca odpuścić, często mi się kojarzyły różne słowa, wydarzenia z jego zdradą, z tym co pisał do kowalskiej. Jedyne wytłumaczenie mam takie, że gdyby normalnie się zachowywał nie miałabym podejrzeń, a on tak lubi swoje tajemnice, nie cierpi kontroli. Ja dopiero teraz zerwałam z kontrolą, ale ciągle towarzyszy mi lęk, nie wiadomo czego się tak naprawdę boję.Paprotka pisze: ↑15 wrz 2020, 13:00Nie rozumiem o co chodzi z tym „ze nie żre „ ?Sosna pisze: ↑15 wrz 2020, 11:03 Dziś mój mąż mi napisał, że słabo widzi to nasze bycie razem, bo nie żre...bo widzi te spojrzenia na sobie, to że zdrada będzie się ciągnęła do końca życia, że mi się ciągle coś przypomina...Odpisałam mu, że kiedyś stanie przed Bogiem i powie mu że odpuścił bo nie żarło...
Może waha się czy być z kowalską czy z nami, pierwszy raz zanim się dowiedziałam o zdradzie też mi mówił, że go nie niesie, to było w zeszłym roku.
A za dwa dni nasza 26 rocznica ślubu...
Ale trudno tego nie robić.
Re: Na rozdrożu
Dziękuję Marylko za Twoje słowa. Staram się żyć dniem dzisiejszym i cieszyć z malutkich rzeczy, co ma być będzie, odwieszam się od męża i oddaję wszystko Panu.
Re: Na rozdrożu
Dziś uświadomiłam sobie jak bardzo mojemu mężowi na mnie nie zależy. Znalazł czas by iść z kolegą na piwo... Jakie to przykre, że ta ukochana osoba tak bardzo się zmieniła. To już inny człowiek, ktoś kogo tak naprawdę nie znam.
-
- Posty: 330
- Rejestracja: 06 gru 2017, 22:52
- Jestem: po rozwodzie
- Płeć: Mężczyzna
Re: Na rozdrożu
Sosna,
moja żona często mi pisała/mówiła "Twoje zachowanie mi się nie podoba... jakie to przykre... zmieniłeś się na gorsze. Kiedyś byłeś dobrym człowiekiem". Na początku mnie to raniło, potem irytowało. Teraz widzę, że próbowała wzbudzić we mnie poczucie winy. Robi tak, gdy nie jest po jej myśli. Nie twierdzę, że tak jest u Ciebie, tylko mi się skojarzyło.
Nie napisałaś, dlaczego na to piwo miałby nie iść?
Re: Na rozdrożu
Sosna, mam wrazenie, ze Twoj maz mimo wszystko mocno waha sie...Czy teraz nie jest dobry czas u Ciebie na stosowanie listy Zerty?
Marylka, ja probowalam mezowi komunikowac swoje uczucia w taki sposob, jak doradzasz i generalnie moj maz nie kuma, nie szanuje moich emocji...
Jest znowu bardzo trudno, bo nastapila lekka odwilz i mam wrazenie, jakbym byla o krok od...pojscia w ten okropny tan, w ktorym wczesniej wirowalam....Nie chce.
Marylka, ja probowalam mezowi komunikowac swoje uczucia w taki sposob, jak doradzasz i generalnie moj maz nie kuma, nie szanuje moich emocji...
Jest znowu bardzo trudno, bo nastapila lekka odwilz i mam wrazenie, jakbym byla o krok od...pojscia w ten okropny tan, w ktorym wczesniej wirowalam....Nie chce.
Re: Na rozdrożu
U mnie przełomowym momentem był czas kiedy popatrzyłam w lustro i sie przeraziłam.
Ogromnie szara kobieta smutna z wyplakanymi oczami.
Ten obraz mnie otrzeźwił
Zaczęłam odważnie patrzec na małżeństwo swoje.
Popatrzylam na męża - no mi sie podobał ale nie wiadomo kim to on nie był!
Zwykly facet.
A ja cale życie jemu podporzadkowałam
Myślalam że taka misja żony
Wszystko ustawione pod jego humorki a on...coraz bardziej nieszcześliwy!
A ja?
Co ja wlaściwie mam przy nim?
Ile dni ja placze denerwuje sie i myślę gdzie on i z kim?
I jeszcze - w czym mu znowu przewiniłam?
I.....chwila refleksji - czy ja tak chce żyć?
Dlaczego tak za wszelka cene chce żeby byl ze mna?
Przecież wiekszosc obowiazkow jest po mojej stronie - co? Nie poradzę sobie?
Przy nim tylko nerwicy sie nabawię
I jeszcze.....czy ja siebie szanuję?
Dlaczego pozwalam sie tak traktować?
Dlaczego nie podniosę głowy?
Dlaczego kowalska lub ktokolwiek inny ma byc moim rywalem?
Ja mam swój status - dom prace i dzieci. Nie muszę z nikim stawac w konkury. Mam też meża. Ktory bawi sie ze mna w chowanego. Dlaczego ja sie z nim bawie w chowanego?
I dalej....skoro ja sie nie szanuje .....to dlaczego on mialby mnie szanować?
Bo upodlilam sie zamieniajac sie w jego terapeutke matke i psycholożkę. Tak!
Jestem żona!
Jakim prawem on mi medli o jakies babie?
Dlaczego ja pozwolilam jej mieszkac w naszym domu - wirtualnie????
Dlaczego podsuwam moja piers żeby na niej sie wyplakal jak to on sie zakręcił?
Wtedy zrozumiałam że on mnie nie kocha i nie szanuje
A skoro tak - to czy ja chce byc z nim?
Oszukiwac samą siebie?
I żyć wspomnieniem że przez rok po ślubie byl taki kochany?
Co ja ze soba zrobilam?
Wiecie jakie to bylo bolesne?
I oczyszczajace zarazem?
Przypomnialam sie sobie taka kiedyś - optymistka lubiana z otwartym sercem do ludzi.
Teraz?
Jeden wielki kłębek nerwów.
Nawet do dzieci nie potrafie mowic tylko krzycze i krzycze
A....za co?
Co mu nie pasuje?
Naprawde jestem taka zła?
Nie warta źeby usiadl i ze mna porozmawiał?
Wieczne dasy milczenia?
A....dlaczego to on nadaje ton temu domowi?
Dlaczego mu na to pozwolilam?
To był dzien kiedy dojrzalam żeby mu powiedziec tak z serca - " jestes wolny.
I ja jestem wolna. Nikt z nas za kare nie zsyla nas na bycie razem.
Rob co chcesz."
On zrozumial że tym razem to na serio. Wiele razy grozilam i straszylam rozwodem ale to byl straszak żeby sie opamietał.
Wtedy sie wyprowadziłam. Wolalam być sama. I tak bylam sama w tym małżeństwie. Ale odzyskalam spokój i równowagę. Wyprowadzilam sie ja bo nie chcialam sie potykac o jego zapach w łóżku i w domu.
Zadbalam o siebie. Przede wszystkim fizycznie. Przekierowalam mysli z jego na siebie i dzieci.
Dużo prawdy jest w powiedzeniu - chce odejsć? Niech idzie. Jak kocha to wroci. Jak nie wróci - nigdy nie kochał
Ja nie chcialam byc z człowiekiem ktory mnie nie kochał
Moj mąż wrócił. Ale to nie bylo tak że poinformowal a ja do stóp mu padłam. Wrocil na moich warunkach. Musial wiele pracy włożyć żeby odzyskać zaufanie moje i dzieci. Trwalo to ponad dwa lata. I tak o wiele wiecej lat plakałam przy nim.
Tamten czas uważam za najcennijszy w życiu. Balam sie okropnie. Po ludzku czułam że przegrałam wyprowadzajac się
Bóg nie pozwolil mi dlugo oplakiwac męża. Możecie sie śmiac ale mialam obraz - mega przystojnego Jezusa ktorego tulilam do serca jak szlam spać. On sie stal moim Męźczyzną. On mnie zawsze wysluchal. Ilu ludzi ja wtedy poznałam!!!!
Ile dobroci otrzymałam!!!!
Zaufajcie Chrystusowi!
Czy bedziecie z meżami czy nie - POSTAWCIE CHRYSTUSA NA MEŻCZYZNE NR 1
Mimo że nie zawsze jest rożowo z meżem - ja sie nie boje że odejdzie że zdradzi czy coś. Gdybym wczesniej postawila na Chrystusa...myslalam że to takie dla rozmodlonych i nie wiadomo co konkretnie.
Wielu przykrosci bym unikneła. No ale musialo sie wydarzyć.....takiej sily nigdy żaden facet Wam nie da. Zwlaszcza mąż:)
Pozdrawiam
Ogromnie szara kobieta smutna z wyplakanymi oczami.
Ten obraz mnie otrzeźwił
Zaczęłam odważnie patrzec na małżeństwo swoje.
Popatrzylam na męża - no mi sie podobał ale nie wiadomo kim to on nie był!
Zwykly facet.
A ja cale życie jemu podporzadkowałam
Myślalam że taka misja żony
Wszystko ustawione pod jego humorki a on...coraz bardziej nieszcześliwy!
A ja?
Co ja wlaściwie mam przy nim?
Ile dni ja placze denerwuje sie i myślę gdzie on i z kim?
I jeszcze - w czym mu znowu przewiniłam?
I.....chwila refleksji - czy ja tak chce żyć?
Dlaczego tak za wszelka cene chce żeby byl ze mna?
Przecież wiekszosc obowiazkow jest po mojej stronie - co? Nie poradzę sobie?
Przy nim tylko nerwicy sie nabawię
I jeszcze.....czy ja siebie szanuję?
Dlaczego pozwalam sie tak traktować?
Dlaczego nie podniosę głowy?
Dlaczego kowalska lub ktokolwiek inny ma byc moim rywalem?
Ja mam swój status - dom prace i dzieci. Nie muszę z nikim stawac w konkury. Mam też meża. Ktory bawi sie ze mna w chowanego. Dlaczego ja sie z nim bawie w chowanego?
I dalej....skoro ja sie nie szanuje .....to dlaczego on mialby mnie szanować?
Bo upodlilam sie zamieniajac sie w jego terapeutke matke i psycholożkę. Tak!
Jestem żona!
Jakim prawem on mi medli o jakies babie?
Dlaczego ja pozwolilam jej mieszkac w naszym domu - wirtualnie????
Dlaczego podsuwam moja piers żeby na niej sie wyplakal jak to on sie zakręcił?
Wtedy zrozumiałam że on mnie nie kocha i nie szanuje
A skoro tak - to czy ja chce byc z nim?
Oszukiwac samą siebie?
I żyć wspomnieniem że przez rok po ślubie byl taki kochany?
Co ja ze soba zrobilam?
Wiecie jakie to bylo bolesne?
I oczyszczajace zarazem?
Przypomnialam sie sobie taka kiedyś - optymistka lubiana z otwartym sercem do ludzi.
Teraz?
Jeden wielki kłębek nerwów.
Nawet do dzieci nie potrafie mowic tylko krzycze i krzycze
A....za co?
Co mu nie pasuje?
Naprawde jestem taka zła?
Nie warta źeby usiadl i ze mna porozmawiał?
Wieczne dasy milczenia?
A....dlaczego to on nadaje ton temu domowi?
Dlaczego mu na to pozwolilam?
To był dzien kiedy dojrzalam żeby mu powiedziec tak z serca - " jestes wolny.
I ja jestem wolna. Nikt z nas za kare nie zsyla nas na bycie razem.
Rob co chcesz."
On zrozumial że tym razem to na serio. Wiele razy grozilam i straszylam rozwodem ale to byl straszak żeby sie opamietał.
Wtedy sie wyprowadziłam. Wolalam być sama. I tak bylam sama w tym małżeństwie. Ale odzyskalam spokój i równowagę. Wyprowadzilam sie ja bo nie chcialam sie potykac o jego zapach w łóżku i w domu.
Zadbalam o siebie. Przede wszystkim fizycznie. Przekierowalam mysli z jego na siebie i dzieci.
Dużo prawdy jest w powiedzeniu - chce odejsć? Niech idzie. Jak kocha to wroci. Jak nie wróci - nigdy nie kochał
Ja nie chcialam byc z człowiekiem ktory mnie nie kochał
Moj mąż wrócił. Ale to nie bylo tak że poinformowal a ja do stóp mu padłam. Wrocil na moich warunkach. Musial wiele pracy włożyć żeby odzyskać zaufanie moje i dzieci. Trwalo to ponad dwa lata. I tak o wiele wiecej lat plakałam przy nim.
Tamten czas uważam za najcennijszy w życiu. Balam sie okropnie. Po ludzku czułam że przegrałam wyprowadzajac się
Bóg nie pozwolil mi dlugo oplakiwac męża. Możecie sie śmiac ale mialam obraz - mega przystojnego Jezusa ktorego tulilam do serca jak szlam spać. On sie stal moim Męźczyzną. On mnie zawsze wysluchal. Ilu ludzi ja wtedy poznałam!!!!
Ile dobroci otrzymałam!!!!
Zaufajcie Chrystusowi!
Czy bedziecie z meżami czy nie - POSTAWCIE CHRYSTUSA NA MEŻCZYZNE NR 1
Mimo że nie zawsze jest rożowo z meżem - ja sie nie boje że odejdzie że zdradzi czy coś. Gdybym wczesniej postawila na Chrystusa...myslalam że to takie dla rozmodlonych i nie wiadomo co konkretnie.
Wielu przykrosci bym unikneła. No ale musialo sie wydarzyć.....takiej sily nigdy żaden facet Wam nie da. Zwlaszcza mąż:)
Pozdrawiam
Re: Na rozdrożu
Właśnie po to jest lista Zerty, jak mnie też to bolało, że tu wycieczka co dwa dni, cokolwiek i to beze mnie i syna. Teraz nauczyłam się nawet odmawiać, mam w głowie, że sama sobie pójdę i pojadę gdzie zechcę, bez łaski.
Re: Na rozdrożu
Zgadzam się po części z Caliope.
Twój mąż jest w innym miejscu. Nie wiesz gdzie. Nie wiesz ,czy ma dylemat ,bo jeszcze Cię kocha ,czy niestety ma poczucie winy i obowiązku i z wielka ulga przyjmie Twoja radykalność w tej kwestii. Tkwisz już tak 4 lata. Pytanie ,czy jesteś gotowa na takie kroki jak Caliope. Nawet na własna wyprowadzkę.
Musisz być tez gotowa na to ,ze mąż może nie wróci szczególnie jak są dorosłe dzieci.
Twój mąż jest w innym miejscu. Nie wiesz gdzie. Nie wiesz ,czy ma dylemat ,bo jeszcze Cię kocha ,czy niestety ma poczucie winy i obowiązku i z wielka ulga przyjmie Twoja radykalność w tej kwestii. Tkwisz już tak 4 lata. Pytanie ,czy jesteś gotowa na takie kroki jak Caliope. Nawet na własna wyprowadzkę.
Musisz być tez gotowa na to ,ze mąż może nie wróci szczególnie jak są dorosłe dzieci.
Re: Na rozdrożu
Oczywiście, że może iść na piwo. Tylko dla nas nie ma czasu bo przebywa w pracy do 22, a dla kolegów potrafi wcześniej skończyć...
Tak też tak mam, byłam zawsze pełna optymizmu, radosna, a dziś smutna kobieta, zastanawiam się nad wyprowadzką, ale mam obawy czy nie będzie to przesłanka do ewentualnego rozwodu...Zaczynam ostro stosować listę Zerty. Mam wrażenie, że mój mąż coś kombinuje, na wspólne konto wpłacił drobny ułamek swoich zarobków, a przecież tyle pracuje więc teoretycznie powinien i zarabiać.marylka pisze: ↑16 wrz 2020, 23:16 Wtedy zrozumiałam że on mnie nie kocha i nie szanuje
A skoro tak - to czy ja chce byc z nim?
Oszukiwac samą siebie?
I żyć wspomnieniem że przez rok po ślubie byl taki kochany?
Co ja ze soba zrobilam?
Wiecie jakie to bylo bolesne?
I oczyszczajace zarazem?
Przypomnialam sie sobie taka kiedyś - optymistka lubiana z otwartym sercem do ludzi.
Teraz?
Jeden wielki kłębek nerwów.