Przed rozstaniem żylismy z meżem 14 lat. Przez ten czas mielismy poukładane życie i każdy z nas mial w domu swoje miejsce.
Byly też oprocz lez i dni szcześliwe i spokojne.
Gdybysmy wrocili do siebie tylko z wygody - to wiadomo że to by sie nie udało.
Maż w pierwszej kolejnosci musial odzyskac moje i dzieci zaufanie.
Dopiero jak zobaczylam że czesto sie śmieją, że interesuje sie ich życiem a dzieci coraz czesciej pytaja kiedy znowu przyjedzie - dopiero moglam rozważyć powrot.
I ja taki bilans sobie zrobilam.
Ogromnie ważne byly relacje z dziećmi dla mnie i ich rozwoj.
Obowiazki wynikajace z posiadania rodziny i prowadzenia domu - też byly ważne.
Finanse też.
Więc całościowo to wzielam pod uwagę.
Natomiast gdyby nie bylo tej postawy ze strony meża - cheć scalenia i budowy od nowa - nie byłoby mowy o jakichkolwiek rozważaniach o powrocie
Nigdy o to nie pytalam męża ale myślę że i on nie mial lekko. Ogarnać dom, zadbac o siebie, odwiedzac dzieci, przyjeżdżać żeby je gdzies zawieźć no i dzielic finanse.
Dlatego napisalam że i jemu pewnie bylo lżej z powrotu także ze wzgledow czysto bytowych.
Do tych obowiazkow doszly jeszcze randki
Czasem jeździlismy na rekolekcje
Nauczylismy sie rozmawiac ale i sluchac nawzajem. I to byla podstawa
Zerwanie z dotychczasowymi klamstwami i kretactwem.
A także szanowanie mnie jako kobiety żony i matki.
TE powody byly i sa na pierwszym miejscu.
Reszta to dodatki
Pozdrawiam