Caliope i tak trzymać
Ty masz ten plus, że mąż Twój nie złożył papierów rozwodowych i nie odseparował się od Was. Więc masz szansę prosić go o pomoc. Mój po odejściu najpierw był zainteresowany pomocą nam np. chciał mnie zawieź na zakupy, ale mu dziękowałam bo to była dla mnie odskocznia i wolałam sama ogarnąć nawet kosztem noszenia ciężkich toreb. Aczkolwiek jak potrzebowałam jego pomocy w innych kwestiach to nigdy nie miał możliwości i czasu więc przestałam prosić. Aż w końcu do sądu napisał ile to mi pomaga i ile czasu z dzieckiem spędza a ja tego nie widzę!? Oczywiście wszystko nieprawda, ale to jego świat. Teraz mamy przygotowania do komunii i mąż chcę uczestniczyć w mszach i spotkaniach, po zeszło tygodniowym miałam doła bo myślałam, że może zrezygnuje z rozwodu ale jak go zapytałam po spotkaniu to powiedział, że zdania nie zmienił. Czyli na mszach i spotkaniach będziemy razem jako dobra rodzina a po każde wraca do swojego życia

. Dzis msza i różaniec, na które się mąż też wybiera - dla dobra dziecka jakoś to zniosę (najwyżej przeplacze nockę), ale dla mnie to schizofreniczna sytuacja. A może Bóg przez te spotkania jakoś dotrze do mojego męża...
Mam to szczęście, że mam dobrą infrastrukturę komunikacji miejskiej, a w autobusie zawsze znajdę czas na słuchanie konferencji, różaniec czy koronkę, ale też na krótką drzemkę

, więc trochę to bezpieczniejsze niż auto. Jednakże są miejsca gdzie syn chciałby pojechać, ale na dojazd komunikacją zbiorową stracilibyśmy kilka godzin i w takich momentach auto by się przydało. Są u nas auta na minuty, ale jakoś nie przyciągają mnie. Teraz zrobiłam prezent synowi - gruntowny remont jego pokoju więc przez długi czas z niego nie będzie wychodził

, a ja wydałam wszystko co miałam, ale mam teraz plan odkładac na zakup auta, no chyba, że w sądzie zostanie mi zasądzone któreś z aut męża, bo on nie wpadł na to, że jedno powninien mi zostawić.
Caliope jeszcze na koniec Ci napiszę, że nie rozumiem zachowań i różnych decyzji czy też działań męża i od tego ostatniego mojego doła będę ciągle prosić Boga, żebym tak nie analizowała wszystkiego i nie brała tego do siebie, abym się sama tym nie raniła. On tak teraz ma, może coś lub ktoś na niego wpłynie, ale póki co ja nie chcę niszczyć swojego życia i siebie, bo i tak mam już dużo ran. Mi też brakuje jego obecności, szczególnie jak sobie przypominam wszystkie dobre sytuacje, ale w niedzielę naszła mnie myśl - co musi przeżywać moje dziecko, które widzi, że tata nie ma dla niego czasu a ojcowie kolegów są z nimi na codzien i mają dla nich czas. Ja muszę być silna dla siebie i dziecka, które powinno mieć szczęśliwe dzieciństwo a nie będąc kilkulatkiem stawać się dorosłym.