Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dziękuję Bławatku, jazda autem to dla mnie wielka frajda, lecę jak na skrzydłach na jazdy :). Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie są auta na minuty, fajna alternatywa na swoje własne, a też daje wolność.
Ostatnio naprawdę bardzo staram się nie wracać do starych mechanizmów, że jak czegoś sama nie zrobię to będzie źle. Trudne to jest , ale powoli się da np. nie kupić ciężkiego picia, tylko powiedzieć mężowi żeby kupił.
Zrozumiałam że nie muszę być siłaczką, bo jeśli Bóg jest ze mną, nie muszę używać siły a głowy. Od razu jest po prostu lżej i nie ma tego okropnego napięcia, a całkiem fajny wypracowany spokój.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope i tak trzymać 😀

Ty masz ten plus, że mąż Twój nie złożył papierów rozwodowych i nie odseparował się od Was. Więc masz szansę prosić go o pomoc. Mój po odejściu najpierw był zainteresowany pomocą nam np. chciał mnie zawieź na zakupy, ale mu dziękowałam bo to była dla mnie odskocznia i wolałam sama ogarnąć nawet kosztem noszenia ciężkich toreb. Aczkolwiek jak potrzebowałam jego pomocy w innych kwestiach to nigdy nie miał możliwości i czasu więc przestałam prosić. Aż w końcu do sądu napisał ile to mi pomaga i ile czasu z dzieckiem spędza a ja tego nie widzę!? Oczywiście wszystko nieprawda, ale to jego świat. Teraz mamy przygotowania do komunii i mąż chcę uczestniczyć w mszach i spotkaniach, po zeszło tygodniowym miałam doła bo myślałam, że może zrezygnuje z rozwodu ale jak go zapytałam po spotkaniu to powiedział, że zdania nie zmienił. Czyli na mszach i spotkaniach będziemy razem jako dobra rodzina a po każde wraca do swojego życia 😳. Dzis msza i różaniec, na które się mąż też wybiera - dla dobra dziecka jakoś to zniosę (najwyżej przeplacze nockę), ale dla mnie to schizofreniczna sytuacja. A może Bóg przez te spotkania jakoś dotrze do mojego męża...

Mam to szczęście, że mam dobrą infrastrukturę komunikacji miejskiej, a w autobusie zawsze znajdę czas na słuchanie konferencji, różaniec czy koronkę, ale też na krótką drzemkę 🙂, więc trochę to bezpieczniejsze niż auto. Jednakże są miejsca gdzie syn chciałby pojechać, ale na dojazd komunikacją zbiorową stracilibyśmy kilka godzin i w takich momentach auto by się przydało. Są u nas auta na minuty, ale jakoś nie przyciągają mnie. Teraz zrobiłam prezent synowi - gruntowny remont jego pokoju więc przez długi czas z niego nie będzie wychodził 😉, a ja wydałam wszystko co miałam, ale mam teraz plan odkładac na zakup auta, no chyba, że w sądzie zostanie mi zasądzone któreś z aut męża, bo on nie wpadł na to, że jedno powninien mi zostawić.

Caliope jeszcze na koniec Ci napiszę, że nie rozumiem zachowań i różnych decyzji czy też działań męża i od tego ostatniego mojego doła będę ciągle prosić Boga, żebym tak nie analizowała wszystkiego i nie brała tego do siebie, abym się sama tym nie raniła. On tak teraz ma, może coś lub ktoś na niego wpłynie, ale póki co ja nie chcę niszczyć swojego życia i siebie, bo i tak mam już dużo ran. Mi też brakuje jego obecności, szczególnie jak sobie przypominam wszystkie dobre sytuacje, ale w niedzielę naszła mnie myśl - co musi przeżywać moje dziecko, które widzi, że tata nie ma dla niego czasu a ojcowie kolegów są z nimi na codzien i mają dla nich czas. Ja muszę być silna dla siebie i dziecka, które powinno mieć szczęśliwe dzieciństwo a nie będąc kilkulatkiem stawać się dorosłym.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nie wiem co dziś mi się stało, od wczoraj syn jest u babci, a ja z mężem w domu. Siedzę i czuję się bardzo zlękniona, myślę o kowalskiej, nawet jak jej nie ma. Myślę że dam radę, a potem że jestem i byłam beznadziejna. Znòw cofam się 9 lat i analizuję swoją głupotę, chęć założenia rodziny i życia w miłości.W jakim celu pozwoliłam przekroczyć próg zaufania i dać się oszukać. Popełniłam tyle błędów, że się wstydzę, powinnam być sama i nigdzie się w nic nie pchać. Okropnie jest ponosić konsekwencje swoich wyborów, szczególnie kiedy nie było zdrady, nieuczciwości i nielojalności. Tak jakby sama moja osoba po prostu była źródłem nieszczęscia, nie ma znaczenia czy chora, gruba czy jakakolwiek. Zmiany otworzyły mi oczy, wyszłam z iluzji że nawet nie jestem znajomą, koleżanką. Kim jestem dla człowieka z którym spędziłam 9 lat ?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, takie myśli są okrutnie dołujące... Może je przeformatuj w kierunku "Kim jestem dla Boga? I co w związku z tym, jeśli chodzi o tu i teraz?"
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dla Boga jestem dzieckiem, mam swoją wolę, chcę podejmować decyzje. Mój mąż nie rozmawia ze mną, nie przejawia chęci naprawy, ucieka, nie wiem czy kiedykolwiek coś powie, bo ja inicjatywy nie podejmę. Nie czekam, nie czuję się kobietą, żoną, jest taka pustynia, jestem bardzo nieszczęśliwa. Zawsze dawałam dobro i siebie i to dobro nigdy nie wróciło. Naprawdę muszę się zastanowić, potrafię żyć sama, umiem zamknąć się na podstawowe potrzeby, oczekiwania, pragnienia, to mechanizm obronny. Bardzo skuteczny, bo byłabym w depresji całe życie, byłam brzydka, ludzie śmiali sie z mojego nosa.Operację zrobilam późno, na kredyt, ale nie żaluję, dostałam nowe życie, bez szydzenia .Płakałam ze szczęścia, że nikt nie widzi mnie na ulicy. Zawsze wydawało mi się że kobieta jest mężczyźnie potrzebna do czegokolwiek np. do bliskości, ale tak nie jest. Najgorsza rzecz to wiedzieć dużo, a nie można nic zrobić, cofnąć czasu, ani pójść do przodu, bo nie da się po prostu wziąć swoich rzeczy i sobie pójść. Dla mnie zostanie samej jest lepsze niż zapomnienie że miłość istnieje.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Caliope pisze: 03 paź 2020, 12:30 Nie wiem co dziś mi się stało, od wczoraj syn jest u babci, a ja z mężem w domu. Siedzę i czuję się bardzo zlękniona, myślę o kowalskiej, nawet jak jej nie ma. Myślę że dam radę, a potem że jestem i byłam beznadziejna. Znòw cofam się 9 lat i analizuję swoją głupotę, chęć założenia rodziny i życia w miłości.W jakim celu pozwoliłam przekroczyć próg zaufania i dać się oszukać. Popełniłam tyle błędów, że się wstydzę, powinnam być sama i nigdzie się w nic nie pchać. Okropnie jest ponosić konsekwencje swoich wyborów, szczególnie kiedy nie było zdrady, nieuczciwości i nielojalności. Tak jakby sama moja osoba po prostu była źródłem nieszczęscia, nie ma znaczenia czy chora, gruba czy jakakolwiek. Zmiany otworzyły mi oczy, wyszłam z iluzji że nawet nie jestem znajomą, koleżanką. Kim jestem dla człowieka z którym spędziłam 9 lat ?
Wieesz...mi jak mnie dopadaly takie mysli na nogi postawily słowa - NIE ŻALUJ DOBRA JAKIE DAŁAŚ

Tak też zaczelam zmieniac myslenie o sobie
Ja dochowalam wiernosci przysiegi malżenskiej.
Dbalam o meża/rodzine jak potrafilam najlepiej.
Pewnie nie zawsze robilam to idealnie jednak ja nie wbilam meżowi noża w plecy

To jak on sie zachowal i odpowiedzial na moja miłosc to jest po jego stronie
Ważne że ja moge spojrzeć w lustro i usmiechnać sie do siebie.
Tak samo teraz - stoisz z wyciagnieta reką.
Czy eyciagnie swoja? Czy twoja odtraci?
To jego sprawa.

Wez ksiażke, poczytaj, może gdzies wyjdź?
Chyba że ci dobrze w domu. Najważniejsze żeby ci bylo dobrze ze soba.
Ja kiedys już pisalam - spojrzalam na meża i pomyslałam - a kimże on jest?
No nawet fajny ale żaden z niego pepek świata
Przynajmniej nie dla mnie

Niech sie kreci sam we własnym sosie jak mu tak wygodnie - i tak nie masz na to wplywu
Zmieniaj co możesz.
Ale zrozum - że nie na wszystko masz wpływ.
Kiedy sie z tym pogodzisz bedzie ci lżej

No mi zawsze pomagala dłuuuuuuuga kapiel w wannie przy fajnej muzyce i cieplym świetle/świecach z lampka wina. Masz troche wolnego - wykorzystaj ten czas!
Pozdrawiam
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, gorsze dni się zdarzają. Gdy mojego synka nie było w domu, kryzysy przychodziły od razu. To w sumie naturalne, przy dzieciach staramy się trzymać pion. No i jest więcej zajęć. Kryzys jest twórczy, więc niekoniecznie trzeba od niego uciekać. Ale też warto uważać, by nie wpaść w taki młyn myślowy. Ja trochę zaczęłam sobie z czasem te moje kryzysy planować - tyle i tyle daję sobie na leżenie i rozpaczanie, potem modlitwa, potem zwykle wyczerpana spałam, a potem znów modlitwa. I byłam potem jakaś taka... oczyszczona. Zostawało jeszcze trochę czasu, by przed powrotem synka pójśc na spacer, albo się z kimś spotkać.
I z czasem tych kryzysów jest mniej, a potem to już wcale :)

Z tego co piszesz to twoja przeszłość ci się teraz chyba właśnie tak mieli. Modlitwa może ten młyn zatrzymać. Gdy nie miałam siły się modlić, albo moje myśli mi nie pozwalały się skoncentrować, siadałam w myślach u stóp Maryi, kładłam jej głowę na kolanach i mówiłam, co czuję, co myślę, powierzałam jej to. Czasem płakałam.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Popłakałam długo, bardzo oczyszczający płacz, z lamentowaniem.Naoglądałam się telewizji, ale musiałam iść do sypialni, tam czuję się bezpiecznie i mam swój azyl. Oglądam teraz filmy, może pobiegam, bo lubię.Nie umiem się pogodzić z tym że moje zmiany tylko pchają mnie dalej ,ale bez męża. Po co kiedyś byliśmy sobie potrzebni, a teraz nie jesteśmy, bo on zadecydował, a ja musiałam się poddać. Czytam wątek Paprotki i zastanawiam się czy była miłość z jego strony, bo ja nie mam wzorców, tylko to czego nauczyłam się na terapii i z poradników. Może być ,że po zauroczeniu nie było nic, jeśli były kontrole, wzbudzanie poczucia winy, manipulowanie mną. Może nie ma co ratować, bo nie było po ludzku miłości. Jestem na granicy, zmęczona tym co sobie zafundowałam. Wszystko jedno czy mieszkamy pod jednym dachem czy nie, to nie ma znaczenia. Czas nie leczy ran, a je bardziej zaognia, niedługo minie rok, zaraz święta, a najpierw urodziny mojego syna które nie wiem jak będą wyglądały. Najchętniej bym się ulotniła gdzieś na kilka miesięcy.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

"Nie umiem sie pogodzic z tym" moze byc jednym ze zrodel Twojego cierpienia.
I trzymac Cie w nim, jak w kleszczach.
Gdybysmy umialy sie pogodzic z tym, jak postepuja nasi mezowie, ale bez zgody na to: po prostu robilybysmy dalej swoje bez ogladania sie na nich.
Ty sie ciagle ogladasz na meza. Ja tez :(
I czy to jest dobre? Nie.
To dlaczego uparcie to robimy?
Ja, bo sie boje na przyklad. Wiele z tego wszystkiego u mnie wyrasta na glebie leku.
I z tego, ze nie kocham siebie.


Tu jest orka na ugorze do odrobienia.


Caliope, a moze sprobujesz znalezc mimo wszystko jakis klucz, ktory sprawi, ze zaistnieje miedzy wami komunikacja?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nie mogę się pogodzić z postępem moich zmian, męża w nich nie ma,bo ma go nie być, dlatego tak myślę o odejściu. Naprawdę teraz jestem tylko ja i Bòg.Być może jest klucz, ale za dużo się stało by po prostu przyjść i powiedzieć co chcę i czuję, wolę zniknąć, usuwać się z drogi, czuję się nadal wrogiem. Samej ze sobą mi jest najlepiej, zaczyna mi być szkoda czasu na myślenie że coś sama odbuduję, choć płaczę, bo wszystko mi przypomina sakrament, ostatnio to był ślub kuzynki.
Słowa przysięgi, słowa księdza, cała oprawa tego wspaniałego dnia przypomniała mi na co byłam sama gotowa.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

A ja nie chce ani znikac, ani usuwac sie z drogi. Chce zaistniec. Chce isc dobra droga, nikomu sie nie usuwajac...
Chce poczuc sie dobrze nie tyle w swojej samotni, co we wlasnej skorze.
Moj maz dzis ujawnil motywy swojego pobytu w domu. Zbiera na kaucje i na wynajem nowego lokum. Ponoc mowil mi to przed moim wyjazdem. No, w sytuacji, gdy doszlo tez miedzy nami do bliskosci, widocznie nie wzielam tego na powaznie, a - poraz kolejny - dalam sie zawladnac nadziei....
Tak czy siak: cos nie styka mu w finansach.
Jest tez zaskoczony moim wczesniejszym powrotem z zagranicy. Liczyl, biedak, ze przebukuje pazdziernik beze mnie...
Co do jego decyzji: przypomnial mi, ze podjal ja juz dawno. Nawet mi sie nie chcialo juz tego sluchac.
Tak wiec mam meza w domu zupelnie przypadkiem.
Trzyma mnie lista Zerty.
Od jutra robie sobie bana na sprawdzanie jego aktywnosci na komunikatorze. To jest jasne jak slonce, ze jest goraca linia z jakas juz niewiadomo czy stara czy nowa kowalska.
Bardzo sie denerwuje potem. Trace spokoj i rownowage.
Maz przyjal role uprzejmego kolegi. Plus taki jego pobytu w pazdzierniku, ze wykona kilka niezbednych prac w domku i na dzialce przed zima. Jest mi to na reke. Odwdzieczam sie gotowaniem. I na maksa zajmuje soba. Liste Zerty znam juz na pamiec.
W minionych latach bylaby dla mnie niewykonalna, w obliczu sytuacji, w jakiej jestem: teraz po prostu ratuje mnie.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

Caliope, przepraszam, ze polecialam prywata w Twoim watku.
Zycze Ci dobrego, spokojnego tygodnia!
Z taka konsekwencja mowisz, aby zyc swoim zyciem, pomimo tych wszystkich klod.... Biore to od Ciebie!
Dzis od rana czuje....spokoj. M.in. dlatego, ze odpuscilam sprawdzanie aktywnosci meza na komunikatorze zaraz po wyjsciu z domu.
Jest zaskoczony, ze wczesnie wstaje. Razem z nim.
Pogody Ducha!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
przeczytałam wczoraj jeszcze raz Twój wątek.
Jesteś bardzo dzielna, tak dużo już przeszłaś.

Rozumiem bardzo dobrze twoje marzenie o rodzinie, dobrej rodzinie, zaangażowanym mężu. Sama takie miałam. Dla mnie to miała być nowa droga, recepta na szczęście po wielu trudnych i bolesnych latach. Chociaż zanim poznałam męża stałam już całkiem dobrze na nogach, mialam stabilną sytuację, nawet nie planowałam małżeństwa. Ale gdy go poznałam wszystko się dla mnie zmieniło. Niestety a konto tego mojego marzenia rezygnowałam coraz bardziej z siebie, na coraz więcej rzeczy zamykałam oczy, na coraz więcej zgadzalam się wbrew sobie. Marzenie stało się moim bozkiem.

Jedną z wielu rzeczy, które pozwoliły mi wyjść z najgłębszego kryzysu, było oddanie tego mojego marzenia o szczęśliwej rodzinie Bogu. Męża też oddałam. Dopiero, gdy udało mi się to zrobić, jestem na powrót wolna. Żyję tu i teraz, nie jestem zależna emocjonalnie od męża (kocham go nadal, ale już nie myślę co mam robić, czego nie, czy coś zadziała, nie zadziała - wiem i ufam, że gdy będzie na to czas, zadziała Bóg). Idę swoją drogą, starając się rozpoznawać Wolę Bożą, nawracam się, prostuję swoje ścieżki, siebie. Nie szukam już nagrody w postaci nawrócenia męża, jego powrotu do małżeństwa i wypełniania przysięgi, uwolnienia go z nałogów, podjęcia przez niego terapii. Choć sobie tak po ludzku za tym wszystkim i za moim mężem tęsknię. To też powierzam Bogu.

Odkąd nie ma we mnie wewnętrznej presji, chęci realizowania jakiegoś planu, prób wpłynięcia na mojego męża, choćby poprzez moje zmiany, paradoksalnie jest lepiej. Reaguję w wolności, mogąc przyjąć każde dobro, choćby to był tylko uśmiech lub po prostu miły ton i broniąc się zawsze, gdy jest taka potrzeba. Mogę też bez wstydu lub obawy komunikować mężowi co czuję i czego chcę, bez zastanawiania się, co on zrobi, pomyśli. To już jego sprawa. Natomiast te moje zmiany we mnie wpłynęły na męża, nie ma z jego strony przemocy. To dużo. Choć niewiele.

Nie martw się, że wykonujesz swoją pracę, a mąż nie. Widocznie nie przyszedł jeszcze dla niego czas. Rób swoje i ciesz się życiem, dzieckiem, sobą, swoimi osiągnięciami, relacją z Bogiem, z Maryją.

Chcę ci też napisać, że po latach walki, oddanie siebie i swoich spraw Bogu daje ogromną ulgę. Już nie mówię: Boże wysłuchaj moich próśb (to jest jakąś forma kontroli, posiadania planu, pomysłów na rozwiązania, ileż to pracy i zmagań). Teraz mówię: Boże pomóż mi rozpoznawać Twoją wolę i słuchać twoich próśb. A jeśli coś czuję, jak choćby tęsknotę za mężem, marzenie o odbudowaniu naszej rodziny - od nowa oddaję to Bogu. On wie lepiej ode mnie co z tego będzie dla mnie dobre.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

I tak trzymajcie dziewczyny, jesteśmy silne. Nino nie patrz na komunikator, po co sobie psuć nastrój. Ja przestałam czuć presję, czuć że coś robię źle, że może tamtego nie powinnam. Prawie jestem znów sobą, bo są jednak pewne ograniczenia, ale nie przeszkadzają. Schodzę z drogi,bo to lubię, lubię się chować, marzyć, czytać książki w mojej sypialni. Zawsze tak było, i nikt mi wtedy nie jest potrzebny. Domem zajmuję się wtedy ja sama zdecyduję, opieką nad synem się dzielę. Kobiece potrzeby trzeba było sobie pochować, ale nie jest źle :D
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Napisałam pewien post na fejsie, co bardzo zdenerwowało mojego męża, choć nikt nie wie z kim ja jestem, on nie ma statusu i nawet nie wiem kogo ma tam w znajomych. Prawdę napisałam, obnażyłam to co mnie boli, ale bezosobowo.Znowu zaczął mnie straszyć konsekwencjami, że będą poczynione rzeczy do końca roku,a prawie rok już to się ciągnie.Wyrzucił mi nawet że kanapa w salonie nie jest czysta.Jestem na etapie odejścia więc nie zrobilo to na mnie dużego wrażenia, może odejść, byleby szybko. Powiedziałam że potrzebowałam zawsze tylko pomocy, to on że widocznie nie nadaje się na męża i ojca. Próbował mną manipulować żebym czuła się winna, gadał że teraz ja jego obwiniam. To jest koniec, ja nie wytrzymam dłużej, psycholog mu już nie jest potrzebny.
ODPOWIEDZ