Wyjaśnię jeszcze raz. Mąż Paprotki zrobił źle, że zostawił swoją sakramentalną żonę dla młodej kobiety. To fakt i to bezdyskusyjny.JolantaElżbieta pisze: ↑02 paź 2020, 16:14Jest perfidia - wyczekał do odpowiedniego, jedo zdaniem, momentu i poszedł. To nie jest przyzwoitośc wobec drugiej osoby, to ucieczka i usprawiedliwianie siebie, bez przyjęcia odpowiedzialności. Powiedzienie sobie - teraz jest dobry moment na realizacje swojego szczęścia, dobry moment, zeby odejśc - dla kogo???? A gdzie odpowiedzialność za druga osobę? Niejaki Orłoś, zostawił swoją żonę, gdy była chora - dobry moment, bo nie mogła się ruszać.renta11 pisze: ↑02 paź 2020, 13:10
Nie pochwalam zachowania męża Paprotki. Jednakże z opisów Paprotki wnioskuję, że to była jego świadoma decyzja, po wielu latach kiedy trwał w postawie miłości wobec Paprotki. Nie kombinował, nie oszukiwał, nie manipulował, perfidii w jego działaniu także nie widzę. Podjął decyzję i poszedł. I jak widać niestety była to (dla niego) dobra decyzja, bo jest szczęśliwy (po ludzku szczęśliwy). Bardzo zapadła mi w pamięć opowieść Paprotki, jak zobaczyła go z dziećmi i jego żoną niesakramentalną. Że patrzył tak, jak nigdy nie patrzył na Paprotkę. To bardzo smutne dla Ciebie Paprotko, tym bardziej podziwiam Cię, że znalazłaś odwagę, aby spojrzeć na Wasze wspólne życie w prawdzie. Przyjęcie, że się było dla kogoś nikim ważnym wymaga ogromnej odwagi i dużej dojrzałości. Bo choć to się wielu pewnie nie spodoba, bywają także bardzo niedobrane i nieszczęśliwe małżeństwa sakramentalne. Jego postawa w tym odejściu, mimo że musiało to być bardzo bolesne dla Ciebie Paprotko, była jednak jakaś, choć to dziwnie brzmi, dosyć przyzwoita. Więc można było zachować chociaż szacunek. Trudne bardzo doświadczenie dla Ciebie Paprotko, i brawa za Twoją postawę, pełną Miłosierdzia.
W składanej klauzuli przy ślubie nie ma mowy o wspólnych zainteresowanech, pasjach, spełnianiu siebie - jest za to mowa o zdrowiu, chorobie, dobrej i złej woli. I wytrwaniu.
Ale ważna jest także forma tego. Z tego co pisała Paprotka zostawił jej dom i płaci alimenty, choć pewnie nie musi. Ale dobrze, że to właśnie Ty się odezwałaś Jolu. Bo sytuacja w waszych małżeństwach była podobna.
Twój mąż także Cię nie kochał od wielu już lat, tak jak mąż Paprotki jej nie kochał. Ale
- mąż Paprotki przez wiele lat przyjmował postawę miłości wobec żony, chyba jakieś terapie też tam były, potrafił się poświęcać (zrezygnował ze swojej pasji-taternictwa i chyba żeglarstwa na rzecz wielu wyjazdów nad morze z żoną) czyli ja widzę go jako człowieka starającego się
- Twój mąż Jolu traktował cię wiele lat jak wroga (kilkuletnie milczenie, ignorowanie) totalne odcięcie się wieloletnie, wrogie słowa, a w końcu wyprowadził się i chyba zostawił Ci prawie puste mieszkanie, o alimentach nie wspominając. I nadal traktuje źle.
Widzisz różnicę?
Dajemy sobie prawo na tym forum do dosyć krańcowej (nawet w katolicyzmie) postawy trwania w małżeństwie sakramentalnym mimo faktycznego braku małżonka. Ale nie dajemy wolności małżonkowi do jego postawy - odejścia z tego małżeństwa. A przecież nawet Bóg szanuje wolność człowieka.
POWINIEN zostać i trwać, ale postanowił inaczej. Jego wybór.