Nirwanna, znakomicie wg mnie ujęłaś to w słowa, bardzo się z tym utożsamiam.
Moja żona, gdy wracała, nie powiedziała nawet przepraszam. Wróciła na zasadzie: „spróbujmy”, ale z brakiem (lub niewielką ilością) refleksji własnej.
Nie z tzw. miłości a raczej na zasadzie: moja nowa wizja szczęścia się posypała, a ty od biedy możesz być. Takie...bezpieczne lądowanie.
Oczywiście świadomość tego nie była przyjemna, mocno uwierała moje ego.
Dlaczego mimo to, mimo wątpliwości i nieufności do żony przyjąłem ją?
Byłem to winny sobie, jej, dzieciom.
Mam swój, ogromny, udział w kryzysie.
Poza tym, warto było spróbować budować na innych zasadach niż dotychczas, nawet gdy oznaczało to, że przez dłuższy czas dotyczyło to tylko moich działań.
Pomogła mi również świadomość swojego pogubienia przez lata, własnego (niewłaściwego) pojmowania miłości. Wiedziałem, że żona jest pogubiona przynajmniej tak mocno, jak ja byłem (inaczej byśmy razem na jednym pokładzie Nie wylądowali).
Czyli - nie mogła mi dać czegoś, czego nie miała.
Własnymi zmianami, swoją postawą postanowiłem dać świadectwo, że można i warto inaczej.
Oczywiście to nie jest tak, że od tamtej pory było jak w bajkowym:”i żyli długo i szcześliwie”.
Powrót po takich zranieniach to wielki trud, zapieranie się siebie, poskramianie ego, nauka cierpliwości, akceptacji drugiej osoby i jej słabości (tak jak i swojej) i tak dalej...
To upadki, przeróżne.
To wracanie na poprzednio wyznaczoną drogę.
Porównanie do wyprawy w Himalaje znikąd się nie wzięło.
No i co istotne:
To się może udać, u nas się udaje. Chociaż pracy do wykonania wciąż ogromne pokłady.
P.s. Ja masę razy słyszałem w kryzysie od żony, że mnie nie kocha, tak naprawdę nie kochała, na pewno nie pokocha, na pewno nie wróci, że wolałaby żyć sama niż w związku bez miłości. Tak naprawdę nie wie nawet czy mnie lubi, drażnię ją na poziomie fizycznym nawet (jak chodzę, mówię, tańczę, śpiewam, jem, śpię itd
Uczucia mają to do siebie, że są zmienne. Sprowadzanie miłości do nich daje takie rezultaty, że w ostrym kryzysie i trudnych emocjach takie właśnie ma się wyobrażenie.
Teraz jakoś żona ma inaczej.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk