Wątek Spokojnego

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Spokojny
Posty: 11
Rejestracja: 18 paź 2020, 12:38
Jestem: w związku niesakramentalnym
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Spokojny »

Caliope pisze: 21 paź 2020, 20:20 Kobieta jest emocjonalna, jeśli kocha mężczyznę jest zafiksowana inaczej by nie było nic. Ja czuję pustkę, wielką wyrwę właśnie z postępującej mojej obojętności co będzie.
Syndrom ofiary jest normalny jeśli jest przemoc, trudno z tego wyjść, ale oczywiście jest to możliwe.
Co do tego worka, to tutaj jest większość kobiet, jesteśmy różne, piszesz Was czyli kogo ?
Witaj Calipe,
chodziło mi o zafixowanie na cechach charakteru męża. Na odciąganiu/przekierowywaniu uwagi od swojej sprawczości, od odpowiedzialności za stan związku. Związek małżeński = wspóddział obojga małżonków.

Wracając do tego nieszczęsnego worka :),
Owszem jesteście inne - to jest oczywista oczywistość. Nikt tego nie kwestionuje. To co w/g mnie Was łączy, to jedynie postawa ofiary wobec męża/sytuacji/życia...

Nie chcę powielać już mojej wypowiedzi. Wytłumaczyłem się również z moich rażących przewinień Nirwanie i przeprosiłem :)
Ciebie również przepraszam, jeśli poczułaś się urażona. Nie widzę sensu żeby się dłużej z tego tłumaczyć i w nieskończoność uderzać w pierś.
Wciąż podtrzymuję wersję, że prezentuję tu jakiś 'męski/niemęski (niepotrzebne skreślić) punkt widzenia i możecie zrobić z tego jakiś użytek, lub nie. Prawdopodobna przyczyna Waszego nieporozumienia z mężami, może tkwić również w komunikacji...
Rozumiem, że wiele z Was to osoby wrażliwe, delikatne i bardzo pokrzywdzone, ale to nie zmienia faktu, że będziecie musiały w końcu dopuścić do siebie ewentualność, że to Wy gdzieś popełniłyście błąd...


Pozdrawiam serdecznie :)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Nirwanna »

Spokojny pisze: 22 paź 2020, 13:10 Nie chcę wchodzić też za głęboko w teologiczne rozważania, czym Bóg, jest a czym nie jest… bo jeśli taka wymiana zdań nie służy porozumieniu z drugim człowiekiem, a staje się wręcz pretekstem do wszczęcia sporu, to chyba gubi się gdzieś sens naszych spotkań. Prawda ? ;)
Być może. Z naciskiem, że jesteśmy na forum katolickim, więc wszelkie rozważania staramy się podejmować w duchu - Kim jest Bóg, a Kim nie jest. Bóg jest Osobą. Nie - czymś.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Spokojny pisze:
chodziło mi o zafixowanie na cechach charakteru męża. Na odciąganiu/przekierowywaniu uwagi od swojej sprawczości, od odpowiedzialności za stan związku. Związek małżeński = wspóddział obojga małżonków.
A jak jest u Ciebie?
Żona też uważasz zafiksowana na Twoich cechach charakteru jako źrodło kryzysu?
Uważasz ze za Wasz kryzys po 50% odpowiadacie?
Wracając do tego nieszczęsnego worka :),
Owszem jesteście inne - to jest oczywista oczywistość. Nikt tego nie kwestionuje. To co w/g mnie Was łączy, to jedynie postawa ofiary wobec męża/sytuacji/życia...
Z Twoja żona teź nas to łączy?
Ona też w worku z nami?
Nie widzę sensu żeby się dłużej z tego tłumaczyć i w nieskończoność uderzać w pierś.
Spokojny - spokojnie
To, że ktos odpisuje Tobie to nie znaczy że cos Ci zarzuca!
Tak to odbierasz?
Prawdopodobna przyczyna Waszego nieporozumienia z mężami, może tkwić również w komunikacji...
Też tak uważam że jest u Ciebie w malżenstwie
Jeżeli odpowiedz żony odbierasz jako atak - tak jak tutaj na forum - to cos z komunikacja a i odbiorem szwankuje
Rozumiem, że wiele z Was to osoby wrażliwe, delikatne i bardzo pokrzywdzone, ale to nie zmienia faktu, że będziecie musiały w końcu dopuścić do siebie ewentualność, że to Wy gdzieś popełniłyście błąd...
Dokladnie
Czy Ty też dopuszczasz u siebie taka ewentualnosć?

Pozdrawiam
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Caliope »

No i znów "Wy popełniłyście błąd", a ja na to "Wy też popełniliście błąd", obie strony je popełniają. Myślisz że jaką jest pierwszą myśl jak małżonek chce odejść? Gdzie popełniłam błąd, jak to naprawić, a z reguły to czego niby mąż oczekiwał nie było nigdy tak ważne i on sam nie wie dokładnie co było powodem chęci odejścia.
Uśmiałam się z zafiksowania na cechę charakteru u mnie byłoby to uwielbienie egoizmu męża, bo taki teraz jest, a przeszłość już minęła i dobre cechy się ulotniły.
Spokojny
Posty: 11
Rejestracja: 18 paź 2020, 12:38
Jestem: w związku niesakramentalnym
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Spokojny »

Witajcie dziewczyny,
zacznijmy jeszcze raz od początku, bo wkradło się nam tutaj spore nieporozumienie…
To nie w tym kierunku miało pójść... ale potrzebuję trochę czasu, bo zamierzam zmienić formę wyrażania wypowiedzi, na bardziej 'kobiecą' - co nie jest dla mnie łatwe.
Jednak jest weekend i mam trochę czasu. Spróbuję, postaram się...Proszę o cierpliwość. Wszystko napiszę.

Pozdrawiam :)
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Paprotka »

Spokojny pisze: 24 paź 2020, 15:58 Witajcie dziewczyny,
zacznijmy jeszcze raz od początku, bo wkradło się nam tutaj spore nieporozumienie…
To nie w tym kierunku miało pójść... ale potrzebuję trochę czasu, bo zamierzam zmienić formę wyrażania wypowiedzi, na bardziej 'kobiecą' - co nie jest dla mnie łatwe.
Jednak jest weekend i mam trochę czasu. Spróbuję, postaram się...Proszę o cierpliwość. Wszystko napiszę.

Pozdrawiam :)
Co znaczy bardziej kobiecy ?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Nirwanna »

Spokojny, cierpliwość naszą i czas możemy Ci spokojnie dać.

W ramach "wszystko napiszę" - może przedstawisz się? Przy zachowaniu oczywiście koniecznej w internecie dyskrecji. Tak z reguły wypada się przedstawić, wchodząc do nowej grupy nieznanych sobie osób.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Spokojny
Posty: 11
Rejestracja: 18 paź 2020, 12:38
Jestem: w związku niesakramentalnym
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Spokojny »

Witajcie ponownie,
tak jak obiecałem, tak zrobiłem…
Głównie odniosłem się do pytań postawionych przez marylkę, ale rozszerzyłem myśl, aby zawierała w sobie odpowiedzi na wszystkie pytania.
marylka pisze: A jak jest u Ciebie?
Żona też uważasz zafiksowana na Twoich cechach charakteru jako źrodło kryzysu?
Dokładnie tak… to jest naturalny odruch, że przenosimy winę na druga osobę… ale co się dzieje kiedy druga strona zaczyna wyszukiwać argumentów zaprzeczających jej winie?
W konsekwencji takiego działania, natychmiast pierwsza strona zostaje obarczona winą przez drugą stronę. W tym momencie druga strona wchodzi w tą samą rolę, co pierwsza. I się zaczyna
zabawa w ‚odbijanie piłeczki’. Czym w takim układzie różni się jedna strona od drugiej ?

Wyjść z tego zaklętego koła można tylko w jeden sposób:
przestać licytować się, kto ma rację… uwolnić się od potrzeby posiadania racji :)
marylka pisze: Uważasz ze za Wasz kryzys po 50% odpowiadacie?
Wiesz, ja się przestałem w pewnym momencie licytować. Na początku przyjąłem te 50% odpowiedzialności i zrezygnowałem z obwiniania.
Przestałem skupiać się ‚negatywnych cechach charakteru’ żony - o tym głównie tutaj piszę.
Od tego momentu zacząłem przyglądać się uważnie sobie i bardzo zabolało, jak zrozumiałem, że nie byłem ‚idealny’, . Co więcej odkryłem w sobie bardzo dużo ‚wad’… w tym ‚wad’ wynikających po prostu z różnic w oczekiwaniach. Obiektywnie to wcale nie musi być wada, ale w relacji z partnerem okazuje się wadą, bo stoi w sprzeczności z oczekiwaniami drugiej strony.
marylka pisze: Z Twoja żona teź nas to łączy?
Ona też w worku z nami?
Lepiej nie zajmujmy się moim przypadkiem, bo to znacznie skomplikuje przekaz.
Rolę ofiary może przyjąć każdy - jest to taki odruch w radzeniu sobie z bardzo trudnymi emocjami.
W gruncie rzeczy to nie jest istotne czy moja żona pozostaje, czy też nie w roli ofiary.
Jak się uważnie przyjrzysz, to nie masz wpływu na to, czy Twój życiowy partner zechce się zmienić.
Doświadczenie życiowe pokazuje, że często NIE CHCE. Natomiast MY zawsze możemy się zmienić.
To jest sedno mojej wcześniejszej wypowiedzi.
Oczekiwanie, że partner zaspokoi nasze wszystkie potrzeby i zachcianki, jest naiwne, ale też skazane na porażkę i cierpienie.
marylka pisze: Spokojny - spokojnie
To, że ktos odpisuje Tobie to nie znaczy że coś Ci zarzuca!
Tak to odbierasz?
No co ty…
Ja w ogóle niczego nie odbieram jako zarzut, bo jestem - Spokojny :)
marylka pisze: Też tak uważam że jest u Ciebie w malżenstwie
Jeżeli odpowiedz żony odbierasz jako atak - tak jak tutaj na forum - to cos z komunikacja a i odbiorem szwankuje
‚Rozbierzmy’ na elementy to co tu napisałaś, a zobaczysz jak błędnie można odebrać czyjąś wypowiedź.
W tym zdaniu robisz założenie, że odbieram odpowiedź żony jako atak, i zarazem stawiasz hipotezę, że moja komunikacja z żoną szwankuje.
Ja niczego nie odbieram jako atak na swoją osobę, nie tylko słów żony…Dosłownie niczego…dopóki ten ktoś nie dopuści się aktu przemocy (ataku)
Co do komunikacji z żoną, to owszem bywa, że się nie rozumiemy, ale nie można powiedzieć, że ta komunikacja szwankuje. Inna kwestia jest taka, czy idealne porozumienie kobiety z mężczyzną jest w ogóle możliwe… ? Z jakichś powodów Bóg chciał, żebyśmy się różnili :)
marylka pisze: Dokladnie
Czy Ty też dopuszczasz u siebie taka ewentualnosć?
O tym właściwie pisałem już wcześniej.
Kiedy dopuściłem do siebie myśl, że to ja mogłem popełnić gdzieś błąd, pojawiło się mnóstwo bardzo trudnych emocji… oczywiście towarzyszył temu potworny ból emocjonalny… ale tym razem, nie wybrałem obwiniania kogokolwiek, tylko pokornie w tym bólu, otwierałem się na ‚prawdę’. Wyświetlały mi się ‚slajdy’ mojego życia, w których zwyczajnie zawaliłem…
W ten sposób zaczęły wydobywać się na światło dzienne nieuświadomione dotąd emocje.
Było to doświadczenie bardzo trudne do przeżycia i wręcz niemożliwe do opisania - tego się zwyczajnie nie da opisać - ale za to uwalniające od cierpienia, lęku, iluzji itd.

Rozwiązanie, które Wam wcześniej zaproponowałem, opieram wyłącznie na swoim własnym doświadczeniu. Partner nie ma nic z tym naszym osobistym uwolnieniem wspólnego… To jest nasz proces przemiany. Znacie pewnie ten truizm - kiedy Ty się zmieniasz, zmienia się cały świat”
:)

Caliope,
myślę, że powyższa wypowiedź zawiera już odpowiedzi na Twoje pytania. ;)

Paprotka,
Bardziej kobiecy - wrażliwy, łagodny, empatyczny, uczuciowy… :)

Mam nadzieję, że przynajmniej w jakimś stopniu udało mi się to osiągnąć, no i mój przekaz stanie się dla Was czytelniejszy i łatwiejszy w odbiorze.

;)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Ruta »

Spokojny,
przeczytałam co napisałeś i szczerze mówiąc nadal nie bardzo rozumiem, co dokładnie chciałeś wyrazić i jaki jest twój przekaz. To znaczy ogólny przekaz rozumiem: nie przerzucajmy winy za kryzys, nie odbijajmy piłeczki, przyjrzyjmy się swojemu udziałowi, pracujmy nad zmianą w sobie, bo zmuszanie do tego małżonka nie przyniesie efektu. Tu się z tobą zgadzam - z jedną uwagą, piszesz "życiowy partner". Jesteśmy na forum katolickim, nie mamy życiowych partnerów - mamy mężów i żony.

Natomiast w szczegółach twoich wypowiedzi się gubię. Po pierwsze nie rozumiem, czemu swoje uwagi kierujesz wyłącznie do kobiet i czemu zachęcasz uczestniczki forum do "wychodzenia z roli ofiary"? Przepraszam z góry, za to co napiszę dalej i zapewniam, że nie jest moim zamiarem cię urazić. Być może źle cię rozumiem, źle interpretuję to co napisałeś. Wtedy mnie sprostuj.

Dla mnie brzmisz jak "nauczyciel kobiet" - "łączy was postawa ofiary wobec męża (...)", "to nie zmienia faktu, że będziecie musiały w końcu dopuścić do siebie ewentualność, że to Wy gdzieś popełniłyście błąd...". Skąd w tobie potrzeba pouczania kobiet i przekonanie, że kobiety czy dokładniej - kobiety tu na forum, przyjmują zbiorowo tożsamość ofiary?

Piszesz też, że lepiej nie zajmować się twoim przypadkiem, bo to "skomplikuje przekaz". Tak się składa, że zwykle na forum dzielimy się swoimi osobistymi przeżyciami, doświadczeniami, swoimi błędami i przemyśleniami. Zapewne zdążyłeś to zauważyć. Gdy dzielimy się swoją historią, określamy też w ten sposób swój punkt widzenia i pozwalamy innym zobaczyć w sobie to, co może zakrzywiać nasze spojrzenie lub po prostu ukazać, jaka jest perspektywa z której dokonujemy spostrzeżeń. Każdy z nas jest w innym punkcie - a otwarte podzielenie się tym z jakiego miejsca i punktu mówię, pozwala nam lepiej i łatwiej się komunikować. Pozwala też innym łatwiej wyłapywać te nasze zakrzywienia. To bardzo pomocne w pracy nad sobą - jestem bardzo wdzięczna tym, którzy takie zakrzywienia we mnie dostrzegli i mieli odwagę, by mi o tym szczerze i otwarcie napisać. Czasem dostrzeżenie tego w sobie bywa bardzo trudne.
Myślę, że to ważne i wartościowe, że wypowiadamy się głównie z osobistej perspektywy - i że wcale nie zaciemnia to obrazu.

Ja na przykład jestem opuszczoną żoną, mój mąż od ponad dwóch lat pozostaje w innej relacji i równocześnie nawiązuje także inne przypadkowe relacje, zmaga się z nałogami od wieku nastoletniego, ja zmagam się ze współuzależnieniem. Jestem osobą wierzącą i wiara jest w moim życiu ważna, choć więcej w tym moim życiu duchowym jak na razie błądzenia po manowcach, niż podążania Jego ścieżkami. Pracuję nad moim nawróceniem. Po decyzji męża o porzuceniu mnie i dziecka, ja podjęłam swoją decyzję, by pozostać wierna mężowi i złożonej przysiędze - uczę się jak z tą decyzją żyć. Nie czuję się ofiarą - choć doświadczałam ze strony męża przemocy. Nie czułam się ofiarą - także gdy jej doświadczałam. Uczę się tej przemocy przeciwstawiać, bo czasem nadal jej doświadczam. Uczę się przeciwstawiać tej przemocy na tyle skutecznie, że doświadczam jej coraz mniej, ale nadal jest we mnie dużo strachu. Tego, który kiedyś wypierałam i którego w związku z tym nie czułam. Droga dla kobiet w mojej sytuacji nie wiedzie przez wyjście z roli ofiary - wręcz przeciwnie zaczyna się od tego, by sobie uświadomić, że jest się ofiarą przemocy. Dopiero ta świadomość pozwala coś z tym zrobić.

Tylko dlatego, że odnosiłeś się w swoich wypowiedziach do osobistej sytuacji wielu osób, pozwolę sobie odnieść się do twojej osobistej sytuacji. Niewiele informacji podałeś o sobie - żyjesz w związku niesakramentalnym, przeszedłeś kryzys małżeński, w którym uświadomiłeś sobie, że popełniałeś błędy i był to dla ciebie trudny proces. Tu (z zastrzeżeniem, że ścieżka indukcji logicznej przy tak niewielkiej ilości danych wyjściowych o charakterze szczegółowym może prowadzić do błędnych wniosków ogólnych) możliwości są dwie. Nie jesteś i nie byłeś w związku sakramentalnym, masz zawarte małżeństwo cywilne, w którym przeszliście kryzys i udało sie wam go z żoną nieskaramentalną wspólnie opanować. Lub jesteś w związku sakramentalnym, jednak jest on nadal w głębokim kryzysie, w tym w kryzysie niewierności.

W oparciu o te informacje, moje wnioski oraz twoją postawę wobec kobiet - mam swoje wrażenia. Znów podkreślę: pozwalam sobie opisać swoje wrażenia i zaznaczam, że nie uważam, że są one prawdziwe (choćby dlatego, że opierają się w 1/3 na wnioskowaniu indukcyjnym o niepewnych podstawach), oraz, że nie jest moim celem cię zawstydzić, obwinić, czy sprawić żebyś poczuł się źle. Pozwalam sobie na przedstawienie moich wrażeń, dlatego, że ty również podzieliłeś się z nami swoimi wrażeniami, co do naszych kobiecych postaw.

Moje wrażenie jest takie, że nieświadomie może działać w tobie mechanizm przeniesienia. Uważasz i jasno to wyrażasz, że kobiety łączy postawa ofiary wobec męża, życia sytuacji, brak sprawczości, oraz zafiksowanie na cechach charakteru męża. Być może wewnętrznie myślisz w ten sposób o swojej żonie - ale ponieważ jest to w tobie nie do końca świadome - to przenosisz to jako uogólnienie na "kobiety".

Czy (jeśli twoje małżeństwo sakramentalne jest w kryzysie) myślałeś o tym, by dokończyć swoją pracę nad sobą - rezygnując z oceniania postawy żony (słusznie wskazujesz, że jest to najlepsze rozwiązanie w kryzysie) - i wracając do wierności relacji sakramentalnej, a rezygnując z relacji nieskaramentalnej?

Nie oczekuję odpowiedzi na ostatnie pytanie ani odniesienia się przez ciebie do kwestii osobistych - każdy i każda z nas w wolności decyduje o tym, na ile jest gotowy do podzielenia się swoją osobistą historią. Pokreślam jestem w pełni świadoma, że moje odniesienia są dywagacjami - i tylko dlatego sobie na nie pozwoliłam, że cała rozmowa na razie jest na poziomie dywagacji, załozeń, wnioskowań.

Natomiast będę bardzo zobowiązana za wyjaśnienie z jakiego powodu kierujesz swoje wypowiedzi wyłącznie do kobiet i skąd przekononanie, że kobiety (lub uczestniczki forum) łaczy rola ofiary? Oraz co dokładnie chciałbyś zaoferować, poza namawianiem kobiet do tego, by te hipotetyczne role porzucały. I dlaczego uważasz, że masz coś do zaoferowania kobietom dotkniętym kryzysem w relacjach małżeńskich?

Tu oczywiście wchodzi (w mojej ocenie) problem osobistej perspektywy lub jej braku. Sądzę, że warto byłoby to zaznaczyć, pisząc na przykład:

1. Psycholog XY twierdzi, że kobieta, by naprawić relację powinna wyjść z roli ofiary - jasne wskazanie zewnętrznego źródła daje możliwość sprawdzenia tego źródła, oceny, czy jest ono zgodne ze światopoglądem katolickim, co dla wielu z nas, jeśli nie większości, jest ważne.
2. Ja Spokojny uważam, że kobieta by naprawić relację powinna wyjść z roli ofiary. Nie wiem dlaczego, to moja intuicja, nie mam takich doświadczeń, ale myślę, że mogłoby to być skuteczne - jasne wskazanie, że chodzi o pewne przemyślenia i intuicje pozwala zachować dystans należny intuicjom i przeczuciom, niepopartym doswiadczeniem lub jakąś inną podbudową.
3. Ja Spokojny uważam, że kobieta by naprawić relację powinna wyjść z roli ofiary. Moja żona tak zrobiła i to był przełom w naszej relacji, od tej pory znacznie się nam poprawia - super to zawsze budujące, gdy ktoś dzieli się pozytywnym doswiadczeniem, tym co pomogło w naprawie relacji - na wagę złota, szczególnie, gdy pozwala się podpytać o szczegóły. Na ile się przyglądam - podstawowym świadectwem jest zawsze jedno - nawrócenie i zaufanie Bogu, praca nad sobą. To tam wydarzają się piękna cuda, a relacje małzonków ulegają odnowieniu i dźwigane są z nawet cięzkich kryzysów. Tam, gdzie powrotu i naprawy relacji nie ma, jest za to piękny wzrost, radość, szczęście, oparcie dla dzieci, dla rodziny, przyjaciół - i piekne świadectwo wiary.
4. Ja Spokojny uważam, że kobieta by naprawić relację powinna wyjść z roli ofiary. Moja żona tego nie zrobiła i uważam, że z tego powodu jestesmy w impasie i nie możemy ruszyć ani kroku dalej.

Mam nadzieję, że ta hipotetczna rozpiska pomoże ci dostrzec, czemu wskazanie swojej perspektywy ma znaczenie i czemu nic nie komplikuje, ale pozwala odnieść się do wypowiedzi, ustosunkować do niej znacznie pełniej i na głębszym poziomie.

Pozdrawiam cię serdecznie,
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Spokojny pisze: 24 paź 2020, 21:06 Na początku przyjąłem te 50% odpowiedzialności i zrezygnowałem z obwiniania.
Przestałem skupiać się ‚negatywnych cechach charakteru’ żony - o tym głównie tutaj piszę.
Od tego momentu zacząłem przyglądać się uważnie sobie i bardzo zabolało, jak zrozumiałem, że nie byłem ‚idealny’, . Co więcej odkryłem w sobie bardzo dużo ‚wad’… w tym ‚wad’ wynikających po prostu z różnic w oczekiwaniach. Obiektywnie to wcale nie musi być wada, ale w relacji z partnerem okazuje się wadą, bo stoi w sprzeczności z oczekiwaniami drugiej strony.

Kiedy dopuściłem do siebie myśl, że to ja mogłem popełnić gdzieś błąd, pojawiło się mnóstwo bardzo trudnych emocji… oczywiście towarzyszył temu potworny ból emocjonalny… ale tym razem, nie wybrałem obwiniania kogokolwiek, tylko pokornie w tym bólu, otwierałem się na ‚prawdę’. Wyświetlały mi się ‚slajdy’ mojego życia, w których zwyczajnie zawaliłem…
W ten sposób zaczęły wydobywać się na światło dzienne nieuświadomione dotąd emocje.
Było to doświadczenie bardzo trudne do przeżycia i wręcz niemożliwe do opisania - tego się zwyczajnie nie da opisać - ale za to uwalniające od cierpienia, lęku, iluzji itd.
Ok. To jest jeden z pierwszych etapow i fajnie że to przeszedleś
Z tego co rozumiem - dostrzegles swoje winy, ogladales je i nie bylo fajne to uczucie.
No...bo fajne uczucie to n8e jest

Co dalej?


Pozdrawiam
Spokojny
Posty: 11
Rejestracja: 18 paź 2020, 12:38
Jestem: w związku niesakramentalnym
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Spokojny »

marylka pisze: 25 paź 2020, 9:35
Spokojny pisze: 24 paź 2020, 21:06 Na początku przyjąłem te 50% odpowiedzialności i zrezygnowałem z obwiniania.
Przestałem skupiać się ‚negatywnych cechach charakteru’ żony - o tym głównie tutaj piszę.
Od tego momentu zacząłem przyglądać się uważnie sobie i bardzo zabolało, jak zrozumiałem, że nie byłem ‚idealny’, . Co więcej odkryłem w sobie bardzo dużo ‚wad’… w tym ‚wad’ wynikających po prostu z różnic w oczekiwaniach. Obiektywnie to wcale nie musi być wada, ale w relacji z partnerem okazuje się wadą, bo stoi w sprzeczności z oczekiwaniami drugiej strony.

Kiedy dopuściłem do siebie myśl, że to ja mogłem popełnić gdzieś błąd, pojawiło się mnóstwo bardzo trudnych emocji… oczywiście towarzyszył temu potworny ból emocjonalny… ale tym razem, nie wybrałem obwiniania kogokolwiek, tylko pokornie w tym bólu, otwierałem się na ‚prawdę’. Wyświetlały mi się ‚slajdy’ mojego życia, w których zwyczajnie zawaliłem…
W ten sposób zaczęły wydobywać się na światło dzienne nieuświadomione dotąd emocje.
Było to doświadczenie bardzo trudne do przeżycia i wręcz niemożliwe do opisania - tego się zwyczajnie nie da opisać - ale za to uwalniające od cierpienia, lęku, iluzji itd.
Ok. To jest jeden z pierwszych etapow i fajnie że to przeszedleś
Z tego co rozumiem - dostrzegles swoje winy, ogladales je i nie bylo fajne to uczucie.
No...bo fajne uczucie to n8e jest

Co dalej?


Pozdrawiam
Nic, to wszystko.
Jeśli to w jakiś sposób komuś pomoże to fajnie, a jeśli nie, to możecie przecież pozostać przy swoich racjach i zwyczajnie uznać, że się mylę. Ze swojej strony mogę jedynie Was zapewnić, że nie miałem złych intencji, ani zamiaru urazić niczyich uczuć. Ostatecznie, to przecież Wy podejmujecie decyzję, co do emocji, które chcecie w sobie pielęgnować, a z których ewentualnie zrezygnować.
I tu zbliżamy się do sedna mojej wypowiedzi - nikt tego za Was zrobić nie może.

Przykro mi, że nic więcej nie mogę uczynić. To na prawdę wszystko.

Mimo to, trzymam za Was kciuki i powodzenia na tej trudnej ścieżce…
;)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: Ruta »

Spokojny pisze: 25 paź 2020, 17:05 Nic, to wszystko.
Jeśli to w jakiś sposób komuś pomoże to fajnie, a jeśli nie, to możecie przecież pozostać przy swoich racjach i zwyczajnie uznać, że się mylę. Ze swojej strony mogę jedynie Was zapewnić, że nie miałem złych intencji, ani zamiaru urazić niczyich uczuć. Ostatecznie, to przecież Wy podejmujecie decyzję, co do emocji, które chcecie w sobie pielęgnować, a z których ewentualnie zrezygnować.
I tu zbliżamy się do sedna mojej wypowiedzi - nikt tego za Was zrobić nie może.

Przykro mi, że nic więcej nie mogę uczynić. To na prawdę wszystko.

Mimo to, trzymam za Was kciuki i powodzenia na tej trudnej ścieżce…
;)
Spokojny,

trudno ocenić, czy się mylisz a przede wszystkim w czym miałbyś się mylić lub mieć rację - bo poza paroma truizmami (parafrazując: zrozum, że nie jesteś idealna, że popełniasz błędy), to za wiele nie napisałeś. Trudno więc też stwierdzić, czy może to komuś pomóc - nie widzę przydatności twoich stwierdzeń, może gdybyś je rozwinął, pogłebił. Ale zapytany nabierasz wody w usta.

Czemu uważasz, że możesz lub nie możesz czegoś uczynić dla forumowiczek? Czy propozycje wychodzenia z roli ofiar - składane wobec kobiet - czy właśnie to miałoby być czynienie czegoś? Skąd w tobie potrzeba czynienia? Bo ja na przykład chętnie bym skorzystała z możliwości zobaczenia męskiej perspektywy na kryzys w małżeństwie - byc może jako kobieta uważam, że błędy które popełniłam nie są wcale tymi błędami, które może dostrzegac mój mąż. Jednak - tak jak napisałam - chętnie z tobą o tym porozmawiam, ale chciałabym wiedzieć z jakiej perspektywy piszesz. I skąd twoje zaangażowanie w kobiece problemy i kobiece perspektywy?

Co do wyboru jakie emocje kto chce w sobie pielęgnować, a jakie nie - jest to truizm. Z mojej prespektywy i tego czego się w ostatnich miesiącach o emocjach nauczyłam - nieprawdziwy truizm.

Moja wiedza na dziś o emocjach wygląda następująco: emocje to reakcje - czasem na to co dzieje się w nas, czasem na to co dzieje się w otoczeniu. Takie czujniki. Tak jak powiedzmy czujniki dotyku i temperatury w skórze. Nie da się wybrać emocji. Tak jak nie da się wybrać, że chcę czuć tylko miłe ciepło, ale już palącego gorąca nie. A majstrowanie przy odczuwaniu w skórze może się skończyć poważnymi poparzeniami. Ja z różnych powodów miałam zepsute czujniki emocjonalne - i sobie w jakimś sensie wybierałam czy też wyłączałąm emocje - no i dotkliwie się poparzyłam. Dlatego pozwolę sobie się nie zgodzić z tobą, że warto wybierać sobie emocje i część z nich pielęgnować, a część zagłuszać, czy jak piszesz z nich rezygnować.

Widzę też, że to co pozostaje kwestią, która może podlegać świadomej kontroli - jest to co robimy z emocjami, jak je odczytujemy, w co przekuwamy i co z nimi robimy. To wielostopniowy proces. Niektórzy mają dobry kontakt ze sobą i emocjami - i czytaja je tak samo jak ciepło zimno odczuwane na skórze, ale są bardzo reaktywni i gdy emocje się w nich pojawiają pod ich wpływem traca kontrolę nad zachowaniem. Inni kompletnie nie wiedzą jakie emocje odczuwają. Mnóstwo wariantów.

Dla mnie jako kobiety rezygnacja z negatywnych uczuć wobec męża poskutkowała tym, że wspierałam go w jego nałogach, znosiłam przemoc w róznych formach i pozwalałam się ekspolatować w wielu różnych obszarach życia. Potem wyłączyłam tez swoje emocje związane z moim stanem - więc nie czułam nawet, że jest ze mną coraz gorzej, a potem już wogóle nie czułam siebie, bo byłam jednym wielkim bólem - więc niemal zniknęłam.

Możliwe, że masz na myśli coś innego i odczytuję twoją propozycję w inny sposób, niż ty chciałeś ją przekazać. Jeśli tak - chętnie dowiem się więcej, co sądzisz o emocjach i błedach jakie robią kobiety w ich pielęgnacji. Naprawdę jestem otwarta i chętna do wysłuchania ciebie i poznania twojej perspektywy.

Widzę, że trochę się wobec ciebie najeżyłam i gdzieś to moje najeżenie jest widoczne między wierszami. NIe chcę cię tym odstraszyć lub zniechęcić do dyskusji. Wolę napisać otwarcie, że aktualnie twoje wypowiedzi wzbudzają we mnie takie właśnie najeżenie - to dlatego, że mam wrażenie, że masz jakąs z góry przyjętą tezę o kobietach (jak choćby o tym trzymaniu się roli ofiar, czy podrzymywaniu złych emocji, czy że kobiety uparcie widzą winę w męzach, a nie widzą jej w sobie). I że z jakiś powodów chciałbyś te hipotetyczne kobiety z takim nastawianiem przekonać do zmiany postawy. Z mojej perspektywy wygląda to trochę przemocowo - ja jestem przewrażliwiona w tym obszarze - i jakiekolwiek sygnały że coś może mieć znamiona przemocy (nawet w formie lekkiej klasyfikowania kogoś, i autorytarnego proponowania rozwiązań) powodują, że się jeżę. Przy czym nie pielęgnuję swojego najeżenia - po prostu je odnotowuję i piszę o nim wprost - gdy jest jawne i jest jasne, że wynika ze mnie - może być dla ciebie łatwiejsze do przyjęcia i nie wzbudzić wrogości, czy innych niemiłych uczuć.

Mogę się bardzo mylić - ja wiem, że jestem przewrażliwiona i mogę mieć skłonność do nadinterpretacji - stąd moja prośba do Ciebie o dodatkowe wyjaśnienia. Bo mam wrażenie, że jest za wszystkim co piszesz jakaś głębsza i wartościowa myśl - tylko gdzieś na łączach coś zawodzi. Może zamiast próbować pisać "po kobiecemu" spróbuj napisać po swojemu - tak jak czujesz i uważasz?
twardy
Posty: 1889
Rejestracja: 11 gru 2016, 17:36
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Spokojnego

Post autor: twardy »

Spokojny pisze: 25 paź 2020, 17:05 nikt tego za Was zrobić nie może.
Spokojny, marylka zadała Ci pytanie "Co dalej?", a Ty odpisujesz "Nic, to wszystko" tyle, że marylka pytała o to, co dalej z Tobą?
Napisałeś "nikt za Was zrobić tego nie może". Dokładnie dotyczy to również Ciebie. Nikt dalszych kroków za Ciebie nie zrobi.
Poznałeś swoje wady i winy. Powtórzę więc pytanie za marylką: Co dalej?
ODPOWIEDZ