Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

sajmon123
Posty: 880
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery. Mi to nie robi różnicy, bo dalej mamy wspólnotę majątkową, płaciliśmy opłaty i kredyt z mojego konta itp więc w razie rozwodu mógłbym się bronić, ale i tak bym się nie bronił gdyż nawet jeśli niestety do tego dojdzie, to ja i tak nie chce żadnego podziału majątku, spłacania siebie itp. Zabrałem swoje rzeczy osobiste, mi to wystarczy. Nie rozumiem tylko jednego. Jeszcze w sierpniu mieliśmy tyle planów, tyle marzeń, kupę fajnych rozmów i spędzania czasu razem. To nie jest tak, że piłem i wszystko było złe. Pracuje na zmiany, więc piłem zazwyczaj jak już wszyscy spali. Czasem się zdarzało, że wypiłem np 3, 4 piwa jak już dzieci poszły spać, a my przed tv. Oczywiście były wpadki dosyć nawet częste, że piłem z sąsiadami na podwórku po pracy i później w domu. Gdy nie było alkoholu, żona była szczesliwa, gdy było go nie dużo też było ok. Tylko cały czas ją meczyly moje takie drastyczne upijanie się, że np poszedłem na działkę i usnalem na podłodze czy coś w tym stylu. Naprawdę nie wiem skąd nagle taka nienawiść. Nagle traktuje mnie jak nie powiem kogo, że zabiorę jej wszystko, co powiem to jest złość. Stąd właśnie wnioskuję, że ktoś ją podburza. Będę się modlił również za nią, za odzyskanie zmysłów i zdrowego rozsądku. Nie wiem jak można przekreślić małżeństwo w dwa miesiące, bez takiej prawdziwej walki, widząc, że teraz zachowuję się inaczej, widać że chcę i że mi zależy. Widać też było moje zaangażowanie w terapię, w próby rozmów No i oczywiście moją abstynencję. Rozumiem trzymać na dystans i obserwować, ale nie zacząć nienawidzieć i przestać myśleć. Moja żona jest silna i niezależna kobieta na kierowniczym stanowisku. Zawsze myślała zdroworozsądkowo. Każdy dzień, każdy wydatek, każdy przychód - wszystko miała zaplanowane co do minuty czy grosika. Nagle zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Wybaczcie za wywód, ale strasznie się zdenerwowałem gdy sobie to wszystko przypomniałem.
somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: somnium »

Maly1612
Odniosę się do kwestii darowizny.
Darowizna wchodzi wyłącznie do majątku osobistego i jest wyłączona ze wspólności majątkowej. Także jeżeli darujesz jej całe mieszkanie to będzie ono tylko jej. I będzie mogła skutecznie Ciebie z jego eksmitowac w ostateczności.

Czym innym jest uczciwe rozliczenie się z majątku a czym innym wykorzystanie czyjejś nieznajomości przepisów.

Jaką cześć mieszkania masz przekazać w darowiźnie Żonie ? Całe czy połowę ?

Niezależnie od Twojego picia i chęci naprawy siebie i pokazania Żonie swojej "wartosci" bądź w temacie mieszkania ostrożny. Pytaj, ewentualnie idź po poradę notarialną zanim coś podpiszesz.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Monti »

Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 22:25 Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery.
Obawiam się, że Twoja żona myśli bardzo trzeźwo i niestety w tych myślach nie ma już Ciebie. Zastanów się dobrze zanim cokolwiek podpiszesz, bo za chwilę możesz zostać bez żony i bez mieszkania.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Nirwanna »

Maly, ogromna droga do zdrowia i do trzeźwości przed Wami obojgiem, niestety, ech.
U Ciebie jest w tej chwili potężne poczucie winy (oddam wszystko, nie chcę majątku, spłacania, itp.). Bardzo bym się zastanowiła nad roztropnością takiej postawy, bo fundamenty, czyli to poczucie winy, to ona ma marne.
Zwłaszcza, że za chwilę wchodzisz w usprawiedliwianie siebie, że przecież nie było tak źle, i szukasz logiki w reakcji żony, czyli niby ile ty naszkodziłeś, tyle ona na logikę powinna się wycofać. Tymczasem to tak nie działa, m.in. z powodu wycofania emocjonalnego kobiet i zafiksowania funkcjonalnego mężczyzn. Pisał o tym swego czasu "jacek sychar" tu: viewtopic.php?t=2769#p200343 czy tu: viewtopic.php?t=898&start=30#p38313

Twoja żona prawdopodobnie przez dłuższy czas była w postawie współuzależnienia, paradoksalnie gdy zaczynasz trzeźwieć - ona się w tym nie odnajduje. Wychodzenie z nałogów to trudna droga i trudne zadanie dla obojga małżonków, choć każde z Was ma inną robotę do zrobienia.

Miałam to napisać wcześniej już, odnośnie tego:
Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 13:39 Jakby spojrzeć z boku to aż dziwi mnie to, że w sumie wyrosłem na dobrego człowieka. Dobrego choć zagubionego ostatnimi czasy i już wiem jak bardzo schorowanego. Duża zasługa w tym kim jestem (tej lepszej strony) jest mojej żony. To ona mnie zawsze wspierała, walczyła o mnie, dawała ciepło i uczucie. Wyjde z nałogu, by cieszyć się życiem na nowo. Wtedy będę mógł przekazać to szczęście dzieciom i żonie. Gdy wychodziłem z domu powiedziałem dzieciakom l, że tata nigdy ich nie zawiedzie. Jeszcze nie dawno moje obiecanki były po to by ktoś dał mi spokój i się odczepił, ale teraz wiem jak chce postępować. Myślę, że to co zrozumiałem, w jedną praktycznie noc, to jakby zesłanie ducha świętego (jest on na wizytówce naszej psycholog od terapii małżeńskiej). Wiem, że w końcu wszedłem na prawidłową ścieżkę i będę się jej trzymał rękami i nogami a przede wszystkim sercem. Dam radę
Przyjrzyj się swojej obietnicy danej dzieciom. Przyjrzyj się, ile razy wcześniej zawiodłeś... pewny jesteś, że już nigdy nie zawiedziesz?
Warto przyjąć tu postawę pokory, bo wciąż jesteś człowiekiem. Słabym i grzesznym, jak każdy z nas. Elementem trzeźwienia będzie właśnie postawa pokory - postaram się nie zawieźć i dopełnię wszelkich starań, ale pewnym mogę być tylko Boga, bo to On jest niezawodny, ja nie jestem. Euforyczne obietnice "nigdy nie zawiodę" bywają pierwszym krokiem do upadku.

I tu koniecznie oprzyj się na Bogu, nie na żonie, jak wcześniej. Fajnie, że żona była dla Ciebie wsparciem, ale teraz tego nie masz, co więcej - raczej szybko mieć nie będziesz, wręcz przeciwnie. Potrzebujesz innej motywacji, bo gdy wciąż będziesz wyglądać reakcji "co żona na moje zmiany" i spotykać się będziesz z reakcją negatywną (a tak już się dzieje, współuzależnienie też jest czymś, co trudno odpuścić) - motywacja spadnie Ci na pysk. Już teraz potrzebujesz motywacji w postaci dążenia do Boga i naprawiania siebie dla siebie i dla Niego. A żona i dzieci skorzystają na pewno, ale w drugiej kolejności i tak w zasadzie przy okazji.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Avys »

To mieszkanie zakupione przed ślubem to za czyje pieniądze było? I jest kredyt hipoteczny?
Uważam, że to istotne. Jeśli za wspólne pieniądze, to żona powinna być bez wahania współwłaścicielem ale Ty również! Dlaczego niby przez chorobę alkoholową masz oddawać mieszkanie, tego nie czaję? Co innego jakbyś odszedł, zdradził, miał kowalską i osobne życie- wtedy może wersja z oddaniem mieszkania byłaby choć próbą minimalnego wynagrodzenia krzywdy ale w Twoim przypadku darowizna to chyba zły pomysł, tak jak Ci wyjaśniają inni. Skonsultuj się z notariuszem.
Mi się niestety pojawiła myśl/możliwość, że Twoja żona nie chce próbować już z Tobą życia tylko chce przejąć mieszkanie a za jakiś czas może być z kowalskim. To tylko taki niby mało prawdopodobny scenariusz, ale po co robić rzeczy, które mogłyby w tym pomóc?
Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Maly1612,
Dla własnego dobra...zatrzymaj się.

Dla mnie to co opisujesz to duża czerwona latarnia bijąca na alarm.
Jaki? Zapewne w swoim czasie się dowiesz. Opcje są ograniczone.
Bardzo rzadko piszę w taki bezpośrednio radzący sposób.
Wstrzymaj się z jakimikolwiek notariuszami na przynajmniej pół roku. Skoro kilka lat czekało, nikt nie umrze jak poczeka jeszcze trochę.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że po tym czasie zmieni ci się optyka.
Obawiam się, że mocno, a jeśli moje obawy są bezzasadne, decyzja będzie chociaż porządnie przemyślana i podjęta „na chłodno”.
Raz, że zwłaszcza jeśli będziesz nad sobą pracował zyskasz/odzyskasz trzeźwy osąd. Teraz jedziesz na bardzo silnych emocjach, racjonalizujesz, boisz się i zapewne (jakkolwiek to zabrzmi) nadmiernie samobiczujesz.
Znam ten stan, bowiem nieco ponad 5 lat temu też tak funkcjonowałem.
U mnie nie było nadużywania alkoholu. Była inna ucieczka - w grę na telefonie.

Gdy się tu pojawiłem, ubiczowałem się i przedstawiłem sytuację tak, jakoby wszystko było winą mego nałogu - gry.
Po jakimś czasie, pół roku, roku, moja optyka była niezmiernie inna niż początkowa.
Owszem, mega niezdrowo zaangażowałem się w grę. Owszem, mocno to napsuło w relacji z żoną.
Zapełniałem w ten sposób deficyty z realnego życia. Czułem się ważny, potrzebny, doceniony. Brzmi żałośnie i niedojrzale, ale takie te moje deficyty były. Wybrałem nieświadomie w swej niedojrzałości kiepską drogę do zaspakajania moich potrzeb.
Ogólnie w wielu obszarach byłem pogubiony, popaprany. Chociaż patrząc na ludzi wokół wydawało mi się, że funkcjonuję całkiem dobrze.

Podczas pracy nad sobą i analizy małżeństwa odkryłem między innymi przyczyny kryzysu.
Okazały się one dużo bardziej skomplikowane niż te o których początkowo myślałem.
To moje granie było tylko (i aż) objawem jednego z problemów. Jednego z wielu.
Taki...wyzwalacz.
Śmiem twierdzić, że gdybym nie grał w żadną grę i tak skończyło by się mega kryzysem. Czy wybuchłby w tym samym czasie czy później - kwestia drugorzędna.

Nie wiem jak to było wcześniej, ale niemal rok przed wybuchem kryzysu (tzn objawieniem się go dla mnie, wcześniej byłem ślepy na jego oznaki) żona mnie zdradziła z przypadkowym mężczyzną na dyskotece. Całowanie się, taki wstęp do tego co się działo później. Dowiedziałem się o tym jakiś rok później...od brata który dowiedział się na bieżąco. Uznał, że prawda nie jest mi potrzebna. Powiedział jak u mnie było już po ludzku pozamiatane.
W późniejszym czasie zrobiła to ponownie z kimś kogo uważałem za jej koleżankę/przyjaciółkę. Zaczęło się od niezdrowej emocjonalnej relacji, skończyło na zdradach fizycznych.
W tamtym czasie, poza tym że faktycznie sprzeczaliśmy/kłóciliśmy się częściej niż wcześniej wciąż były wyznania miłości, plany, brak widocznych (Dla mnie) powodów do refleksji, że dzieje się między nami coś poważnie złego.
Z 2-3 miesiące po pierwszych zdradach z „psiapsiółką”, objawił się mi kryzys, bo żona powiedziała, że już mnie nie kocha.
Bezpośrednim tego powodem nie było jak mi się początkowo wydawało moje funkcjonowanie (bo ponad miesiąc wcześniej ograniczyłem mocno granie, żeby żona mniej marudziła. Mówiła mi później, że widziała moje starania). A kolejna zdrada - kowalski.
Zaczęło się po alkoholu, pewnie wcześniej „wpadł jej w oko”. I zaczął się amok zakochania.

Ja, poza tym że dzięki czytaniu forum odkryłem, że żona zachowuje się jak klasyczny okaz osoby zdradzającej, szczegóły poznałem dwa lata później, jakiś rok po jej powrocie, gdy strach (że się wyda) i wyrzuty sumienia gniotły ją na tyle, by się przyznać.
Do tamtej pory konsekwentnie zaprzeczała, przysięgała, robiła ze mnie wariata. Kłamała w żywe oczy, nawet nie pytana.
W trakcie kryzysu mówiła nawet, że gdyby właśnie był ktoś trzeci, łatwiej byłoby odejść.

Ja pamietam swoje myślenie z tamtego czasu: niemożliwe, ona? Przecież tak brzydzi się zdradą (jej tata zdradzał). Niby kiedy miałaby to zrobić? Niby z kim? Kiedy by się spotykała, ma przecież 2 dzieci na głowie. I tak dalej i tak dalej...
Okazuje się, że jeśli się chce, to się da.

Oczywiście te zdrady też były „tylko” objawem kryzysu, nie jego przyczyną. Jak moje granie.
Przyczyną było obustronne pogubienie, niedojrzałość i co najważniejsze - życie bez Boga, wg reguł które podaje nam współczesny świat.
Świadomość tego była pomocna w odbudowywaniu małżeństwa.

Nie twierdzę oczywiście, że twoja żona zdradza.
Uznawanie tego za niemożliwe jest natomiast naiwnością.
Sygnały, że to o czym piszesz może mieć takie lub inne drugie albo i trzecie dno są wg mnie dość wyraźne.

Dlatego zalecam rozwagę, spokój i wstrzymanie się z poważnymi decyzjami typu notariusz do czasu gdy minie nieco czasu i odzyskasz emocjonalny pion.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Aha, post Nirwanny powyżej jest wg mnie bardzo cenny i warty uważnego zagłębienia się. Nie wyklucza tego co pisałem, ja skoncentrowałem się na innych aspektach.

Dla twojego zdrowienia te o których pisała ona, są istotniejsze by nie było wątpliwości.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
sajmon123
Posty: 880
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Witajcie. W nocy przemyślałem cała sytuację, jeszcze zanim poczytałem wasze wypowiedzi. Macie rację. Chcę stać się dorosły i odpowiedzialny więc nie mogę podejmować głupich decyzji. Korzystając z tego, iż mam dzisiaj urlop, byłem u notariusza i poprosiłem by zmieniła darowiznę na wspolwlascicielstwo. Żonę poinformuję o tym po południu. Poinformuję ją również, że gdyby w przyszłości dalej opowiadała się za rozwodem, to będę walczył o należne mi się dobra materialne. Niech wie, że rozwód to nie tylko strata partnera. Może to pomoże jej w decyzji, że warto zaczekać, obserwować i dać kiedyś szansę. Napewno nie przyjmie tego dobrze, ale będę stanowczy i spokojny. Nie chcę się wdawać w żadna głębsza dyskusję. Poinformuję i sobie pójdę. Dam jej czas na przemyślenie.

Co do Kowalskiego. Ufam żonie. Napewno nie było. Czy ma kogoś na oku? Nie wiem, nie myślę o tym. Jestem jej pierwszym mężczyzną. Wydaje mi się normalnym, że teraz gdy poczuła "wolność" mogą ją nachodzić myśli jak to jest z kimś innym. Wydaje mi się że w jej stanie emocjonalnym na ten moment jest to naturalne. Jeśli wytrzyma ten trudniejszy czas to myślę, że emocje opadną, zacznie dostrzegać znowu plusy naszego małżeństwa (teraz tylko w kółko myśli o tym jak piłem). Skłoni może ją to do refleksji nad sobą, nad nami, że warto rozmawiać, że warto się starać i warto poszukać razem tej miłości
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Maly, na starym forum jest mój wątek. Później podeślę.
Zamień słowo gra na alko. Jak przeczytasz kilka pierwszych postów będzie niemal kopiuj-wklej tego co ty piszesz, jak myślisz. Nie bez powodu taki tok myślenia jest mi dziwnie znajomy 😂
Skoro kilka miesięcy temu było względnie Ok, wspólny czas i plany (Znam to), a teraz rozwód i zdecydowane działania, mimo twoich deklaracji i działań, to tak jak pisałem - w analogicznym okresie moje myślenie było równie naiwne.

Obyś miał rację, ale jednak warto mieć oczy szeroko otwarte.
Kobieta rzadko odchodzi w Emocjonalną próżnię.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: teodora »

Jestem kobietą i chyba właśnie odchodzę w taką emocjonalną próżnię 😔, nie mam nikogo, nie szukam relacji zastępczej (choć pokus jest wiele i naprawdę trudno z nimi walczyć) natomiast nie widzę możliwości bycia z mężem. Nawet gdyby dzisiaj przyszedł do mnie, przeprosił, zadeklarował poprawę.

Nasz kryzys liczy się już w latach, a ostatnie 1,5 roku to dla mnie koszmar odrzucenia, obelg, zdrady i kłamst, przeprosin, powrotów i kolejnych rozstań.

Jestem właśnie dokładnie na etapie chęci porozumienia co do majątku, spłaty zobowiązań, alimentów.

Na ten moment, jestem tak poraniona, jest dużo bólu, nieprzepracowanej złości, żalu, że kompletnie nie czuję się na siłach, żeby cokolwiek naprawiać. Można powiedzieć, że jest katastrofa, a ja dopiero zdołałam założyć maskę tlenową sobie. Potrzebuję czasu i czuję się za słaba na wkładanie sił w naprawę małżeństwa.Myslę, że nie potrafiłabym podejść do mojego męża z miłością, bez rozpamietywania krzywdy, bez ukrytej złości.

Piszę to, bo może twoja żona jest na takim właśnie etapie. W waszym małżeństwie psuło się latami, może ona dopiero sobie uświadamia problem. Mozliwe, że jako współuzależniona, przez lata lekceważyła swoje potrzeby, uczucia, dopiero teraz je zauważa i próbuje sobie z nimi poradzić.

Z punktu widzenia kobiety, chciałabym Ci poradzić, żebyś 'dał czas czasowi', nie wymagał od żony, żeby natychmiast zobaczyła i dodatkowo doceniła Twoją chęć zmiany. Konsekwentne działania małymi kroczkami, na przestrzeni czasu będą jej pokazywać prawdę o Tobie. Tego właśnie oczekiwałabym od mojego męża. A dodatkowo wiem, że moje serce bardzo się otwiera kiedy widzę, że mąż wkłada czas i serce w relacje z dziećmi🙂

Natomiast tak jak wszyscy zalecam rozsadek i uczciwość w rozliczaniu majątku, to też świadczy o dojrzałości i o zmianie.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: nałóg »

Mały..... samemu trudno trzeźwieć. Jest epidemia, bardzo ograniczone są mityngi AA, lecz są wirtualne:
https://aa24.pl/pl/mityngi-on-line
Ja jestem trzeźwym alkoholikiem i staram się przynajmniej 1x w tygodniu uczestniczyć w mityngu.
Utożsamiam się z przekazem Pavla i Nirwany.
znasz pewnie takie powiedzenie: "nigdy nie mów nigdy"....to do Twojej obietnicy danej dzieciom. Alkoholizm to choroba podstępna i przebiegła a "kusy" wykorzystuje wszystkie możliwe narzędzia aby Ci pomóc wrócić do czynnego alkoholizmu.
X. Marek Dziewiecki jest zdecydowanym fanem 12 Kroków i bardzo wspiera tez trzeźwiejących alkoholików. Napisał książkę "Droga zwycięzców" właśnie o wychodzeniu z czynnego alkoholizmu.
Sugeruję zajrzenie na stronę Anonimowych Alkoholików : www.aa.org.pl .
PD
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: nałóg »

Możesz zajrzeć tu: viewtopic.php?f=10&t=3050 -to o relacjach w uzależnieniu (nie tylko od alkoholu)
PD
rose
Posty: 137
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: rose »

Maly1612
Ja chciałabym się pochylić nad kwestią Twojej wyprowadzki (tu widzę jeden z punktów stycznych z historią Pavla). Jak na Twoją wyprowadzkę zareagowały dzieci? Pytam o to bo pamiętam jak moje dzieci (w momencie odejścia męża były dokładnie w wieku Twoich czyli 6 i 4 lata) bardzo to przeżyły, mimo że są bardziej zżyte ze mną. To było do tego stopnia że starsza córka miała koszmary że tata nas zabija, że już jej nie kocha. Wiem że swoją postawą ani ja ani mąż im tego nie ułatwialiśmy. Z kolei młodsza córka, kiedy mąż raz przenocował w domu (po miesiącu od wyprowadzki) jak się obudziła i go zobaczyła zaczęła panicznie płakać że nie chce żeby tata z nami mieszkał. Wiem że sytuacja jest zdecydowanie inna. Ale zadbajcie o dzieci, dla nich się kończy świat, tracą poczucie bezpieczeństwa.

Jak długo już trwa separacja? Czy ustaliliście jakiś punkt kiedy mógłbyś myśleć o powrocie? Co Ty sam myślisz o tym że żona umawia Was do notariusza i wymaga darowizny? W Twojej historii jest bardzo dużo znaków zapytania. Alkoholizm potrafi zniszczyć całą rodzinę ale mi również nie pasuje to że żona się całkowicie odcina od Ciebie? Chyba że nie o wszystkim nam piszesz? Ja jako matka małych dzieci nie wyobrażam sobie że pozbawiam ich ojca dlatego że się wypaliłam. Póki nie usłyszałam od męża że miał romans - nie dopuszczałam takiej myśli do siebie. "To nas nie dotyczy" - niestety nie tylko moja historia potwierdza że dotyczy znacznej części kryzysów małżeńskich. I absolutnie nie mówię że tak musi być u Ciebie. U Was problem może być zupełnie inny. Ale mi też się wydaje że jest tu jakieś drugie dno.

Maly1612 nie rezygnuj z terapii, wygląda na to że długa i ciężka droga przed Tobą i będziesz potrzebował pomocy i wsparcia żeby nie upaść. Polecam też Ci z całego serca spowiedź, tym bardziej że piszesz że już dawno nie byłeś. Ja w czasie kryzysu staram się chodzić co miesiąc, a już na pewno jak mam jakieś złe podszepty to tam uciekam. Pomaga!
sajmon123
Posty: 880
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Rose postaram się odpowiedzieć bo właśnie wracam od żony i dzieci.
Jeśli chodzi o dzieciaków to starszy syn trochę mam wrażenie jakby się zamykał, tłumił coś w sobie. Córka wczoraj w nocy obudziła się z płaczem z pytaniem gdzie jest tatuś. Z żoną nigdy nie kłóciliśmy się tak żeby wióry leciały. Niekiedy były jakieś konflikty ale załatwialiśmy je rozmową i nigdy się nie kłóciliśmy przy dzieciach. Teraz obdarzamy je oboje miłością i rozmawiamy. Ani ja ani żona nie używamy słów typu tatuś był niegrzeczny i się pokłócił z mamą itp. Wiedzą, że tatuś musi teraz troszkę sam pomieszkać bez udzielania terminów. Z racji tego że miałem popołudniowe zmiany widziałem się z nimi dzisisj pierwszy raz od niedzieli. Pobawiliśmy się powyglupialismy. Jutro rano biorę starszego syna rano na turniej piłki nożnej, wrócimy zabierzemy córkę i żonę (powiedziała że moglibyśmy iść na spacer wszyscy razem tak jak nam psycholog mówiła, aby przynajmniej raz w tygodniu dzieci widziały 2 filary mamę i tatę razem uśmiechniętych) później zostają u mnie do niedzieli wieczorem. W poniedziałek mają basen popołudniu blisko mnie, więc żona przywiezie ich a ja odbiorę, dam kolacje i koło 20 pojadą z powrotem. We wtorek i czwartek zaprowadzę dzieci na trening i postaram się chociaż chwilę z nimi pobyć, porozmawiać. Na kolejny weekend nie ma jeszcze planu, ale jak widać staram się i żona też aby dzieci jak najwięcej były z ojcem i ja staram się by ten czas był jak najlepiej spożytkowany. Akurat to że jestem dobrym ojcem to wiem od zawsze i ja i żona również. Zawsze to podkreśla. Jednym z moich warunków przed wyprowadzka były nielimitowane wizyty z moimi maluszkami. Uważam że nasze skarby zasługują na pełna rodzinę, by się prawidłowo rozwijać, ale to jest temat na przyszłość. Teraz walka ja o siebie, żona też o siebie.

Separacja trwa dopiero niecałe 3 tygodnie. Czas separacji został ustalony między mną i psycholog, po czym porozmawiałem z żoną na 6 miesięcy. Tylko problem w tym że ja traktuje to jak separację a żona narazie jak poprostu rozstanie na zawsze.

Nie chce byście myśleli, że jestem naiwny ślepy itp, ale narazie nie było i nie ma Kowalskiego. Wiem, że żona ma kupę adoratorów w pracy bo pracują tam głównie faceci, ale na dziś dzień nie ma kandydata. Musicie mi wierzyć na słowo chociaż wasze doświadczenie mówi inaczej. Przez stres związany z całą tą sytuacją żonie nasiliły się jej objawy chorobowe w zaburzeniu odżywiania i to też jest czas dla niej na skuteczne leczenie u psychologa a wiem też że u psychiatry.

Przyczyna jest głęboka, wielowarstwowa. Moja żona jest strasznie ambitna kobieta, ma pasję, jest otwarta na ludzi w sensie takim, że utrzymuje bliskie relacje z przyjaciółmi (z racji tego że mieszkają bardzo daleko to kontakt jest telefoniczny i parę razy w roku wizyty). Jak zaczął się nasz kryzys to zaczęła mi to wszystko wytykać ze ja już nie mam pasji, że nie utrzymuje relacji z przyjaciółmi itp. Dodatkowo po przeczytaniu 5 języków miłości, wiem, że oboje rozmawialiśmy po chińsku. Ja okazywałem miłość tak jak wyniosłem z domu i jak robił to mój ojciec. Dbaniem o dom. Sprzątałem, gotowałem itp. Mówiłem mało komplementów, mało przytulałem (ale nie żeby w ogóle). Po prostu wszystkich takich innych rzeczy było mało. Jeśli chodzi o sex to zawsze dla mnie żona była priorytetem. Najważniejsze było ją zadowolić i myślę że tu rozumiemy się z żoną bez słów, bez klamstw itd że życie erotyczne było dla obojga nas zadowalające. Utrzymaliśmy razem pasję do podróży, do wycieczek małych i dużych. To dla nas obojga dużo, fajnie spędzony czas, ale to nie jest nasz język miłości. Żona potrzebuje uznania, dotyku, wysłuchania. Ja słuchałem i udzielałem rad, a ona nie tego pragnęła.

Moja uczuciowość zawsze była zaburzona, myślę że ze względu na to że nikt w domu mnie nie przytulał, nie zajmował się do końca moimi problemami, więc nauczyłem się, że wszystkie problemy sam rozwiąże i zamykałem się w sobie. Jedynie do dzieci byłem zawsze otwarty, od najmłodszych lat zabawiałem wszystkie młodsze maluchy, później dzieciaki z rodziny ze strony żony. Później dzieci braci, aż pojawiły się nasze własne. Do nich nigdy nie miałem oporu się tulić, mowic miłych słodkich słówek, wyrażać miłość. Do dzisiaj wszystkie dzieciaki mnie uwielbiają.

Teraz naprawdę rozumiem wszystko, nie tylko alkohol, ale muszę zmienić wiele w sobie. Musze pootwierać i ponaprawiać traumy z młodości by otworzyć się na ludzi dorosłych. Już od początku kryzysu widać znaczna poprawę. Zrozumiałem to wszystko, teraz z psychologami, psychiatrami chce krok po kroku jak najwięcej naprawiać siebie. Jeżeli chodzi o alko to wiem że dopiero teraz terapia ma sens. Wcześniej bym nie zrozumiał, nie dojrzał do tego. Żałuję tylko ze wcześniej nie poszedłem do psychologa po ogarniać pozostałe rzeczy.

Nic nie ukrywam przed wami. Może nie wszystko od razu mogę napisać, czegoś zapomnę, ale ja już skończyłem ze ściemnianiem, manipulowaniem itp. Teraz wiem że tylko szczerość i prawda może mną pokierować ku lepszemu sobie
Jelmutto
Posty: 35
Rejestracja: 27 wrz 2020, 17:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Jelmutto »

Maly1612 pisze: 19 lis 2020, 22:25 Chciałbym jeszcze się z wami czymś podzielić. Żona umówiła notariusza bym się z zrzekł na nią mieszkania. Ogólnie mieszkanie było zakupione przed ślubem na mnie i cały czas mieliśmy zrobić z niej współwłaściciela, ale w natłoku obowiązków gdzieś o tym zapomnieliśmy. Teraz już nie chce wspolwlascicielstwa tylko darowizny. Wiem, że teraz nie myśli "trzeźwo" więc dla jej komfortu psychicznego podpisze te papiery. Mi to nie robi różnicy, bo dalej mamy wspólnotę majątkową, płaciliśmy opłaty i kredyt z mojego konta itp więc w razie rozwodu mógłbym się bronić, ale i tak bym się nie bronił gdyż nawet jeśli niestety do tego dojdzie, to ja i tak nie chce żadnego podziału majątku, spłacania siebie itp. Zabrałem swoje rzeczy osobiste, mi to wystarczy. Nie rozumiem tylko jednego. Jeszcze w sierpniu mieliśmy tyle planów, tyle marzeń, kupę fajnych rozmów i spędzania czasu razem. To nie jest tak, że piłem i wszystko było złe. Pracuje na zmiany, więc piłem zazwyczaj jak już wszyscy spali. Czasem się zdarzało, że wypiłem np 3, 4 piwa jak już dzieci poszły spać, a my przed tv. Oczywiście były wpadki dosyć nawet częste, że piłem z sąsiadami na podwórku po pracy i później w domu. Gdy nie było alkoholu, żona była szczesliwa, gdy było go nie dużo też było ok. Tylko cały czas ją meczyly moje takie drastyczne upijanie się, że np poszedłem na działkę i usnalem na podłodze czy coś w tym stylu. Naprawdę nie wiem skąd nagle taka nienawiść. Nagle traktuje mnie jak nie powiem kogo, że zabiorę jej wszystko, co powiem to jest złość. Stąd właśnie wnioskuję, że ktoś ją podburza. Będę się modlił również za nią, za odzyskanie zmysłów i zdrowego rozsądku. Nie wiem jak można przekreślić małżeństwo w dwa miesiące, bez takiej prawdziwej walki, widząc, że teraz zachowuję się inaczej, widać że chcę i że mi zależy. Widać też było moje zaangażowanie w terapię, w próby rozmów No i oczywiście moją abstynencję. Rozumiem trzymać na dystans i obserwować, ale nie zacząć nienawidzieć i przestać myśleć. Moja żona jest silna i niezależna kobieta na kierowniczym stanowisku. Zawsze myślała zdroworozsądkowo. Każdy dzień, każdy wydatek, każdy przychód - wszystko miała zaplanowane co do minuty czy grosika. Nagle zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Wybaczcie za wywód, ale strasznie się zdenerwowałem gdy sobie to wszystko przypomniałem.
U mnie było dokładnie to samo ;) w jednej chwili żona stwierdziła, że chce rozwód bez jakiejkolwiek próby ratowania. Sporo w tym dopomogły jej koleżanki (oczywiście rozwódki) z "dobrymi radami" oraz koleś na boku ;) Pozdrawiam i życzę wytrwałości bo wiem jakie to ciężkie.
ODPOWIEDZ