Z pustego i Salomon nie naleje

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Kochani,
Przeczytałam chyba już większość Waszych świadectw, postów i porad dotyczących wychodzenia z kryzysu małżeńskiego. Jestem pełna uznania, jak walczycie o Wasze sakramentalne małżeństwa. Teraz to ja potrzebuję Waszej pomocy.

Krótko o moim małżeństwie:
Jesteśmy małżeństwem mieszanym, koptyjsko-katolickim. Pobraliśmy się prawie trzy lata temu w kościele koptyjskim (ortodoksyjnym; mąż nie jest Polakiem), za dyspensą biskupa katolickiego. Mimo przywiązania do Boga i Kościoła, praktykowania wiary, modlitwy, wspólnych wartości chrześcijańskich, wielu rozmów i ustaleń z okresu narzeczeństwa, po ślubie zmieniło się niemal wszystko.
Zarówno ja i mąż mieszkamy „za granicą”. Kiedy się poznaliśmy, mąż był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi – nieustannie deklarował swoją miłość; mówił, że dzięki mnie ma znowu ochotę do życia, po pół roku znajomości oświadczył mi się. Znałam jego „problemy przeszłości” – wiedziałam o tym, że w nowym państwie nie mogł znaleźć przyjaciół, spotykał się z prostytutkami, zanim mnie poznał nie miał chęci do życia, w końcu poszedł na terapię (zrezygnował z niej niedługo po tym jak mnie poznał). Mówił o tym, że zrobił wiele rzeczy których się wstydzi i żałuje (wpadł w panikę, mówiąc mi o tym jak wygladało jego życie). Ufałam mu, widziałam jego radość i szczęście, chodziliśmy razem do naszych kościołów, poznaliśmy nasze rodziny.

Pierwszy wyraźny sygnał, że nie dzieje się dobrze, nastąpił 3 tygodnie po naszym ślubie. Podczas mojej nieobecności, mąż miał przygotowywać się do egzaminu na studiach, w zamian tego poszedł na dyskotekę – powiedział mi o tym następnego dnia przez telefon. Bardzo płakał, przepraszał. Na moje pytanie, dlaczego to zrobił – odpowiedział, że mnie nie było w domu i chciał sobie poszukać jakąś dziewczynę. Zabolało mnie to okrutnie, nie moglam oddychać, wykrzyczałam mu jak mógł mi to zrobić. Widziałam, że znowu jest w panice (płakał, nie chciał jeść, mówił, że nie chce żyć). Załatwiłam moje sprawy jak najszybciej i wróciłam do niego. Starałam się zapomnieć o tym wydarzeniu i próbować żyć dalej. Mąż ostatecznie zrezygnował ze studiów i próbował znaleźć pracę. Ja codziennie wychodziłam z domu do pracy, a maż niestety przez niemal dwa miesiące pracy nie znalazł. Pytałam go, co robi, kiedy ja wychodzę – odpowiadał, że ogląda filmy. Po jakimś czasie, zaczęłam pytać go o tytuły filmów. Okazało się, że ogląda wyłącznie filmy pornograficzne „bo to mu pomaga”. Miałam wrażenie, że jest od nich uzależniony, zaproponowałam mu powrót na terapię. Zgodził się, ale trzeba było poczekać na termin. W tym czasie wspólnymi silami udało mu się znaleźć pracę, z której był zadowolony. Problem z filmami nie minął, wyszły na jaw jakieś sex-kamerki, kontakty internetowe z innymi kobietami. Mąż mówił, że taki był zawsze jego sposób na radzenie sobie z problemami. W tym czasie czekaliśmy na termin u psychiatry i psychologa. Jakiś czas później (pół roku po ślubie), na moich oczach, w rekacji na zadane mu pytanie, próbował rzucić się pod samochód. U męża została zdiagnozowana głęboka depresja i przypisane lekarstwa, miałam nadzieje, że zaczynamy wychodzić na prostą.

Kolejny dołek przyszedł trzy tygodnie później. Ze względu na swoje zobowiązania zawodowe, wyjechałam na miesiąc z kraju. Mąż w tym czasie ponownie poszedł na imprezę, upił się do nieprzytomności i trafił do szpitala. Zadzwonił do mnie z płaczem następnego dnia. Nie będę opisywać dalszych trudności, ogólnie schemat postępowania zawsze był taki sam: moja krótka nieobecność – filmy / spotkania z innymi kobietami internetowe lub w rzeczywistości / w końcu niewierność (prostytutka) – mój powrót / jego płacz – mój brak poradzenia sobie ze wszystkimi emocjami. Nigdy nie mogliśmy przegadać tego co się dzieje, jakiekolwiek moje pytania od razu były urywane i słyszałam, że przeze mnie czuję się jeszcze gorzej, że wywieram na nim presję.

Zajęłam się sobą, zaczęłam ćwiczyć (sama dla siebie), skupiłam się na pracy, spotykałam ze znajomymi. Wykonywałam wszystkie obowiązki domowe, codziennie przygotowywałam nam posiłki, dbałam o zakupy. Przestałam dopytywać o cokolwiek.
Ostatecznie stanęliśmy w miejscu, w którym mąż zarzuca mi, że go nie rozumiem, że jego zachowanie jest normalne w depresji, że znęcam się nad nim psychicznie, że nakazałam mu się wyprowadzić (po tym jak umówił sie na randkę przez aplikację randkową z dziewczyną, którą znam). Wykrzyczałam w złości, że go nienawidzę; powiedziałam zbyt dużo złych słów, wziął nóż i chciał się zabić (to był powód dlaczego powiedziałam, że nie możemy dalej mieszkać razem), nastały dni milczenia. Mój mąż był na spowiedzi, jego spowiednik powiedział, że na pewno sie pogodzimy. Nie przeprosił mnie, nie porozmawiał ze mną, więc nadal zła zapytałam go, czy już sobie znalazł mieszkanie.

Czuję się winna tego, że zmotywowałam go do takiego radykalnego kroku. Mimo moich przeprosin, płaczu, próśb, nie chciał zmienić swojej decyzji. Znalazł sobie pokój i wyprowadził się, mówi, że już nie jesteśmy małżeństwem, że nie traktuje się tak kogoś, kogo się kocha. Mija miesiąc odkąd go już nie ma, a ja strasznie tęsknię, nie mogę spać, bardzo mi go brakuje. To jakiś masochizm.
Dodatkowo od początku nasze małżeństwo musiało mierzyć się z trudnościami, które zamiast nas jednoczyć – oddalały od siebie (różne wyznania, inny język i kultura). Depresja męża i nagła zmiana stanowiska co do antykoncepcji (przed ślubem wspólnie wybraliśmy NPR), brak jedności co do wychowania potencjalnych dzieci – wszystko to sprawiło, że mąż nie widzi żadnych szans na nasze wspólne, szczesliwe życie razem. Mąż uznał, że jego kościół jest miłosierny i uzyska nieważność małżeństwa z powodu braku jedności pomiędzy nami (najpierw rozwód cywilny).

Nie wiem, czy jest o co walczyć. Próbowałam zastosować listę Zerty, przez miesiąc maksymalnie ograniczylam kontakt (kilka razy się złamałam)... Dziś mamy się spotkać (z mojej inicjatywy) i bardzo się boję... On mówi, że stracilam go, zraniłam, nie rozumiem go i że mnie już nie kocha. Boję się, że mąż o mnie zapomni, bo praktycznie nic nas nie łączy (nie mamy dzieci, wspólnego majątku, nawet kościoła).

Nie wiem nawet o co się modlić – chcę tylko, żeby mój mąż był szczęśliwy i żeby rozpoznał wolę Boga w swoim życiu (on jest osobą głęboko wierzącą, ale bardzo pogubioną). Proszę, wspomnijcie o nas w modlitwie, bo ja już naprawdę nie wiem co robić.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Lawendowa »

Witaj zielona na naszym Forum,
dobrze, że tutaj trafiłaś.

Tak na wstępie - warto pamiętać o zatroszczeniu się o własne bezpieczeństwo i takie pisanie, by nie ujawniać zbyt rozpoznawalnych szczegółów. Po tym jak i co piszesz wnioskuję, że akurat o tą stronę umiesz zadbać.
Druga sprawa na którą chcę zwrócić Twoją uwagę to korespondencje prywatne:
viewtopic.php?f=10&t=2979
Mieszkanie poza granicami Polski utrudnia kontakt w realu z Ogniskami, ale może kiedyś uda Ci się skorzystać ze wsparcia przy pobycie w kraju, albo akurat któreś jest w kraju Twojego obecnego zamieszkania:
http://sychar.org/ogniska/
zielona pisze: 09 sty 2021, 14:11 Proszę, wspomnijcie o nas w modlitwie, bo ja już naprawdę nie wiem co robić.
Zrobiłaś już najtrudniejsze, czyli zobaczyłaś problem, co ważniejsze nazwałaś go, i wyszłaś po pomoc.
Warto zacząć od wzmocnienia siebie, by jasno i realnie umieć ocenić sytuację w której się znalazłaś. Nie ma możliwości, by pomóc innym (np. mąż) dopóki sami nie staniemy mocno na nogi. To tak jak w samolocie - w razie awarii najpierw zakładamy maseczkę sobie, dopiero później innym.

Za chwilę pewnie odezwą się inni forumowicze z pomocnym słowem.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

Zielona twój mąż nie jest uzależniony od alkoholu lub innych substancji? ma mnóstwo mechanizmów. Ludzie w depresji są ospali, nie mówią, że coś sobie zrobią wprost, mają swój świat. To co się u Ciebie dzieje jest bardzo skomplikowane, potrzeba więcej szczegółów np. o rodzinach pierwotnych.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Dziękuję Lawendowa! Ognisko Sychar jest w pobliżu, zamierzam się tam wybrać.
Caliope, Mąż nie jest uzależniony od alkoholu ani innych substancji. Co więcej, jako wierzący człowiek całkowicie brzydzi się alkoholem (jego wiara jest dość restrykcyjna pod tym względem).
Mąż z własnej woli poszedł w październiku na test osobowości (u psychiatry) - wyszedł tam jego narcyzm, egoizm, fanatyzm, ogólnie niemal wszystkie wskaźniki wysoko ponad normą.
Co do rodziny, ma dość dobry kontakt z tatą, jednak to osoba, która niewiele spędzała z nim czasu z racji pracy za granicą. Kilka lat temu mąż zamieszkał z tatą za granicą (i już został). Mama jest przez mojego męża obwiniana za całe dzieciństwo (krytykowała go, mówiła, że sobie nie poradzi w życiu, szarpała itp.) - to także jest napisane w jego profilu psychologicznym.

Wczoraj się spotkaliśmy, bardzo się modliłam wcześniej o zachowanie spokoju i dzięki Bogu się udało. Poszliśmy na spacer, mąż był do mnie raczej przyjaźnie nastawiony - trochę pogadaliśmy, w końcu sam powiedział mi, że przekaże dziś księdzu ze swojego kościoła raport o naszym małżeństwie. Ogólnie dla niego sprawa jest zakończona - nieszczęśliwy mąż ma prawo do uznania małżeństwa za niebyłe (przy czym dodatkowym czynnikiem będzie brak jedności wiary). Ja powtarzam mężowi, że go kocham i sakrament jest nierozerwalny - a on mi zawsze odpowiada, że wie, że w moim kościele jest inaczej niż u niego. Kościół męża chce znać też mój punkt widzenia, dlatego czekam na ustalenie terminu. Mam poczucie, jak bym się porywała z motyką na Słońce, w ogóle trudno mi rozpoznać, czy on na pewno jest świadomy swoich decyzji. Niedawno psychiatra zmienił mu lekarstwa i zdaje się, że te obecne działają lepiej - bardziej go wyciszyły, ale może wyłączyły też w nim emocje?
Ewuryca

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Ewuryca »

Zielona mam wrażenie że fakt że mąż narazie nie chce z tobą być zupełnie przesłonił ci rzeczywistość. Twoj mąż cię zdradza i to nie jednorazowy skok w bok, co gorsze korzysta z prostytucji, jak dla mnie jedna z najgorszych form zdrad bo to jest siedlisko chorób i demonów, nie możesz go zostawić na tydzień samego bo nie jest w stanie się kontrolować, piszesz o jego głębokiej religijności i ze brzydzi się alkoholem ale jednocześnie upija się do nieprzytomności, korzysta z pornografii, korzysta z prostytutek i z seks kamerek, nie sądzę że to przejaw głębokiej religijności a raczej fałszywej pobożności. Myśle, że powinnaś ochłonąć, przyjrzeć się z boku jak wyglada twoje małżeństwo. Myśle, że obydwoje potrzebujecie pomocy w formie terapii, nawet jeśli nie razem to osobno, bo żeby po ewentualnym powrocie móc zbudować prawdziwą więź opartą na miłości i miłości o szacunku do siebie nawzajem ale i do siebie samych. Myślałaś o poszukanie pomocy u psychologa?
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Sarah »

Caliope pisze: 10 sty 2021, 0:11 Ludzie w depresji są ospali, nie mówią, że coś sobie zrobią wprost, mają swój świat.
Ludzie w depresji zachowują się bardzo różnie, a niektórzy potrafią bardzo dobrze ukrywać swój stan. A mit, że "prawdziwy samobójca nie mówi wcześniej, że się zabije" jest bardzo szkodliwy i niebezpieczny.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

Sarah pisze: 10 sty 2021, 11:52
Caliope pisze: 10 sty 2021, 0:11 Ludzie w depresji są ospali, nie mówią, że coś sobie zrobią wprost, mają swój świat.
Ludzie w depresji zachowują się bardzo różnie, a niektórzy potrafią bardzo dobrze ukrywać swój stan. A mit, że "prawdziwy samobójca nie mówi wcześniej, że się zabije" jest bardzo szkodliwy i niebezpieczny.
Wiesz gdybym sama nie była w takim stanie 7 lat nie pisałabym o tym wprost. To moje doświadczenie, myśli samobójcze też miałam, brak chęci do życia. Ty też masz jakieś doświadczenia? to co jest w Internecie nie odzwierciedla tego jak naprawdę się czuje człowiek w depresji.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

zielona pisze: 10 sty 2021, 8:49 Dziękuję Lawendowa! Ognisko Sychar jest w pobliżu, zamierzam się tam wybrać.
Caliope, Mąż nie jest uzależniony od alkoholu ani innych substancji. Co więcej, jako wierzący człowiek całkowicie brzydzi się alkoholem (jego wiara jest dość restrykcyjna pod tym względem).
Mąż z własnej woli poszedł w październiku na test osobowości (u psychiatry) - wyszedł tam jego narcyzm, egoizm, fanatyzm, ogólnie niemal wszystkie wskaźniki wysoko ponad normą.
Co do rodziny, ma dość dobry kontakt z tatą, jednak to osoba, która niewiele spędzała z nim czasu z racji pracy za granicą. Kilka lat temu mąż zamieszkał z tatą za granicą (i już został). Mama jest przez mojego męża obwiniana za całe dzieciństwo (krytykowała go, mówiła, że sobie nie poradzi w życiu, szarpała itp.) - to także jest napisane w jego profilu psychologicznym.

Wczoraj się spotkaliśmy, bardzo się modliłam wcześniej o zachowanie spokoju i dzięki Bogu się udało. Poszliśmy na spacer, mąż był do mnie raczej przyjaźnie nastawiony - trochę pogadaliśmy, w końcu sam powiedział mi, że przekaże dziś księdzu ze swojego kościoła raport o naszym małżeństwie. Ogólnie dla niego sprawa jest zakończona - nieszczęśliwy mąż ma prawo do uznania małżeństwa za niebyłe (przy czym dodatkowym czynnikiem będzie brak jedności wiary). Ja powtarzam mężowi, że go kocham i sakrament jest nierozerwalny - a on mi zawsze odpowiada, że wie, że w moim kościele jest inaczej niż u niego. Kościół męża chce znać też mój punkt widzenia, dlatego czekam na ustalenie terminu. Mam poczucie, jak bym się porywała z motyką na Słońce, w ogóle trudno mi rozpoznać, czy on na pewno jest świadomy swoich decyzji. Niedawno psychiatra zmienił mu lekarstwa i zdaje się, że te obecne działają lepiej - bardziej go wyciszyły, ale może wyłączyły też w nim emocje?
Coś to nie gra, mąż upija się do nieprzytomności i zarazem brzydzi się alkoholem? to się nie trzyma kupy. Z mojego doświadczenia, mężczyzna płacze i zachowuje się w ten sposób kiedy ma duży problem z uzależnieniem od alkoholu lub oprócz tego jest seksoholikiem. Mąż Ciebie zdradza, nie możesz go zostawić samego na chwilę, bo coś się dzieje, to nie jest normalne zachowanie. Pomyśl o tym, zaopiekuj się sobą.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Nirwanna »

Zielona, bardzo smutno się czyta Twój post.
Wg mnie, podobnie jak i przedmówczynie piszą, kluczowe jest, abyś Ty sama siebie wzmocniła i zaopiekowała się sobą. Bez tego nikomu nie pomożesz. Ratownik ma sam stabilnie stać na pewnym gruncie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Caliope pisze: 10 sty 2021, 13:20 Coś to nie gra, mąż upija się do nieprzytomności i zarazem brzydzi się alkoholem? to się nie trzyma kupy. Z mojego doświadczenia, mężczyzna płacze i zachowuje się w ten sposób kiedy ma duży problem z uzależnieniem od alkoholu lub oprócz tego jest seksoholikiem. Mąż Ciebie zdradza, nie możesz go zostawić samego na chwilę, bo coś się dzieje, to nie jest normalne zachowanie. Pomyśl o tym, zaopiekuj się sobą.
Caliope, masz rację, że zachowanie mojego męża jest zupełnie nielogiczne. Jednak wychował się on w wierze, która picie alkoholu potępia (niezależnie od spożytej ilości). W czasie trwania naszego małżeństwa mąż wypił alkohol zaledwie kilka razy (z okazji czyichś urodzin / wesela), upił się do nieprzytomności raz. Każde spożycie alkoholu wiąże się dla niego ze spowiadaniem z tego "grzechu", co czyni. Mąż jest zupełnie nieasertywny, więc jego wartości religijne nie mają przełożenia na rzeczywistość - jeśli ktoś zaproponuje alkohol to wypije.
Co do seksoholizmu - tu na pewno jest problem. Zdaniem jego pani psycholog, to jego ucieczka od problemów, praktykowana od wczesnego dzieciństwa (około 10 r.ż.). Z tego względu mąż sądzi, że likwidując problemy pozbędzie się "złych nawyków". Początkowo, kiedy podjął decyzję o wyprowadzce, mówił, że nie ucieka ode mnie, tylko chce zmienić mieszkanie, bo atmosfera w nim panująca cały czas przypomina mu o złych rzeczach, które robi i nie ma żadnej motywacji, żeby wziąć się za siebie. Ostatecznie jednak urwał ze mną kontakt i uznał, że mnie już nie kocha i ślub ze mną był błędem. Mówi, że gdyby wcześniej zaczął brać lekarstwa, to nigdy nie wziąłby ze mną ślubu, bo nie odpowiadam jego przekonaniom na temat tego jaka powinna być żona (przede wszystkim nie wyznaję tej samej wiary).

Widze, że jego zachowanie nie jest normalne, krzywdzące, w dodatku oparte na fanatyzmie. Przy czym dla siebie zawsze potrafi znaleźć usprawiedliwienie.
Staram się zaopiekować sobą, sporo się modlę, rozmawiam z innymi ludźmi (głównie ze wspólnoty), umówiłam na rozmowę z psychologiem i prawnikiem.
Mąż załatwia sobie powoli unieważnienie małżeństwa u siebie w kościele, potrzebuje jednak do tego najpierw rozwód cywilny. Sam nie chce wnieść pozwu, bo nie upłynęły jeszcze trzy lata naszego małżeństwa, które zapewniałyby mu w miarę stabilną sytuację prawną na terenie UE. Ja zamierzam złożyć wniosek o separację (w kraju gdzie mieszkam jest to możliwe ze wzgledu na opuszczenie mieszkania przez małżonka), ponieważ obawiam się, że bez tego będę zobowiązana wspierać finansowo męża (nie ma pracy + leczy się na depresję). Szczerze mówiąc mam duże wątpliwości co do tego jak działać, bo kocham męża, ale wydaje mi się, że ja go tak naprawdę w ogóle nie znam.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Nirwanna pisze: 10 sty 2021, 15:31 Zielona, bardzo smutno się czyta Twój post.
Wg mnie, podobnie jak i przedmówczynie piszą, kluczowe jest, abyś Ty sama siebie wzmocniła i zaopiekowała się sobą. Bez tego nikomu nie pomożesz. Ratownik ma sam stabilnie stać na pewnym gruncie.
Dziękuję Nirwanno... Staram się być spokojna i opanowana, jednak czasami nawiedzają mnie czarne myśli, typu, że tracę najlepsze lata życia i szansę na to, żeby kiedykolwiek mieć dzieci. Z drugiej strony wiem, że to błogosławieństwo od Boga, że my tych dzieci jeszcze nie mamy. Działam trochę jak dziecko we mgle, ale czuję się już dużo lepiej niż przed miesiącem, kiedy mąż się wyprowadził.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Ewuryca pisze: 10 sty 2021, 9:59 Zielona mam wrażenie że fakt że mąż narazie nie chce z tobą być zupełnie przesłonił ci rzeczywistość. Twoj mąż cię zdradza i to nie jednorazowy skok w bok, co gorsze korzysta z prostytucji, jak dla mnie jedna z najgorszych form zdrad bo to jest siedlisko chorób i demonów, nie możesz go zostawić na tydzień samego bo nie jest w stanie się kontrolować, piszesz o jego głębokiej religijności i ze brzydzi się alkoholem ale jednocześnie upija się do nieprzytomności, korzysta z pornografii, korzysta z prostytutek i z seks kamerek, nie sądzę że to przejaw głębokiej religijności a raczej fałszywej pobożności. Myśle, że powinnaś ochłonąć, przyjrzeć się z boku jak wyglada twoje małżeństwo. Myśle, że obydwoje potrzebujecie pomocy w formie terapii, nawet jeśli nie razem to osobno, bo żeby po ewentualnym powrocie móc zbudować prawdziwą więź opartą na miłości i miłości o szacunku do siebie nawzajem ale i do siebie samych. Myślałaś o poszukanie pomocy u psychologa?
Ewuryca, masz rację, wychowana zostałam w taki sposób, że małżeństwo jest święte i zawsze, niezależnie od ilości problemów, trzeba podjąć próby jego ratowania. Życie z mężem bardzo mnie zmieniło - z otwartej, inteligentnej i zawsze uśmiechniętej osoby zmieniłam się w kogoś, kto jest na co dzień smutny i nie może się na niczym skupić. Mąż chodzi na terapię indywidualną od 2 lat. Co do podjęcia wspólnej terapii uznał, że pójdzie na terapię tylko wówczas, kiedy ja poczekam z rozwodem pół roku (żeby nie miał problemów z pobytem na terenie UE). W takim przypadku nie widzę sensu wspólnej terapii (może nie mam racji?). Ja sama czuję się jak osoba współuzależniona, usprawiedliwiam jego zachowania, jest mi za nie wstyd chyba bardziej niż jemu. Tak jak pisałam wyżej, umówiłam się na wizytę u psychologa, mam ją w piątek.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Al la »

zielona pisze: 10 sty 2021, 16:04
Staram się zaopiekować sobą, sporo się modlę, rozmawiam z innymi ludźmi (głównie ze wspólnoty), umówiłam na rozmowę z psychologiem i prawnikiem.
Zielona, to dobra droga, zaopiekowanie się sobą, znalezienie osób, które Ci pomogą, zdobycie wiedzy potrzebnej Tobie do właściwego spojrzenia (i w prawdzie) na Twoje małżeństwo.
Czego Tobie życzę i wspieram modlitwą.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: teodora »

sama czuję się jak osoba współuzależniona, usprawiedliwiam jego zachowania, jest mi za nie wstyd chyba bardziej niż jemu. Tak jak pisałam wyżej, umówiłam się na wizytę u psychologa, mam ją w piątek.
Witaj Zielona, to co piszesz przypomina mi początek mojej drogi/radzenia sobie z kryzysem. Moj mąż ma inne problemy, ale w wielu tlumaczeniach i zachowaniach Twojego męża potrafię się odnaleźć. Może dlatego, że mimo iż nie podjął żadnej diagnostyki ani leczenia, to mój mąż jest bardzo narcystyczny, pewne zachowania/schematy w ktorych tkwi sygnalizowały mi wręcz że ma narcystyczne zaburzenia osobowości. Na dzisiaj zostawiam temat, ponieważ nie ma żadnej możliwości rozmowy w tym temacie,nie mówiąc już o diagnostyce i chęci podjęcia terapii.

To co chciałabym Ci napisać, to właściwie to co pisali poprzednicy. Zajmij się teraz sobą. Pamietam, że kiedy dowiedziałam sie o pierwszej zdradzie, myśli były takie, że jesli komukolwiek coś powiem to zaprzepaszczę szansę na naprawę, że muszę coś robić zeby mężowi pomóc żeby zobaczył jak krzywdzi, żeby się zmienił.

Teraz po czasie wiem że to niemożliwe, jeśli on tego nie chce. Byłam do tego stopnia skupiona na mężu, że wręcz nie potrafiłam sie na niego zdenerwować za to co zrobił, nie czułam nawet bólu , ale myślałam, że może to dobrze że ma kogoś, bo będzie szczęśliwy i przestanie być agresywny wzgledem mnie. Mąż stał się moim Bogiem, co gorsze on do tej pozycji też się przyzwyczaił i poczuwał się bardzo do dyktowania mi jak mam żyć, w co wierzyć. Był przekonany, że skoro on postanowił, że małżeństwo sie skończyło, to ja to naturalnie przyjmę jako jego 'dekret'.

Na teraz mam wrażenie jakbym przez lata żyła w baśni o czardziejskim fkecie. Jakby mąż grał jakąś melodię w którą byłam zasłuchana i teraz przez to cierpienie, przez odłączenie od niego powoli z tego oczarowania się budzę. Pomaga mi terapia, leki, a co najważniejsze postawinie Boga na pierwszym miejscu i radykalne nawrócenie (mówię tutaj o 'przemianie umysłu' o ktorym mówi Świety Paweł w 12 rozdziale listu do Rzymian-polecam Ci wogóle lekturę całego rozdziału do refleksji), na samym poczatku kryzysu stosowałam (i dalej stosuję, tylko teraz już weszla mi w krew) listę Zerty z forum. Zostawiłam męża Bogu - zamówiłam msze wieczyste, poleciłam wielu osobom do modlitwy i zajęłam się sobą. Mam naprawdę dużo do roboty.
W Twoich postach uderza mnie jak jesteś skupiona na mężu - miałam dokładnie tak samo. Wiem, że to wielki ból, ale warto przyjąć, że mąż na ten moment nie jest w stanie dać Ci wsparcia, miłości, partnerstwa. Kiedy przejdziesz przez ten ból opuszczenia, zaakceptowania tego, że rzeczywistość jest jaka jest, będziesz mogła pójść do przodu. A z tego co widzę to właśnie zmiana mnie samej zmienia świat dookoła. Ja jestem szczesliwsza, dzieci są spokojniejsze mimo że mąż nadal w kryzysie i trudno powiedzieć czy kiedykolwiek się zmieni.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Dziękuję Teodoro! Śledzę Twój wątek i pamiętam w modlitwie o Tobie i dzieciach, jesteś mega silną i cenną w oczach Boga kobietą!
teodora pisze: 11 sty 2021, 14:14 Może dlatego, że mimo iż nie podjął żadnej diagnostyki ani leczenia, to mój mąż jest bardzo narcystyczny, pewne zachowania/schematy w ktorych tkwi sygnalizowały mi wręcz że ma narcystyczne zaburzenia osobowości. Na dzisiaj zostawiam temat, ponieważ nie ma żadnej możliwości rozmowy w tym temacie,nie mówiąc już o diagnostyce i chęci podjęcia terapii.
Rzeczywiście, u mnie jest ten plus, że mąż sam postanowił się zdiagnozować. Niestety, jak na razie wygrywa z chęcią przepracowania szkodliwych zachowań i jest usprawiedliwieniem na niemal wszystko.
teodora pisze: 11 sty 2021, 14:14 To co chciałabym Ci napisać, to właściwie to co pisali poprzednicy. Zajmij się teraz sobą. Pamietam, że kiedy dowiedziałam sie o pierwszej zdradzie, myśli były takie, że jesli komukolwiek coś powiem to zaprzepaszczę szansę na naprawę, że muszę coś robić zeby mężowi pomóc żeby zobaczył jak krzywdzi, żeby się zmienił.
Jejku, czuję dokładnie to samo. Od fizycznej zdrady minął już niemal rok, a ja mam cały czas w głowie, że gdyby moi rodzice się dowiedzieli, to mąż nie miałby już do mnie powrotu. I choć on postanowił, że to małżeństwo nie ma sensu, ja nie wydaję żadnych wyroków. Widzę co jest teraz, nie mam wpływu na przeszłość i przyszłość.
Aktualnie, dziś mąż przekazał mi, że jego ojciec duchowny polecił mu wrócić do domu, nawet gdybyśmy mieli zachowywać się jak "przyjaciele". Nie widzę entuzjazmu męża, raczej obojętność, więc się nie nastawiam - zostawiam to Bogu. Dziś ostatni dzień urlopu, więc od jutra nie będę miała już zbyt wiele czasu, żeby pisać scenariusze i zastanawiać się co będzie.
ODPOWIEDZ