wątek Wafelki czyli rollercoster
Moderator: Moderatorzy
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Dlaczego Wafelko miałaś taki rollercoster?
Bo trzymałaś się kurczowo męża, który miał tak zmienne nastroje. A mówi się, że kobiety są zmienne.
Warto teraz nabrać spokoju o którym piszesz.
A może jak Ty nabierzesz spokoju, to mąż uczepi się Ciebie? Jak jest taki niestabilny, to może Twój spokój będzie dla niego atrakcyjny?
Bo trzymałaś się kurczowo męża, który miał tak zmienne nastroje. A mówi się, że kobiety są zmienne.
Warto teraz nabrać spokoju o którym piszesz.
A może jak Ty nabierzesz spokoju, to mąż uczepi się Ciebie? Jak jest taki niestabilny, to może Twój spokój będzie dla niego atrakcyjny?
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Bądź ostrożna z tym myśleniem, ze nie ma kogoś " trzeciego". Przyjrzyj sie temu uważnie, podpytaj. Im łatwo przychodzi kłamstwo...
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Jakie sobie wyznaczyłaś granice, STOPko? Jak ich "pilnowałaś"?
Wafelko,
trudne te Twoje pytanie "jak sobie stawiałam granice" - może odpowiem tak, wiedziałam, że ich niestawianie nic nie zmienia, a ja się czułam fatalnie. Granicą było dla mnie to, że przestałam kryć mojego męża przed jego rodziną i swoją np. mój tato nieraz był tak na niego wściekły, bo widział co wyprawia, że ja się męczę i nieraz chciał mu kilka ciepłych słów powiedzieć, ja cały czas go broniłam i chroniłam, do momentu aż uświadomiłam sobie, że to nic nie da, że to daje tylko to, że on czuje się komfortowo w całym tym kryzysie i że to on włada wszystkimi. Z pilnowaniem w ogóle było ciężko, bo bałam się, że jak postawię granicę to on się przestraszy i zwieje, ale jednak trzeba było, bez tego ani rusz.
Wafelko,
trudne te Twoje pytanie "jak sobie stawiałam granice" - może odpowiem tak, wiedziałam, że ich niestawianie nic nie zmienia, a ja się czułam fatalnie. Granicą było dla mnie to, że przestałam kryć mojego męża przed jego rodziną i swoją np. mój tato nieraz był tak na niego wściekły, bo widział co wyprawia, że ja się męczę i nieraz chciał mu kilka ciepłych słów powiedzieć, ja cały czas go broniłam i chroniłam, do momentu aż uświadomiłam sobie, że to nic nie da, że to daje tylko to, że on czuje się komfortowo w całym tym kryzysie i że to on włada wszystkimi. Z pilnowaniem w ogóle było ciężko, bo bałam się, że jak postawię granicę to on się przestraszy i zwieje, ale jednak trzeba było, bez tego ani rusz.
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Mój spokój, Jacku, zawsze był dla niego atrakcyjny. Jestem z natury spokojna i opanowana bardzo. Nie należę do krzykaczek, jestem dość stabilna. I nie wiem czy chcę, by mąż się mnie uczepił.. Nie chcę go takiego jaki jest, tym bardziej uczepionego mnie w takim stanie. Wiem, że to brzmi niedobrze, ale nie chcę powrotu męża nieodmienionego, który miałby się mnie uczepić.. Nie chcę niestabilnego męża. Nie chcę tej huśtawki. Naprawdę..jacek-sychar pisze: (...) A może jak Ty nabierzesz spokoju, to mąż uczepi się Ciebie? Jak jest taki niestabilny, to może Twój spokój będzie dla niego atrakcyjny?
Faustyna pisze: Bądź ostrożna z tym myśleniem, ze nie ma kogoś " trzeciego". Przyjrzyj sie temu uważnie, podpytaj. Im łatwo przychodzi kłamstwo...
Nie mam pojęcia. Nie sprawdzałam tego i nie wiem czy chcę sprawdzać. Powinnam? Wystarczyły mi kłamstwa inne: alkoholizm, ukrywanie długów, kłamstwa dotyczące jego "tożsamości" i rodziny.. Nie potrzebowała trzeciej osoby, by wiedzieć, że wystarczy. Ale jesteś drugą osobą, która mi to mówi.. Nawet nie wiem jak miałabym to sprawdzić...
STOPko, mamy chyba wiele podobnych doświadczeń. Ja też za długo broniłam męża, wierząc w to co mówi. Jakoś nie mogłam zrozumieć, że mąż może kłamać i to właściwie we wszystkim.. Ale w końcu jego wyjaśnienia zaczęły się robić tak nieprawdopodobne, że coś mi zgrzytnęło. No i raz stracone zaufanie pociągnęło lawinę. Zaczęłam się przyglądać mu bacznie i widzieć to, czego wcześniej nie widziałam. I masz rację - im wcześniej postawi się granice tym lepiej. Problem z nałogowymi kłamcami polega na tym, że potrafią manipulować całym otoczeniem. Wszyscy dookoła są okłamywani. Dlatego tak trudno innym uwierzyć czasem w to co mówię. Niektórzy daliby sobie rękę uciąć za uczciwość mojego męża. Ale nałogowi kłamcy w końcu się wysypują, a świat przez nich kreowany zaczyna upadać. Jedni po roku, inni po 20 latach.STOPka pisze: (...) Ja cały czas go broniłam i chroniłam, do momentu aż uświadomiłam sobie, że to nic nie da, że to daje tylko to, że on czuje się komfortowo w całym tym kryzysie i że to on włada wszystkimi (...)
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Sciana totalna u mnie. Musze chyba jednak przestac w ogole liczyc na męża. Nasze dziecko zachorowalo nagle(uraz) i znow pojawia sie pytanie o pomoc. I znow wszystko inne jest wazne tylko nie opieka nad nim. Jestem z tym sama zupelnie i juz zdazylam dzis wykrzyczec Panu Bogu ze mam tego dość... Jeszcze sie nie zdarzylo zeby moj maz wzial zwolnienie na dziecko.
Musze sie przeorganizowac, miec kogos do pomocy bo tu chyba nie ma na co liczyc.
Jestem wściekła ze tak jest. Jestem mega zmeczona samotnym rodzicielstwem, choc wole te stabilnosc od ciągłej niepewności...
Dzis tez sie pierwszy raz od dawna poplakalam. Bo mi rece opadly juz do samej ziemii...
Musze sie przeorganizowac, miec kogos do pomocy bo tu chyba nie ma na co liczyc.
Jestem wściekła ze tak jest. Jestem mega zmeczona samotnym rodzicielstwem, choc wole te stabilnosc od ciągłej niepewności...
Dzis tez sie pierwszy raz od dawna poplakalam. Bo mi rece opadly juz do samej ziemii...
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Wafelka
Gdy ustawisz sobie wszystko tak, że jesteś zależna tylko od siebie, to przestajesz liczyć na innych i nie boli Cię, że nie masz od innych pomocy.
Zawód związany z brakiem pomocy od innych jest tylko wtedy, gdy na nich liczysz.
Ja przez kilka lat sam opiekowałem się najmłodszym synem i wiem, że tak można i to działa.
Gdy ustawisz sobie wszystko tak, że jesteś zależna tylko od siebie, to przestajesz liczyć na innych i nie boli Cię, że nie masz od innych pomocy.
Zawód związany z brakiem pomocy od innych jest tylko wtedy, gdy na nich liczysz.
Ja przez kilka lat sam opiekowałem się najmłodszym synem i wiem, że tak można i to działa.
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
A ile ta pociecha ma lat ?
( mam na myśli syna )
( mam na myśli syna )
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Syn jest w wieku wczesnoszkolnym.
Jacku, tak masz racje. Ja to wszystko wiem. Tylko przykre to jest ze nie mozna liczyć na meza a tak naprawde przeciez chodzi o dziecko. I wiem ze mozna samodzielnie dzialac. Tylko sa momenty w ktorych sa pewne nagle dzialania i pomoc drugiej strony bylaby wskazana. Wiem, moge uznac ze mojego meza nie ma. Po prostu. I chyba tak zrobie.
Jacku, tak masz racje. Ja to wszystko wiem. Tylko przykre to jest ze nie mozna liczyć na meza a tak naprawde przeciez chodzi o dziecko. I wiem ze mozna samodzielnie dzialac. Tylko sa momenty w ktorych sa pewne nagle dzialania i pomoc drugiej strony bylaby wskazana. Wiem, moge uznac ze mojego meza nie ma. Po prostu. I chyba tak zrobie.
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Wafelka
Licząc na męża, na którego, jak widzisz, nie możesz liczyć, tylko się ranisz. Bo ciągle doznajesz zawodu, że on czegoś nie zrobił.
Przestań na nim wisieć i zacznij tylko liczyć na siebie. Masz tyle samo pracy, ale o ile mniej zawodu.
Licząc na męża, na którego, jak widzisz, nie możesz liczyć, tylko się ranisz. Bo ciągle doznajesz zawodu, że on czegoś nie zrobił.
Przestań na nim wisieć i zacznij tylko liczyć na siebie. Masz tyle samo pracy, ale o ile mniej zawodu.
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Często prosze o pomoc moja mame. Mąż mi wtedy wyrzuca że angażuje "starszą osobę", że przecież on moze pomoc. Wiem juz ze to taka gadka "po fakcie", zeby wykazać ze niby sie mialo chęci.
Wiem wiem ze niepotrzebnie na nim "wisze", ale trudno mi pogodzic sie z faktem ze tak "olewa" swoje obowiązki wobec dziecka. Przeciez gdyby bylo po jego opieką musiałby zareagowac, poswiecic czas, pojsc do lekarza. Niestety wie, ze nie musi tego robić bo ja przeciez nie oleje sprawy i to wszystko zrobie. Nie mam wyjścia.
Wiem. Wiem ze powinnam przestac liczyc na innych. Wim ze tu jest praca dla mnie.
Ale jak powinnam reagować kiedy komunikuje o chorobie dziecka, a z drugiej strony nie ma zadnego zainteresowania? Tak technicznie. Czy i co odpowiedziec?
Wiem wiem ze niepotrzebnie na nim "wisze", ale trudno mi pogodzic sie z faktem ze tak "olewa" swoje obowiązki wobec dziecka. Przeciez gdyby bylo po jego opieką musiałby zareagowac, poswiecic czas, pojsc do lekarza. Niestety wie, ze nie musi tego robić bo ja przeciez nie oleje sprawy i to wszystko zrobie. Nie mam wyjścia.
Wiem. Wiem ze powinnam przestac liczyc na innych. Wim ze tu jest praca dla mnie.
Ale jak powinnam reagować kiedy komunikuje o chorobie dziecka, a z drugiej strony nie ma zadnego zainteresowania? Tak technicznie. Czy i co odpowiedziec?
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Wafelka
A gdybyś nie informowała o chorobie dziecka?
Nie byłoby tematu.
Gdyby się jednak o tej chorobie dowiedział i robił Ci jakieś wymówki, to wtedy mogłabyś powiedzieć, że nie informowałaś, bo i tak nigdy nie mogłaś liczyć na jego pomoc. Że jest mentalnie małych chłopcem, który udaje dorosłego.
Jak choć trochę jest dorosłym facetem, to odczuje to tak, jakby dostał po pysku. Może go to otrzeźwić. Jak jest w 100% małym chłopcem, to się ucieszy, że nawet nie zawracasz mu głowy i nie musi szukać wymówek,żeby nic nie robić.
Jak wcześniej pisałem, ja opiekowałem się najmłodszym po odejściu żony. Nigdy nie mówiłem jej o problemach zdrowotnych syna. Sam wszystko załatwiałem, choć żona jest pielęgniarką. Jej chyba było z tym dobrze, bo miała więcej czasu na kowalskiego.
A gdybyś nie informowała o chorobie dziecka?
Nie byłoby tematu.
Gdyby się jednak o tej chorobie dowiedział i robił Ci jakieś wymówki, to wtedy mogłabyś powiedzieć, że nie informowałaś, bo i tak nigdy nie mogłaś liczyć na jego pomoc. Że jest mentalnie małych chłopcem, który udaje dorosłego.
Jak choć trochę jest dorosłym facetem, to odczuje to tak, jakby dostał po pysku. Może go to otrzeźwić. Jak jest w 100% małym chłopcem, to się ucieszy, że nawet nie zawracasz mu głowy i nie musi szukać wymówek,żeby nic nie robić.
Jak wcześniej pisałem, ja opiekowałem się najmłodszym po odejściu żony. Nigdy nie mówiłem jej o problemach zdrowotnych syna. Sam wszystko załatwiałem, choć żona jest pielęgniarką. Jej chyba było z tym dobrze, bo miała więcej czasu na kowalskiego.
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
To ja dla odmiany "wejdę w skórę męża" .
Macie tylko JEDNO dziecko i do tego
to nie jest niemowlę .
( bywają kobiety z trójką i więcej , niektóre nawet pracują zawodowo )
Synek nie zachorował ( no nie wiem grypa , temp. 40 stopni )
tylko "uraz" ........ zakładam przypuśćmy potłukł się , poobijał ,
złamał rękę co najwyżej , może uraz oka itp.
Generalnie - "stan stabilny" , nie mrze od tego .
Wafelka , faceci inaczej podchodzą do takich spraw .
Mama "chucha na paluszek" ( gdzie nic nie widać ) wiele razy widziałem
i słusznie jak dziecko ma 2-3 latka
To pomaga .
Ale jak powiedzmy 8-10 to już by SZKODZIŁO ,
temu "mężczyźnie" na przyszłość .
Łapiesz , o co mi chodzi ?
Oczywiście , nie znam szczegółów ,
ale "jakby jęczysz" .
Ja rozumiem , że możesz mieć takie odczucia braku wsparcia
( bo np. twój tata zawsze się angażował ,
albo ty tak widzisz małżeństwo -wszystko razem ,
ale inny model z domu może mieć mąż
i on NIE WIDZI konieczności interwencji
...... no gdyby nagła ciążka sytuacja .
Zastanów się nad tym co napisałem .
Zupełnie inaczej podchodzą do SPRAW ( wielu ) osoby będące jedynakami ,
a inaczej te z rodzin większych .
( na ogół )
Macie tylko JEDNO dziecko i do tego
to nie jest niemowlę .
( bywają kobiety z trójką i więcej , niektóre nawet pracują zawodowo )
Synek nie zachorował ( no nie wiem grypa , temp. 40 stopni )
tylko "uraz" ........ zakładam przypuśćmy potłukł się , poobijał ,
złamał rękę co najwyżej , może uraz oka itp.
Generalnie - "stan stabilny" , nie mrze od tego .
Wafelka , faceci inaczej podchodzą do takich spraw .
Mama "chucha na paluszek" ( gdzie nic nie widać ) wiele razy widziałem
i słusznie jak dziecko ma 2-3 latka
To pomaga .
Ale jak powiedzmy 8-10 to już by SZKODZIŁO ,
temu "mężczyźnie" na przyszłość .
Łapiesz , o co mi chodzi ?
Oczywiście , nie znam szczegółów ,
ale "jakby jęczysz" .
Ja rozumiem , że możesz mieć takie odczucia braku wsparcia
( bo np. twój tata zawsze się angażował ,
albo ty tak widzisz małżeństwo -wszystko razem ,
ale inny model z domu może mieć mąż
i on NIE WIDZI konieczności interwencji
...... no gdyby nagła ciążka sytuacja .
Zastanów się nad tym co napisałem .
Zupełnie inaczej podchodzą do SPRAW ( wielu ) osoby będące jedynakami ,
a inaczej te z rodzin większych .
( na ogół )
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Mare
Ale Ty lubisz jeździć po bandzie.
Wafelce raczej chodziło o to, że jest uraz dziecka i jej mąż nawet nie chce pojechać z dzieckiem do szpitala.
Wiesz, chodzi o opatrunek, kontrolę, może zdjęcie RTG, ...
Miałem pod opieką syna i wiem, że czasami trzeba go też przytulić. Tak po męsku, ale jednak być przy nim.
Ty proponujesz nawet nie "zimny wychów" a wręcz "arktyczny".
Ale Ty lubisz jeździć po bandzie.
Wafelce raczej chodziło o to, że jest uraz dziecka i jej mąż nawet nie chce pojechać z dzieckiem do szpitala.
Wiesz, chodzi o opatrunek, kontrolę, może zdjęcie RTG, ...
Miałem pod opieką syna i wiem, że czasami trzeba go też przytulić. Tak po męsku, ale jednak być przy nim.
Ty proponujesz nawet nie "zimny wychów" a wręcz "arktyczny".
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Jacek ,
ja nie piszę aby pocieszyć Wafelkę ,
tylko zmusić ją do spojrzenia z innej strony .
( strony tego "wrednego" męża )
"Nie cierpię" wsparcia w stylu :
"Kochana , jakbym siebie czytała .
Mój jest taki sam .
( w podtekście wszyscy "oni tacy sami"
oj my biedne kobiety ,
musimy zadbać o nasze dzieci , bo
one są najważniejsze
( oczywiście nasze kosmetyki i ciuchy też ,
nasz "pan mechanik" , nasz urlopik itd. )
Oj jedno dziecko - pieluchy tetrowe prać trzeba
nad rzeką w zimnej wodzie
i w pole iść o 5 rano , obiad na południe zrobić
i znów w pole
a dzieci piątka albo siódemka
............ do dobra
Czy dawniej "chłop" ( ten z miasta też )
miał czas pomagać żonie ?
( w ten sposób jaki domagają się dzisiejsze panie )
Rozumiem , że mamy inne czasy
ale wychodzi czasem , że już jedno dziecko
to straszliwe obciążenie , nadludzkie prawie .
Inna rzecz , że konsumujemy dziś dużo
- czy naprawdę to wszystko jest niezbędne ?
Tu też warto się zastanowić .
Jedyne , o co mi chodzi
to skłonić czytających do pewnej refleksji , w tym Wafelkę .
A co z tym zrobi , to już jej sprawa .
ja nie piszę aby pocieszyć Wafelkę ,
tylko zmusić ją do spojrzenia z innej strony .
( strony tego "wrednego" męża )
"Nie cierpię" wsparcia w stylu :
"Kochana , jakbym siebie czytała .
Mój jest taki sam .
( w podtekście wszyscy "oni tacy sami"
oj my biedne kobiety ,
musimy zadbać o nasze dzieci , bo
one są najważniejsze
( oczywiście nasze kosmetyki i ciuchy też ,
nasz "pan mechanik" , nasz urlopik itd. )
Oj jedno dziecko - pieluchy tetrowe prać trzeba
nad rzeką w zimnej wodzie
i w pole iść o 5 rano , obiad na południe zrobić
i znów w pole
a dzieci piątka albo siódemka
............ do dobra
Czy dawniej "chłop" ( ten z miasta też )
miał czas pomagać żonie ?
( w ten sposób jaki domagają się dzisiejsze panie )
Rozumiem , że mamy inne czasy
ale wychodzi czasem , że już jedno dziecko
to straszliwe obciążenie , nadludzkie prawie .
Inna rzecz , że konsumujemy dziś dużo
- czy naprawdę to wszystko jest niezbędne ?
Tu też warto się zastanowić .
Jedyne , o co mi chodzi
to skłonić czytających do pewnej refleksji , w tym Wafelkę .
A co z tym zrobi , to już jej sprawa .
Re: wątek Wafelki czyli rollercoster
Mare...
rzecz nie w tym, że oczekuję, żeby mąż chuchał na paluszek dziecka, ile właśnie wsparł logistycznie (choć uważam, że przytulenie ze strony ojca jest mega ważne i potrzebne). Łatwiej jest jemu dźwignąć prawie 30kg syna niż mi. Poza tym jeśli wszystko, cały dom jest na jednej głowie, a ta głowa musi jeszcze pracować i wywiązywać się ze zobowiązań to po prostu dobrze mieć jakieś wsparcie w takich sytuacjach. Ktoś musi być w domu, trzeba pojechać po zakupy, zawieźć na badanie, no co ja mam tłumaczyć..to oczywiste.
Jestem całym sercem za przytulaniem dzieci, nosiłam moje dziecko jak koala i wiem ile dobrego to przynosi. Wiem też jakie spustoszenie robi zimny wychów. Więc tu się z Tobą zgodzić nie mogę. Jeśli dziecko cierpi trzeba mu poświęcić uwagę. To nie chuchanie na paluszek, ale bycie w cierpieniu i ułatwianie życia.
A mąż nie ma "pomagać" żonie, ale być równoprawnym uczestnikiem życia domowego, brać odpowiedzialność w równym stopniu. Pomaga dziecko małe roznosić talerze. I tak jak napisałeś, że nie pierze się już pieluch w strumieniu..czasy się zmieniły i faceci nie chodzą na polowania i nie muszą po nich odpoczywać. Mają tyle samo czasu co kobiety, które pracują. I jeśli decydują się na dziecko i rodzinę to chyba nie po to, żeby spłodzić i zniknąć i wpadać coś zjeść...
Więc, Mare, nie bardzo potrafię przekuć twoje porady na coś konkretnego. Ja jestem konkretna babka, silna kobieta, i jak mnie ktoś zawodzi, ktoś nie dotrzymuje umów to mi ręce opadają i mam ochotę skreślić gościa. No, ale w tym wypadku to ojciec dziecka, że tak powiem. I twoje uogólnienia odnośnie mojej sytuacji są zbędne. Ani nie jestem jedynaczką, ani mój mąż nie jest, ani nie formowaliśmy nigdy tradycyjnego układu typu "kobieta w domu, mąż w pracy", ani ze mnie fanka makijażu, ani z niego myśliwy.. Fakt jest taki, że unika odpowiedzialności za rodzinę, ale jednocześnie komunikuje jak bardzo cierpi poza nią.
Napisałeś:
Dla mnie to jest wysiłek, oczywiście. Ale nie nadludzki. Nie mniej doceniam bardzo teraz moich rodziców i widzę ile energii włożyli w moje wychowanie.
Jacku, dzięki. Jest to opcja, żeby męża po prostu przestać informować. Tak muszę robić. Bo niestety jest bierny zupełnie. Kiedy go informuję o chorobie dziecka nie pada z jego trony żadne "to może ja wezmę zwolnienie i z nim posiedzę..." albo "może zrobię zakupy i Wam przywiozę" tylko "acha...". Dzięki za konkretną odpowiedź.
rzecz nie w tym, że oczekuję, żeby mąż chuchał na paluszek dziecka, ile właśnie wsparł logistycznie (choć uważam, że przytulenie ze strony ojca jest mega ważne i potrzebne). Łatwiej jest jemu dźwignąć prawie 30kg syna niż mi. Poza tym jeśli wszystko, cały dom jest na jednej głowie, a ta głowa musi jeszcze pracować i wywiązywać się ze zobowiązań to po prostu dobrze mieć jakieś wsparcie w takich sytuacjach. Ktoś musi być w domu, trzeba pojechać po zakupy, zawieźć na badanie, no co ja mam tłumaczyć..to oczywiste.
Jestem całym sercem za przytulaniem dzieci, nosiłam moje dziecko jak koala i wiem ile dobrego to przynosi. Wiem też jakie spustoszenie robi zimny wychów. Więc tu się z Tobą zgodzić nie mogę. Jeśli dziecko cierpi trzeba mu poświęcić uwagę. To nie chuchanie na paluszek, ale bycie w cierpieniu i ułatwianie życia.
A mąż nie ma "pomagać" żonie, ale być równoprawnym uczestnikiem życia domowego, brać odpowiedzialność w równym stopniu. Pomaga dziecko małe roznosić talerze. I tak jak napisałeś, że nie pierze się już pieluch w strumieniu..czasy się zmieniły i faceci nie chodzą na polowania i nie muszą po nich odpoczywać. Mają tyle samo czasu co kobiety, które pracują. I jeśli decydują się na dziecko i rodzinę to chyba nie po to, żeby spłodzić i zniknąć i wpadać coś zjeść...
Więc, Mare, nie bardzo potrafię przekuć twoje porady na coś konkretnego. Ja jestem konkretna babka, silna kobieta, i jak mnie ktoś zawodzi, ktoś nie dotrzymuje umów to mi ręce opadają i mam ochotę skreślić gościa. No, ale w tym wypadku to ojciec dziecka, że tak powiem. I twoje uogólnienia odnośnie mojej sytuacji są zbędne. Ani nie jestem jedynaczką, ani mój mąż nie jest, ani nie formowaliśmy nigdy tradycyjnego układu typu "kobieta w domu, mąż w pracy", ani ze mnie fanka makijażu, ani z niego myśliwy.. Fakt jest taki, że unika odpowiedzialności za rodzinę, ale jednocześnie komunikuje jak bardzo cierpi poza nią.
Napisałeś:
i uważasz, że powinnam się na tym zastanowić. A ja bym to co napisałeś przekazała mężowi..Rozumiem , że mamy inne czasy
ale wychodzi czasem , że już jedno dziecko
to straszliwe obciążenie , nadludzkie prawie .
Dla mnie to jest wysiłek, oczywiście. Ale nie nadludzki. Nie mniej doceniam bardzo teraz moich rodziców i widzę ile energii włożyli w moje wychowanie.
Jacku, dzięki. Jest to opcja, żeby męża po prostu przestać informować. Tak muszę robić. Bo niestety jest bierny zupełnie. Kiedy go informuję o chorobie dziecka nie pada z jego trony żadne "to może ja wezmę zwolnienie i z nim posiedzę..." albo "może zrobię zakupy i Wam przywiozę" tylko "acha...". Dzięki za konkretną odpowiedź.