Stary wątek nowe forum
Moderator: Moderatorzy
Stary wątek nowe forum
Witam. Dawno się nie udziałam na forum. Mój stary wątek jest tu:
http://archiwum.kryzys.org/viewtopic.php?t=15283
Ostatnio trochę się u mnie pozmieniało. Chociaż moja sytuacja jest wciąż taka sama to wydaje mi się że lepiej sobie z nią radzę. Zmieniło się tylko tyle, że znów mam kontakt z mężem. Zmienił pracę i teraz często widujemy się przypadkiem. Mamy też kontakt telefoniczny. Dzwoni do mnie dość często po prostu pogadać. I chciałam was zapytać czy to dobrze? Wiem, że u niego nic się zmieniło i w ogóle nie zaczynamy tego tematu. Zawsze jestem przy nim uśmiechnięta. Staram się rozmawiać normalnie chociaż czasami mam mu ochotę wykrzyczec, że nic nie jest normalnie! On jest zadowolony z naszej "przyjacielskiej" relacji a ja się zastanawiam jak powinnam się zachowywać. Z drugiej strony nie będę mu znów robić wyrzutów bo to już było i on zna moje podejście do sprawy. Poza tym trochę się cieszę że znów mamy kontakt. Czy to dobrze że mu pokazuje, że sobie radzę bez niego i jest ok? Przyznam szczerze, że czasami muszę udawać
http://archiwum.kryzys.org/viewtopic.php?t=15283
Ostatnio trochę się u mnie pozmieniało. Chociaż moja sytuacja jest wciąż taka sama to wydaje mi się że lepiej sobie z nią radzę. Zmieniło się tylko tyle, że znów mam kontakt z mężem. Zmienił pracę i teraz często widujemy się przypadkiem. Mamy też kontakt telefoniczny. Dzwoni do mnie dość często po prostu pogadać. I chciałam was zapytać czy to dobrze? Wiem, że u niego nic się zmieniło i w ogóle nie zaczynamy tego tematu. Zawsze jestem przy nim uśmiechnięta. Staram się rozmawiać normalnie chociaż czasami mam mu ochotę wykrzyczec, że nic nie jest normalnie! On jest zadowolony z naszej "przyjacielskiej" relacji a ja się zastanawiam jak powinnam się zachowywać. Z drugiej strony nie będę mu znów robić wyrzutów bo to już było i on zna moje podejście do sprawy. Poza tym trochę się cieszę że znów mamy kontakt. Czy to dobrze że mu pokazuje, że sobie radzę bez niego i jest ok? Przyznam szczerze, że czasami muszę udawać
Re: Stary wątek nowe forum
Witaj na starym nowym forum
Tak się zastanawiam - a musisz coś robić JUŻ? Może daj sobie czas na przyjrzenie się sytuacji, temu, jak się w niej czujesz? I popytaj się Pana Boga, jak On to widzi?
Tak się zastanawiam - a musisz coś robić JUŻ? Może daj sobie czas na przyjrzenie się sytuacji, temu, jak się w niej czujesz? I popytaj się Pana Boga, jak On to widzi?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Stary wątek nowe forum
Oj codziennie go pytam szkoda tylko, że nie może mi bezpośrednio odpowiedzieć. Czasami cieszę się, że mamy ten kontakt, że potrafimy ze sobą rozmawiać. Ale czasami wydaje mi się, że to do nikąd nie prowadzi. Boję się, że podświadomie robię sobie niepotrzebnie nadzieję. On ma kochankę, dobre relacje z żoną, zostało mu wybaczone. Żyć nie umierać. Niby wie, że nie chcę rozwodu i nie akceptuję tej sytuacji ale sprawia wrażenie jakby o tym zapomniał. Jakie to wszystko skomplikowane...
Re: Stary wątek nowe forum
Dlaczego więc dzwoni, skoro NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO?
Nie mam tu na myśli powodów do hurraoptymizmu ani mamienia siebie iluzjami.
Wątpie, że kowalska o tym wie, wątpię, że by ją taka informacja ucieszyła. Tak na "chłopski rozum" albo czegoś mu brakuje, albo życie z kowalską nie okazało się taką sielanką jak zakładał.
Osobiście bliżej mi do pokazywania "jestem szczęśliwy/a pomimo" niż "jestem szczęśliwy/a". Nie, żeby to podkreślać i przypominać, ale tak aby ta osoba miała tego świadomość.
Ten kontakt, o ile nie przekracza pewnych granic a mąż ma świadomość, że nie akceptujesz trójkątów, jest moim zdaniem czymś dobrym.
Dlaczego?
B bez kontaktu ciężko pokazać swoje zmiany, zachęcić swoją postawą do powrotu na właściwą drogę.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Stary wątek nowe forum
Nie wiem czy coś się zmieniło ale wydajemy się że nie. Jak się spotykamy to widzę że jest innym człowiekiem i nic do mnie nie czuje. Takie stwarza pozory. Nie wiem po co dzwoni. Chyba na prawdę chciałby "nowocześnie" przyjaźnic się z byłą żoną. Cieszę się że rozmawiamy albo że się spotkaliśmy. Mam satysfakcję że potrafię pokazać mu swoją pewność siebie. Ale czasami ta jego postawa boli i ciężko mi się później podnieść. Staram się już nie analizować każdego jego słowa. Ostatnio zaproponował spotkanie. Takie zwyczajne odwiedziny. Powinnam się na nie zgodzić? Boję się że znów narobie sobie nadziei a on mnie później zarzuci newsem typu " weźmy jednak ten rozwód" albo że kowalska jest w ciąży. Ostatnio nie mogę pozbyć się tego leku.
Re: Stary wątek nowe forum
esperanzo, poczytałam trochę Twój stary wątek.. co u Ciebie?..
Re: Stary wątek nowe forum
U mnie ostatnio bez zmian. Ale przynajmniej spokojnie. Właśnie minęło u mnie rok jak mąż odszedł. Przechodzę chyba fazę (nie wiem jak to nazwać) obojętności? Codziennie przeglądam forum i stare i nowe i staram się wyciągać wnioski. Dopiero teraz zaczynam rozumieć o czym wszyscy tutaj piszą (a na początku myślałam sobie: co to za bzdury...? Przepraszam za to Zaczynam myśleć naprawdę o sobie. Właśnie czytam "Pięć języków...".
Ostatnio stwierdziłam, że cały czas "ślepo" modliłam się o powrót męża a w ogóle nie byłam na to gotowa. Nadal nie jestem. Jak sobie to wyobrażałam, jak pojawiały się wątpliwości, pretensje i pytania to zamiatałam je pod dywan i mówiłam, że Bóg to rozwiąże. Dopiero teraz doszłam do wniosku, że bez mojego udziału Bóg nic nie rozwiąże. Sama muszę zacząć pracować nad sobą. A mam co robić wychodzi na to.
Ostatnio stwierdziłam, że cały czas "ślepo" modliłam się o powrót męża a w ogóle nie byłam na to gotowa. Nadal nie jestem. Jak sobie to wyobrażałam, jak pojawiały się wątpliwości, pretensje i pytania to zamiatałam je pod dywan i mówiłam, że Bóg to rozwiąże. Dopiero teraz doszłam do wniosku, że bez mojego udziału Bóg nic nie rozwiąże. Sama muszę zacząć pracować nad sobą. A mam co robić wychodzi na to.
Re: Stary wątek nowe forum
Ja również tak miałem.
Gdy mi pisano, abym zajął się sobą, przestał wisieć na żonie, powierzył małżeństwo Bogu, myślałem: "co to za bełkot? Na głowę upadli?".
Po czasie wiem, że to najlepsze co mogłem zrobić.
Na pewnym etapie, tym początkowym, wydaje mi się to jednak w miarę mało możliwe, na wszystko trzeba czasu. Jednocześnie, czym szybciej zasieje się ziarno, tym szybciej może zakiełkować.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Stary wątek nowe forum
bo bardzo ciężko to zrobić, ja nawet to rozumiem, uważam, że to mądre i najwłaściwsze co można zrobić.. i staram się chociaż wychodzi mi marnie (mimo, że nie mam z nim prawie kontaktu).Pavel pisze: ↑14 maja 2017, 22:28Ja również tak miałem.
Gdy mi pisano, abym zajął się sobą, przestał wisieć na żonie, powierzył małżeństwo Bogu, myślałem: "co to za bełkot? Na głowę upadli?".
Po czasie wiem, że to najlepsze co mogłem zrobić.
Na pewnym etapie, tym początkowym, wydaje mi się to jednak w miarę mało możliwe, na wszystko trzeba czasu. Jednocześnie, czym szybciej zasieje się ziarno, tym szybciej może zakiełkować.
Pozwolę sobie zacytować również w Twoim wątku o. Pelanowskiego:
Miłość, która jest zdrowiem i uzdrowieniem, istnieje tylko wtedy gdy kogoś nie zniewalamy i sami nie jesteśmy zniewoleni tą osobą. Tylko kiedy mamy
zdolność opuścić i być opuszczonym, właśnie wtedy możemy się powierzyć i kogoś przyjąć. To jest paradoks, ale taka jest prawda.
Ujmę to inaczej: mogę z kimś żyć, jeśli potrafię żyć bez tego kogoś.
Nadal uważam to za bardzo trudne, ale chciałabym żeby było to możliwe.
Re: Stary wątek nowe forum
Dokładnie. Na wszystko trzeba czasu. Nie można mieć do siebie pretensji że coś nie dzieje się szybciej. Ale to niestety ciężka droga.
A tak poza tym, nie przeceniając, uważam że gdybym nie trafiła na to forum to już dawno uznałabym moje małżeństwo za skończone i tkwiła w czarnej rozpaczy. Już nawet nie udzielanie się ale sama lektura pomogła mi bardziej niż osoby i wsparcie w najbliższym otoczeniu. Dziękuję Wam
A tak poza tym, nie przeceniając, uważam że gdybym nie trafiła na to forum to już dawno uznałabym moje małżeństwo za skończone i tkwiła w czarnej rozpaczy. Już nawet nie udzielanie się ale sama lektura pomogła mi bardziej niż osoby i wsparcie w najbliższym otoczeniu. Dziękuję Wam
Re: Stary wątek nowe forum
A tak poza tym, nie przeceniając, uważam że gdybym nie trafiła na to forum to już dawno uznałabym moje małżeństwo za skończone i tkwiła w czarnej rozpaczy. Już nawet nie udzielanie się ale sama lektura pomogła mi bardziej niż osoby i wsparcie w najbliższym otoczeniu. Dziękuję Wam
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Stary wątek nowe forum
Mam do Was pewne pytania. Zastanawiam się ostatnio nad kwestią nadziei. Czym różni się ta ludzka od Boskiej? Nie umiem tego do końca rozdzielić. Kiedyś Jacek napisał (jeśli mogę tu przytoczyć), że stanął na nogach dopiero gdy porzucił nadzieję. W moim rozumowaniu będzie to wtedy, gdy przyjmę możliwość, że mój mąż nigdy nie wróci a wychodzi na to, że tego zrobić nie potrafię. W większości czasu czuję się silna, czuję, że ten kryzys był mi potrzebny i przynosi dużo pozytywnych zmian. Mam poczucie, że jestem gotowa zostać sama i być szczęśliwa, że Bóg mnie poprowadzi. Ale przychodzą gorsze dni i wtedy z całą pewnością wiem, że nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę. Wszystko co osiągnęłam traci wtedy sens. Zdarza się to na szczęście coraz rzadziej ale później mam wyrzuty sumienia, że nadal nie potrafię zaufać Bogu na 100 %. Czy może mnie ktoś nakierować czy źle rozumuję? Czy to jest naturalny proces czy buduję zamki na piasku? Martwi mnie, że ta moja radość z dnia codziennego napędzana jest podświadomie właśnie tą ludzką nadzieją.
Re: Stary wątek nowe forum
Esperanza
Dobrze rozumiesz.
Porzuć nadzieję ludzką, czyli życie tylko oczekiwaniem na powrót męża.
Przenieś się na nadzieję boską. Ona jest innego rodzaju i nie zależy od bycie lub nie z innym człowiekiem.
Ale masz rację, że ja odżyłem, gdy porzuciłem życie, w którym tylko oczekiwałem powrotu żony (ach, gdyby studenci tak mnie słuchali, jak Ty ).
Życie bez współmałżonka też jest możliwe. Naprawdę.
Pozwolisz, że zrobię tu małą osobistą dygresję. Idę jutro na około tydzień czasu do szpitala. Idę sam. Może mnie któryś syn odwiedzi. Ale nastawiam się, że jestem zależny tylko od siebie. I już. A wiesz, od kogo dostałem największe wsparcie? Od Nirwanny i innych członków naszej wspólnoty. I to jest budujące, że mimo iż mieszkamy w różnych końcach Polski, to mamy kontakt poprzez forum, poprzez nasze grupy działania i częściowo telefonicznie. Czuję się więc zaopiekowany duchowo i mam siłę do dalszego mojego działania.
I ostatnia myśl.
Jeżeli czekasz na męża, to masz sporo większe szanse, niż my panowie, czekający na swoje żony, bo kobiety bardzo rzadko wracają. Panowie częściej, jak zobaczą, że na tej nowej łące trawa wcale nie jest bardziej zielona.
Dobrze rozumiesz.
Porzuć nadzieję ludzką, czyli życie tylko oczekiwaniem na powrót męża.
Przenieś się na nadzieję boską. Ona jest innego rodzaju i nie zależy od bycie lub nie z innym człowiekiem.
Ale masz rację, że ja odżyłem, gdy porzuciłem życie, w którym tylko oczekiwałem powrotu żony (ach, gdyby studenci tak mnie słuchali, jak Ty ).
Życie bez współmałżonka też jest możliwe. Naprawdę.
Pozwolisz, że zrobię tu małą osobistą dygresję. Idę jutro na około tydzień czasu do szpitala. Idę sam. Może mnie któryś syn odwiedzi. Ale nastawiam się, że jestem zależny tylko od siebie. I już. A wiesz, od kogo dostałem największe wsparcie? Od Nirwanny i innych członków naszej wspólnoty. I to jest budujące, że mimo iż mieszkamy w różnych końcach Polski, to mamy kontakt poprzez forum, poprzez nasze grupy działania i częściowo telefonicznie. Czuję się więc zaopiekowany duchowo i mam siłę do dalszego mojego działania.
I ostatnia myśl.
Jeżeli czekasz na męża, to masz sporo większe szanse, niż my panowie, czekający na swoje żony, bo kobiety bardzo rzadko wracają. Panowie częściej, jak zobaczą, że na tej nowej łące trawa wcale nie jest bardziej zielona.
Re: Stary wątek nowe forum
Ja wręcz pochłaniam wszystko co piszesz (i oczywiście inni) nawet jak nie do mnie. Teraz widzę, że życie bez współmałżonka jest możliwe ale czasami dopada mnie myśl, że jest puste. Chciałabym jeszcze kiedyś żyć z kimś i dla kogoś. Nawet egoistycznie czasami myślę, że szkoda że nie mam dzieci. Mogłabym wtedy poświęcać im swój czas i byłoby mi łatwiej przetrwać kryzys. Wiem, że to naiwne myślenie. Ciężko mi w tym wieku żyć tylko perspektywą życia wiecznego bez tego szczęścia doczesnego, które zawsze sobie wyobrażałam.
Jacku mam nadzieję, że zdrowotnie u Ciebie nic poważnego. Wspieram Cię również modlitwą.
Jacku mam nadzieję, że zdrowotnie u Ciebie nic poważnego. Wspieram Cię również modlitwą.
Re: Stary wątek nowe forum
Jest jeszcze opcja małżonków, którzy w pewnym sensie odeszli, ale nie do kogoś, tylko do czegoś (nałogi) i opuścili dom z własnej lub, pewnie częściej: drugiego małżonka, woli. I wielu długo tego nie może zrozumieć. Że małżonek chce rozstania nie dlatego, że ma kogoś, ale, że nie może już znieść bycia z nałogowcem.. Przerabiam to. Mój mąż bardzo szukał mojego kochanka, żeby mnie obwinić kryzysem Nawet już plotki takie chodziły po stronie jego rodziny. A tu klops. Kochanka nie ma. Tak jakby tylko on mógłby być powodem kryzysu...jacek-sychar pisze: Jeżeli czekasz na męża, to masz sporo większe szanse, niż my panowie, czekający na swoje żony, bo kobiety bardzo rzadko wracają. Panowie częściej, jak zobaczą, że na tej nowej łące trawa wcale nie jest bardziej zielona.