zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

Triste, Bławatku. To co piszecie jest mi bliskie. Bo często słyszę, że powinnam być otwarta na powrót męża. I jestem. Ale na powrót męża. A nie pana, któremu się noga w życiu powinęła i chciałby ze mnie korzystać. Męża, czyli mężczyzny gotowego wypełniać przysięgę małżeńską. W całości. Ojca, czyli mężczyzny ktory złożył konkretne zobowiązanie, do przyjęcia życia i do wychowania dzieci po katolicku.
Nie jestem przytułkiem, nie żyję po to by się poświęcić, nie jestem terapeutką. Podobnie jak wy, sądzę, że taki powrót męża, który nie chce być mężem, byłby powrotem do katastrofy. Jeden taki już w naszym małżeństwie miał miejsce.

Pracuję nad sobą by być dobrą żoną. I czekam na męża. Nie na pogubionego mężczyznę.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Bławatek »

Triste pisze: 08 wrz 2021, 9:49
Bławatek pisze: 08 wrz 2021, 9:26 to wiem, że na tą chwilę jakby mąż wrócił to by się za wiele między nami nie zmieniło i kolejny kryzys byłby od razu.
U nas w 100 % to samo. Bo on żyje w żalu i w cierpieniu i poczuciu skrzywdzenia.
A ja uważam że aby iść dalej potrzebne jest zrozumienie, przebaczenie i chęć...chęć realnej odbudowy.

Mój mąż chciałby abym ja sobie nie radziła, żebym dalej była taka nieporadna, kiedy mnie zostawił.
A zobaczył mnie silną i to go chyba boli najbardziej.
I to samo chyba boli mojego męża, bo ja dałam radę, jestem odważniejsza i zaradniejsza, a on dalej nieporadny i zagubiony.

Może niektórzy potrzebują więcej czasu aby się zreflektować, że dwoje ludzi buduje relację w małżeństwie i gdy jedno robi to pozytywnie a drugi negatywnie to niestety dobrego, szczęśliwego małżeństwa nie będzie.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Niepozorny »

marylka pisze: 07 wrz 2021, 13:57 Piszę co to bo mnie kiedyś uprzedzano że żona nie może być terapeutą ale nie słuchałam
I się pimyliłam
Nam się nie udało
Uleńka pisze: Marylko zaniepokoiło mnie Twoje ostatnie zdanie.Śledziłam Twoje wpisy z których wynikało, że Wam się udało.
Ruta pisze: Marylko i mi się zrobiło smutno, gdy przeczytałam twój wpis. Jak się trzymasz? Otulam modlitwą.
Witam!

Zauważyłem, że Panie inaczej odczytały słowa Marylki niż ja. Wiadomo, że mężczyźni i kobiety myślą inaczej stąd może inny odbiór tych samych słów. Moim zdaniem u Marylki nie udało się to, że chciała być terapeutką dla swojego męża, co było pomyłką. Mam nadzieję, że nadal jest szczęśliwą żoną.
Z braku rodzi się lepsze!
Klara*
Posty: 39
Rejestracja: 19 wrz 2018, 8:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Klara* »

Niepozorny pisze: 08 wrz 2021, 10:23
marylka pisze: 07 wrz 2021, 13:57 Piszę co to bo mnie kiedyś uprzedzano że żona nie może być terapeutą ale nie słuchałam
I się pimyliłam
Nam się nie udało
Uleńka pisze: Marylko zaniepokoiło mnie Twoje ostatnie zdanie.Śledziłam Twoje wpisy z których wynikało, że Wam się udało.
Ruta pisze: Marylko i mi się zrobiło smutno, gdy przeczytałam twój wpis. Jak się trzymasz? Otulam modlitwą.
Witam!

Zauważyłem, że Panie inaczej odczytały słowa Marylki niż ja. Wiadomo, że mężczyźni i kobiety myślą inaczej stąd może inny odbiór tych samych słów. Moim zdaniem u Marylki nie udało się to, że chciała być terapeutką dla swojego męża, co było pomyłką. Mam nadzieję, że nadal jest szczęśliwą żoną.
Też tak to odczytałam jak Niepozorny
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Caliope »

Niepozorny pisze: 08 wrz 2021, 10:23
marylka pisze: 07 wrz 2021, 13:57 Piszę co to bo mnie kiedyś uprzedzano że żona nie może być terapeutą ale nie słuchałam
I się pimyliłam
Nam się nie udało
Uleńka pisze: Marylko zaniepokoiło mnie Twoje ostatnie zdanie.Śledziłam Twoje wpisy z których wynikało, że Wam się udało.
Ruta pisze: Marylko i mi się zrobiło smutno, gdy przeczytałam twój wpis. Jak się trzymasz? Otulam modlitwą.
Witam!

Zauważyłem, że Panie inaczej odczytały słowa Marylki niż ja. Wiadomo, że mężczyźni i kobiety myślą inaczej stąd może inny odbiór tych samych słów. Moim zdaniem u Marylki nie udało się to, że chciała być terapeutką dla swojego męża, co było pomyłką. Mam nadzieję, że nadal jest szczęśliwą żoną.
Też tak to odczytałam, ani żoną, ani mąż nie powinien być terapeutą. Nikomu to się nie udaje i nie wychodzi na dobre.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: marylka »

Triste przepraszam że w twoim wątku o sobie napiszę.
Jak wiecie mąż jest uzależniony od pornografii i masturbacji.
Wtedy- 6 lat temu myślałam że dam radę wysłuchiwać jego upadki i być wsparciem jako terapeutka bo na terapię sam nie chciał iść
Mam dużo empatii i miałam już wtedy dużą wiedzę na temat nałogu
Ale nie udźwignęłam tego
Jako żona bardzo to odbierałam osobiście co uderzało w moje poczucie wartości.
I odeszłam. Dlatego napisałam że nam nie wyszło.

Natomiast jestem pewna że gdyby mąż nie kłamał, - wiecznie kłamał to by mogło się udać.
On mi mówił tylko o sprawach które ja wytropiłam
I to kłamstwa głównie mnie rozjechały.
Nie - same czyny
Podjął terapię już jak mieszkaliśmy oddzielnie
Dlatego wróciłam bo stał się innym człowiekiem

Czy jestem szczęśliwą żoną dziś?
Nie

Jestem szczęśliwą kobietą.
Mam pełno powodów do radości dumy i wdzięczności Bogu za moje życie głównie dzięki dzieciom
Otaczam się wspaniałymi ludźmi mam paru przyjaciół.

Mąż wrócił do nałogu. Nie wiem jak daleko zabrnął i gdzie jest dzisiaj. Znam jego hasła do tel mam okazję to zrobić - sprawdzić ale tego nie robię.
Dlaczego?
Bo wiem że i on się wyspecjalizował w usuwaniu śladów a ja i tak kłamstwo nosem wyczuwam. Nie chcę go przyciskać do ściany i wyduszać prawdy.

Mam wiele szacunku do niego za inne sprawy bo dba o dom ale bliskości i intymności między nami nie ma. Żyjemy jak lokatorzy. Nie wiem jak długo to potrwa ale jak przyjdzie czas to ktoś odejdzie.
Na pewno jak mi dowód wpadnie w ręce albo zadzwoni do drzwi to w ten sam dzień się rozstaniemy bo tego nie udźwignę. I nie muszę tego dźwigać.
Myślę że mąż jest zaskoczony i zawiedziony że już tak za nim nie latam. Ale.... zwyczajnie na tym polu wypaliłam się. Życie jest zbyt krótkie i zbyt piękne żeby fiksować się na czymś na co i tak się nie ma wpływu

Tak z innej strony - dostałam mega siłę do pokonywania przeszkód. Ja jestem warta żeby o siebie dbać i idę jak burza. I jestem z tego dumna że żyję jak chcę. A że mam poukładane w głowie to wierzę że żyję dobrze. I z Bogiem i z ludźmi.
A że nie wszystko można mieć - to też trzeba zrozumieć i z tym się pogodzić

Pozdrawiam
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Marylko, nie ma za co przepraszać.
Od zawsze na tym forum ceniłam przede wszystkim Twoją szczerość, chęć pomocy innym a dziś po Twoim poście widzę jeszcze bardziej jak silną kobietą jesteś.
Trzymaj się dzielnie i życzę Ci tej siły jeszcze więcej :)

PS. M.in. właśnie Twój post sprawił, że zebrałam się w sobie, nie mogę poddać się słabostkom męża, muszę być silna i chcę być szczęśliwa i cieszyć się życiem a samo się nie zrobi :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

marylka pisze: 08 wrz 2021, 11:47
Tak z innej strony - dostałam mega siłę do pokonywania przeszkód. Ja jestem warta żeby o siebie dbać i idę jak burza. I jestem z tego dumna że żyję jak chcę. A że mam poukładane w głowie to wierzę że żyję dobrze. I z Bogiem i z ludźmi.
A że nie wszystko można mieć - to też trzeba zrozumieć i z tym się pogodzić

Pozdrawiam
Marylko, wspieram modlitwą.

Nawrót, wiem jak trudne to jest. Zwłaszcza po dobrym czasie. To się zdarza. W uzaleznieniach tego rodzaju jest częste. I nie zależy od złej woli uzaleznionego, jak żaden nawrót. To jak powrót innej choroby, raka, czy jakiegoś stanu zapalnego. Pamiętam jak mój mąz przerwał terapię i wrócił na stare drogi. Dobrze, że masz siły. U mojego męża nawrót skończył się pełnym powrotem do życia w nietrzeźwości i tak jest do dziś. Ale nie każdy nawrót się tak kończy. I szansa na powrót do trzeźwości jest zawsze.

Korzystasz z jakiejś grupy wsparcia? Wiem, że małżeństwa przepracowują nawroty. Trudne jest udawanie, że nic się nie dzieje, gdy się tyle dzieje. I takie oczekiwanie, że coś się wydarzy. Ale też w nawrotach nie bardzo jest już przestrzeń na rozmowę z mężem, bo skończy się kłamstwami i wypieraniem...
Nie mam żadnego doświadczenia w tym, poza porażką w naszym małżeństwie. Ja byłam zupełnie bierna, byłam wyczerpana i nie miałam wiedzy ani pomysłu co mogę zrobić, by się chronić. Poddałam się wtedy.
Na pewno - gdy patrzę teraz - mogłam wcześniej stawiać granice. Mąż odszedłby zapewne jeszcze wcześniej. Ale każde znas byłoby mniej wyczerpane tym ukrywaniem, czekaniem, aż się wyda, kłamstwami.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: marylka »

Ruta pisze: 08 wrz 2021, 13:44 To jak powrót innej choroby, raka, czy jakiegoś stanu zapalnego. Pamiętam jak mój mąz przerwał terapię i wrócił na stare drogi. Dobrze, że masz siły.
No tu się nie zgodzę. Bo nawrotu raka się nie chce
A powrotu do nałogu - i chce i nie chce
Przerwanie terapii długo było komentowane przeze mnie. I tyle.
Wybór-konsekwencja
Korzystasz z jakiejś grupy wsparcia? Wiem, że małżeństwa przepracowują nawroty. Trudne jest udawanie, że nic się nie dzieje, gdy się tyle dzieje. I takie oczekiwanie, że coś się wydarzy.
Wy jesteście moją grupą wsparcia :)
Nie udzielam się tak aktywnie ale regularnie czytam forum
Nie udaję że nic się nie dzieje- przecież prosto o tym piszę jak jest
Ale pozbyłam się tej dramy życiowej.

Zajęłam się innymi obszarami życia
Nie chcę wchodzić w stare tory współuzależnienia
A nałóg przerobiliśmy jako małżeństwo kilka lat temu pod opieką dobrych fachowców. Jesteśmy po 12 krokach. U mnie one owocują
I w sumie to ja nic nie mam do dodania mężowi.
Ja potrzebuję męża - przynajmniej prawdomównego. Jak tego nie ma to klapa.
A za tym idzie cała gama humorów cichych dni w które już tylko on się bawi. Mnie to nie rusza
A za modlitwę dziękuję:)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

marylka pisze: 08 wrz 2021, 14:50
Ruta pisze: 08 wrz 2021, 13:44 To jak powrót innej choroby, raka, czy jakiegoś stanu zapalnego. Pamiętam jak mój mąz przerwał terapię i wrócił na stare drogi. Dobrze, że masz siły.
No tu się nie zgodzę. Bo nawrotu raka się nie chce
A powrotu do nałogu - i chce i nie chce
Przerwanie terapii długo było komentowane przeze mnie. I tyle.
Wybór-konsekwencja
Korzystasz z jakiejś grupy wsparcia? Wiem, że małżeństwa przepracowują nawroty. Trudne jest udawanie, że nic się nie dzieje, gdy się tyle dzieje. I takie oczekiwanie, że coś się wydarzy.
Wy jesteście moją grupą wsparcia :)
Nie udzielam się tak aktywnie ale regularnie czytam forum
Nie udaję że nic się nie dzieje- przecież prosto o tym piszę jak jest
Ale pozbyłam się tej dramy życiowej.

Zajęłam się innymi obszarami życia
Nie chcę wchodzić w stare tory współuzależnienia
A nałóg przerobiliśmy jako małżeństwo kilka lat temu pod opieką dobrych fachowców. Jesteśmy po 12 krokach. U mnie one owocują
I w sumie to ja nic nie mam do dodania mężowi.
Ja potrzebuję męża - przynajmniej prawdomównego. Jak tego nie ma to klapa.
A za tym idzie cała gama humorów cichych dni w które już tylko on się bawi. Mnie to nie rusza
A za modlitwę dziękuję:)
Marylka,
o tym udawaniu miałam na myśli - w relacji. Nawet nie udawanie, nie jest to dobre słowo. Miałam na myśli nie zachowanie, ale taką wewnętrzną percepcję, jest mi źle, mam ochotę krzyczeć, ale mężowi o tym nie mówię. Tłumienie emocji? Chyba to.

Ale też obejmuje to taką gładką powierzchnię, a pod spodem aż kipi. Ale jeśli to nie jest oparte na lęku, że ja nie wiem, nie umiem, boję się zareagować, tylko na decyzji, to może jest łatwiej. Choć na pewno trudno.

Co do woli nawrotu, ja sądzę że uzależnienie jest chorobą woli. Nikt nie wpada w nałóg bo chce ani w nawrót. Studiuję to na sobie, w kwestii uzależnienia od nikotyny. Nie miałam głodu, ten mi zniknął. A jednak po czasie wolności zaliczyłam nawrót. Nie mając głodu. Za to gładko wchodząc w mechanizm o którym wiem wszystko. Jeden nie zaszkodzi. Dam radę to kontrolować. Tylko ten jeden, potem nie będę palić. Dałam radę tak się sama zakłamać, że się sama przekonałam i sama sobie uwierzyłam. Po to, by jednak doświadczyć, że jestem bezsilna. Dokąd walczę, dotąd przegrywam.

Wiesz to na pewno, ale czasem się zapomina. Uzależnieni nie kłamią przeciwko nam. Kłamią bo się wstydzą i sądzą, że uda im się ukryć nawrót. I sami siebie najmocniej oszukują. Mogą być uczciwymi kochanymi ludźmi, a w nałogu i tak kłamią.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: marylka »

Ruta pisze: 08 wrz 2021, 15:54

Wiesz to na pewno, ale czasem się zapomina. Uzależnieni nie kłamią przeciwko nam. Kłamią bo się wstydzą i sądzą, że uda im się ukryć nawrót. I sami siebie najmocniej oszukują. Mogą być uczciwymi kochanymi ludźmi, a w nałogu i tak kłamią.
Wiem. Tyle że ja już nie mam ochoty na analizowanie męża - czy się wstydzi czy się boi i czy generalnie naprawdę żałuje
To nie moja już działka

Ja wiem co to MI robi
I swoje uczucia zaopiekowuję.

I dobrze jest zająć się sobą.
Jesteśmy dorośli i taką chcę być dla dzieci i otoczenia
Dla męża też.
A to mogę pokazywać jedynie swoim przykładem i postawą.
I tak właśnie teraz żyję.
Dzieci traktuję jak dzieci a męża jak dorosłego faceta
Że wszystkimi konsekwencjami

Pozdrawiam
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Caliope »

marylka pisze: 08 wrz 2021, 11:47 Triste przepraszam że w twoim wątku o sobie napiszę.
Jak wiecie mąż jest uzależniony od pornografii i masturbacji.
Wtedy- 6 lat temu myślałam że dam radę wysłuchiwać jego upadki i być wsparciem jako terapeutka bo na terapię sam nie chciał iść
Mam dużo empatii i miałam już wtedy dużą wiedzę na temat nałogu
Ale nie udźwignęłam tego
Jako żona bardzo to odbierałam osobiście co uderzało w moje poczucie wartości.
I odeszłam. Dlatego napisałam że nam nie wyszło.

Natomiast jestem pewna że gdyby mąż nie kłamał, - wiecznie kłamał to by mogło się udać.
On mi mówił tylko o sprawach które ja wytropiłam
I to kłamstwa głównie mnie rozjechały.
Nie - same czyny
Podjął terapię już jak mieszkaliśmy oddzielnie
Dlatego wróciłam bo stał się innym człowiekiem

Czy jestem szczęśliwą żoną dziś?
Nie

Jestem szczęśliwą kobietą.
Mam pełno powodów do radości dumy i wdzięczności Bogu za moje życie głównie dzięki dzieciom
Otaczam się wspaniałymi ludźmi mam paru przyjaciół.

Mąż wrócił do nałogu. Nie wiem jak daleko zabrnął i gdzie jest dzisiaj. Znam jego hasła do tel mam okazję to zrobić - sprawdzić ale tego nie robię.
Dlaczego?
Bo wiem że i on się wyspecjalizował w usuwaniu śladów a ja i tak kłamstwo nosem wyczuwam. Nie chcę go przyciskać do ściany i wyduszać prawdy.

Mam wiele szacunku do niego za inne sprawy bo dba o dom ale bliskości i intymności między nami nie ma. Żyjemy jak lokatorzy. Nie wiem jak długo to potrwa ale jak przyjdzie czas to ktoś odejdzie.
Na pewno jak mi dowód wpadnie w ręce albo zadzwoni do drzwi to w ten sam dzień się rozstaniemy bo tego nie udźwignę. I nie muszę tego dźwigać.
Myślę że mąż jest zaskoczony i zawiedziony że już tak za nim nie latam. Ale.... zwyczajnie na tym polu wypaliłam się. Życie jest zbyt krótkie i zbyt piękne żeby fiksować się na czymś na co i tak się nie ma wpływu

Tak z innej strony - dostałam mega siłę do pokonywania przeszkód. Ja jestem warta żeby o siebie dbać i idę jak burza. I jestem z tego dumna że żyję jak chcę. A że mam poukładane w głowie to wierzę że żyję dobrze. I z Bogiem i z ludźmi.
A że nie wszystko można mieć - to też trzeba zrozumieć i z tym się pogodzić

Pozdrawiam
Marylko kto z was zdecydował, że nie będzie bliskości i intymności?
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Nino »

Marylko, jak zaopiekowujesz swoje uczucia, skoro mąż będący w nałogu, bo do niego powrócił: ma przecież również wpływ na to, czy się cieszysz, czy smucisz...
Przecież to nie jest tak, że Cię to nie rusza. Zyjecie pod jednym dachem. Są dzieci...
Rozumiem, ze w tej sytuacji niemozliwa jest bliskosc i intymnosc, ale jak w ogole funkcjonuje sie na takich zasadach? Jak Tobie i innym to się udaje? Czy lista Zerty wystarczy?
Moj maz tez jest uzalezniony: od pracy. Ma rowniez mnostwo innych slabosci oraz nieprzepracowan.
Ale nie jestem w stanie zniesc jego obecnosci, gdy jest miedzy nami ten współlokatoryzm. Więc albo mąz sie wyprowadza, albo do siebie wracamy: probujac i probując rowniez z bliskościa w tle.
Czy znacie jakies formy pomocy dla malzenstw w Wawie? Bo my nie udzwigniemy naszego owego i obecnego zycia razem bez pomocy z zewnątrz. Jestem w 12 K, postanowilam rozstac sie z mezem podczas ostatniego pobytu zagranica, ale gdy jestem z nim w domu, to widzę znowu pewne sprawy inaczej....
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: marylka »

Nino - masz wielkie szczęście że mieszkasz w Warszawie
My korzystaliśmy z mediatorów - Państwo Beata i Bogdan Janowscy - cudowne małżeństwo. Bardzo często są współprowadzącymi "nocne światła' w radio Plus. Mimo że minęło parę lat z Panią Beatą mam kontakt ostatnio mi wiele podpowiedziała w sprawie nastoletniego syna.
Jeśli będziesz rozważała pomoc - z całego serca ich polecam

Ja kiedyś też tak podchodziłam - albo razem albo wcale.
I taki był mój wtedy plan.
I go zrealizowałam - 6 lat temu - jak ten czas leci

Natomiast dzisiaj wyciągam plusy ze wspólnego mieszkania i na nich się skupiam. Nie jest już tak że nie mogę patrzeć na męża. Po przyjściu z pracy jak chce zapytać o coś lub pogadać to pogadamy.
Generalnie o sprawach bieżących.
Jak próbuje mnie zaczepić że coś nie uprane czy nie posprzątane odpowiadam że jak mu przeszkadza to żeby sam to zrobił
Jak nie chce rozmawiać to nie

Ja mam takie podejście że robię co mogę i staram się prowadzić należycie dom. Natomiast nie zajeżdżam się i jak czuję zmęczenie to zwyczajnie się położę. Nie melduję mu jak kiedyś co zrobiłam a co nie.
My nie spędzamy dużo czasu wspólnie co mi nie przeszkadza
Caliope - oczywiście że to ja zdecydowałam o odsunięciu się intymnym.
Nie potrzebuję się do niego zbliżać.
Nie ufam mu i nie czuję się przy nim bezpiecznie a tylko w takich okolicznościach jakakolwiek intymność jest możliwa z mojej strony
A jak podgląda inne baby to niech podgląda.
Ja zdecydowałam o odsunięciu ale jako odpowiedź na jego nałóg.
Nie chcę być jak te żaby co leśniczy liczył żaby zobaczył żonę - i też ją policzył.
To już było wałkowane tyle razy z mężem że mu powiedziałam że jakbym mu znowu to przedstawiła to by mógł pomyśleć że wątpię w jego inteligencję.
No cóż.... czy jest smutek?
Pewnie gdzieś jest bo nie powinno tak być.
Ale skoro on tak wybrał to ja go za kostki nie będę łapała
Ja się teraz tyle nagadam z dziećmi że wystarczy mi
Mam też przyjaciół i w kryzysach łapię za słuchawkę.
Natomiast mam teraz inne priorytety. I na nich się skupiam
Jestem coraz fajniejszą kobietą w swoich oczach a ostatnio zdecydowałam zmienić pracę.
Także westchnijcie proszę w modlitwie
Muszę i chcę mieć poczucie stabilizacji również tej finansowej i skupiam się na swoim rozwoju.
Paradoksalnie kryzysy mobilizują przynajmniej mnie do działania - zabezpieczyć siebie i dzieci
W sumie to tylko na siebie mogę chcę liczyć.
Oczywiście pod rękę z Jezusem i Maryją :)
Nie wykluczam jakiegoś boomu ze strony męża w postaci jakieś panny
Ale to będzie kapiszon
Jeśli będzie

Dzisiaj wiem że ja męża nie uleczę.
Swoją głowę - tak
I to ja decyduję o swoim życiu nikt inny

Pozdrawiam
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Nino »

No coz...U mnie o tyle gorzej, ze jestem zmuszona patrzec, jak mąż w oblędzie pracoholizmu, degraduje do reszty swoj organizm. Rok temu zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona. Przez ten czas nie zrobil nic w kierunku zmiany trybu zycia, jak prosil go lekarz. Jeden juz zrezygnowal z jego leczenia. Drugi nawet nie wie, jak maż robi go w konia. Nie przychodzi na wizyty, zataja prawdę o swym faktycznym stanie, tygodniami nie przyjmuje zaleconych lekow w. Choroba jest juz mocno widoczna, wlasciwie zal patrzec na niego, a on uwaza, ze nikt nic nawet sie nie domysla.
W pracy ma szefową ktora wykancza ludzi. Teraz wykancza mojego meza, ale on tego nie widzi i nie chce widziec. Od tygodnia mial byc na urlopie, ale ona go szantazuje, ze mu nie podpisze urlopu, jak nie wykona pracy na zapas. Maz wyjezdza do pracy rano i wraca o 24. Nie jest juz w stanie zrobic tego zapasu. Prosilam go, aby wzial choc kilka dni zwolnienia, ale nawet mowy o tym nie ma. Mowi, ze on nie jest tchorzem. Ze jej pokaze, a jak nie da rady, to niech go zwolnią. Z urlopu nici. Gdybym cos z nim planowala, zostalabym zrobiona w konia jak to bylo na okraglo w malzenstwie. Nie liczylo sie nic w obliczu pracy. On tam zaspakaja jakies swoje chore, narcystyczne deficyty, miewal kochanki...
Wiesz, moze gdyby byl zdrowy, byloby mi latwiej machnac ręką, ale to na mnie spadnie odpowiedzialnosc, jak na przyklad straci przytomnosc lub zasnie za kierownicą. Po lekach ma napady sennosci. Lekarz prosil, aby powaznie zaczal starac sie o zmiane pracy, bo tyle czasu za kierownica zagraza jego zyciu, ale on mowi tak, tak a i tak robi po swojemu. Czyli nie zmienia nic.
Ja juz wiem, ze nie mam na niego zadnego wplywu i go nie zmienie. Pracuję nad soba i swoimi deficytami, ale jego obecnosc w domu chocby rano i wieczorem sprawia, ze jestem klebkiem nerwow. Sa chwile, ze jest milo. Ja zrobie sniadanie, on usmiechnie sie na dowidzenia, ale to nic nie znaczy. To czlowiek na wskros zaklamany i chory.
Czuje sie jak w matni w tym chorym do gruntu malzenstwie.
ODPOWIEDZ