zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: marylka »

Nino pisze: 08 wrz 2021, 22:15 Rok temu zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona.
Przez ten czas nie zrobil nic w kierunku zmiany trybu zycia, jak prosil go lekarz.
Jeden juz zrezygnowal z jego leczenia.
Drugi nawet nie wie, jak maż robi go w konia.
Nie przychodzi na wizyty, zataja prawdę o swym faktycznym stanie, tygodniami nie przyjmuje zaleconych lekow w.
Choroba jest juz mocno widoczna,
Od tygodnia mial byc na urlopie, Maz wyjezdza do pracy rano i wraca o 24. Nie jest juz w stanie zrobic tego zapasu. Prosilam go, aby wzial choc kilka dni zwolnienia, ale nawet mowy o tym nie ma. Mowi, ze on nie jest tchorzem.
On tam zaspakaja jakies swoje chore, narcystyczne deficyty, miewal kochanki...
Po lekach ma napady sennosci. Lekarz prosil, aby powaznie zaczal starac sie o zmiane pracy, bo tyle czasu za kierownica zagraza jego zyciu, ale on mowi tak, tak a i tak robi po swojemu. Czyli nie zmienia nic.
Tak mąż traktuje chorobę
A ty co na to?
to na mnie spadnie odpowiedzialnosc, jak na przyklad straci przytomnosc lub zasnie za kierownicą
Serio tak myślisz?
Gdzie tu jest twoja odpowiedzialność?
Chłop się uparł że się nie będzie leczył i jest konsekwentny
Dlaczego obciążasz się odpowiedzialnością?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

Nino,
Mąż mierzy się z chorobą. Na razie ją neguje. To jeden z etapów. Niektórzy chorzy na nim zostają. Rodzina, bliskie osoby mogą pomóc przejść proces w stronę większej akceptacji.

U osób zdaniowych, ambitnych często pojawia się myśl, będę żyć aktywnie jak długo się da, a potem umrę. Chcą ominąć okres bezradności. Tak się nie da oczywiście. Ale to nie jest czas racjonalnego myślenia.

Za to takim osobom pomaga czasem podejście zadaniowe, nawet rodzaj walki. Gdy uda się im powoli przestawić na taki tryb, potraktować chorobę jako zadanie, to są jedni z najbardziej zdyscyplinowanych pacjentów. Znam paru takich, działają w organizacjach pacjenckich, wiedzą o swojej chorobie wszystko, znają najnowsze badania, sami je nawet inicjują. Wspierają wiele osób. Ich dotychczasowe umiejętności, ambicja są w tym pomocne.

Są też pacjenci, którym z czasem choroba pozwala powoli różne rzeczy odpuścić. I nagle cieszą się rodziną, wolnym czasem, chwilą. To proces. U kazdego przebiega inaczej.
Jak już napisałam, można osobę chorą przewlekle wesprzeć w procesie godzenia się z chorobą. Czasem to bardzo potrzebne. Ale trzeba wiedzieć jak. Są grupy wspierające osoby mające bliskich z chorobą Parkinsona. I takie wsparcie jest pomocne. Tam też sporo można się dowiedzieć od osób, ktore już wyszły z fazy negowania choroby.

Co do pracy, to koszmar. Wiem bo sama miałam taką szefową. Pierwszy tydzień urlopu po takich maratonach na urlopie nie wiedziałam jak się nazywam. Z drugiego bylam odwoływana. Zero odpoczynku. Nie przekonasz raczej męża że coś jest tu nie tak. On toczy walkę z samym sobą. O to, że jest coś warty.
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: contesempre »

zaczepiło mi się w mózgu:
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?

Jeśli on będzie dalej cierpiał w samotności bez echa ze strony Triste to na bank nie poskładają małżeństwa. Ona będzie miała mętlik w głowie a on popadnie w alkoholizm. Przecież nadal są małżeństwem sakramentalnym. Nie powinna go wspierać w chorobie (alkoholizmie), wyciągać z dołków, motywować? Ma go zostawić samego sobie? Przecież to wbrew tego forum :?: :?:
Więc ja dalej będę uparcie twierdzić, ze coś trzeba robić. Zmieniać siebie i dostrzegać zmianę innych. Nie można się poddawać jeśli jest miłość. Jeśli on po alkoholu ją okazuje to znaczy, ze nie ma odwagi by zrobić to na trzeźwo a skoro nie jest trzeźwy to trzeba go wyleczyć i wspierać w leczeniu. Czy nie taką postawę tu na forum wszędzie widać?

Triste jeśli kochasz go i chciałabyś jego powrotu, pomóż mu być trzeźwym na początek.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Caliope »

contesempre pisze: 14 wrz 2021, 10:47 zaczepiło mi się w mózgu:
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?

Jeśli on będzie dalej cierpiał w samotności bez echa ze strony Triste to na bank nie poskładają małżeństwa. Ona będzie miała mętlik w głowie a on popadnie w alkoholizm. Przecież nadal są małżeństwem sakramentalnym. Nie powinna go wspierać w chorobie (alkoholizmie), wyciągać z dołków, motywować? Ma go zostawić samego sobie? Przecież to wbrew tego forum :?: :?:
Więc ja dalej będę uparcie twierdzić, ze coś trzeba robić. Zmieniać siebie i dostrzegać zmianę innych. Nie można się poddawać jeśli jest miłość. Jeśli on po alkoholu ją okazuje to znaczy, ze nie ma odwagi by zrobić to na trzeźwo a skoro nie jest trzeźwy to trzeba go wyleczyć i wspierać w leczeniu. Czy nie taką postawę tu na forum wszędzie widać?

Triste jeśli kochasz go i chciałabyś jego powrotu, pomóż mu być trzeźwym na początek.
Tu jest mowa o chorobie Parkinsona. I nie tak się nie postępuje z alkoholikiem, nie idzie się go leczyć. Gdybyś poczytała moje wpisy na ten temat, nie pisałabyś że jest jakaś postawa i to jeszcze zbawiającej żony i cierpiętnicy. Alkoholik jest dorosły i nie trzeba go niańczyć, a tym bardziej trzeba go zostawić, bo ma według swoich możliwości upaść by się podnieść. On sam ma dojść do dna i iść się leczyć.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

contesempre pisze: 14 wrz 2021, 10:47 zaczepiło mi się w mózgu:
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?

Jeśli on będzie dalej cierpiał w samotności bez echa ze strony Triste to na bank nie poskładają małżeństwa. Ona będzie miała mętlik w głowie a on popadnie w alkoholizm. Przecież nadal są małżeństwem sakramentalnym. Nie powinna go wspierać w chorobie (alkoholizmie), wyciągać z dołków, motywować? Ma go zostawić samego sobie? Przecież to wbrew tego forum :?: :?:
Więc ja dalej będę uparcie twierdzić, ze coś trzeba robić. Zmieniać siebie i dostrzegać zmianę innych. Nie można się poddawać jeśli jest miłość. Jeśli on po alkoholu ją okazuje to znaczy, ze nie ma odwagi by zrobić to na trzeźwo a skoro nie jest trzeźwy to trzeba go wyleczyć i wspierać w leczeniu. Czy nie taką postawę tu na forum wszędzie widać?

Triste jeśli kochasz go i chciałabyś jego powrotu, pomóż mu być trzeźwym na początek.
Contesepre, nie da się pomóc komuś w byciu trzeźwym. Ani go wyleczyć. Takie próby kończą się współuzależnieniem. Przerobiłam to na sobie. I wiele osób mających uzaleznionych bliskich, matki, ojców, małżonków, rodzeństwo, dzieci także. To nie znaczy, że osobę uzaleznioną trzeba przestać kochać, czy, że nie da się jej kochać. Ale wymaga to innego sposobu okazywania miłości, niż wobec osoby która nie jest uzależniona. Przede wszystkim trzeba zrozumieć chorobę.

Dla mnie najprościej tłumaczy to właśnie Ksiądz Dziewiecki, pokazując w jaki sposób nasz Pan Jezus okazywał miłość, dostosowując sposób jej okazywania do osoby. Kochanie osoby uzaleznionej w taki sposób jakby była osobą zdrową, bardzo tej osobie szkodzi. I temu kto ją kocha również.

Sądzę też, że jeśli chodzi o małżeństwo, to kryterium "nie poddawania się" nie jest miłość rozumiana jako uczucia. To nie jest tak, że jak emocje wygasają to małżeństwo przestaje istnieć. Lub gdy zamiast przyjemnych emocji pojawiają się emocje trudne. Małżeństwo sakramentalne istnieje zawsze, aż do czasu śmierci jednego z małżonków. Bez względu na emocje. Nie ma więc takiego mometu w którym można się poddać lub nie. Nie ma to wpływu na istnienie małżeństwa i podjętego zobowiązania. Możemy tylko to podjęte zobowiązanie wypełniać lub go nie wypełniać.

Wiem, że jesteś w czasie gdy trwa rozeznawanie ważności twojego małżeństwa przez sąd biskupi. Więc nie chcę byś uznała, że to co napisałam jest jakoś skierowane w twoją stronę, czy jest formą krytyki. Bo tkich intencji we mnie nie ma. Ale też jestem w stanie zrozumieć, że to czas, gdy jest się wrażliwym i podatnym na zranienia. Nie mam takich intencji. Po prostu w taki sposób widzę małżeństwo sakramentalne i płynące z niego zobowiązanie. Jako nieusuwalne i niezależne od okoliczności.

Zostawienie alkoholika czy innej osoby uzależnionej, by ponosiła swoje konsekwencje używania alkoholu (lub innych rzeczy), nie jest "wbrew forum". To zalecenie wynikające z choroby. To jak z antybiotykiem - podawanie go osobie zdrowej zaszkodzi. Choremu - może pomóc. Choć nie musi. Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Ale daje szansę, większą niż nie podanie leku.

Mam za to wrażenie, że próbujesz znaleźć niekonsekwencje w postawie forumowiczów. W tym co napisałaś w swoim poście ja czuję dużo bólu, skrytego pod skrywaną ironią. Mogę się oczywiście w odbiorze mylić. Ja to zrozumiałam tak: czemu w tym przypadku nie zalecacie by byli razem, by ratować małżeństwo, gdzie wasze ideały, w końcu jest tu nawet miłość? Sądzę też, że niewłaściwie pojmujesz kwestię czekania na małżonka i otwartości na jego powrót. To jest czekanie nie czekając. W tym czasie pracujemy nad sobą, małżonkowi w kryzysie dając spokój. NIe zajmowanie się małżonkiem w kryzysie i zajęcie się sobą jest przejawem miłości. Jeśli małzonke będzie potrzebował pomocy, przyjdzie i powie. Ganienie za kimś "chcę ci pomóc" jest raczej słabe. Wysłuchiwanie pijanych wynurzeń także.
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: contesempre »

Caliope pisze: 14 wrz 2021, 11:34
contesempre pisze: 14 wrz 2021, 10:47 zaczepiło mi się w mózgu:
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?

Jeśli on będzie dalej cierpiał w samotności bez echa ze strony Triste to na bank nie poskładają małżeństwa. Ona będzie miała mętlik w głowie a on popadnie w alkoholizm. Przecież nadal są małżeństwem sakramentalnym. Nie powinna go wspierać w chorobie (alkoholizmie), wyciągać z dołków, motywować? Ma go zostawić samego sobie? Przecież to wbrew tego forum :?: :?:
Więc ja dalej będę uparcie twierdzić, ze coś trzeba robić. Zmieniać siebie i dostrzegać zmianę innych. Nie można się poddawać jeśli jest miłość. Jeśli on po alkoholu ją okazuje to znaczy, ze nie ma odwagi by zrobić to na trzeźwo a skoro nie jest trzeźwy to trzeba go wyleczyć i wspierać w leczeniu. Czy nie taką postawę tu na forum wszędzie widać?

Triste jeśli kochasz go i chciałabyś jego powrotu, pomóż mu być trzeźwym na początek.
Tu jest mowa o chorobie Parkinsona. I nie tak się nie postępuje z alkoholikiem, nie idzie się go leczyć. Gdybyś poczytała moje wpisy na ten temat, nie pisałabyś że jest jakaś postawa i to jeszcze zbawiającej żony i cierpiętnicy. Alkoholik jest dorosły i nie trzeba go niańczyć, a tym bardziej trzeba go zostawić, bo ma według swoich możliwości upaść by się podnieść. On sam ma dojść do dna i iść się leczyć.
ja nie wierze co czytam... :shock:

po pierwsze nie chodziło o parkinsona tylko o słowa marylki, które są wyżej i były skierowane do triste w odniesieniu do jej pijącego i żalącego się męża.
marylka pisze: 07 wrz 2021, 13:57
Triste pisze: 07 wrz 2021, 8:29 .
A teraz co tydzień wypisuje mi najczęściej będąc pod wpływem, jaki to on jest nieszczęśliwy, jak cierpi, jak go to rozstanie boli.
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?
Wniósł o rozwód sam - nie wiedział z e będzie bolało!?
dokładnie o to mi chodziło.

Nie wierzę, że piszesz, ze trzeba go zostawić. Alkoholik sam się nie odbije od dna, nie obudzi się, on się stoczy na dno i tam pozostanie jeśli nikt do niego ręki nie wyciągnie i ba! nie zaciągnie go na odwyk. Tacy ludzie rzadko proszą o pomoc bo nie widzą problemu.


Ruta, ja nie mówię o wyleczeniu kogoś na siłę tylko o wsparciu w leczeniu. Juz to kiedyś pisałam ale zrobię to jeszcze raz- zamień alkoholizm na białaczkę.
Mąż Triste ma białaczkę.
I co wtedy? Też odejść? Zostawić? Żeby się odbił od dna?
Wiem co piszę, miałam uzależnionego ojca, brata, wujków i sakramentalnego M. I tak, trzeba zrozumieć chorobę a nie odchodzić od chorego.
I nie, nie próbuję znaleźć niekonsekwencji w postawie forumowiczów. Po prostu jestem zdumiona tym co przeczytałam. Bo raz piszecie, że trzeba trwać mimo wszystko, wybaczać zdrady, mogą cierpieć pozamałżeńskie dzieci w imię małżeństwa sakramentalnego ale jak pojawia się alkohol to piszecie, zeby odejść. .

A co do - "W tym czasie pracujemy nad sobą, małżonkowi w kryzysie dając spokój. NIe zajmowanie się małżonkiem w kryzysie i zajęcie się sobą jest przejawem miłości."
Tak, masz rację, jak mój sakramentalny M odciął się ode mnie i zajął się sobą, to było już za późno na cokolwiek. A jak dodatkowo ja się odcięłam od niego i nie prowokowałam kontaktu to już "umarł w butach". Takie tam, okazywanie miłości. A później - Pozew, wojna, rozwód. Więc odcięcie się w niczym nie pomogło. Wręcz przeciwnie, dając sygnał "odcinam się, nie obchodzi mnie to, rób co uważasz" i dostanie takiego samego sygnału od drugiej strony, powoduje, że zaczynamy w to wierzyć i faktycznie odchodzimy robiąc co nam się podoba. Według mnie to bzdura, brak kontaktu niczego nie naprawi.

P.S. Gdzie ten mój ból, którego dużo i skrywa się pod ironią? Bo nie bardzo potrafię go dostrzec w moich wpisach a tym bardziej go nie odczuwam.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Nino »

Tzw. " twarda miłość " budzi niekiedy mój....niepokój???
I nie dlatego, że jest szkodliwa czy coś ( przeciwnie, w wielu przypadkach wręcz porządana i niezbędna ), ale czy to panaceum na każdy przypadek alkoholika, narkomana itd.?
W bloku moich rodziców zmarł niedawno w sumie młody jeszcze alkoholik. Zona i dzieci zastosowali twardą milość. Zona sie wyprowadzila polubila nawet swoje nowe, trwające juz kilka lat, zycie w miescie. Dzieci daly sie pochlonąć ukladaniu wlasnego, doroslego zycia. Wszyscy czekali, az ojciec sie otrząśnie i odbije od dna, na które upadł. A on nie potrafił. "Połamał se nogi" na tym swoim dnie i nie mial bladego pojecia, jak wzbic sie ku sloncu, bo chlal juz tak i pracowal na przemian ze 20 lat. W koncu znalezli go sąsiedzi w korytarzu przy drzwiach. Od trzech dni lezal tam martwy. Obok lezala komorka. Moze nawet chcial gdzies zadzwonic. Teraz to juz Pan Bog swięty wie.
Ja nie twierdze, ze uzaleznionych trzeba glaskac po glowie i nie daj Boze stawiac sie w roli ich wybawicielki ( przy mnie, przy dzieciach zmieni sie). To prosta droga do wspoluzaleznienia, a stad juz malenki krok, by tańcować koszmarny taniec do konca zycia.
Chodzi mi o to, ze wielu alkoholikom, ktorym daje sie mozliwosc samostanowienia w sytuacji glebokiego stadium choroby i pozwala walnac na to slynne dno z łoskotem i nadzieją, ze on sie wreszcie odbije: moze sie przykro rozczarowac.
Raz, ze ow alkoholik skonczy na tym dnie w malo wybredny sposob.
Dwa, ze najblizsi tak od niego odwykną, ze bedzie on dla nich znaczył tyle, co zeszłoroczny snieg.
Sa tez malzonkowie, ktorzy po latach stwierdzają, ze....przegięli z tą twardą miloscią i nękają ich wyrzuty sumienia...
Kazdy przypadek jest inny. Mlot to przydatne narzędzie i trzeba nim walić z całych sił, aby uzyskać efekt. Ale nie zawsze sięgamy po wlasciwe narzedzie i nie zawsze umiemy sie nim posluzyc. Czasem mozna nieopatrznie rozstrzaskac komus łeb z tej twardej milości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Caliope »

contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
Caliope pisze: 14 wrz 2021, 11:34
contesempre pisze: 14 wrz 2021, 10:47 zaczepiło mi się w mózgu:
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?

Jeśli on będzie dalej cierpiał w samotności bez echa ze strony Triste to na bank nie poskładają małżeństwa. Ona będzie miała mętlik w głowie a on popadnie w alkoholizm. Przecież nadal są małżeństwem sakramentalnym. Nie powinna go wspierać w chorobie (alkoholizmie), wyciągać z dołków, motywować? Ma go zostawić samego sobie? Przecież to wbrew tego forum :?: :?:
Więc ja dalej będę uparcie twierdzić, ze coś trzeba robić. Zmieniać siebie i dostrzegać zmianę innych. Nie można się poddawać jeśli jest miłość. Jeśli on po alkoholu ją okazuje to znaczy, ze nie ma odwagi by zrobić to na trzeźwo a skoro nie jest trzeźwy to trzeba go wyleczyć i wspierać w leczeniu. Czy nie taką postawę tu na forum wszędzie widać?

Triste jeśli kochasz go i chciałabyś jego powrotu, pomóż mu być trzeźwym na początek.
Tu jest mowa o chorobie Parkinsona. I nie tak się nie postępuje z alkoholikiem, nie idzie się go leczyć. Gdybyś poczytała moje wpisy na ten temat, nie pisałabyś że jest jakaś postawa i to jeszcze zbawiającej żony i cierpiętnicy. Alkoholik jest dorosły i nie trzeba go niańczyć, a tym bardziej trzeba go zostawić, bo ma według swoich możliwości upaść by się podnieść. On sam ma dojść do dna i iść się leczyć.
ja nie wierze co czytam... :shock:

po pierwsze nie chodziło o parkinsona tylko o słowa marylki, które są wyżej i były skierowane do triste w odniesieniu do jej pijącego i żalącego się męża.
marylka pisze: 07 wrz 2021, 13:57
Triste pisze: 07 wrz 2021, 8:29 .
A teraz co tydzień wypisuje mi najczęściej będąc pod wpływem, jaki to on jest nieszczęśliwy, jak cierpi, jak go to rozstanie boli.
A ty to kto?
Nagroda pocieszenia dla cierpiącego?
Wniósł o rozwód sam - nie wiedział z e będzie bolało!?
dokładnie o to mi chodziło.

Nie wierzę, że piszesz, ze trzeba go zostawić. Alkoholik sam się nie odbije od dna, nie obudzi się, on się stoczy na dno i tam pozostanie jeśli nikt do niego ręki nie wyciągnie i ba! nie zaciągnie go na odwyk. Tacy ludzie rzadko proszą o pomoc bo nie widzą problemu.


Ruta, ja nie mówię o wyleczeniu kogoś na siłę tylko o wsparciu w leczeniu. Juz to kiedyś pisałam ale zrobię to jeszcze raz- zamień alkoholizm na białaczkę.
Mąż Triste ma białaczkę.
I co wtedy? Też odejść? Zostawić? Żeby się odbił od dna?
Wiem co piszę, miałam uzależnionego ojca, brata, wujków i sakramentalnego M. I tak, trzeba zrozumieć chorobę a nie odchodzić od chorego.
I nie, nie próbuję znaleźć niekonsekwencji w postawie forumowiczów. Po prostu jestem zdumiona tym co przeczytałam. Bo raz piszecie, że trzeba trwać mimo wszystko, wybaczać zdrady, mogą cierpieć pozamałżeńskie dzieci w imię małżeństwa sakramentalnego ale jak pojawia się alkohol to piszecie, zeby odejść. .
Widać, że kompletnie nie znasz się na tej chorobie i jest w tobie bardzo dużo buntu, żalu do forum. Nie wolno porównywać raka do choroby na własne życzenie. Alkoholizm to choroba tak specyficzna, że trwającą z uzależnionym żonę niszczy, bo często chorobie towarzyszy agresja słowna, fizyczna, czy wtedy ta żona ma trwać przy mężu? nie, ona ma w twardej miłości dać mu przestrzeń i sama zająć się sobą i swoim współuzależnieniem .Alkoholizmu nie da się porównać do zdrady, a tej choroby nie da się wyleczyć. Alkoholik uczy się żyć bez alkoholu jeśli podejmie terapię i radzi sobie by nie popłynąć po jakimś czasie. Alkoholikiem jest się do końca życia, a tobie proponuję poczytać o tym, bo jest coś nie tak jeśli miałaś tyle osób w rodzinie i nie masz wiedzy. Na kazdej terapii alkoholowej, czy współuzależnionych mowią, ze alkolika należy zostawić, by dobił do dna, ale nie musi, bo może umrzeć, bo picie, to jego decyzja. Ty najwidoczniej jesteś DDA, czego nie napisałaś, nie napisalas tez, ze masz całą rodzinę alkoholową i chyba masz nadal jak żyją,a zmieniłoby to wiele rzeczy w twoim wątku.
Masz mój przykład, da się samemu wyjść na prostą, dzięki temu, że byłam sama, sama poszłam po pomoc, nikt mi nie pomagał i nie wspierał. Bo nie wolno się wtrącać. .. Dziś jestem tutaj 13 rok abstynencji i z Bogiem.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ruta »

contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
Ruta, ja nie mówię o wyleczeniu kogoś na siłę tylko o wsparciu w leczeniu. Juz to kiedyś pisałam ale zrobię to jeszcze raz- zamień alkoholizm na białaczkę.
Mąż Triste ma białaczkę.
I co wtedy? Też odejść? Zostawić? Żeby się odbił od dna?
Alkoholizm i uzależnienia są chorobami, ale chorobami o bardzo złożonym przebiegu. Natomiast nie da się zmusić nikogo do leczenia jakiejkolwiek choroby. W przypadku większości chorób uzależnieni chcą się leczyć, choć nie zawsze. W przypadku nałogów uzależnieni na ogół leczyć się nie chcą. I jeśli wszystkie środki zawodzą, a jest krzywda i przemoc, czasem rozwiązaniem jest odizolowanie się bliskich od osoby chorej. Ale nie wycofanie miłości do tej osoby. Ani nie zerwanie więzi małżeńskiej. W tym kontekście zostaw go, znaczy tyle, co "pozwól mu ponosić konsekwencje swoich działań" oraz "postaw granice by ochronić siebie".
contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
Wiem co piszę, miałam uzależnionego ojca, brata, wujków i sakramentalnego M. I tak, trzeba zrozumieć chorobę a nie odchodzić od chorego.
Przykro mi, że masz tak trudne doświadczenia. Ale według tej wiedzy, którą mam obecnie, na podstawie twoich wpisów mam wrażenie, że masz też mylny obraz tej choroby. Oraz mylny obraz twardej miłości. Zostawić chorego, odizolować się, by nie krzywdził, to nie to samo, co od niego odejść.
contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
I nie, nie próbuję znaleźć niekonsekwencji w postawie forumowiczów. Po prostu jestem zdumiona tym co przeczytałam. Bo raz piszecie, że trzeba trwać mimo wszystko, wybaczać zdrady, mogą cierpieć pozamałżeńskie dzieci w imię małżeństwa sakramentalnego ale jak pojawia się alkohol to piszecie, zeby odejść. .
Contesempre, pomieszałaś tu wszystko ze wszystkim. Jełsi małzonek jest w kryzysie i jest destrukcyjny, nie ważne czy z powodu zdrady, uzalezniania czy innych powodów, krzywdzona osoba ma prawo a nawet obowiązek stawać w swojej obronie. Jedną z form obrony jest izolacja od skrzywdzonej osoby. Ale nigdy nie jest nią rozwód.

Wybaczenie jest zalecane zawsze i wszędzie, wobec każdego krzywdzącego. I ono służy osobie skrzywdzonej przede wszystkim. Noszenie w sobie poczucia krzywdy i nieprzebaczenia jest bardzo destrukcyjne. Wybaczyć to nie to samo co pojednac się z osobą krzywdzącą. I pojednanie nie zawsze jest możliwe, jełsi drugi nadal chce krzywdzić na przykład. Nad wybaczeniem pracować można zawsze.

NIkt nie twierdzi, że w imię małżeństwa sakramentalnego mogą cierpieć pozamałżeńskie dzieci. Po prostu z perspektywy wiary pozamałżeńskie dzieci są krzywdzone, gdy ich rodzice żyją w relacji niesakramentalnej i ma to głębokie przełożenie na ich dalsze życie, na wzorce jakie otrzymują i na ich zdolnośc do zakładania trwałych rodzin oraz ogólnie na zdolność do relacji.
Generalnie jeśli osoby wierzące cokolwiek w tym względzie zalecają, to raczej by nie powoływac na świat dzieci w nieuporzadkowanych relacjach. A jeśli już się powoła na świat dzieci, to by ponosić za nie odpowiedzialność. Za każde dziecko. Odpowiedzialne rodzicielstwo zaś to dla wierzącej osoby między innymi wychowanie dziecka do świata wartości. Przykładem własnego życia, nie gadaniem.

contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
A co do - "W tym czasie pracujemy nad sobą, małżonkowi w kryzysie dając spokój. NIe zajmowanie się małżonkiem w kryzysie i zajęcie się sobą jest przejawem miłości."
Tak, masz rację, jak mój sakramentalny M odciął się ode mnie i zajął się sobą, to było już za późno na cokolwiek. A jak dodatkowo ja się odcięłam od niego i nie prowokowałam kontaktu to już "umarł w butach". Takie tam, okazywanie miłości. A później - Pozew, wojna, rozwód. Więc odcięcie się w niczym nie pomogło. Wręcz przeciwnie, dając sygnał "odcinam się, nie obchodzi mnie to, rób co uważasz" i dostanie takiego samego sygnału od drugiej strony, powoduje, że zaczynamy w to wierzyć i faktycznie odchodzimy robiąc co nam się podoba. Według mnie to bzdura, brak kontaktu niczego nie naprawi.
Contesempre, znów z mojego punktu widzenia jest trochę pomieszania w tym co piszesz. Dać spokój to nie to samo, co się odciąć, czy całkowicie zerwać kontakt. Mamy przysięgę małżeńską i ona obowiązuje zawsze. Ma konkretną treść, miłość, wierność i uczciwośc małżeńska. Obowiązuje w kryzysach także.

Mój mąż jest osobą uzależnioną. Izoluję się od niego. Ale nie wycofuję miłości. Wprowadziłam granice, choćby takie jak trzeźwość. Nie wycofuję natomiast miłości do męża. W każdym małżeństwie oznacza to co innego. W naszym oznacza, że wspieram męza w relacji z synem. Że mimo kryzysu nie mówię źle o moim mężu. Że mąż zawsze jest mile widziany w domu. Że gdy mąż wyszedł z kryzysu agresji, otrzymał z powrotem klucze do domu. Że zawsze jest zaproszony na święta i ważne zdarzenia rodzinne. Że zawsze przekazuję mu ważne informacje. Że staram się jak mogę traktowac go z szacunkiem. Że odeszłam od oskarżania męża, i pracuję nad tym, co jest moim udziałem w kryzysie. Że okazuję mojemu mężowi miłość na różne sposoby, także poprzez swoją wierność. Mogłabym pisac jeszcze tak długo.
contesempre pisze: 14 wrz 2021, 14:42
P.S. Gdzie ten mój ból, którego dużo i skrywa się pod ironią? Bo nie bardzo potrafię go dostrzec w moich wpisach a tym bardziej go nie odczuwam.
Gdzie dostrzegam twój ból? Zaznaczam, że mogę się mylić i mylnie interpretować to co piszesz. Dostrzegam twój ból w tym co piszesz o niespójności, o tym, że postawa wierności jest bezduszna, bo cierpią pozamałżeńskie dzieci. W tym, że próbujesz wykazać, że postawa wobec alkoholików jest inna i obarczona uprzedzeniami i że tu jakby przysięga małżeńska nie obowiązywała. Próbujesz w moim odbiorze znaleźć jakieś wyłomy i niespójności w postawie wierności małżeństwu.
Myślę, że nie trzeba szukać jakoś intensywnie. W postawie wielu osób takie wyłomy na pewno są. Każdy ma słabsze dni, podczas których myśli na przykład po co ta wierność, czuję się samotnie, marzę o przytuleniu, o drugiej osobie przy porannej kawie, o tej wyjatkowej więzi, także o intymnym wymiarze relacji. To bardzo trudne doświadczenia. Albo takie dni, gdy wraca poczucie żalu, beznadziei. Gdy zaczyna się wewnątrz siebie kwestionować samą ideę wierności małżeństwu.
W takie dni myślę o tym, że o tej wierności uczył nas Jezus. I o tym, by żyć samotnie, jeśli nie da się pojednać z małżonkiem także. I o tym, że każda releacja, także gdy małżonkowie nie żyją razem bęzie cudzołostwem również. W takie dni, gdy mam watpliwości, gdy moje serce odczuwam jako wyjątkowo samotne, zranione, po porostu ufam bardziej Jezusowi, niż sobie.

W tym co piszesz czuję też ból związany z kryzysem w relacji z mężczyzną z którym było się w relacji, z zakończeniem małzeństwa cywilnego. To są bardzo trudne doświadczenia, wspólne nam wszystkim. Także dla soób pozostających w relacjach nieskaramentalnych, czy w małżeństwach, które od strony sakramentalnej okażą się nieistaniejące. Nie da się tak po prostu któregoś dnia powiedzieć, no to finito, teraz będzie już super. Taki ból wraca. I - znów to tylko mój punkt widzenia, nie uważam wcale, że jedyny i niepodważalny - sądzę, że ten ból jest trudny do zagłuszenia. Lepiej go powoli w sobie przepracować.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Pomijając wszelkie kwestie alkoholowe to podsumowując ostatnie wydarzenia nasuwa mi się taka myśl, że mój mąż chyba jednak niczego nie zrozumiał ani niewiele się zmienił. Nie zrobił niczego w kierunku aby nasze relacje się poprawiły, potrafi jedynie pisać do mnie po alkoholu.
A w takim stanie to ja nie wiem co jest prawdą a co wymysłem.
Poza tym te kilka rozmów - czy bardziej wymiana zdań na komunikatorze to był wciąż powrót do przeszłości i analizowanie tego co się stało i co by było gdybym ja zachowała się inaczej. Nic do przodu.

Dałam mu jakiś czas temu wyraźny komunikat, że jeśli będzie potrzebował ode mnie pomocy może się śmiało do mnie zwrócić ale jeśli mamy wciąż wracać do przeszłości to mnie te rozmowy już niczemu nie służą.
Od tamtego czasu nastąpiła wymowna cisza :)
Ewuryca

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ewuryca »

Triste pisze: 15 wrz 2021, 7:57 Pomijając wszelkie kwestie alkoholowe to podsumowując ostatnie wydarzenia nasuwa mi się taka myśl, że mój mąż chyba jednak niczego nie zrozumiał ani niewiele się zmienił. Nie zrobił niczego w kierunku aby nasze relacje się poprawiły, potrafi jedynie pisać do mnie po alkoholu.
A w takim stanie to ja nie wiem co jest prawdą a co wymysłem.
Poza tym te kilka rozmów - czy bardziej wymiana zdań na komunikatorze to był wciąż powrót do przeszłości i analizowanie tego co się stało i co by było gdybym ja zachowała się inaczej. Nic do przodu.

Dałam mu jakiś czas temu wyraźny komunikat, że jeśli będzie potrzebował ode mnie pomocy może się śmiało do mnie zwrócić ale jeśli mamy wciąż wracać do przeszłości to mnie te rozmowy już niczemu nie służą.
Od tamtego czasu nastąpiła wymowna cisza :)
Hey Triste, no wlasnie, wiec postawa meza dosyc szybko zweryfikowana. Mysle, ze tak jak kiedys pisalas, zobaczyl na rozprawie inna kobiete, pewna siebie, a nie przestraszona i blagajaca go o litosc i to nim zahwialo. Swoja droga widac ze ma problemy i nie jest stabilny. Kiedys zadalam psycholog pytanie, czemu moj maz sie nieustannie ze mna kontakktuje, mino ze byl w zwiazku (jak mowil szczesliwym), mowil wprost ze nie ma powrotu, a jednak lubil od czasu do czasu mnie dreczyc wiadomosciami i telefonami. Ona wtedy powiedziala, ze czesto takie osoby, to robia, zeby sprawdzac czy jeszcze maja kontrole nad nami, zeby nie puscic nas wolno, zeby sprawdzic czy na pewno jesszcze na niego czekasz, mimo ze on juz na mnie ni, itd mowila, ze to takie znecanie sie psychiczne w biaych rekawiczkach. mysle, ze twoja wiadomosc byla jasna i jasno tez postawila granice, ale jednak dala przestrzen dla malzenstwa.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Lawendowa »

Moderacja zdecydowała o przeniesieniu części postów nie dotyczących autorki wątku w bardziej odpowiednie miejsce:
mcp.php?action=merge&f=10&i=main&mode=t ... 540&t=2214
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Witam wszystkich po długie przerwie.
Minęło ponad pół roku od rozwodu.

Co się wydarzyło ? Mąż wpadł w depresję i przestał widzieć sens życia.
Ostatnio napisał mi kilka zdań że chce do mnie zadzwonić (nie rozmawialiśmy od sierpnia sprawie rozwodowej). Chce się łączyć na videoczacie.

Ja nie podejmuję tej inicjatywy. Nie czuję się gotowa na jakikolwiek kontakt z nim a kiedyś dałabym się za to pokroić.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: elena »

Triste pisze: 02 lut 2022, 7:41
Co się wydarzyło ? Mąż wpadł w depresję i przestał widzieć sens życia.
Triste, skąd wiesz o depresji męża? Czy mąż wogole podjął leczenie?
Jak Ty się z tym czujesz? Jeśli nie czujesz się na siłach, żeby z nim rozmawiać to myśle, ze dobrze postępujesz, nie warto robić czegoś wbrew sobie.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
ODPOWIEDZ