Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Firekeeper pisze: 20 kwie 2022, 10:33 Ruta ja tego tak nie widzę. Piszesz, że miałaś gniew na męża w święta. Wypaliłaś trzy papierosy. A potem o miłych chwilach z nim. Ja mam to samo jest źle ale ja sobie znajdę coś co jest dobre. Ale to dalej nie zmienia faktu, że nasi mężowie są uzależnieni. I ja już nie widzę sensu w tym by łapać się jakiś tam miłych chwil jak Ty tego soku brzozowego, a ja zrobionej kawy. Fakt jest taki, że jest źle. I można sobie robić do tego całą otoczkę jak jest dobrze kiedy nie jest. Dla mnie to oszukiwanie samego siebie. Co z tego, że mój mąż dba o dzieci, dom, pracuje jak ja dla niego nie jestem ani kobietą ani żoną. Mogę oczywiście czekać nie czekając i żyć sobie sama, wychodzić sama, gadać do siebie sama, spędzać wieczory sama. Myśleć o przyszłości sama. Rozwijać się sama, ale to nie zmienia dalej faktu, że ja nie chcę być sama, bo nie po to mam dom, dzieci i męża żeby zostać sama i żyć jak singiel. Więc dla mnie takie bycie pomiędzy być z nim ale nie być jest frustrujące.
Każda z nas ma wybór, ja mam wybór, mogę żyć trzeźwo albo nie. Przez wiele lat nie żyłam trzeźwo. Współuzależnienie też jest rodzajem nietrzeźwości. Mogę też wybrać, czy pozwalam sobie na to, by pogrążać się w destrukcji i zniszczeniach, jakie niesie ze sobą czynny nałóg i współuzależnienie, czy nie. Łapanie się miłych chwil i ignorowanie tych trudnych to współuzależnienie. Wypieranie gniewu to współuzależnienie. Oszukiwanie się to współuzależnienie. Nierealne oczekiwania to współuzależnienie. Ja byłam w tym wszystkim dobra. Wypierałam wszystko tak skutecznie, że przegapiłam nawet romans męża, nawet gdy wyprowadził się do kochanki. Kiedy nie jest dobrze, to nie jest dobrze.

Mój mąż jest uzależniony, pozostaje w czynnym nałogu, żyje w relacji z inną kobietą i na chwilę obecną nie przejawia chęci zmiany tego stanu, ani powrotu do mnie, ani do rodziny. Ma też trudności z odpowiedzialnością ojcowską. Ja wychodzę ze współuzależnienia. Na dziś żadne z nas nie jest gotowe do wspólnego życia. I na dziś to jest prawda o nas. Moje chęci nie mają z tym nic wspólnego. Bo oczywiście chciałabym żyć wspólnie z mężem i to w miłym nam i Panu Bogu małżeństwie.

Jednak jest też prawdą, że także w tym opłakanym stanie pozostajemy małżeństwem. I że współpracując z Bogiem, możemy wyzdrowieć. Ale dokąd oglądaliśmy się jedno na drugie, no to nic się nie działo. Kiedyś myślałam, że mąż się naprawi, wyleczy z nałogu i wszystko będzie dobrze. Potem sobie myślałam z dumą, że ja widocznie miałam mniejszy kryzys niż mąż i dlatego szybciej staję na nogi. A potem pomyślałam, że niekoniecznie. Może ja wymagam więcej pracy, a męża wystarczy wyciągnąć za rękę i wyzdrowieje w jednej chwili, i dlatego trzeba zacząć ode mnie. No bo skoro ja zdrowieję czwarty rok, to co on by taki zdrowy sam robił cztery lata. Zaraz by się wtedy jakaś inna kobieta zakręciła i to tym razem może nawet sensowna, rozsądna, zdrowa emocjonalnie, ładna i ogólnie wspaniała. Bóg wie co robi. Dlatego teraz już szkoda mi oglądać się co mąż, pracuję nad sobą.

Nauczyłam się doceniać dobre chwile, ale się ich nie łapać i nie budować na nich zamków na piasku. Uczę się wyrażać gniew i nie manipulować, gdy coś idzie nie po mojej myśli. Tu mam jeszcze sporo do pracy - co pokazują ostatnie trzy papierosy i ogół moich przeżyć, gdy straciłam kontrolę nad sytuacją a decyzję podjął mąż i nie była ona zgodne z moimi oczekiwaniami i zaburzyła moje poczucie bezpieczeństwa. Jaka tam miała być żona? Posłuszna? A nie kompulsywna, napastliwa i manipulująca? Uczę się odpuszczać. Uczę się stawiać granice i szanować granice mojego męża. Nasza relacja powoli się dzięki temu zmienia. Do dobrej małżeńskiej relacji nam daleko. Ale też już nieco dalej od fatalnej relacji małżeńskiej.

Natomiast na dziś żyję bez męża, ale jak mi wczoraj przypomniał spowiednik, wcale nie sama, ale z Jezusem. No i wcale nie samotnie. Świat jest pełen wspaniałych ludzi. Nie da się zastąpić relacji małżeńskiej inną relacją, bo jest ona unikatowa i wyjątkowa, więc żyję też z rodzajem dziury w sercu, z rodzajem bólu. Ale już nie udaję, że ich nie ma. Przyjmuję je.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Dzięki za wyjaśnienie teraz lepiej rozumiem ale dalej się zastanawiam jaki jest sens budować z osobą uzależnioną relacje lub je podtrzymywać? Albo inaczej czy jest sens budować jakąkolwiek relację pozytywną z kimś uzależnionym? Całe szczęście mąż jest ,,tylko" uzależniony od porno i ja jako kobieta nie istnieję dla niego więc ja z relacji małżeńskich siłą rzeczy wycofuję się i nie mam zamiaru ich budować, bo nie widzę sensu w tym momencie. Zostaje tylko i aż sakrament bo reszta idzie na dno z każdym kolejnym dniem.
EL.
Posty: 7033
Rejestracja: 29 sty 2017, 21:46
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: EL. »

Monti pisze: 19 kwie 2022, 22:04 Odnosząc się do tego, co pisałyście - relacja między nami istnieje, całkiem dobra jak na rozwodników, ale rozpadła się ta typowo małżeńska, która opiera się na wspólnym życiu. Wiem, że ideałem jest dążenie do powrotu i ciągle jest we mnie to, co usłyszałem wówczas na spowiedzi ("życzliwość jest dla pogan"). Zdaję sobie jednak sprawę, że jest duże ryzyko, że jeśli ujawniłbym zamiary odbudowy związku, wówczas żona mogłaby się całkiem odciąć. Z drugiej strony też nasze ostatnie kontakty ujawniły różne napięcia między nami i przypomniały mi o bardzo wybuchowym charakterze mojej żony. W tym kontekście mieszkanie samotne z synem w opiece naprzemiennej (obecnie także z rodziną ukraińską) jest dla mnie pewną strefą komfortu, z której nie mam ochoty wychodzić. Konsekwencją tego podejścia jest jednak to, że od kilku lat nasze relacje nie posuwają się do przodu. Natomiast od kilku miesięcy ofiarowuję w intencji swojego małżeństwa niedzielną Mszę i Komunię. Mogę też "zatrudnić" św. Ekspedyta ;)
Oj ta strefa komfortu…..nasza wygoda …dla wygody ….
Mieszkasz z rodzina ukraińską….a jaką ona ma strefę komfortu ? Raczej musiała wyjść poza te strefę, prawda ?

Ale rozumiem, co mówisz . Tak teraz masz.
Jednocześnie , zauważ…..to Ciebie gniecie i uwiera jednak ta sytuacja.
Oddajesz tę sytuacje Bogu…..to pewnie i On się tym zajmie , pomoże i wesprze, pomoże rozwiązać .
Póki co doszliście do miejsca, w którym potraficie już ze sobą rozmawiać….to przecież duża sprawa !
Pozdrawiam ! El.
"Nasza miłość do ludzi jest miarą naszej miłości do Boga " - Edyta Stein

"Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie " - Jan Paweł II
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
A ja mam na odwrót dla mnie znalezienie sobie partnera mając trójkę małych dzieci jest odstręczające. Już samo to jak znaleźć kogoś mając dzieci i siedząc w domu jest dla mnie nie do ogarnięcia. Więc siłą rzeczy zostaje samotność, co nie znaczy, że się na nią skazuję, po prostu nie ma innego wyjścia. Jeśli nie da się być z mężem, a nie ma się zamiaru szukać kogoś do towarzystwa to zostaje życie singla.
nałóg
Posty: 3374
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
Czyli? możesz ciut szerzej ?
Sefie
Posty: 638
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
Najstraszniejsze w samotności jest sam strach przed nią. To jak ze strachem przed nauka pływania kiedy na początku łapiesz wodę nosem.

Jeśli dobrze rozplanujesz swoje życie docenisz swobodę, możliwość rozwoju, poszerzenie horyzontów aż będzie Ci mało, cena jest w zasadzie jedna ... brak intymności z drugim człowiekiem.

Ale jak to mawiał klasyk. Są plusy dodatnie i plusy ujemne ;)
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Zwyklaosoba
Posty: 484
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Zwyklaosoba »

Sefie pisze: 21 kwie 2022, 10:40
Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
Najstraszniejsze w samotności jest sam strach przed nią. To jak ze strachem przed nauka pływania kiedy na początku łapiesz wodę nosem.

Jeśli dobrze rozplanujesz swoje życie docenisz swobodę, możliwość rozwoju, poszerzenie horyzontów aż będzie Ci mało, cena jest w zasadzie jedna ... brak intymności z drugim człowiekiem.

Ale jak to mawiał klasyk. Są plusy dodatnie i plusy ujemne ;)
Ja widzę to tak, było nam dane już doświadczyć życia w stałym formalnym związku,nawet jeśli bez dzieci tak jak u mnie i naprawdę krótko w stosunku do wielu przykładów z forum to z całym dobrodziejstwem bycia w związku, nagle krach, odcięcie bolesne wszystkiego co dobre no tak i co mniej wygodne tez ( czytaj dostosowywanie kalendarza do drugiej polóweczki ) mam przyjaciółkę która nigdy nie była w związku , i jej jest dużo prościej i naturalniej przyjąć za fakt ze być może będzie to stan permanentny , z różnych przyczyn, ja póki co mam rodzeństwo, mamę dzięki Bogu, dzieci się rodzą u rodzeństwa, przyjaciół tez sporo, co są singlami, mieszkam w dużym mieście , możliwości wyjścia spędzenia czasu jest ogrom , wręcz nie korzystam z powodu sporej ilości pracy obecnie, ale ta samotność to się kryje pod takimi małymi gestami, wspólną kawą, poczuciu bezpieczeństwa , to udało mi się ostatnio określić jako moja główna obawa i lęk , chociaż jak sobie pomyśle to kiedyś wieczorem to ja nigdy bez męża do parku nie wyszłam a teraz to biegam i w nocy czasem , po prostu przełamuje te kolejne granice, mysle jedynie czy nie będę żałowała, że nie mam dziecka , przede mną świętowanie 30 stki sie zbliża i jakieś takie uczucie pustki jest, ale niech się wypełnia co ma się wypełnić, im większa na to otwartość tym większy spokój , ze to tajna być ;)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Firekeeper pisze: 20 kwie 2022, 19:11 Dzięki za wyjaśnienie teraz lepiej rozumiem ale dalej się zastanawiam jaki jest sens budować z osobą uzależnioną relacje lub je podtrzymywać? Albo inaczej czy jest sens budować jakąkolwiek relację pozytywną z kimś uzależnionym? Całe szczęście mąż jest ,,tylko" uzależniony od porno i ja jako kobieta nie istnieję dla niego więc ja z relacji małżeńskich siłą rzeczy wycofuję się i nie mam zamiaru ich budować, bo nie widzę sensu w tym momencie. Zostaje tylko i aż sakrament bo reszta idzie na dno z każdym kolejnym dniem.
Myślę, że pytanie o sens tworzenia relacji z osobą uzależnioną ma tylko jedną odpowiedź. Nie ma to najmniejszego sensu.

No ale jest jeszcze jedno pytanie: co zrobić, gdy już jest się w relacji z osobą uzależnioną? Czasu nie cofniemy. Jest małżeństwo, są dzieci. Relacje rodzinne z kolei są nam dane, czasem jest uzależniony ojciec, mama siostra, brat, dziecko. Nie da się w takich relacjach nie być, zniknąć ich, skończyć, znaleźć sobie innych dzieci, rodziców, rodzeństwa. Można natomiast pracować nad tym by nasze relacje stawały się lepsze, zdrowsze, można się nauczyć w tych relacjach chronić przed destrukcją, można zacząć zdrowieć z tych ran, które w nich odnosimy. Można popracować nad własnymi problemami, które wnosimy do relacji. Moje doświadczenie pokazuje, że najrozsądniejszym wariantem w takiej sytuacji jest twarda miłość.

Na dziś dla mnie twarda miłość to zbiór takich zasad postępowania w relacji z uzależnioną osobą, które pomagają nie wpaść w destrukcję związaną z uzależnieniem osoby z którą jesteśmy w relacji lub wyjść z destrukcji, gdy już w nią wpadliśmy. Te zasady pomagają także mądrze wspierać osobę uzależnioną, a przede wszystkim nie wspierać jej w destrukcji.

Moją najważniejszą wskazówką jak dotąd z której korzystam najwięcej jest odpuścić i zawierzyć Bogu. Nie moja, a Twoja wola niech się stanie. Uczę się tego. Powoli. W relacji z uzależnioną osobą jest to szczególnie pomocne.

Nauczyłam się też, że twardo w relacji z osobą uzależnioną warto kochać nie tylko osobę uzależnioną, ale przede wszystkim siebie.

Nauczyłam się też, że nie ma sztywnych zasad postępowania, ani cudownych recept. Jednak kilka wskazówek jest, które wydają mi się uniwersalne. Pierwsza to edukacja, poznanie mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia. Druga to podjęcie własnej terapii i znalezienie oparcia w grupie na terapii, lub na przykład Al-Anon. Te dwie wskazówki wystarczyły do tego, by w moim życiu, czyli życiu osoby współuzależnionej, zaczęły zachodzić korzystne zmiany.

Jest jeszcze trzecia wskazówka, która była niezbędna bym mogła skorzystać z tych dwóch pierwszych: uznanie własnej bezsilności. Nie radzę sobie z problemem uzależnienia. Wszystkie moje wysiłki zmierzające do tego, by mąż przestał być uzależniony są na nic. Mam dość. Nie mam więcej pomysłów. To był punkt wyjścia. Dokąd "sobie radziłam", dotąd nie szukałam pomocy.

Próbowałam wielu innych rzeczy, ale tylko coraz głębiej wpadałam we współuzależnienie.

Pomogło mi też uznanie, że nie tylko mąż ma problem, ale ja też go mam. I zajęcie się moim problemem - współuzależnieniem.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Ruta ale jak to wszystko co piszesz ma się do stanu obecnego? Twój mąż jest uzależniony. Nie tak dawno pisałaś, że Twój syn się go boi. Bierze dopalacze. Potrafi krzyczeć pod domem i wiele innych. Za chwilę piszesz, że się przytulacie mimo, że on żyje z inną kobietą i nie spędził z Wami świąt. Potem go oblewasz wodą i jest miło i piszesz, żeby korzystać z chwili. Nie naskakuję na Ciebie tylko próbuje zrozumieć. To mi przypomina historię mojego ojca i jego wyjście z alkoholizmu. Jak pisałam tu na forum x lat temu, że ojciec dzięki wsparciu rodziny, która go nie zostawiła zdecydował się na leczenie to zostałam w sumie zjechana za taki tok myślenia, bo z osobami uzależnionymi się nie utrzymuje dobrych relacji tylko wręcz zostawia samych sobie żeby sięgnęły dna. Co dla mnie było zawsze okrutne, bo żyłam z mylą, że gdybyśmy zostawili ojca bez wsparcia mogłoby go nie być. A może horror skończyłby się szybciej. Nie dowiem się teraz tego. Ale skutki jakie wywołało jego picie ponosimy w sumie do dziś mimo, że jest trzeźwy. Podobnie przez te lata żyję z mężem, bo mam przeświadczenie, że jest ojcem moich dzieci i rodziną i beze mnie by się stoczył ( wiem wiem, że to głupie )I tak myślę o Tobie, że w stanach kiedy Twój mąż jest trzeźwy starasz się żyć chwilą i z nim dogadywać, budować komunikację i dobre relacje. Ale to dalej nie zmienia to faktu, że jest uzależniony. A może masz poczucie, że będąc z nim w dobrych relacjach on nie jest aż tak uzależniony i już nie jest taki zły, że trzeba się go bać?
Próbuje to odnieść do mojej sytuacji. Na całe szczęście mój mąż po prostu nie widzi we mnie kobiety i interesują go inne. Co najwyżej mnie zdradzi o ile będzie do tego zdolny, bo raczej jego zainteresowania są w jego głowie i zadowala się telefonem. Nie stanowi dla mnie zagrożenia w postaci używek, alkoholizmu, przemocy. I o ile jakiś czas temu byłam przekonana, że mogę ciągnąć ten układ przyjacielski dalej, a teraz sądzę że dłużej próbować się ,, przyjaźnić z mężem " i dbać o dobre relacje, przytulać się i dbać o siebie wzajemnie nie ma sensu, bo to nie przyniesie kompletnie nic dobrego oprócz utrzymywania dalej sytuacji jaka jemu odpowiada. Ja się odcinam od męża. Nastała cisza.
EL.
Posty: 7033
Rejestracja: 29 sty 2017, 21:46
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: EL. »

Firekeeper pisze: 21 kwie 2022, 7:56
Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
A ja mam na odwrót dla mnie znalezienie sobie partnera mając trójkę małych dzieci jest odstręczające. Już samo to jak znaleźć kogoś mając dzieci i siedząc w domu jest dla mnie nie do ogarnięcia. Więc siłą rzeczy zostaje samotność, co nie znaczy, że się na nią skazuję, po prostu nie ma innego wyjścia. Jeśli nie da się być z mężem, a nie ma się zamiaru szukać kogoś do towarzystwa to zostaje życie singla.
Ale co to znaczy - skazuje się…..
Przecież jest rodzina , są dzieci.
A to, ze jedno z małżonków, rodziców , pozwoliło sobie na odejście ….nie znaczy, ze drugi ma zrobić to samo.

Jak piszesz…masz robotę, dzieci….kiedy czas na …..
A przecież dzieci warto przyzwoicie wychować.

A zresztą , myślicie , że kolejny związek wyjdzie i będzie już super ?
Nie trzeba skazywać siebie…skoro wokół wieleeee ludzi i zawsze jest co robić. Powodzenia ! El.
"Nasza miłość do ludzi jest miarą naszej miłości do Boga " - Edyta Stein

"Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie " - Jan Paweł II
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: burza »

Witajcie,tak czytam to napiszę , też coś od siebie w tym temacie.Ja bym nie chciała i nie mogła drugi raz z kimś innym niż tylko mój mąż, budować od nowa życia,chociażby po to że przysięgałam przed Bogiem. A po drugie na 100% dałam z siebie w nasze małżeństwo z miłości i też dlatego że łączy nas córka w jakiś sposób na pewno z mojej strony.Wiem też, że będę czekać nie czekając ale jednocześnie żyć swoim życiem . Nie liczę że mąż się kiedyś ocknie bo to po ludzku z jego strony niemożliwe ma taki charakter choć byłoby źle idzie drogą obraną wcześniej i nie zawróci z niej i nie przyzna się do błędu. Nie wiem co u niego czy spotyka się z kimś, nie interesuje się tym ,choć razem mieszkamy ale, też nie wkręcam się w to tak jak było kiedyś.Jest takim człowiekiem ,że może nikogo nie mieć na tą chwilę , (to takie moje tylko przemyślenia ale tak naprawdę nie wiem jak jest)ale ma taką złość na mnie i po to jest ten rozwód potrzebny żeby mi pokazać i udowodnić że już w jego myśleniu nie będzie moim mężem ani go tak nie będę mogła tak nazwać bo by mnie wyśmiał.A ja tak jak pisałam wcześniej ,już się zgodzę na rozwód choć usłyszałam od niego ostatnio że sąd mu sam da bo to długo trwa. A ja już mam dość sądów on to wie ,ciągania po nich tyle lat. Szkoda zdrowia , życia i na siłę nie można zatrzymywać bo to nie ma sensu.A jednocześnie oddaje to wszystko woli Boga.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Firekeeper pisze: 21 kwie 2022, 18:50 Ruta ale jak to wszystko co piszesz ma się do stanu obecnego? Twój mąż jest uzależniony. Nie tak dawno pisałaś, że Twój syn się go boi. Bierze dopalacze. Potrafi krzyczeć pod domem i wiele innych. Za chwilę piszesz, że się przytulacie mimo, że on żyje z inną kobietą i nie spędził z Wami świąt. Potem go oblewasz wodą i jest miło i piszesz, żeby korzystać z chwili. Nie naskakuję na Ciebie tylko próbuje zrozumieć. To mi przypomina historię mojego ojca i jego wyjście z alkoholizmu. Jak pisałam tu na forum x lat temu, że ojciec dzięki wsparciu rodziny, która go nie zostawiła zdecydował się na leczenie to zostałam w sumie zjechana za taki tok myślenia, bo z osobami uzależnionymi się nie utrzymuje dobrych relacji tylko wręcz zostawia samych sobie żeby sięgnęły dna. Co dla mnie było zawsze okrutne, bo żyłam z mylą, że gdybyśmy zostawili ojca bez wsparcia mogłoby go nie być. A może horror skończyłby się szybciej. Nie dowiem się teraz tego. Ale skutki jakie wywołało jego picie ponosimy w sumie do dziś mimo, że jest trzeźwy. Podobnie przez te lata żyję z mężem, bo mam przeświadczenie, że jest ojcem moich dzieci i rodziną i beze mnie by się stoczył ( wiem wiem, że to głupie )I tak myślę o Tobie, że w stanach kiedy Twój mąż jest trzeźwy starasz się żyć chwilą i z nim dogadywać, budować komunikację i dobre relacje. Ale to dalej nie zmienia to faktu, że jest uzależniony. A może masz poczucie, że będąc z nim w dobrych relacjach on nie jest aż tak uzależniony i już nie jest taki zły, że trzeba się go bać?
Próbuje to odnieść do mojej sytuacji. Na całe szczęście mój mąż po prostu nie widzi we mnie kobiety i interesują go inne. Co najwyżej mnie zdradzi o ile będzie do tego zdolny, bo raczej jego zainteresowania są w jego głowie i zadowala się telefonem. Nie stanowi dla mnie zagrożenia w postaci używek, alkoholizmu, przemocy. I o ile jakiś czas temu byłam przekonana, że mogę ciągnąć ten układ przyjacielski dalej, a teraz sądzę że dłużej próbować się ,, przyjaźnić z mężem " i dbać o dobre relacje, przytulać się i dbać o siebie wzajemnie nie ma sensu, bo to nie przyniesie kompletnie nic dobrego oprócz utrzymywania dalej sytuacji jaka jemu odpowiada. Ja się odcinam od męża. Nastała cisza.
Podjęłam pracę nad sobą, terapię współuzależnienia i dzięki temu wprowadziłam w swoim życiu zmiany. Nie widuję już od dłuższego czasu nietrzeźwego męża, nie doświadczam z jego strony przemocy. I sama oduczam się jej stosowania. Bo osoby współuzależnione także stosują przemoc i zachowują się skandalicznie, ale często w białych rękawiczkach i z pozycji broniącej się ofiary. Krzyk, nadkontrola, brak szacunku, stała krytyka, manipulacje, naruszanie osobistej przestrzeni - lista jest długa.

Natomiast nie mam poczucia, że mój mąż jest w związku z tym mniej uzależniony. Jest uzależniony i będzie uzależniony, tak jak ja pozostanę w nałogu nikotynizmu i we współuzależnieniu. Można jednak być czynnym uzależnionym (U)/współuzależnionym (WU) lub trzeźwiejącym U/WU. Relacja zmienia się, nawet gdy tylko jedno z takiej pary U/WU trzeźwieje.

Co do zostawiania osób uzależnionych samym sobie, niekoniecznie oznacza to wyrzucanie z domu. Potocznie tak się postrzega twardą miłość, wiem. Myślę, że zrozumienie zasad twardej miłości wymaga edukacji, terapii i praktyki. Nie ma tu jednej recepty, jest miłość, do siebie, do uzależnionej osoby i pozostałych członków rodziny, oparta na zdrowych granicach, na normie, na szacunku, na braku przemocy.

Lęk przed śmiercią osoby uzależnionej to kolejna kotwica, która trzyma rodzinę w destrukcji i skłania do głupich i szkodliwych zachowań podtrzymujących nałóg. Mam dwie bliskie czynnie uzależnione osoby. Jutro może spaść na mnie satelita, a moi uzależnieni mogą żyć jeszcze długie lata.

Dokąd tkwiłam w pijanym, bo współuzależnionym myśleniu, sądziłam, że zmiany w naszym życiu mogą nastąpić tylko wtedy, gdy mój mąż wytrzeźwieje i podejmie abstynencję. No to się zdziwiłam :) Mogę kochać uzależnionego czynnie męża i wcale nie oznacza to, że muszę żyć w destrukcji, rozpaczy, strachu, znosić jego zmiennych nastrojów, doświadczać upokarzania, ani nawet nie muszę ponosić konsekwencji jego destrukcyjnych działań. Wręcz przeciwnie, moje życie może być całkiem w porządku.

Przede mną jeszcze dużo pracy. To jest trochę tak jak z rozwojem dziecka. Kupujemy nowe ubranka, najpierw są nieco przyduże, potem akurat, potem jakby ciut ciasne, a na koniec trzeszczą w szwach. Jakieś tam sytuacje i reakcje mam przepracowane. A potem, tak jak w te święta pojawiają się nowe, w których poruszam się bez mapy. Na te nowe sytuacje stara koszulka już nie pasuje. Potrafię wtedy narobić głupot. Ale też łatwiej idzie mi połapanie się, że coś jest nie tak. Pewne sytuacje wracają, jak choćby moje kompulsywne reakcje, lub próby manipulowania sytuacją i moim mężem tak, bym mogła pozostać w swojej strefie komfortu, czy jakimś tam fałszywym poczuciu bezpieczeństwa. Ale każda taka pętla ma sens, za każdym razem przepracowuję nowy kawałek, sięgam głębiej w siebie, coś nowego przepracowuję.

Firekeeper, już pisałam, ale będę pisać do znudzenia: warto podjąć terapię współuzależnienia. To podstawa. To jest nieco inna terapia niż klasyczna terapia indywidualna, bo duża jej część opiera się na grupie. Ogólnie moja obserwacja jest taka, że grupa, wspólnota, przy wychodzeniu z uzależnienia i współuzależnienia jest bardzo ważna i pomocna. Podobnie jak edukacja, także bardzo ważna, a której w klasycznej terapii zwykle nie ma. Po zakończeniu terapii także warto korzystać z grupy. I uzależnienia i współuzależnienia lubią nawroty. Wsparcie w grupie to ryzyko zmniejsza, a w razie nawrotu szybciej staje się na nogi. No i są obok osoby, które w razie czego prosto z mostu ci powiedzą, że masz problem, zanim się połapiesz - i zanim wpadniesz po uszy.

Przez jakiś czas funkcjonowałam bez grupy, choroba, kwarantanny, izolacje. Ale po moich świątecznych wyczynach jestem w Al-Anon. Nawet nie zdążyłam pomyśleć, że potrzebuję i już byłam na mitingu, dzięki koleżance. To jest właśnie siła grupy. Bez takiego wsparcia pewnie jeszcze z miesiąc albo i dwa miałabym zbyt mało czasu, ważniejsze rzeczy, byłabym za słaba i takie tam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

EL. pisze: 21 kwie 2022, 20:27
Firekeeper pisze: 21 kwie 2022, 7:56
Nino pisze: 20 kwie 2022, 22:34 W moim odczuciu skazywanie się na samotność w sytuacji ewidentnego rozpadu więzi małżeńskiej jest czymś, co mnie odstręcza i czego nie potrafię zrozumieć.
A ja mam na odwrót dla mnie znalezienie sobie partnera mając trójkę małych dzieci jest odstręczające. Już samo to jak znaleźć kogoś mając dzieci i siedząc w domu jest dla mnie nie do ogarnięcia. Więc siłą rzeczy zostaje samotność, co nie znaczy, że się na nią skazuję, po prostu nie ma innego wyjścia. Jeśli nie da się być z mężem, a nie ma się zamiaru szukać kogoś do towarzystwa to zostaje życie singla.
Ale co to znaczy - skazuje się…..
Przecież jest rodzina , są dzieci.
A to, ze jedno z małżonków, rodziców , pozwoliło sobie na odejście ….nie znaczy, ze drugi ma zrobić to samo.

Jak piszesz…masz robotę, dzieci….kiedy czas na …..
A przecież dzieci warto przyzwoicie wychować.

A zresztą , myślicie , że kolejny związek wyjdzie i będzie już super ?
Nie trzeba skazywać siebie…skoro wokół wieleeee ludzi i zawsze jest co robić. Powodzenia ! El.
Wybieram. Świadomie, dobrowolnie, po rozważeniu za i przeciw. Tak jest fajniej. Slaby ze mnie materiał na skazańca, a jak czuję, że nie mam wyjścia włączają mi się takie mechanizmy obronne, że może się od tego odpalić lokalna apokalipsa.

Ja się dość długo z Panem Bogiem kłóciłam i o przymusowy celibat, przecież nie poszłam do zakonu, tylko wyszłam za mąż, i o tą kawę, co ją sobie rano robił mój mąż, i o to, że jakoś tak mi inaczej się sprząta, dla dzieci i gości to całkiem inne sprzątanie, i o te dzieci, które jeszcze bym chciała mieć, a czas ucieka. I nikt mnie o północy nie obudzi, żebym zrobiła tego pysznego omleta. No i umrę obłożona kotami, zamiast w objęciach ukochanego. Dużo było przeciw. I niewiele za. Po co ta wierność, pytałam i pytałam, tak miło byłoby się przytulić, poczuć drapiący zarost na męskim policzku, schować swoją dłoń w pewnej męskiej dłoni, wypłakać się czasem na piersi szlachetnego mężczyzny, całkiem serio pytałam.

I dostałam odpowiedzi. I wybrałam, świadomie, dobrowolnie, po rozważeniu za i przeciw. Cały świat jest przeciw... ale choćbym i cały świat zyskał, a miłości bym nie miał... Kocham mojego męża... nie chcę go zdradzać... i tak już mamy dużo ran, po co mam nam dokładać nowych...Ufam Bogu... Nie bardzo też bym mogła tak świadomie odrzucić tą Miłość, która ukochała mnie tak mocno, bo i jak...? Dla kogo?

A tak po ludzku to sobie myślę tak... Deficytów ci u mnie dostatek... lata terapii przede mną... mężatka, dzieciatka...mąż niby daleko, ale jednak na karku... pierwszej młodości nie jestem... książę na białym koniu się raczej nie zjawi. A niechby się i zjawił, to na takie dictum, jeśli ma choć za grosz rozsądku, powinien w te pędy odcwałować (jeśli jest takie słowo). No wniosek jeden: potencjalni kandydaci specjalnie nie rokują... no to po co mi tacy.

Myślę też sobie, że jakiś obcy mężczyzna kręcący się po domu, to by była jakaś totalna katastrofa wychowawcza. Ja wiem, że są filmy o udanych patchworkach, ale mnie nie przekonują. Między produkcją Disneya o rodzinie rekonstruowanej a dokumentem o rodzinie rekonstruowanej są zasadnicze różnice. W pierwszych dominują kwiatki, w drugich w najlepszym razie kozetki psychoterapetów, przez kolejne pokolenia DDDDDD.... Nie bardzo mam ochotę to przerabiać. Myślę też sobie, że mama w roli nastolatki szykującej się na randki, to jeszcze gorsza katastrofa.

Pewnie byłoby miło z mężczyzną u boku do wód pojechać, zjeść romantyczne śniadanie na mieście i spóźnić się do pracy, wynająć romantyczny domek z kominkiem w górach na weekend, skoczyć na jeden dzień do Tomaszowa... Trudno mi sobie wyobrazić, że to miałby być inny mężczyzna niż mój mąż. Ale fantazję mam bogatą. Jak się postaram to dam radę... Kevin Costner tak przy czterdziestce, głos głęboki, uśmiech wyjątkowy, chód pozornie ociężały, ale to pozór, to chód kuguara, riposty szybkie, dowcip cięty, spojrzenie...znowu mi mąż wychodzi...

No i ja naprawdę wierzę, że Bóg pragnie nas oboje uzdrowić i że już nas uzdrawia, nawet jeśli ja tego jeszcze nie widzę. I że pragnie uzdrowienia naszego małżeństwa i także nasze małżeństwo uzdrawia.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Przez jakiś czas funkcjonowałam bez grupy, choroba, kwarantanny, izolacje. Ale po moich świątecznych wyczynach jestem w Al-Anon. Nawet nie zdążyłam pomyśleć, że potrzebuję i już byłam na mitingu, dzięki koleżance. To jest właśnie siła grupy. Bez takiego wsparcia pewnie jeszcze z miesiąc albo i dwa miałabym zbyt mało czasu, ważniejsze rzeczy, byłabym za słaba i takie tam.
Ruta czyli wydarzenia z świąt to chwilowa twoja wpadka. Bo ja zrozumiałam, że chcesz się zbliżać do męża i z nim przebywać i dbać o relacje małżeńskie mimo, że mąż jest uzależniony dlatego mi to chodziło tak po głowie.
ODPOWIEDZ