Pavel pisze: ↑05 sie 2022, 1:54
Ruto niespecjalnie przyjemnie czytało mi się twój powyższy post, może jeśli zechcesz, nieco ochłoniesz i przeczytasz go sobie na chłodno, zrozumiesz jakie mogą być tego powody.
Polecam też przeczytać jeszcze raz, na spokojnie, post helenast który cię najwyraźniej dotknął.
Na przykład po to, by odkryć co tak w rzeczywistości powoduje twą niezgodę i emocje które spowodowały powyższą reakcję.
Pavle ja doskonale wiem, co mnie dotknęło i wkurzyło w postach helenast. Wcale nie wklejony tekst ani idea, aby dorośli mężczyźni zachowywali się jak dorośli, a nie jak dzieci które obsługuje mama. Mój post wyraża moje emocje, starałam się, by nie był złośliwy, ale jednak, by moje emocje znalazły w nim wyraz.
Napiszę wprost do ciebie helenast. Tak będzie lepiej, nie przyjmie to wtedy formy obmowy. Zirytowało mnie mocno twoje przekonanie, powtórzone kilkukrotnie, że masz nie tylko receptę na kryzys w małżeństwach kobiet z forum, ale też pewną i jednoznaczną diagnozę przyczyny tych kryzysów. Oraz upieranie się przy tym, że te kobiety, które tej diagnozy nie zastosują same są sobie winne. Zirytowała mnie także treść owej diagnozy. Zacytuję, wskazując o co mi chodzi.
helenast pisze: ↑02 sie 2022, 3:09
Czytam Wasze wpisy od pewnego czasu i tak sobie myślę -
wydrukujcie poniższy tekst mężom Waszym i poproście by uważnie i z przemyśleniami go przeczytali - tylko tyle
(...)
Prawdziwa zmiana naszego społeczeństwa zaczyna się w naszych domach…
Prawda?
Mój komentarz: podsyłanie czegokolwiek mężowi w kryzysie jest przeciwskuteczne. Tyle osób już to przerabiało, że nie będę się o tym rozpisywać. Wszelkie próby podejmowania działań, które mają zmienić postawę współmałżonka, uświadomić go, zmienić jego postrzeganie są przeciwskuteczne. Na forum raczej unikamy także bezpośrednich rad, szczególnie o tym, jak wpłynąć na małżonka. I na ogól staramy się do tej zasady stosować. Choć niemal wszyscy zaliczamy i wpadki.
Gdyby twój post z tekstem miał formę komentarza: przeczytajcie ten tekst i przemyślcie, może jest coś co możecie zmienić w swojej postawie do obowiązków - nie czułabym się tak mocno się zirytowana. Choć lekko i owszem. Jednak po tym poście uznałam, że moja irytacja jest być może przesadna... i nie ma o co kruszyć kopii.
helenast pisze: ↑02 sie 2022, 8:39
Więc może trzeba ich uświadomić ... oczywiście,że każdy ma swoja wizje i przyzwyczajenia / przykład z rodzinnego domu , ale w słowie ,, każdy ,, ujmuje się zarówno mężów jak i żony zdanie oraz ich pogląd na sprawy domowe ...
Owe niezrozumienie ,
ograniczenia czy jak piszesz własne wizje wynikać mogą i
z pewnością w 90 % wynikają z braku wiedzy,że można i należy inaczej niż było dotychczas ...
Wcześniej zakładałam helenast, że zastosowałaś pewien skrót myślowy i ja reaguję przesadnie. A jednak się okazało, że kierunek działań jaki sugerujesz w kryzysie obejmuje uświadamianie męża. I pewność, że ten mąż uświadomiony nazwijmy to "równościowo" nie jest. Oraz, że żona świadoma nie jest także. Odebrałam ten post już jako rodzaj krucjaty. Nadal jednak uznałam, że częściowo chodzi także o moje przewrażliwienie. Z powodu o którym napiszę na koniec. Dlatego nadal się nie wypowiadałam.
helenast pisze: ↑02 sie 2022, 13:57
Tak, mój mąż tak robi ....
Skro
uważasz ,ze uświadamianie w kryzysie to zły pomysł
to Twój wybór - żyj więc w tym co masz ....
zakładasz z góry ,że to nic nie da..... hm...... więc jak chcesz wygrać w totolotka , gdy nie wysyłasz kuponu ?
Tu poziom mojego wzburzenia podskoczył. Bo dotknęło mnie coś zupełnie innego, ton i forma twojej komunikacji. Ja to odebrałam tak: Zrób jak ci mówię (piszę), bo inaczej będzie ci źle. Ale jak zrobisz jak ci mówię, to będzie ci dobrze. A jak nie chcesz tak zrobić, jak ja mówię - to uważasz to, co ja ci mówię, że uważasz. Forma w ojej ocenie bardzo ty, bardzo skoncentrowana na odbiorcy, bardzo autorytatywna, oceniająca, z pozycji władzy. W moim odczuciu toksyczna.
Ja doświadczałam przemocy i manipulacji od swojej mamy. Latami. W czasie, gdy byłam zbyt mała, by się przed takimi manipulacjami bronić. I tak, taka forma "przekonywania" budzi wszystkie moje alarmy. To w moim odczuciu nie jest przekonywanie, ani argumentowanie, to zawoalowana przemoc. Ona jak sądzę nie jest wcale zawoalowana. Mamy tylko zgodę społeczną, by na takie formy przemocy w relacjach się godzić i uważać je za normę. Ale normą one nie są. Są destrukcyjne. I sprawiają, że odbiorcy takich komunikatów czują się źle. Ja poczułam się źle. Po kolejny twoim poście, jeszcze bardziej.
helenast pisze: ↑03 sie 2022, 6:20
Wyborów można dokonywać zawsze i wszędzie ... zależy tylko od tego czy chcecie ?....
Powyższe argumenty - że to strzelenie sobie w kolano - to się nie uda - mąż mnie wyśmieje - tekst do sfrustrowanych kobiet - napisała go kobieta - po co mąż ma tak robić jak nie szanuje itd itd itd
są stereotypem tkwienia w postawie wiecznej ofiary .... po co cokolwiek robić jak i tak się nie uda , nic to nie da - więc
tkwijcie w rolach , które same sobie przypisałyście - to Wasz wybór ...
Tekst , który wkleiłam nie jest skierowany tylko do świadomości mężczyzn , ale i kobiet ,
by pokazać im i uświadomić , gdzie popełniają błąd .... te wszystkie wpisy ukazujące obraz mężów tyranów, którzy nie pomagają i pracach domowych, przy dzieciach tak naprawdę nie ukazują ich winy tylko Waszą - kobiet, które się na to wszystko godzą ...
same sobie przybrałyście rolę kopciuszka , a nie żony , która tez ma prawo odpocząć , wyjść gdzieś , poczytać książkę itp...
Latami utwierdzałyście Waszych mężów,że kobiety miejsce jest przy garach i w kuchni i teraz macie o to pretensje ?... powiedziałyście kiedyś STOP ! ... byłyście w tym swoim STOP konsekwentne ? ... co Was tak naprawdę zatrzymuje przed zmianami ? ... bo nie robi się tego w kryzysie ??? ... bo pan mąż się obrazi i wszystko się do końca rozsypie ??? ... to tak naprawdę na jakich fundamentach jest zbudowane Wasze małżeństwo ? ... na strachu i bojaźni ?....
To nie wina męża jest ,że taką rolę macie w Waszych związkach - Wy jesteście winne - Wy się na to godzicie - Wy powielacie te złe dla Was działania ...
Nie wiem skąd założenie,że wkładam wszystkich mężów do jednego worka ???... Mój mąż też wyszedł z domu , gdzie mamusia wbijała synusiowi do głowy ,że jest stworzony do innych / wyższych celów niż roboty domowe ,praca w kuchni itd ... i ja też przyjęłam tą rolę weź , przynieś , pozamiataj .... i właśnie kryzys uświadomił mi ,że tą rolę sama sobie z własnej woli przypisałam ,że sama z własnej woli godziłam się na to wszystko ... nie bałam się powiedzieć STOP i zawalczyłam o swoje miejsce w małżeństwie jako żony i partnera, a nie jako służącej , kucharki i pokojówki ... postawiłam granice , które bolały - bolały obie strony , ale dały rezultat zmian ... zmian nie na lepsze, ale na to co ma być normalne w związkach ...
Wybór należy do Was - albo zaczniecie coś zmieniać, albo zostaniecie w fazie wiecznego użalania się , zwalania winy na męża jak to źle Was traktuje, nie szanuje , nie kocha itd itd ...
No i tu jednak postanowiłam się odezwać inaczej, już nie tłumacząc, ale dając wyraz temu co czuję. Bo tak, uważam, że uświadamianie małżonka w kryzysie to zły pomysł. I nie uważam, że przyczyną mojego kryzysu w małżeństwie jest brak świadomości równościowej. Ani mojej, ani męża. Nie zgadzam się też z tym, że nierówna pozycja małżonków w małżeństwie to w 90 procentach brak wiedzy. I wystarczy kogoś uświadomić. Kartką.
Natomiast nie odezwałabym się mimo wszystko w takim duchu, jak się odezwałam, gdyby nie to, że w moim odczuciu narastała w twoich postach manipulacyjna i przemocowa forma zwracania się do użytkowniczek forum. I doszło do tego w moim odbierze siedzenie między innymi w mojej głowie i wykładanie również mi historii mojego małżeństwa. Na przykład tego, że "latami utwierdzałam męża, że moje miejsce jest przy garach". Jak już napisałam, jestem wrażliwa na komunikaty których autor wie lepiej od drugiej osoby co ta osoba myśli i czuje, jaka jest historia jej życia i jakie jest rozwiązanie jej problemów. Budzi to mój silny sprzeciw. I emocje.
Także i sama twoja "recepta" - uświadamianie równościowe męża - budzi sprzeciw we mnie. Gdy mój mąż wycofał się ze współpracy ze mną, byłam początkowo pewna, że chodzi o powrót do patriarchalnych relacji, wzorców z domu mojego męża, że może i ja jakoś źle coś zaczęłam robić i wchodzę w jakieś stare buty. Edukację równościowo-feministyczną miałam odrobioną. To ukierunkowało moje myślenie. Tyle, że wszelkie uświadamiania męża działały na chwilę. A problemy narastały.
Zamieszkałam wtedy sama, zostawiając męża samemu sobie. A sama zapisałam się na podyplomowe międzywydziałowe studia społeczne. Nie mogłam za wiele zmienić, ale chciałam chociaż zrozumieć. Uznałam, że potrzebuję więcej równościowej wiedzy. Mąż wtedy wrócił po kilku miesiącach, choć do współdzielenia obowiązków wrócił na krótko. Ja na studiach zostałam. Przestudiowałam historię feminizmu, role społeczne, rolę pornografii w relacjach społecznych, prawne regulacje płci, obszary wykluczenia kobiet i wiele wiele więcej. Poświęciłam temu kilka lat życia. Nie żałuję. Ale faktem jest, że żadna równościowa recepta nie zadziałała. Ani na mnie ani na męża.
I nie miała prawa zadziałać. Mój mąż nie jest nierównościowym patriarchalnym satrapą, pogłębiała się tylko jego choroba - uzależnienie mieszane (od wielu różnych rzeczy). Ja z kolei nie uważam, że miejsce kobiety jest w kuchni, choć uważam, że jest tam, gdzie najlepiej może służyć rodzinie, mężowi, małżeństwu. Czasem i w kuchni. To także zadanie męża i ojca - służyć rodzinie.
Nie w każdym małżeństwie w którym na zonę spadają wszystkie obowiązki powodem jest brak świadomości. Ja na przykład zamiast studiów podyplomowych powinnam była siedzieć na terapii współuzależnienia. Na którą z Bożą pomocą w końcu trafiłam.
Z moich studiów w odniesieniu do małżeństw mam jeden wniosek - temat "równościowy" w małżeństwach jest współczesnym problemem zastępczym. Zarówno tam, gdzie tej równości nie ma (wtedy często maskuje to inne problemy). Jak i tam, gdzie ona jest - to także bywa sposób na maskowanie problemów i udawanie, że problemu nie ma. "Mój mąż się angażuje w dom i dzieci, jest bliski ideału, nie wiem dlaczego mam depresję". Albo "Dzielę się z żoną obowiązkami równo, a ona dalej się czepia, nic jej nie jest w stanie zadowolić". Jeszcze raz: sądzę, że w udanym małżeństwie, gdzie nie ma podskórnych zamaskowanych problemów gary myją się same. Po prostu każdy robi to co do niego należy. I jest oczywiste, że dzieci wymagają opieki, żona i mąż odpoczynku i tak dalej. Krótko bo krótko, ale tego w moim małżeństwie z mężem doświadczyliśmy.
W moim małżeństwie dodatkowym problemem stała się niepełnosprawność najmłodszego syna, kolejna w naszej rodzinie. Bardzo nas obciążyła. I zachwiała naszymi pozycjami. Moją szczególnie. Mechanizm jak to się dzieje (nawet tam, gdzie małżonkowie mają świadomość równościową) już opisałam w osobnym poście. W wielu małżeństwach pojawienie się dziecka nawet nie niepełnosprawnego, ale tylko wymagającego więcej uwagi, leczenia stało się początkiem ogromnych kryzysów. Nie wiem co może tu pomóc, ale sądzę, że nie kartka o tym, że mężczyzna powinien sam myć swoje gary i prać.
***
Helenast, na wszelki wypadek przyjrzałabym się gdzie jestem, dlaczego i z jakiego powodu poświęcam czas na pisanie kobietom, że są same sobie winne i same sprowadzają się do roli kuchty. I z jakiego powodu zależy mi na tym, by je przekonać i wkładam w to trud, wysiłek i emocje. I z jakiego powodu wybieram trudną i nieprzyjemną dla odbiorców formę komunikacji. Parę razy też weszłam na forum w krucjatę, ta krucjata zwykle wyruszała z mojego wnętrza.
***
Pavle, mam nadzieję, że teraz jaśniej wyłożyłam co wzbudziło moje emocje i mój sprzeciw. Co do pisania pogadanek propagandowych przez kobiety udające mężczyzn - osobiście uważam to za manipulację odbiorcami. Budzi to mój sprzeciw.
Jak się okazuje mój sprzeciw budzi teraz sporo rzeczy - czemu oczywiście się przyjrzę. Wstępnie sądzę, że jestem na etapie grzebania w nowych pokładach, co daje nadwrażliwość, ale nie wykluczam innych wariantów.
***
Tak czy inaczej, jak mój mąż się w końcu pojawi, pokażę mu tą kartkę. Może nie od razu na wejściu, tylko postaram się znaleźć dobry moment