Piszesz "staram się jak najmniej od męża oczekiwać". Ja też tak z początku robiłam. No i zajmowałam się wszystkim sama... Zaczęłam oczekiwać więcej. A w zasadzie jednego, że mąż zacznie wywiązywać się ze swoich obowiązków.
Ale też zaczęłam robić mężowi przestrzeń. Bo z początku ja miałam taką wizję, że mąż i ojciec "powinien" i tu była lista tego, co powinien ojciec. Obwarowana standardami. Miałam też skłonność do wytykania błędów, wkraczania, ingerencji, pouczania.
Dzięki kolegom z forum i z Sycharu na żywo, zrozumiałam, że mój mąż może wielu rzeczy nie potrafić, nie umieć, ma prawo do błędów i do uczenia się na błędach. Także jako ojciec. Niekoniecznie zaś jest zdolny do nauki na moich instrukcjach i moich pouczeniach, choćby dawanych w najlepszej wierze i nawet bardziej niż zasadnych. Przyjęłam, że one jego męskie wrażliwe ego zniechęcają, tłumią i robią mu jeszcze wiele innych strasznych rzeczy


Dzięki kolegom uwierzyłam też, że w sytuacji, gdy nie żyjemy wspólnie, ojcostwo mojego męża, ma szansę się rozwijać. Tylko, że moje oczekiwania i standardy, choć słuszne ze wszechmiar, nie będą w tym pomocne.
Powiem tak, na mojej matczynej głowie włos się jeżył, gdy od całkiem wprawnych dziś ojców słuchałam takich m.in. rewelacji: "dobrze, że dzieci są interaktywne, bo z początku regularnie zapominałem o tym, że trzeba je będzie za parę godzin znowu nakarmić". Każdemu z tych ojców w ich początkach samodzielnego ojcostwa odebrałabym prawo do widywania dzieci nawet z daleka. Mają święte żony, że to wszystko przetrwały.
Pierwszym pomocnym krokiem w zaangażowanie męża do odpowiedzialności, było przejście od "zlecania podwykonastwa", czyli mówienia mężowi, co jest do zrobienia, do angażowania go w decyzje i pytania go o zdanie, z którym uczyłam się powoli liczyć. Faktycznie, gdy mąż zaczął czuć, że ma wpływ zaczął angażować się sam. Inaczej niż ja to sobie wyobrażałam, ale z sensem.
Na dziś jest mi trudno, bo konsekwencją zaanagażowania męża, jest decyzja syna, że chce mieszkać z tatą. Mój mąż nadal jako ojciec jest kulejący. Kosztuje mnie to ogrom stresu. Ale też widzę, że mąż się uczy, a dla syna to dobrze, gdy może opieki taty doświadczać i tego, że tata nie zawodzi. Na dziś syn jest zadowolony.