Ja zdradziłam, ja ratuję

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Witajcie,

Z mężem jesteśmy po ślubie 3,5 roku. Zanim się pobraliśmy mieszkaliśmy razem od 5 lat. Poznaliśmy się przez przypadek, w internecie, I tak od wiadomości do wiadomości coś zaczęło między nami iskrzyć. Jako że jesteśmy z różnych części Polski na początku był to związek na odległość. Potem On wyjechał za granicę, a ja jak tylko mogłam dołączyłam do niego.

Jeśli chodzi o wiarę, to u mnie w domu zawsze była modlitwa wieczorna, w niedzielę i święta chodziło się do kościoła. Ja modliłam się codziennie. Gorzej było z tym u męża. On się w ogóle nie modlił, nie chodził do kościoła. Kiedy zamieszkaliśmy razem ja też przestałam uczestniczyć w coniedzielnej Mszy Św. Zdarzyło mi się może ze dwa razy do roku pójść tam do kościoła. A tak to jedynie jak w Polsce byliśmy u mojej rodziny, ale też nie zawsze. Kiedy coś złego działo się w mojej rodzinie albo na czymś mi zależało modliłam się troszkę więcej. Zależało mi na tym aby mój mąż się nawrócił. Modliłam się też o to. Ale jak miało się to stać skoro byłam niepraktykująca.

W naszym związku bywało różnie. Ale byłam szczęśliwa, że mam takiego wspaniałego partnera, który mnie wysłucha, pocieszy, wesprze. Czułam się kochana i ja go bardzo kochałam. Starałam się dawać mu wszystko co najlepsze. Oboje pracowaliśmy, a domem głównie zajmowałam się ja. Nie miałam na początku o to pretensji. On pracował więcej ode mnie, brał nadgodziny żebyśmy mogli jak najszybciej odłożyć jak największą sumę pieniędzy i mogli spełnić nasze wspólne marzenia. Też tego chciałam i doceniałam to. Ale dla mnie ważniejszy był czas spędzony razem, o czym wiele razy mu mówiłam. Z jego strony wyglądało to tak, że wracał z pracy, a wieczór spędzał grając albo robiąc inne rzeczy na telefonie czy komputerze. Z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Szczególnie po ślubie. Coś zaczęło się psuć czego on nie zauważał. Siedzieliśmy razem na kanapie, a byliśmy tak daleko od siebie. Były jakieś przytulenia, buziaki, bliskość. Ale chciałam, potrzebowałam tego czasu razem, tego żebyśmy mogli wyjść razem na spacer, porozmawiać bez telefonu w dłoni. Chciałam emocjonalnej bliskości. Chciałam jego pomocy przy obowiązkach domowych, chciałam usłyszeć od niego jakiś komplement, chciałam widzieć, że mu na mnie zależy.

Byłam wtedy taką osobą, której trudno mówić o problemach i o tym co czuję. Musiało się we mnie sporo nazbierać żeby jednego dnia wybuchnąć i wszystko wygarnąć. Tylko co z tego skoro mąż podchodził do tego pobłażliwie? Czułam, że nie traktował poważnie tego co czuję. Często, a może nawet i zawsze wiedział lepiej co akurat czuję i dlaczego jest tak a nie inaczej i nie umiałam go przekonać, że to ja najlepiej wiem co czuję i co mi siedzi w głowie. Mąż nie miał problemu z mówieniem o problemach, więc jeśli coś mu nie pasowało, to mi o tym mówił.

Tak się stało, że po wielu prośbach, krzykach, kłótniach i nie zrozumieniu z jego strony zaczęłam się poddawać. Poznałam w pracy chłopaka, który widziałam, że się mną interesuje. Z czasem zaczęliśmy więcej rozmawiać. Dążyłam do tego kontaktu z nim. Podobało mi się, że komuś tak bardzo się podobam. Romans się rozkręcał, a ja od męża co raz bardziej się oddalałam. Wiedziałam, że będzie na mnie wściekły jak się dowie, że się załamie. Cały czas miałam na uwadze, że go skrzywdzę, a i tak dalej szłam w ten romans. Mąż się dowiedział i wyrzucił mnie z domu. Jeszcze do mnie nie docierało co zrobiłam. Dopiero po kilku tygodniach zaczęło do mnie docierać, że zniszczyłam małżeństwo. Zaczęłam łączyć fakty i zorientowałam się, że mąż już od dawna podejrzewał, że go zdradzam. Jeszcze przez jakiś czas spotykałam się z kochankiem. Głównie dlatego, że bałam się być sama. Bałam się, że jak zostanę sama, to się posypię. Zaczęłam go bardziej traktować jak przyjaciela i kogoś z kim mogę porozmawiać na temat tego co się dzieję. W końcu zaczęłam mu mówić, że chcę odzyskać męża i zrobię co mogę żeby uratować małżeństwo. Wróciłam do Polski, zerwałam kontakt z kochankiem. Żałowałam okropnie tej zdrady. A kiedy zdałam sobie sprawę z tego ile bólu i cierpienia przysporzyłam mężowi... Za każdym razem kiedy o tym pomyślę chce mi się płakać. Jak mogłam tak bardzo zranić osobę, która mnie kocha i którą ja kocham.

Mój mąż również wrócił wtedy do Polski. Nie wiedziałam czy uda się to wszystko posklejać, ale chciałam próbować. Stwierdziłam, że pojadę na wycieczkę po Polsce, ale najpierw pojadę do niego porozmawiać pod pretekstem zabrania od niego kilku moich rzeczy. Na koniec wycieczki chciałam pojechać do Częstochowy żeby prosić o potrzebne łaski i o pomoc w ratowaniu małżeństwa. Los tak chciał, że już pierwszego dnia trafiłam do Częstochowy. Tam poszłam najpierw do spowiedzi. Oj jak się bałam wyznać tego co zrobiłam. Serce mi waliło, było mi tak wstyd, że miałam wrażenie, że wszyscy na około wiedzą co zrobiłam i mnie potępiają. Trafiłam do konfesjonału, a tam był ksiądz, który zajmuje się pojednywaniem małżeństw. Cud! Powiedział żebym przyjechała z mężem do Częstochowy. Powiedziałam, że to niemożliwe, on się nigdy na to nie zgodzi, on nie wierzy w takie rzeczy, nie modli się. Ksiądz wtedy powiedział, jedź do niego, porozmawiaj z nim i zobaczysz, że przyjedzie. Miał rację. Przyjechaliśmy tam razem i zaczął się etap wybaczania i pojednywania. A potem pojechał razem ze mną na kilkudniową wycieczkę po Polsce, na którą miałam jechać sama.

Udało nam się zejść. Zamieszkaliśmy razem u moich rodziców. Było bardzo ciężko. Mąż pił, wyrzucał mi, wypominał zdradę, wypytywał się. Ja płakałam, modliłam się i bałam się, że znowu go stracę. Starałam się jak mogłam, chciałam żeby widział jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo żałuję tego co zrobiłam. Chodziliśmy co niedzielę do kościoła, ale mąż w ogóle nie brał udziału we Mszy. Był obojętny, nie otwierał ust, nie chodził do spowiedzi i do komunii. Z czasem zaczęło być lepiej i mąż chciał znów wyjechać za granicę. Ja chciałam i nie chciałam. Bałam się, że znowu coś może być źle między nami. Wyjechaliśmy, znowu przestaliśmy chodzić do kościoła, ale między nami układało się. Co prawda dalej mi nie ufał i jeszcze potrafił mi dopiec niemiłym słowem w związku ze zdradą, ale oboje się staraliśmy. Tyle mi pomagał w domu, nasze rozmowy były lepsze, bardziej szczegółowe niż wcześniej przed kryzysem. Ale nadal potrafił mi nie wierzyć w to co mówiłam, w to co czułam. Cały czas wiedział lepiej. Mimo wszystko pokazywałam jak mi na nim zależy i starałam się dla niego.

Pewnego dnia mieliśmy niemiłą rozmowę, która przerodziła się w kłótnię. Kiedy zapytałam czy mnie kocha (bo nie mówił mi tego odkąd się zeszliśmy) powiedział, że nie. Było mi bardzo przykro i rozpłakałam się. Potem powiedział, że mnie lubi i uwielbia. a w międzyczasie powiedział też w złości, że kto gówno robi jest gównem. Odebrałam to bardzo dosadnie, bo mówił odnośnie zdrady i poczułam się wtedy znowu jak gówno. Potem jeszcze rozmawialiśmy i płakaliśmy w swoich objęciach. W ciągu kilku dni widziałam, że coś jest nie tak. Kiedy pytałam, odpowiadał, że jest ok. Aż pewnego dnia kiedy wróciłam z pracy okazało się, że zabrał wszystkie swoje rzeczy i się wyprowadził. Załamałam się. Nie wiedziałam dlaczego, nie chciał mi wyjaśnić. Na szczęście zdobył się na odwagę i przyjechał porozmawiać. Rozmawialiśmy długo. Powiedział, że gdybym była w domu, to nie pozwoliłabym mu na to. Głównym powodem dlaczego się wyniósł było to, że widział po tej kłótni, że zrezygnowałam, że czegoś oczekuję. A ja nie zrezygnowałam. Było mi po prostu przykro po tym co usłyszałam, ale mimo to nadal chciałam się starać odbudować nasz związek. Potem zobaczyliśmy się jeszcze raz na weekend zanim ponownie wróciłam do Polski. On chciał separacji, ja nie, ale wiedziałam, że jeśli się nie zgodzę, to wymusi to na mnie.

Ja wróciłam do rodziny, on został za granicą. Mieliśmy jeszcze kontakt telefoniczny. Rozmawialiśmy prawie codziennie. On mówił, że chce żebyśmy byli razem, że tęskni za mną, ale nie za cenę spokoju. Że musi sobie wszystko w głowie poukładać, Że beze mnie jest mu źle, a kiedy jest ze mną i mu się przypomni co zrobiłam, to też jest mu źle. W końcu powiedział, że chce takiej właściwej, nieformalnej separacji i żebyśmy nie kontaktowali się ze sobą przez kilka miesięcy. I że może zatęsknimy za sobą i musimy odpocząć od siebie, Powiedziałam, że ja od niego odpoczywać nie muszę i że cały czas czekam na jego powrót, bo zależy mi na nim, kocham go i chcę ratować nasze małżeństwo. Zerwaliśmy kontakt, chociaż ja i tak od czasu do czasu wysłałam mu parę wiadomości. W wigilię rozmawialiśmy przez telefon, życzyliśmy sobie tego żeby nam się udało wrócić do siebie, a w Nowy Rok kiedy zadzwoniłam z życzeniami powiedział mi, że to koniec, bierzemy rozwód i że mam zacząć układać sobie sama życie. Że niczego nie jest pewny, nawet siebie, że zmienia co chwilę zdanie. Załamałam się.

Mąż ma stwierdzoną depresję. Już od dawna wiedziałam, że ma skłonności do stanów depresyjnych. Po tym jak się wyprowadził udało mi się namówić go na terapię. Chodził, ale jak zerwaliśmy kontakt to z niej zrezygnował, czego domyślałam się. Chociaż w poniedziałek powiedział mi, że może źle zrobił i powinien na nią wrócić. Jeszcze nigdy nie widziałam, nie słyszałam żeby był w takim złym stanie. Chciałabym mu pomóc, ale on tej pomocy nie chce. Głównie dlatego, że mówi, że to przeze mnie tak się czuje. Wiele razy mówił mi, że wybaczył mi zdradę, ale patrząc na jego zachowanie nie jestem tego taka pewna. Moje odczucie jest takie, że od czasu jego wyprowadzki jest z nim co raz gorzej. Ograniczyliśmy kontakt – jego stan psychiczny się pogorszył. Zerwaliśmy kontakt – jest jeszcze gorzej. Kiedy mieszkaliśmy razem on był w dobrym stanie, a potem tylko w dół.

Od czasu zejścia się codziennie modlę się o nasze małżeństwo. A po tym jak powiedział teraz, że to koniec, na drugi dzień zaczęłam już odmawiać Nowennę Pompejańską. I już pierwszego dnia pojawiły się myśli czy w ogóle powinnam. Czy ja, ta która zdradziła powinna modlić się o powrót osoby, którą tak bardzo skrzywdziłam? Czuję się jakbym modliła się o coś abstrakcyjnego. 99% przypadków i świadectw jest takich, że to osoba, która została zdradzona modli się o uratowanie małżeństwa i rodziny, a nie na odwrót. Czy to w ogóle jest możliwe żeby zadziałało to w drugą stronę? Bardzo mi zależy na mężu i naszym małżeństwie i mimo wszystko chcę wytrwać do końca w pompejance. Nie wiem czy uda mi się to uratować, ale próbuję. Ufam Bogu i powierzam mu swoje małżeństwo. On najlepiej wie co jest dla nas dobre.

Pozdrawiam
Al la
Posty: 2761
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Al la »

Witaj Ratująca.

Czytam Twój post i tak myślę, że wszystko, co się zadziało między Wami to konsekwencje niezrealizowanych oczekiwań co do drugiej osoby. I tak naprawdę robisz to dalej, oczekujesz, że w mężu coś się zmieni.
A co z Tobą? Może też potrzebujesz terapii, żeby zajrzeć w siebie.
Czy już wiesz dlaczego zdradziłaś, czego zabrakło Tobie i dlaczego oczekiwałaś, że mąż ma to Tobie zapewnić?
Taka separacja od siebie to dobry czas, żeby się sobie przyjrzeć, czego szukam z życiu, kim jestem.
Mąż ma swoje do przerobienia, prawdopodobnie nieprzeżyta do końca strata powoduje takie stany depresyjne. Jednak zdrada to trauma, której nie da się przepracować tak na cito. To trwa i boli długo. Twoje dobre intencje nie wystarczą, Pan Bóg też nie naruszy wolności Twojego męża, jeżeli on nie jest gotowy na pewne działania.

Szkoda, że zrezygnowaliście z wizyt u księdza w Częstochowie.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że otrzymasz wsparcie od naszych forumowiczów.

Pamiętaj też, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Al la pisze: 04 sty 2024, 9:49 Witaj Ratująca.

Czytam Twój post i tak myślę, że wszystko, co się zadziało między Wami to konsekwencje niezrealizowanych oczekiwań co do drugiej osoby. I tak naprawdę robisz to dalej, oczekujesz, że w mężu coś się zmieni.
Chyba masz rację... Oczekuję, że się zmieni, że zmieni swoje podejście i że stanie się to jak najszybciej, a tak wcale nie musi być...
A co z Tobą? Może też potrzebujesz terapii, żeby zajrzeć w siebie.
Czy już wiesz dlaczego zdradziłaś, czego zabrakło Tobie i dlaczego oczekiwałaś, że mąż ma to Tobie zapewnić?
Chodzę na terapię od około 5 miesięcy. I tak, pomogło mi to zrozumieć dlaczego zdradziłam. Zrozumiałam też inne swoje zachowania, których nie do końca byłam świadoma i nie wiedziałam skąd się pojawiły. Zaczęłam pracować nad sobą i jest poprawa, o czym mąż też mówił, że widzi, że terapia mi pomaga.
Taka separacja od siebie to dobry czas, żeby się sobie przyjrzeć, czego szukam z życiu, kim jestem.
Mąż ma swoje do przerobienia, prawdopodobnie nieprzeżyta do końca strata powoduje takie stany depresyjne. Jednak zdrada to trauma, której nie da się przepracować tak na cito. To trwa i boli długo. Twoje dobre intencje nie wystarczą, Pan Bóg też nie naruszy wolności Twojego męża, jeżeli on nie jest gotowy na pewne działania.
Wiem, że za bardzo naciskałam na męża żebyśmy jak najszybciej wrócili do siebie. Bałam się, że jak minie zbyt długi czas osobno, to nie będzie do czego wracać. Jedni mówili żebym dała mu czas oswoić się z tą traumą, a inni żebym naciskała na szybsze zejście się. Teraz wiem, że ten nacisk był egoistyczny. Bo mimo, że wiedziałam, że to dla niego trudne, że potrzebuje czasu, to myślałam o sobie żeby tylko go nie stracić na zawsze. Dotarło do mnie właśnie, że ja muszę mu dać ten czas. Choćby to trwało długo, bez przepracowania traumy powrót do siebie chyba nie będzie miał sensu...
Szkoda, że zrezygnowaliście z wizyt u księdza w Częstochowie.
Też bardzo tego żałuję. Ja chciałam tam jeździć na spotkania, ale mój mąż miał inne zdanie i denerwowało go podejście księdza. Dodatkowo nie chciałam na nim niczego wymuszać, bo znowu bałam się, że to może skończyć się rozejściem się.
Ostatnio zmieniony 04 sty 2024, 11:10 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie - zachęcam do korzystania z przycisku Podgląd przed wysłaniem
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Mimi »

Hej, Ratująca!
Ratująca pisze: 03 sty 2024, 20:30 On mówił, że chce żebyśmy byli razem, że tęskni za mną, ale nie za cenę spokoju. Że musi sobie wszystko w głowie poukładać, Że beze mnie jest mu źle, a kiedy jest ze mną i mu się przypomni co zrobiłam, to też jest mu źle.
W postawie Twojego męża widzę siebie.
Po zdradzie miotałam się między chęcią bycia z nim a odejściem. To mnie wykańczało fizycznie I psychicznie. Byłam na skraju wyczerpania nerwowego. Też rozważałam separację i gdyby nie dzieci pewnie bym się na nią zdecydowała.

Mimo miłości do M ogromnym cierpieniem było dla mnie przebywanie z nim. Przez głowę przelatywały mi tysiące pytań: czy on mnie dalej zdradza? dlaczego ze mną jest? czy to się powtórzy?co do mnie czuje?, itp. Czułam że łatwiej by mi było bez niego. Taka ucieczka od problemów...

W tym stanie znalazłam się tu, na forum. Dotarła do mnie ze zdwojoną mocą świadomość, że małżeństwo to sakrament, że małżonkowie odpowiadają za swoje zbawienie, że są osoby które tak mądrze i z ogromną determinacją starają się o zachowanie małżeństwa, a jeśli to niemożliwe, i tak żyją w zgodzie z tym, co ślubowały.
To mnie bardzo wzmocniło, spojrzałam na swoje problemy z innej perspektywy i udało mi się zrzucić balast obaw z duszy.
Ratująca pisze: 03 sty 2024, 20:30 Czy ja, ta która zdradziła powinna modlić się o powrót osoby, którą tak bardzo skrzywdziłam
Oczywiście!
Widzę, że bardzo Ci zależy. Bądź wytrwała.
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Witaj Mimi
W postawie Twojego męża widzę siebie.
Po zdradzie miotałam się między chęcią bycia z nim a odejściem. To mnie wykańczało fizycznie I psychicznie. Byłam na skraju wyczerpania nerwowego. Też rozważałam separację i gdyby nie dzieci pewnie bym się na nią zdecydowała.

Mimo miłości do M ogromnym cierpieniem było dla mnie przebywanie z nim. Przez głowę przelatywały mi tysiące pytań: czy on mnie dalej zdradza? dlaczego ze mną jest? czy to się powtórzy?co do mnie czuje?, itp. Czułam że łatwiej by mi było bez niego. Taka ucieczka od problemów...
Mój mąż powiedział mi jakiś czas temu, że na początku był na mnie wściekły, teraz czuje już tylko ogromny żal.
Dziękuję, że napisałaś. To mi pomaga dodatkowo zrozumieć jak czuję się osoba zdradzona. Mój mąż rzadko mówił o tym jak się z czymś czuje. To też jest coś o czym powiedział mi terapeuta, że rozmawiając o jakimś problemie powinniśmy sobie wyjaśniać jak czujemy się z daną sytuacją, jakie emocje to na nas wywiera. Podejrzewam, że w głowie męża mogą być podobne myśli do tych, który Ty miałaś. Mimo mojego zapewniania go, pokazywania jak bardzo mi na nim zależy, jeśli trafił mi się gorszy dzień i byłam smutna albo zła, na niego to bardzo źle działało, bo przypominało mu ten okres kiedy miałam romans i bał się, że to może się powtórzyć...
W tym stanie znalazłam się tu, na forum. Dotarła do mnie ze zdwojoną mocą świadomość, że małżeństwo to sakrament, że małżonkowie odpowiadają za swoje zbawienie, że są osoby które tak mądrze i z ogromną determinacją starają się o zachowanie małżeństwa, a jeśli to niemożliwe, i tak żyją w zgodzie z tym, co ślubowały.
To mnie bardzo wzmocniło, spojrzałam na swoje problemy z innej perspektywy i udało mi się zrzucić balast obaw z duszy.
To wspaniałe, że jest taka wspólnota jak Sychar. Jest tu ogromne wsparcie dla wszystkich.
Mój mąż mówi, że po tym co zrobiłam już nie wierzy. Nawet powiedział, że wypisze się z kościoła. Dla niego moja przysięga ślubna jest ważniejsza niż jego własna. Że ja łamiąc ją sprawiłam, że tej przysięgi już nie ma... Na nic zdają się tłumaczenia, że to tak nie działa, że tylko śmierć może nas rozłączyć, zerwać przysięgę. Była dla niego tak ważna, a teraz nie znaczy nic...
Ratująca pisze: 03 sty 2024, 20:30 Czy ja, ta która zdradziła powinna modlić się o powrót osoby, którą tak bardzo skrzywdziłam
Oczywiście!
Widzę, że bardzo Ci zależy. Bądź wytrwała.
Bardzo mi zależy na mężu. On chyba nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo... Modlę się codziennie o jego powrót, o nawrócenie. Wierzę, że z Bożą pomocą to się może udać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ruta »

Ratująca pisze: 06 sty 2024, 21:35
Mój mąż mówi, że po tym co zrobiłam już nie wierzy. Nawet powiedział, że wypisze się z kościoła. Dla niego moja przysięga ślubna jest ważniejsza niż jego własna. Że ja łamiąc ją sprawiłam, że tej przysięgi już nie ma... Na nic zdają się tłumaczenia, że to tak nie działa, że tylko śmierć może nas rozłączyć, zerwać przysięgę. Była dla niego tak ważna, a teraz nie znaczy nic...

Bardzo mi zależy na mężu. On chyba nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo... Modlę się codziennie o jego powrót, o nawrócenie. Wierzę, że z Bożą pomocą to się może udać.
Ratująca, odkrywasz wartość Sakramentu Małżeństwa, możliwość zawierzenia Bogu, oparcia się na Nim. Bóg z każdej trudnej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro. I chętnie nas słucha, gdy Go o to prosimy.

Z wielu poznanych historii uzdrowionych małżeństw zawsze porusza mnie to, że małżonkowie mają świadomość trwania Sakramentu. Nawet ci, którzy otwarcie dążyli do zniszczenia więzi z małżonkiem. Natomiast czas w jakim ta świadomość się pojawia jest różny.

Warto dać czas i przestrzeń drugiej osobie, aby do swojej świadomości Sakramentu dojrzała. Nie da się tego przyśpieszyć rozmowami, tłumaczeniem. Czasem taki nacisk, powoływanie się na Sakrament skutkują wycofaniem, albo oporem.

Nie chodzi o to, by się wycofać. Ale by nie wywierać presji. Być obok małżonka w jak najbardziej przyjazny dobry sposób, mając świadomość jego i swoich zranień. Gdy poddajemy się lękowi, czasem tracimy potrzebną w relacjach subtelność i ranimy się nawzajem jeszcze bardziej.

Sakrament małżeństwa trwa nawet wtedy, gdy małżonkowie nie wypełniają przysięgi. Nawet wtedy, gdy przez wiele lat żyją osobno. Nawet, gdy nie mają kontaktu. Gdy sobie to uświadomiłam, uspokoiłam się. Mam całe życie na naprawę relacji z mężem. Nie jestem więc jak skazaniec tuż przed egzekucją. Nic się zaraz nie skończy. Małżeństwo trwa i będzie trwać.

Modlitwa okazała się dla mnie i dla wielu znanych mi osób początkiem drogi. Warto tą modlitwę rozwijać, ale też powoli uczyć się na modlitwie słuchać. Szukać z Bogiem relacji. Wtedy powoli zaczynają przychodzić dobre natchnienia, wewnętrzne rozeznanie.

Gdy rozmawiam z małżonkami, których małżeństwa są uzdrowione, lub którzy sami wyzdrowieli i spokojnie czekają, słyszę najczęściej właśnie o współpracy z Bożym prowadzeniem, otwarciu się na nie.

Czasem w początku kryzysu wyobrażamy to sobie inaczej. Ja będę się modlić, a Bóg będzie działał. W tych historiach, które poznałam i w mojej własnej to dzieje się inaczej. Ja się modlę, a Bóg uzdalnia mnie do działania. Także do pracy nad sobą. A więc wspiera mnie i prowadzi. Natomiast tam, gdzie to potrzebne, gdzie nie dałabym rady sama, tam Bóg działa. Także czyniąc cuda, te malutkie i te większe. Daję z siebie tyle, ile mogę i potrafię, Bóg uzupełnia resztę.

Tyle ile mogę, to czasem było malutko. Były dni, że nie mogłam się nawet pomodlić, tylko płakałam. I to wtedy była moja modlitwa. Bóg daje nam tyle czasu, ile potrzebujemy.
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Cześć Ruta
Ratująca, odkrywasz wartość Sakramentu Małżeństwa, możliwość zawierzenia Bogu, oparcia się na Nim.
Zgadza się. Odkrywam tą wartość każdego dnia poprzez modlitwę, rozmowę i czytanie książek. Sakrament małżeństwa zawsze był dla mnie ważny, ale dopiero teraz zaczęłam się w to zagłębiać bardziej.
Warto dać czas i przestrzeń drugiej osobie, aby do swojej świadomości Sakramentu dojrzała. Nie da się tego przyśpieszyć rozmowami, tłumaczeniem. Czasem taki nacisk, powoływanie się na Sakrament skutkują wycofaniem, albo oporem.

Nie chodzi o to, by się wycofać. Ale by nie wywierać presji. Być obok małżonka w jak najbardziej przyjazny dobry sposób, mając świadomość jego i swoich zranień. Gdy poddajemy się lękowi, czasem tracimy potrzebną w relacjach subtelność i ranimy się nawzajem jeszcze bardziej.
Starałam się męża uświadamiać na temat Sakramentu Małżeństwa. Bez presji i nacisku, bo wiedziałam, że może na to źle zareagować, a jednak mimo to cały czas miał na uwadze, że go zdradziłam, zerwałam przysięgę i nic już nie da się zrobić...
Modlitwa okazała się dla mnie i dla wielu znanych mi osób początkiem drogi. Warto tą modlitwę rozwijać, ale też powoli uczyć się na modlitwie słuchać. Szukać z Bogiem relacji. Wtedy powoli zaczynają przychodzić dobre natchnienia, wewnętrzne rozeznanie.
Po tym jak 1 stycznia mąż powiedział, że to koniec myślałam, że się nie podniosę. Zaczęłam na drugi dzień odmawiać Nowennę Pompejańską i inne modlitwy i już w pierwszych dniach poczułam jakiś wewnętrzny spokój. Potem któregoś dnia nagle poczułam taką pewność, że wszystko będzie dobrze z moim mężem. Niespodziewane uczucie. W modlitwie znajduję ukojenie i wierzę, że Bóg nie zostawi mnie samej. Wiem, że moje prośby mogą nie zostać od razu wysłuchane albo Bóg wypełni je w inny sposób, ale wiem, że to będzie dla mnie dobre, bo będzie to od Boga.
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: niedoceniajacy »

z perspektywy osoby, która została zdradzona chciałem Ci napisać 2 rzeczy:
1) bardzo fajnie, że jesteś skruszona, że żałujesz - mam nadzieję, że jest to szczere i nigdy nie pomyślisz sobie że "było warto" dla tych kilku chwil
2) bądź gotowa, że mąż nigdy tego nie zapomni, nigdy nie będzie się czuł w pełni bezpieczny, może nawet nie uda mu się już tak zaufać jak ufał - a skoro nie odszedł, to musi mu bardzo zależeć. Nie bądź niecierpliwa że będzie Ci wypominał, przywoływał temat. To co on ma w głowie, ten cały smutek - musi jakoś z niego wyjść.

Ja jestem rok po najgorszym (?) okresie i nadal nie mam pewności, że kontakt żona urwała. Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślał. Bywają lepsze dni, ale sporo bywa i takich, że na żonę nie umiem patrzeć bez złości mimo, że się staram.
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Niedoceniajacy
1) bardzo fajnie, że jesteś skruszona, że żałujesz - mam nadzieję, że jest to szczere i nigdy nie pomyślisz sobie że "było warto" dla tych kilku chwil
Nie. Nie było warto. Żałuję bardzo tego, że zdradziłam. Boli mnie to, że tak mocno skrzywdziłam najbliższą mi osobę, że tak przeze mnie cierpi, a ja nawet nie mogę mu pomóc, bo on tej pomocy ode mnie nie chce...
2) bądź gotowa, że mąż nigdy tego nie zapomni, nigdy nie będzie się czuł w pełni bezpieczny, może nawet nie uda mu się już tak zaufać jak ufał - a skoro nie odszedł, to musi mu bardzo zależeć. Nie bądź niecierpliwa że będzie Ci wypominał, przywoływał temat. To co on ma w głowie, ten cały smutek - musi jakoś z niego wyjść.
Jestem tego świadoma i wiem, że to dla nas obojga może być trudne. Ale mimo to chcę z nim być i każdego dnia pokazywać mu i udowadniać, że go kocham, że mi na nim zależy i że chcę odzyskać jego zaufanie. Zależało mu chyba wcześniej, a teraz to się zmieniło skoro powiedział ostatnio, że chce rozwodu... Modlę się o uratowanie małżeństwa, modlę się za męża i za siebie. Jeden Bóg wie co dalej z nami będzie.
Ja jestem rok po najgorszym (?) okresie i nadal nie mam pewności, że kontakt żona urwała. Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślał. Bywają lepsze dni, ale sporo bywa i takich, że na żonę nie umiem patrzeć bez złości mimo, że się staram.
Chodziliście lub chodzicie na terapię małżeńską? Wiem, że po zdradzie ta szczerość jest bardzo potrzebna. I wiem, że mimo mówienia prawdy osobie zdradzonej ciężko jest uwierzyć w słowa zdradzającego. Masz jakiś sposób na gorsze dni? Jak sobie z nimi radzisz?
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: niedoceniajacy »

Ratująca pisze: 18 sty 2024, 14:47 Chodziliście lub chodzicie na terapię małżeńską?
Nie, bo żona nie widzi problemu, niczego nie żałuje poza tym, że nie poszła na całość :)
Ja chodziłem na indywidualną, żeby jakoś przetrwać.
Ratująca pisze: 18 sty 2024, 14:47 Wiem, że po zdradzie ta szczerość jest bardzo potrzebna. I wiem, że mimo mówienia prawdy osobie zdradzonej ciężko jest uwierzyć w słowa zdradzającego.
tak dokładnie, pomijając różne inne problemy to jak masz świadomość pełnej szczerości ćwierć wieku, a potem ktoś cie wystawi to już chyba nie da się w pełni nigdy zaufać. Zawsze gdzieś w środku będzie procent niewiary.
Ratująca pisze: 18 sty 2024, 14:47 Masz jakiś sposób na gorsze dni? Jak sobie z nimi radzisz?
różnie, najgorzej jest jak coś się dzieje na co nie ma się wpływu - wtedy najczęściej po prostu próbuję zająć się bardziej dzieckiem, sobą albo jakąś pracą. Bywa, że emocji jest na tyle dużo że trzeba coś zniszczyć - np. połamać łopatę albo coś :)
Gdy był bardziej intensywny okres jej kontaktów z kowalskim, to pomagało wzmożone śledzenie, podglądanie i wywoływanie awantur żeby rozładować emocje - może na tym etapie jest Twój mąż i tego sposobu na wyrzucenie emocji szuka?
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Nie, bo żona nie widzi problemu, niczego nie żałuje poza tym, że nie poszła na całość :)
Ja chodziłem na indywidualną, żeby jakoś przetrwać.
Przykre to... Myślę, że ważne jest to aby strona zdradzająca zrozumiała swój błąd, dlaczego tak postąpiła i ile bólu zadała tym drugiej osobie. Oby Twoja żona się przebudziła, nawróciła i nie popełniła już nigdy więcej tego błędu.
tak dokładnie, pomijając różne inne problemy to jak masz świadomość pełnej szczerości ćwierć wieku, a potem ktoś cie wystawi to już chyba nie da się w pełni nigdy zaufać. Zawsze gdzieś w środku będzie procent niewiary.
Zaufanie można stracić w sekundę, ale odbudować je, to wyzwanie. Jest trudne, ale widząc jak druga osoba się stara, kiedy jest jak otwarta księga, to chyba warto zacząć wierzyć w to, że mówi prawdę i dać tą szansę naprawienia swojego błędu?
różnie, najgorzej jest jak coś się dzieje na co nie ma się wpływu - wtedy najczęściej po prostu próbuję zająć się bardziej dzieckiem, sobą albo jakąś pracą. Bywa, że emocji jest na tyle dużo że trzeba coś zniszczyć - np. połamać łopatę albo coś :)
Gdy był bardziej intensywny okres jej kontaktów z kowalskim, to pomagało wzmożone śledzenie, podglądanie i wywoływanie awantur żeby rozładować emocje - może na tym etapie jest Twój mąż i tego sposobu na wyrzucenie emocji szuka?
Takie wyładowanie emocji na pewno daje jakąś ulgę. Mój mąż chciał zacząć chodzić na boks, ale cały czas to odkładał. Jednego dnia wychodząc od terapeuty zobaczyłam na budynku obok szyld właśnie o boksie. Wspomniałam mu o tym, ale olał temat, a potem jak się wyprowadził, to wypominał mi, że nie zgadzałam się na to żeby mógł boksować, gdzie sama go do tego zachęcałam...
Na początku z pewnością poprzez awantury wyrzucał z siebie negatywne emocje. Teraz jedyne co jest, to cisza... Już prawie trzy tygodnie mijają odkąd ostatni raz rozmawialiśmy. Wiem, że mąż potrzebuje tego czasu w samotności żeby przemyśleć sobie wszystko i ja mu ten czas daję. Tylko boję się, że potem jak się odezwie, to jedyne o czym będzie chciał rozmawiać, to rozwód...
Próbowałeś postawić żonie ultimatum żeby przestała kontaktować się z tym facetem?
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: niedoceniajacy »

Ratująca pisze: 20 sty 2024, 17:21 Zaufanie można stracić w sekundę, ale odbudować je, to wyzwanie. Jest trudne, ale widząc jak druga osoba się stara, kiedy jest jak otwarta księga, to chyba warto zacząć wierzyć w to, że mówi prawdę i dać tą szansę naprawienia swojego błędu?
to nie jest takie oczywiste. Przeczytaj sobie np. ten wątek: https://kryzys.org/viewtopic.php?f=13&t=5901
Takie myślenie typu "staram się to znowu mi zaufa" jest trudniejsze niż myślisz. Ja rok temu też myślałem, że a co tam, żona się zapomniała - przebaczę jej i będziemy mieli związek 2.0, który będzie lepszy, pełniejszy itp. Ale rzeczywistość to weryfikuje i z punktu widzenia Twojej sytuacji może będzie lepiej, bo Ty przynajmniej rozumiesz że skrzywdziłaś męża i chcesz się poprawić.
Ja Cię chciałem tylko "ostrzec" że mąż będzie wszystko co robisz pewnie analizował bardziej niż kiedyś. Nie poddawaj się jeśli Twoja chęć poprawy jest szczera.
Ratująca pisze: 20 sty 2024, 17:21 Próbowałeś postawić żonie ultimatum żeby przestała kontaktować się z tym facetem?
początkowo niezupełnie, ale po kilku miesiącach tak. Skutek jest taki że ona np. po kilku lepszych tygodniach gdy czymś sie zdenerwuje to wraca do tego i mówi, że ją uwiężiłem, że jest więźniem decyzji z czasów liceum.
Bo jestem zły mąż, który się sprzeciwił kontaktom z osobą, do której żona wysyła walentynki i romantyczne smsy... nie dałem czasu na to aż sama przestanie (kilka miesięcy to przecież za mało)...
Ratująca
Posty: 7
Rejestracja: 02 sty 2024, 12:47
Płeć: Kobieta

Re: Ja zdradziłam, ja ratuję

Post autor: Ratująca »

Takie myślenie typu "staram się to znowu mi zaufa" jest trudniejsze niż myślisz. Ja rok temu też myślałem, że a co tam, żona się zapomniała - przebaczę jej i będziemy mieli związek 2.0, który będzie lepszy, pełniejszy itp. Ale rzeczywistość to weryfikuje i z punktu widzenia Twojej sytuacji może będzie lepiej, bo Ty przynajmniej rozumiesz że skrzywdziłaś męża i chcesz się poprawić.
Ja Cię chciałem tylko "ostrzec" że mąż będzie wszystko co robisz pewnie analizował bardziej niż kiedyś. Nie poddawaj się jeśli Twoja chęć poprawy jest szczera.
Owszem, są małżeństwa, gdzie po zdradzie ta relacja staje się lepsza, małżonkowie dogadują i rozumieją się lepiej niż wcześniej. Sęk w tym, że obie osoby muszą chcieć pracować nad związkiem i to robić. Wiele razy próbowałam postawić się na miejscu męża i zrozumieć co czuje. Każde przypomnienie sobie jak cierpiał, to jak kołek wbity w moje serce. Boli mnie jego cierpienie. Myślę, że jest to jedna z tych rzeczy, uczuć, które sprawiają, że człowiek wie, że już więcej nie zdradzi.
Nie zamierzam się poddać. Boję się tylko, że mąż nie zmieni zdania i będzie upierać się o rozwód... Boję się, że mnie to całkowicie złamie...
początkowo niezupełnie, ale po kilku miesiącach tak. Skutek jest taki że ona np. po kilku lepszych tygodniach gdy czymś sie zdenerwuje to wraca do tego i mówi, że ją uwiężiłem, że jest więźniem decyzji z czasów liceum.
Bo jestem zły mąż, który się sprzeciwił kontaktom z osobą, do której żona wysyła walentynki i romantyczne smsy... nie dałem czasu na to aż sama przestanie (kilka miesięcy to przecież za mało)...
Żona w ogóle nie docenia tego jak wielką szansę otrzymała...
ODPOWIEDZ