Nirwanna pisze: ↑09 maja 2018, 9:16
Has, mógłbyś precyzyjnie napisać, jakie postawy "promuje się" w środowiskach chrześcijańskich? To nie zarzut, ciekawam po prostu.
Proszę bardzo - tylko chciałbym być dobrze zrozumiany. To nie uwaga do Ciebie @Nirwanna - akurat Ty mam wrażenie że bardzo dobrze rozumiesz:)
Otóż grzebałem jakiś czas temu w chrześcijańskiej literaturze zaprzeszłej - to znaczy po drugiej wojnie światowej aż do lat 70tych - i konkluzja była taka że to wtedy dziewczynki ustawiano w pozycji "to powinnaś a tego ci nie wypada" - szczególnie jako żona, ale ogólnie jako dziewczyna czy kobieta także. Nie było wiele albo zgoła nic o tym czego można oczekiwać od męża czy chłopaka - tylko o tym co się powinno i czego nie wolno.
W latach 90tych sytuacja się zgoła odwróciła - dużo więcej tego typu literatury czy prasy w nurcie chrzescijańskim było adresowane do chłopców, i w podobnym temacie - co powinieneś, i czego nie wolno. To było jakby prawem wahadła w opozycji do wcześniejszego "tresowania" kobiet - tyle że tym razem tresowano mężczyzn.
Oczywiście pod płaszczykiem podobania się Bogu, bo przecież wiadomo że dobry chrześcijanin niczego nie wymaga od innych a wszystkiego od siebie - piszę oczywiście trochę z przekąsem, ale w takim właśnie klimacie pisano, mówiono kazania itp.
Ja osobiście tym nasiąknąłem mocno - chciałem jak wielu z mojego pokolenia być tym dobrym, który zasłuży swoimi staraniami się na miłość, szczęśliwą rodzinę, itp. Tyle że brutalna prawda była taka - o czym nikt nas nie poinformował, zresztą w środowiskach chrześcijańskich to do dziś dosyć drażliwy temat - że taka postawa niemal gwarantuje katastrofę, bo po okresie zauroczenia itp, najczęściej druga strona w małżeństwie bezlitośnie wykorzysta darzącego, straci do niego szacunek i zainteresowanie. I tak się bardzo ale to bardzo często dzieje, a kiedy tym "dobrym" jest facet, to już niemal reguła - poza naprawdę nielicznymi wyjątkami.
Temat jest bardzo dobrze znany i rozeznany w kręgach, którym niestety daleko od chrześcijańskich - ale mniejsza, bo nie jest moim zamiarem tu promować niechrześcijańskie podejście. Natomiast jest prawdą, acz niewygodną w "naszych" kręgach - że małżeństwo to najczęściej - świadome lub nie - pole walki o co najmniej psychologiczną przewagę. I bardzo często ten "dobry" jest jednocześnie z góry przegrany. Ale to nie kłopot - kłopot się pojawia wtedy, kiedy przegrany znaczy jednocześnie porzucony - mentalnie albo fizycznie, albo zdegradowany do roli dostarczyciela usług i zasobów.
Temat jest szeroki, ja go bardzo ogólnie i z grubsza opisuję tylko, natomiast właściwe go zrozumienie zapewne wymaga dalszych rozmów.