Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: niedoceniajacy »

yeti pisze: 15 sty 2024, 21:37 Teraz jak na złość rodzice zachorowali i obydwoje ciężkie operacje mieli więc musiałem się zająć a ta zołza zakazała mi pomagać rodzicom powołując się na to że dzieci opuszczą rodziców i żona będzie najważniejsza i że ja łamię przysięgę małżeńską...
to może żona przykazań nie zna?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta »

yeti pisze: 15 sty 2024, 21:37 Jak ktos mówi to ja mu wierzę.
Na sycharze znalazłem słowa JP2, które ktoś przytaczał - wyjście z kryzysu przez furtkę pokory - dopóki mówicie Twoja wina nie ma wyjścia z kryzysu, dopiero jak obydwoje zaczną mówić "moja wina" to wyjście się znajdzie.

Ja mam przy każdej okazji wylewanie pomyj na moją głowę, tysiące absurdalnych oskarżeń i zmuszanie mnie tłumaczenia się z nich i te oskarżenia wylewają się właśnie przy dzieciach tak żeby wszyscy słyszeli...

To jest taka metoda jaką stosują alkoholicy którzy robią awantury tak aby wszyscy słyszeli bo im wszystko jedno a żona zamknie się bo wstyd... Ja też jestem poddawany takiej obróbce jak widać.
I co z tego że "obiecuje" że odejdzie jak nie odchodzi, co z tego jak mówi że już nie będzie rozmawiać i nic ją nie obchodzi a ciągle drąży i się czepia, oj mówie wam co ja tu mam ... ;)

Tak szczerze to mógłbym wziąć trzasnąć drzwiami kupić sobie mieszkanie i mieć spokój, ale to słabe rozwiązanie, przed dziećmi wyjdę na tego co odszedł, żona będzie mogła przed całym światem pokazywać jaka to ona biedna opuszczona....


Teraz jak na złość rodzice zachorowali i obydwoje ciężkie operacje mieli więc musiałem się zająć a ta zołza zakazała mi pomagać rodzicom powołując się na to że dzieci opuszczą rodziców i żona będzie najważniejsza i że ja łamię przysięgę małżeńską...

To jej mówię że jakby sąsiad mnie poprosił aby go do szpitala zawieźć to przecież to nie znaczy że żony nie kocham i nie szanuje, człowiekowi trzeba pomóc jak jest w potrzebie kto by nie był, no ale jak grochem o ścianę.

Nie widze tu rozwiązania dobrego, nie ma słów które do tej kobiety by trafiły i "byle czego" potrafi zrobic piekło w domu.
Furtka pokory. Jeden z najbardziej opatrznie rozumianych cytatów. Zacytuję dokładnie, co powiedział, podczas dni skupienia dla skłóconych małżeństw, wówczas ks. kardynał Karol Wojtyła, przyszły papież i święty:

„(…) wyjściem jest furtka pokory. Niech każdy z was klęknie i powie «moja wina». Póki mówicie «twoja wina» nie ma wyjścia”.

Ja mam uklęknąć i powiedzieć: moja wina. Ty yeti masz uklęknąć i powiedzieć: moja wina. Ja mam przestać mówić: twoja wina. Ty masz przestać mówić: twoja wina. Tyle wystarczy.

W skrócie mówimy: zajmij się sobą.
W rozwinięciu: w pokorze spojrzyj na siebie, uznaj swoje błędy, naprawiaj siebie, a wszystko to nie według planów swoich, a Bożych. To jest furtka pokory.
***

Wybacz yeti, ale dokąd będziesz patrzył, żeby żona spokorniała i zaczęła mówić "moja wina", żeby "się znalazło wyjście", no to za wiele się nie zmieni. Recepta jest inna:

"Niech każdy z was klęknie"

Czemu klęknie? Przed kim klęknie?Przecież nie przed żoną, przed mężem. Kiedy klękamy - klękamy przed Bogiem.

Zaczynamy od relacji z Bogiem, i wypowiedzeniu wobec Niego swojej winy. To jest oczywiście spowiedź, ale też rozmowa z Bogiem o moich trudnościach, deficytach, o tym co we mnie jest takiego, co moje relacje z bliskimi zaburza, czyni trudnymi. Gdy to wyznam w pokorze, to w pokorze poproszę o pomoc. I w pokorze zrobię to, co uslyszę. Bóg mi powiedział - najpierw ty.

Dla mnie lekcja pokory zaczęła się od informacji, że nie tylko w uzależnionym mężu jest problem, ale i we mnie - bo jestem współuzależniona. I mam iść na terapię. Nie oglądając się na męża. Choć jak sądziłam, to on powinien "iść pierwszy", bo miał "większy problem"... Pokory wymagało pójście w "takie" miejsce, do Poradni Uzależnień.
Wstydziłam się. Pycha: ja w takim miejscu. Kontra pokora: ja w takim miejscu.
***

Żona, która wścieka się na męża, że idzie odwiedzać chorych rodziców, może się wydawać okrutną egoistką. Zwykle to jednak pokłosie wcześniejszych relacji. A dokładniej przywiązania syna i męża zarazem do mamy i do domu rodzinnego. O tym już rozmawialiśmy. Taki problem u was jest i jest realny. I jak widać, nadal nierozwiązany.

Może to czas na to, by nie mówić żonie: twoja wina (rodzice chorzy, a ty jesteś bezduszna zozłza), ale by uklęknąć przed Bogiem i powiedzieć: moja wina.
Zrobić w tym obszarze solidny rachunek sumienia: z wewnętrznego (nie)opuszczenia domu rodzinnego, z naruszania uczciwości małżeńskiej przez powierzanie spraw małżeńskich rodzicom lub mamie, z tego co widzisz ty. Resztę, jeśli poprosisz - zobaczysz. I jeśli poprosisz - dostaniesz pomoc w potrzebnych zmianach.
***

Zerknęłam też, co tam koledzy piszą. Jeśli rozumiem to dobrze (choć mam cichą nadzieję, że nie to autor miał na myśli), to sens jest taki, by nie traktować żony poważnie :o Oraz by żonie "pozwolić" :shock:

Przy tym też się zatrzymam. Żona to człowiek. Jako młody człowiek traktowany niepoważnie, żona jakoś to znosi, jak to młody człowiek, z trudem. Jednak w miarę dojrzewania, człowiek - żona, odkrywa że ma swoją godność, potrzeby, uczucia. I zaczyna domagać się poważnego traktowania. Warto potraktować to poważnie. Nawet jeśli żona - wciąż człowiek nie potrafi jeszcze wyrazić tej potrzeby inaczej niż krzykiem. Krzyk jest wtedy, gdy jeszcze nie ma się siły i pozycji w relacji do tego, by być usłyszaną. Krzyczą nastolatki. I żony - ludzie, którzy dorastają, by wyjść z podporządkowania. Na przyklad ze znoszenia tego, co trudne, choćby upokorzających dla żony - człowieka, interwencji teściowej, doskonale poinformowanej o życiu małżeńskim przez syna. Człowiek takie rzeczy znosi z trudem, nawet gdy żoną. Naruszanie intymności i lojalności rani mocno. Takze kobiety - ludzi.

To nie jest w małżenstwie mały problem. To jest poważny problem.

Wstawili ci koledzy także cytaty z ksiąg mądrościowych, o żonach hardych i trąbach wojennych. Polecam doczytać całość. Z uważnej lektury dowiesz się, że takie harde i pyskate żony, mają ci mężowie, co nie są w relacji z Bogiem. Człowiek pobożny, czyli pozostający w relacji z Bogiem i postępujacy po Bożemu, czyli według Bożej nauki, ma żonę sercu miłą i cichą, a do tego piękną.

Jak mi koledzy na Śląsku wyjaśnili, ci co doczytali całość, to nie znaczy, że jak chłop spobożnieje, to mu Pan Bóg da w nagrodę nowę babę. To stara baba będzie jak nowa. Takie cuda.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Ty yeti masz uklęknąć i powiedzieć: moja wina.
To właśnie robie, może nieudolnie, zacząłem już dosyć dawno od niewytykanie i nie wdawania się w nakręcające kryzys wymianę ciosów.
Gdyby się trzymać nomenklatury DDA/DDD to jestem kozłem ofiarnym no więc widzę przyjmuję to że moje postępowanie/postawy wymagają sporo pracy... natomiast mamy tu i teraz, akurat znalazłem się pod naporem pocisków nuklearno emocjonalnych i po prostu mi ciężko.

Coś co jest dla mnie najdroższe i najważniejsze - rodzina rozpada się we wszystkich pokoleniach od dzieci do rodziców, dziadków zmarłych ... ;)
A dokładniej przywiązania syna i męża zarazem do mamy i do domu rodzinnego. O tym już rozmawialiśmy. Taki problem u was jest i jest realny. I jak widać, nadal nierozwiązany.
Problem był i dokładnie to opisałem, natomiast robię co mogę nie rozmawiam z rodziną o żonie inaczej niż dobrze, ucinam wszelkie próby sugerowania że to czy tamto, wydaje mi się że odrobiłem zadanie, ale zgadzam się z tym że to jest pokłosie i to że wg. mnie jest postęp wg. żony może go nie być i wszystko jest po staremu a nawet gorzej....

Dla równoawgi staram się w miarę regularnie dzwonic do teściowej, rodzeństwa żony, aby pogadać o tym i o tamtym i nawet przez myśl mi nie przejdzie aby coś powiedzieć niedobrego o żonie, naszych relacjach...
by żonie "pozwolić"
Nigdy żonie nie narzucałem chociaż tłumaczyłem swój pkt. widzenie, zresztą narzucenie jest/było niemożliwe. Doświadczenia na własnej skórze lepiej uczą niż słowa a więc pozwolić w sensie nawet mając 99% pewność że jakieś poczynanie skończy się nienajlepiej nie ingerować...

Tak czy inaczej Ruta dziękuję za poświęcony czas i kilka słów, trwam w codziennych mszach, staram się naprawić to wszystko po Bożemu... i jak patrzę na to wszystko co mnie spotyka widzę w tym palec Boży. Ja jestem w procesie intensywnego nawracania od 2015, jak mi się w głowie co nieco poukładało, paradokslnie od tego momentu wszystko zaczęło się walić ;) Natomiast odbieram to w taki sposób że czegoś tu Pan Bóg odemnie oczekuje i coś robię nie tak, szukam kombinuje - może się uda...


Jak już pisałm dostaje takie emocjonalne noże w to moje "kamienne" serce i poprostu czasem nie daje rady.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta »

Wiem, że bywa ciężko. Sama byłam rozkrzyczaną żoną. I na pewno dla mojego męża nie było to miłe.
(Swoją drogą w początkach małżenstwa, gdy jeszcze bylismy blisko Boga, byłam cicha i spokojna, więc skoro ty teraz jesteś blisko Boga, są szanse, że żona powoli ucichnie ;) )

Też, się czasem martwię, że coś robię nie tak. Z Bożej perspektywy pewnie całość tego co robię jest w jakiś sposób ułomna. Nadal jesteśmy kochani, właśnie tacy. W drodze, także w upadkach i w drobnych sukcesach.

Piszesz, że "jesteś" kozłem ofiarnym. Nie jesteś. To pewien schemat reagowania, w który można wchodzić lub nie. Z tego co piszesz - teraz w ten schemat wchodzisz.

Napisaleś, że doświadczasz zmuszania cię do tłumaczenia - jak możesz postawić tu granice - sobie nie żonie - i się nie tłumaczyć, kiedy tego nie chcesz?

Podobnie poczucie, że wszystko się rozpada, to też niekoniecznie sfera faktów, czasem bardziej sfera emocji, poczucia utraty kontroli.

Polecam ci posty Firekeeper. Dobrze to przepracowała w swoim małżeństwie. Może się odezwie.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Odklejenie, taki temat się pojawia na forum dosyć często ... który oczywiście mnie dotyczy.
Zmieniłem strategię.
Świata nie zbawie taka prawda i nie ma sensu zamartwianie się z tego powodu.
Podstawowa pułapka w która wpadamy polega na tym, że chcemy zmienić drugą połówkę.
Żona/mąż alkoholika chce aby on przestał ...
Żona/mąż zdrajczyni chce aby nie zdradzał..
itd itd...

Nie mam wpływu na moją połówkę - jak ona nie zechce to się nie zmieni a pozatym kim ja jestem, aby od niej tego wymagać ?
Jedyne co moge zrobić (to wiem z terapii) mogę połówkę ponformować, że rani mnie słowami/czynami a co ona z tym zrobi to jest poza mną...

Teraz np. żona wyprowadziła się do drugiego pokoju, no i spi tam... ja ją z uśmiechem witam co rano mówiąc, że czekam aż wróci a ona że musze ją przeprosić a jak sie pytam za co (bo nie wiem) to ona mówi domysl się i tak to trwa.

Dotarło do mnie że ta szopka jest po to abym ja ją prosił przy dzieciach i przepraszał a ona łaskawie wróci - i wtedy wszyscy maja widzieć że to była moja wina (wielka).... niedojrzałość do kwadratu...

Żona grozi, szantażuje, że odejdzie, że utrudni mi relacje z dziećmi bo ja nie okazuje jej miłości.

Oczywiście takie stany pojawiają się jak ma okres i trwają około 2 tygodni potem jest kilka cudownych chwil i od nowa.... chociaż może też być piekło i przeż miesiąc dwa albo i trzy....

Kiedyś mój kolega pracujący za granicą jako 'builder' powiedział - "jak Ci Polak nie zaszkodzi to już Ci pomógł" - podobnie jest w moim związku - "jak żona się nie wścieka to już jest raj" ...
ODPOWIEDZ