Będę walczył do końca...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Nepsis »

Ciekawy wa†ek.

Sam przechodzę przez te dylematy. Ludzie traktują rozwód jako szansę na uzdrowienie relacji (zapominając, że ostatecznością jest jeszcze separacja - sam próbuję ogarnąć temat jakie to ma skutki prawne). Np złożeniem wniosku o zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci przy mnie - wywołałem lawinę reakcji, która prowadzi żonę w kierunku rozwodu. Jednak odstawiając emocje i lęk, wiem, że postąpiłem zgodnie z sumieniem kierując się realnym dobrem dzieci.

Tak czy inaczej jestem w rozterce. Broniąc rodziny i małżeństwa jednocześnie jako ten który rozpalił iskrę zapalną kryzysu jestem całkiem spalony, a moja metanoia jest szczytem hipokryzji w oczach żony. Mam dni, że czuję się jak psychopata, oprawca... tylko fakty mi pokazują, że doświadczam regularnie przemocy psychicznej i fizycznej - więc zastanawiam się, czy faktycznie broniąc (nie używając żadnych przymusów, tylko stawiając granice mniej lub bardziej umiejętnie) nie rozpalam kryzysu jeszcze mocniej.

Z drugiej strony doświadczenie innych osób w realu i na forum pokazało mi, że rozwód to prosta droga do jeszczę głebszych podziałów, ran - jakkolwiek marketing rozwodowy w internecie ukazuje to jako naturalny proces w rozpadzie związku i rozpościera cudowne perspektywy nowego życia po rozwodzie. Są jeszcze świadectwa o pokojowych rozstaniach etc. I miliony serduszek pod tym. A w praktyce jest wiele dramatów dzieci w tym wszystkim i totalnych poranień w babraniu się w kolejne związki. Mam znajomego który zgodził się pokojowo na wszystko - stracił dzieci, żona w 6 już kolejnym związku, a on po 7 latach trwa dalej w oczekiwaniu. Co wydaje się już w tej sytuacji absurdem naturalnie.

Faktem jest, że bez solidnego wsparcia ze strony osób rozumiejących dylemat i o co idzie ta "miłość" to po ludzku jest faktycznie śmierć i bezsens. Charyzmat Sycharów jest też odbierany jako skamielina faryzejska nawet przez samych terapeutów - także tych wierzących i respektujących nauczanie Kościoła. Więc temat jest mega trudny, ale kurcze dzięki temu jeszcze mocniej uwypukla się tajemnica łaski, serca i wolnej woli w której Bóg współdziała we wszystkim i ze wszystkimi dla wspólnego Dobra - tyle, że komu się chcę iść na krzyż z Chrystusem :)
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Bławatek »

To jest właśnie zadziwiające, że ciągle musimy się z naszej postawy tłumaczyć ludziom chodzącym do kościoła. Ale czy to są ludzie Kościoła czyli wspólnoty i wiary? Może na kazaniach powinny być prowadzone nauki katechizmu, wyjasniania przykazań Bożych i kościelnych i zasad wiary. Póki co, to większość ludzi żyje jak im wygodnie.

Nie jest łatwo gdy nie chce się rozwodu.

I niestety im dłuższa rozłąka i nie mieszkanie razem tym większe rozluźnienie relacji. A gdy jeszcze, tak jak u nas, mąż chętnie korzystający z ponownego kawalerskiego życia tym bardziej nie jest chętny do powrotu i życia według zasad i z obowiązkami. Bo przecież obowiązki to przemoc wobec niego, biednego zapracowanego człowieka. I czy jest na co czekać?
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Wiem że nie powinienem rozkminiać o żonie, ale mój umysł tego nie pojmuje. Od ponad roku żona dąży do rozwodu, mimo to rozmawia ze mną, chodzi na spacery, spędza święta, robi razem zakupy, ogląda filmy, chodzi razem np na występy dzieci, prosi o pomoc, przyjmuje opiekę gdy jest chora, prosi by ją podwozić samochodem tu i tam. Reasumując do 31.01 żyje jak żona z mężem, nawet czasami da się przytulić. No nie jest kolorowo ale jakoś to jeszcze wygląda... Choć i są dni gdzie jakby żona przypomniała sobie jaki papierek złożyła w sądzie i nienawiść do mnie wylewa się prawie uszami.
Następuje 31.01. Sąd walnięciem młotka unieważnia moje cywilne małżeństwo...
Walnął sąd młotkiem, z tego co zdążyłem zauważyć w coś jakby deseczkę... W deseczkę a nie w głowę mojej żony. No chyba że pod wpływem emocji nie zakodowałem tego, czy przypadkiem szanownemu panu sędziemu ten młotek się nie wymksnąl i uderzył prosto w głowę mojej żony. Aż chyba pójdę do sądu i poproszę o odtworzenie nagrania z rozprawy.🤔
Po 31.01 nie poznaję żony. A znam ją ponad 22 lata. W domu mnie olewa na maxa, nie rozmawia ze mną, nie patrzy na mnie, nie podaje posiłków, o spacerze nie ma nawet mowy, zakupy robi sama lub z dziećmi i wraca z siatkami autobusem do domu. Nie dzwoni, nie pisze sms'ów, nie prosi by wyjść z psem, sama decyduje o dzieciach. Rozpieszcza je na maxa. Nawet do teściowej jak jedzie na weekend z dziećmi tam spać to po 31.01 podwozi ją albo jakaś koleżanka, albo siostra, albo autobus. Mnie już nie ma. Nie potrzebuje. Wczoraj stwierdziła, że dziwne by było, żeby po rozwodzie zachowywać się jak żona.
Wystarczył jeden dzień...., jedno walnięcie młotkiem....by człowiek zmienil się o 180 stopni. Jakbym nie widział, nie uwierzyłbym.

I tak sobie myślę, że skoro człowiek może tak się zmienić z dnia na dzień to może trzeba znowu....walnąć ( nie no sorki, nie młotkiem) ale twardą miłością, stawianiem twardych granic, tak by na prawdę poczuła konsekwencje swoich działań.

Obiecałem sobie, że skoro miłość, dobroć, uległość nie pomogła, to może trzeba w końcu zadbać o siebie, zacząć szanować siebie, odciąć się totalnie od żony, żyć swoim życiem i nie dać się... ( tu znowu nasuwa się odpowiednie słowo, ale moderacja na pewno wytnie😉)

Generalnie mam już dość takiego życia z tą osobą pod jednym dachem.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1588
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Niepozorny »

Lukas pisze: 10 mar 2024, 22:38 I tak sobie myślę, że skoro człowiek może tak się zmienić z dnia na dzień to może trzeba znowu....walnąć ( nie no sorki, nie młotkiem) ale twardą miłością, stawianiem twardych granic, tak by na prawdę poczuła konsekwencje swoich działań.
Lukasie przeczytałem twój post i zacząłem się zastanawiać, czy teraz nie idealizujesz tego, co było przed 31.01. Dla przypomnienia w listopadzie napisałeś:
Lukas pisze: 17 lis 2023, 16:36 Żona chce rozwodu bo po sytuacjach naszych kłótni, opisywanych na początku wątku stwierdziła że nic do mnie nie czuje ( no w sumie to czuje nienawiść bo czesto to do mnie mówi) i już mnie nie kocha. Fakt że jest "lekko nieodpowiedzialna", trwoni kasę na głupoty, jest wielką bałaganiarą ale jest dobrą matką. Tą bycie dobrą matką to też przegina w drugą stronę, bo myślę że nie potrafi odciąć pepowiny zwłaszcza młodszej córki, z którą to do rej pory śpi, myje jej głowę, kroi na talerzu kotlety a dziecko ma już 10 lat. Rozpieszcza je strasznie, nie ma konsekwencji w wychowaniu no i przez to jest "super mamą koleżanką" a ojciec to wymaga, porządku, ogranicza tablety i smartfony. Jak żona wraca do domu z pracy to dzieci wołają "mamo co masz dla nas" zamiast sie przywitac i ucałować.
(...) Najlepiej było by gdyby żona się opamiętała i chciała pracować nad ratowaniem naszej rodziny. A zachowuje się różnie, jak to w amoku.
Z braku rodzi się lepsze!
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Niepozorny pisze: 10 mar 2024, 23:38 Lukasie przeczytałem twój post i zacząłem się zastanawiać, czy teraz nie idealizujesz tego, co było przed 31.01. Dla przypomnienia w listopadzie napisałeś
Nie kolego. Nie idealizuje.
Przeczytaj proszę ze zrozumieniem
Lukas pisze: 10 mar 2024, 22:38 Reasumując do 31.01 żyje jak żona z mężem, nawet czasami da się przytulić. No nie jest kolorowo ale jakoś to jeszcze wygląda... Choć i są dni gdzie jakby żona przypomniała sobie jaki papierek złożyła w sądzie i nienawiść do mnie wylewa się prawie uszami.
Mam nadzieję że większa część czytających zrozumiało co autor miał na myśli...

A miał na myśli, że wcześniej, mimo iż był to czas przedrozwodowy, żona wykazywała wiele nienawiści i niechęci co do mojej osoby, ale jednak, nie wiem czy to z przyzwyczajenia, czy z zapomnienia, czy po prostu z tego powodu że coś nas jednak łączy, że nie jesteśmy sobie obcy wykazywała pewne cechy świadczące o jakiejś relacji między nami, o istniejącym między nami pożyciu małżeńskim...(ledwo kroczącym, ale jednak żywym)

A teraz...? po 31.01...? null, zero, nic, totalna pustka.... i nienawiść niestety
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13390
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Nirwanna »

Lucas, ale skoro było tak, jak opisałeś, to masz eleganckie dowody do apelacji, że więzi emocjonalne między Wami do momentu walnięcia młotkiem przez sędziego nie wygasły, więc rozwód nie powinien zostać orzeczony.
Chyba, że rzeczywiście idealizujesz tamten czas.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1588
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Niepozorny »

Lukas pisze: 10 mar 2024, 22:38 I tak sobie myślę, że skoro człowiek może tak się zmienić z dnia na dzień to może trzeba znowu....walnąć ( nie no sorki, nie młotkiem) ale twardą miłością, stawianiem twardych granic, tak by na prawdę poczuła konsekwencje swoich działań.

Obiecałem sobie, że skoro miłość, dobroć, uległość nie pomogła, to może trzeba w końcu zadbać o siebie, zacząć szanować siebie, odciąć się totalnie od żony, żyć swoim życiem i nie dać się... ( tu znowu nasuwa się odpowiednie słowo, ale moderacja na pewno wytnie😉)
Żona się od Ciebie odcięła, więc mam wrażenie, że chodzi o to, żeby teraz odczuła konsekwencje finansowe. Sposób, w jaki to napisałeś, sugeruje, że główny cel, to wpłynięcie na żonę. Odbieram to jako zaczepki, żeby tylko się coś działo i wróciły emocje, które były wcześniej.

Pewnie nie zrozumiałem, co autor miał na myśli ;) , dlatego proszę o wyjaśnienie, na czym ma polegać ta twarda miłość.
Z braku rodzi się lepsze!
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Nirwanna pisze: 11 mar 2024, 6:01 Lucas, ale skoro było tak, jak opisałeś, to masz eleganckie dowody do apelacji, że więzi emocjonalne między Wami do momentu walnięcia młotkiem przez sędziego nie wygasły, więc rozwód nie powinien zostać orzeczony.
Chyba, że rzeczywiście idealizujesz tamten czas.
Hej,
O tym jak było do 31.01 opisywałem w swoim wątku wcześniej, więc po lekturze możesz sama rozeznać czy idealizuję czy stwierdzam fakty.
Nirwanna pisze: 11 mar 2024, 6:01 więc rozwód nie powinien zostać orzeczony
Niestety o tym decyduje sędzia, któremu niestety wszystko wolno, jest nieomylny i wydawało by się ponad prawem.
Mam nadzieje ze sąd 2 instancji sprawiedliwie i dogłębnie rozpozna naszą sprawę i trafię na "ludzkiego" sędziego
Astro
Posty: 1210
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Astro »

Lukas pisze: 15 mar 2024, 12:26
Nirwanna pisze: 11 mar 2024, 6:01 Lucas, ale skoro było tak, jak opisałeś, to masz eleganckie dowody do apelacji, że więzi emocjonalne między Wami do momentu walnięcia młotkiem przez sędziego nie wygasły, więc rozwód nie powinien zostać orzeczony.
Chyba, że rzeczywiście idealizujesz tamten czas.
Hej,
O tym jak było do 31.01 opisywałem w swoim wątku wcześniej, więc po lekturze możesz sama rozeznać czy idealizuję czy stwierdzam fakty.
Nirwanna pisze: 11 mar 2024, 6:01 więc rozwód nie powinien zostać orzeczony
Niestety o tym decyduje sędzia, któremu niestety wszystko wolno, jest nieomylny i wydawało by się ponad prawem.
Mam nadzieje ze sąd 2 instancji sprawiedliwie i dogłębnie rozpozna naszą sprawę i trafię na "ludzkiego" sędziego
Nie wiem czy idealizujesz czy nie. Opisałeś to ze swojej perspektywy. Widzę dużo podobieństw w twoim myśleniu i moim sprzed 6-7 lat. Chociaż moja sytuacja była jednak trochę inna.
To co widzę , a raczej czytam to strasznie wisisz na swojej żonie . Rozmyslasz co , dlaczego , jak i po co robi twoja zona. Zupełnie pomijasz prace nad sobą i zajęcie się sobą. A teraz to jest jakby najważniejsze. Bo słaby, błądzący i nie stabilny nic nie zdziałasz .
Piszerz o sądzie . Ja pisałem ci jakie są moje doświadczenia, inni też. Nauczylem się minimalizować oczekiwania , bo to powoduje ,że nie ma dużych rozczarowań. A jak będzie w sądzie drugiej instancji , zobaczysz .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Niesakramentalny3
Posty: 242
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Niesakramentalny3 »

Lukas pisze: 10 mar 2024, 22:38 (...) chodzi razem np na występy dzieci, prosi o pomoc, przyjmuje opiekę gdy jest chora, prosi by ją podwozić samochodem tu i tam. Reasumując do 31.01 żyje jak żona z mężem, nawet czasami da się przytulić. No nie jest kolorowo ale jakoś to jeszcze wygląda.. (...)
Następuje 31.01. Sąd walnięciem młotka unieważnia moje cywilne małżeństwo... (...)

Po 31.01 nie poznaję żony. A znam ją ponad 22 lata. W domu mnie olewa na maxa, nie rozmawia ze mną, nie patrzy na mnie, nie podaje posiłków, o spacerze nie ma nawet mowy, zakupy robi sama lub z dziećmi i wraca z siatkami autobusem do domu. Nie dzwoni, nie pisze sms'ów, nie prosi by wyjść z psem, sama decyduje o dzieciach. (...)
Ja to czytam tak, że Twojej żonie bardzo zależało na tym rozwodzie, na tym "uderzeniu młotka" - i do tego dnia właśnie starała się jak mogła, aby wszystko wyglądało "w miarę jak dawniej"... no i żebyś Ty (gdybyś był rozdrażniony) nie wywinął jakiegoś numeru.

Po wyroku, "może w końcu być sobą" i nie oglądać się na nikogo - otrzymała to na co czekała i tyle.
Chyba nie ma tu jakieś większej filozofii.
Lukas pisze: 10 mar 2024, 22:38 Generalnie mam już dość takiego życia z tą osobą pod jednym dachem.
A tu tylko przypomnę dość trudne w odbiorze, ale jednak mocno prawdziwe:
"Mamy to, na co się godzimy".
MariuszP
Posty: 12
Rejestracja: 02 sty 2024, 20:43
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: MariuszP »

Zgadzam się z tym, co napisał Astro. To czas, żeby zadbać o siebie. Wiem, jakie jest to trudne, bo jak wspominałem, sam przechodzę podobne piekło i mam chwile słabości nieraz, ale później wstaję i otrzepuję się z kurzu dziękując Bogu za rozum i siłę, którą mi dał, aby móc iść dalej. Tylko w ten sposób możemy się uratować faktycznie nie "wisząc" na żonie, nie analizując i rozdrabniając na czynniki pierwsze tego co mówi, czy zrobi. Taki partner to osoba, która chce się stać znów kimś obcym, więc należy ją tak właśnie traktować. Nie skakać koło niej służąc jej wszystkim, co by tymczasowo chciała, sprawy finansowo również należy postawić twardo. W moim przypadku to było tak, że zawsze mieliśmy wspólne konto, na które przychodziła tylko moja pensja. Gdy zaczęło być źle to ja postanowiłem być ponad to i nie odcinać źródełka, żeby żona mnie nie posądzała o przemoc ekonomiczną. Oczywiście nic to nie dało, było właściwie tylko gorzej. Gdy po czasie zauważyła, że ja zastosowałem się do zmienionych zasad gry (ona swoją pensję przelewała na swoje konto, więc i ja zrobiłem to samo, tyle że ja zarabiam znacznie więcej) to zaczęły się faktycznie zarzuty, że ja ładnie "chomikuję" sobie pieniądze. Nie było oczywiście tak, że zostawiam ją bez środków do życia, bo wciąż na wspólnym koncie coś leży. Odpowiedziałem jej, że ona zachowuje się wobec mnie jedynie jak współlokator, więc i ja tak samo ją traktuję. Kiedyś jak wchodziliśmy w dorosłość to był taki moment, że mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu razem z naszymi znajomymi. Przypomniałem jej to i zapytałem dlaczego wtedy ona nie robiła naszemu koledze zarzutów, że nie daje jej dostępu do konta? Ja jakoś od jego partnerki nie oczekiwałem tego, jedynie składaliśmy się wspólnie na rachunki, czasem jedzenie i to wszystko.

Teraz o tym, co napisał Niesakramentalny: jego tłumaczenie jest jak najbardziej logiczne, ja nie mówię że w 100% taki właśnie mechanizm zadziałał, ale prawdopodobieństwo jest duże. Świadczy to o jednym, Lukasie. Twoja żona bardzo długo nosiła maskę i oszukiwała Cię, dopiero po rozprawie miałeś okazję zobaczyć jej prawdziwe oblicze. Takie nieszczere zachowanie wobec Ciebie uważam za podłość w najczystszej postaci.
ODPOWIEDZ