Niedługo minie pół roku odkąd mąż się wyprowadził... Wygląda na to że znalazł już pocieszycielkę, coraz mniej angażuje się w opiekę nad dziećmi, mnie traktuje jak największe zło tego świata. Historia zatoczyła koło... No ale skoro ja się za pierwszym razem niczego nie nauczyłam to musiało się to tak skończyć.
Ostatnio zaczęłam intensywnie zastanawiać się nad rozwodem. O ile do tej pory kompletnie nie myślałam żeby to sformalizować to jak odkryłam że mąż sypią z inną te myśli od razu przyszły. Zaniosłam to do konfesjonału, długo i świadomie przygotowywałam się do tej spowiedzi. I usłyszałam że powinnam złożyć pozew rozwodowy, przestać żebrać o miłość i pieniądze. I mimo że przed spowiedzią powiedziałam Bogu że posłucham jego słów cokolwiek mi powie - to nadal nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu. Czekam, znowu czekam aż mąż się ocknie i zacznie brać odpowiedzialność za dzieci.
Zdrada i co dalej?
Moderator: Moderatorzy
Re: Zdrada i co dalej?
Rose,
Pamiętam dobrze twoją historię, w podobnym czasie co ja pojawiłaś się na forum... no i gdzieś tam w odległym tle przewijał się poboczny wątek, dotyczący picia alkoholu przez twojego męża, picia destrukcyjnego i szkodliwego. Pamiętam, że schemat picia twojego męża jaki wyłaniał się z postów przypominał mi zachowania mojego osobistego męża: picie alkoholu "od zawsze", historia picia aż do odcinek, potem zmiana stylu picia i picie bez odcinek, potem okresy abstynencji, okresy picia po trochu, potem picia bardziej, na to jeszcze epizody kawalerskie, picia z kolegami i imprezowania. Potem znów okresy niepicia, a potem znowu huśtawki nastrojów, czepianie się dzieci i ciebie po wypiciu, albo też i miodowe dni, kiedy po alkoholu był super ojcem.
Pamiętam, że był potem taki czas, że znajdowałaś ukryte butelki, mąż ukrywał, że pije. Wtedy zastanawiałaś się, czy nie podjąć terapii współuzależnienia i szukałaś poradni. A czasem jakby picia nie było, problem znikał.
Czy podjęłaś wtedy tą terapię współuzależnienia?
Bo to jest tak, że jak jest para małżeńska uzależniony - współuzależniona to wszystkie inne problemy ze zdradami włącznie są poboczne. I nie rozwiąże tego ani terapia indywidualna, ani przyjmowanie męża, ani nieprzyjmowanie, ani rozwód też nie rozwiąże.
Ja tak z mężem żyłam wiele lat, łudząc się że on nie ma problemu z alkoholem, bo nie pije codziennie i na ogół pracuje. I nie wiedząc nic o swoim problemie - współuzależnieniu.
Pierwszeństwo w takich razach ma terapia współuzależnienia. Solidna, oparta na pracy z terapeutą i na pracy w grupie. Równocześnie. To daje podstawy, by odzyskać siebie. I żeby zejść z karuzeli, po wielu latach kręcenia się w kółko. To tak jest jak piszesz. Historia zatacza koła i nijak nie może pobiec prosto. Mimo wysiłków, nadziei, wkładanej pracy, starań. Coś trzyma, ale nie wiadomo co...
Ale zejście z tej karuzeli nie wiedzie przez rozwód. Po rozwodzie mąż nie znika. Współuzależnienie też nie.
Pamiętam dobrze twoją historię, w podobnym czasie co ja pojawiłaś się na forum... no i gdzieś tam w odległym tle przewijał się poboczny wątek, dotyczący picia alkoholu przez twojego męża, picia destrukcyjnego i szkodliwego. Pamiętam, że schemat picia twojego męża jaki wyłaniał się z postów przypominał mi zachowania mojego osobistego męża: picie alkoholu "od zawsze", historia picia aż do odcinek, potem zmiana stylu picia i picie bez odcinek, potem okresy abstynencji, okresy picia po trochu, potem picia bardziej, na to jeszcze epizody kawalerskie, picia z kolegami i imprezowania. Potem znów okresy niepicia, a potem znowu huśtawki nastrojów, czepianie się dzieci i ciebie po wypiciu, albo też i miodowe dni, kiedy po alkoholu był super ojcem.
Pamiętam, że był potem taki czas, że znajdowałaś ukryte butelki, mąż ukrywał, że pije. Wtedy zastanawiałaś się, czy nie podjąć terapii współuzależnienia i szukałaś poradni. A czasem jakby picia nie było, problem znikał.
Czy podjęłaś wtedy tą terapię współuzależnienia?
Bo to jest tak, że jak jest para małżeńska uzależniony - współuzależniona to wszystkie inne problemy ze zdradami włącznie są poboczne. I nie rozwiąże tego ani terapia indywidualna, ani przyjmowanie męża, ani nieprzyjmowanie, ani rozwód też nie rozwiąże.
Ja tak z mężem żyłam wiele lat, łudząc się że on nie ma problemu z alkoholem, bo nie pije codziennie i na ogół pracuje. I nie wiedząc nic o swoim problemie - współuzależnieniu.
Pierwszeństwo w takich razach ma terapia współuzależnienia. Solidna, oparta na pracy z terapeutą i na pracy w grupie. Równocześnie. To daje podstawy, by odzyskać siebie. I żeby zejść z karuzeli, po wielu latach kręcenia się w kółko. To tak jest jak piszesz. Historia zatacza koła i nijak nie może pobiec prosto. Mimo wysiłków, nadziei, wkładanej pracy, starań. Coś trzyma, ale nie wiadomo co...
Ale zejście z tej karuzeli nie wiedzie przez rozwód. Po rozwodzie mąż nie znika. Współuzależnienie też nie.
Re: Zdrada i co dalej?
Tak Ruto zdecydowanie jestem współuzależniona albo po prostu uzależniona od niego. Nie podjęłam terapii, obecnie korzystam z pomocy psychologa - doraźnie co dwa tygodnie się widujemy. Na tyle pozwala mi grafik samotnej matki, matki, która nie może liczyć na regularne wsparcie ojca dzieci.
Czy problem współuzależnienia nie zniknął po jego wyprowadzce? Myślę że tak, coś jest co nie pozwala mi go do końca puścić. Widzę po sobie, że to jest wbrew logice bo żyje mi się teraz spokojniej. Ale ja wciąż idealizuje, wciąż się kręcę wokół niego.
Faktem jest za to że problem alkoholu zniknął z mojego życia. Nie widuje go pod wpływem, on sam twierdzi że pił przeze mnie a teraz tego problemu nie ma. Nie wiem jak jest, ale od stycznia zdążyłam zapomnieć o tym problemie.
Zmagam się natomiast z masą innych. Z jego nieregularnymi spotkaniami z dziećmi. Z brakiem alimentów, co skutkuje tym że zapętlam się w zamartwianiu jak spiąć budżet domowy. Zresztą teraz to ja się wszystkim martwię. Brak czasu dla siebie też w niczym nie pomaga.
Ruto, jestem na forum od lat i wiem jak walczylas o swoje małżeństwo sakramentalne. Bardzo dobrze znam Twoja historię opisana tu na forum. Ale moje małżeństwo było zawarte nieważnie i mówię to z pełną świadomością. Bo to ja jestem osobą, która za to odpowiada. Odkrywałam to w sobie powoli. Nie można powiedzieć, że zostałam zmuszona do ślubu. No nie, byłam dorosła - mogłam powiedzieć nie. Ale byłam niedojrzałym tchórzem i nie potrafiłam się postawić w tamtym momencie całemu otoczeniu. Tym bardziej że córka już była pod moim sercem. Bałam się. A później w to brnelam, coraz dalej i dalej. Dzisiaj widze pewne sprawy inaczej, część udało mi się odkryć dzięki spotkaniom z psychologiem. Druga strona jest mój mąż, on też nie był dojrzały, zresztą on to akurat w stronę dojrzałości to nawet pół kroku nie zrobił... Byliśmy nieodpowiedzialnymi gówniarzami, którym zachciało zabawić się w małżeństwo... Nie polecam
Czy problem współuzależnienia nie zniknął po jego wyprowadzce? Myślę że tak, coś jest co nie pozwala mi go do końca puścić. Widzę po sobie, że to jest wbrew logice bo żyje mi się teraz spokojniej. Ale ja wciąż idealizuje, wciąż się kręcę wokół niego.
Faktem jest za to że problem alkoholu zniknął z mojego życia. Nie widuje go pod wpływem, on sam twierdzi że pił przeze mnie a teraz tego problemu nie ma. Nie wiem jak jest, ale od stycznia zdążyłam zapomnieć o tym problemie.
Zmagam się natomiast z masą innych. Z jego nieregularnymi spotkaniami z dziećmi. Z brakiem alimentów, co skutkuje tym że zapętlam się w zamartwianiu jak spiąć budżet domowy. Zresztą teraz to ja się wszystkim martwię. Brak czasu dla siebie też w niczym nie pomaga.
Ruto, jestem na forum od lat i wiem jak walczylas o swoje małżeństwo sakramentalne. Bardzo dobrze znam Twoja historię opisana tu na forum. Ale moje małżeństwo było zawarte nieważnie i mówię to z pełną świadomością. Bo to ja jestem osobą, która za to odpowiada. Odkrywałam to w sobie powoli. Nie można powiedzieć, że zostałam zmuszona do ślubu. No nie, byłam dorosła - mogłam powiedzieć nie. Ale byłam niedojrzałym tchórzem i nie potrafiłam się postawić w tamtym momencie całemu otoczeniu. Tym bardziej że córka już była pod moim sercem. Bałam się. A później w to brnelam, coraz dalej i dalej. Dzisiaj widze pewne sprawy inaczej, część udało mi się odkryć dzięki spotkaniom z psychologiem. Druga strona jest mój mąż, on też nie był dojrzały, zresztą on to akurat w stronę dojrzałości to nawet pół kroku nie zrobił... Byliśmy nieodpowiedzialnymi gówniarzami, którym zachciało zabawić się w małżeństwo... Nie polecam
Re: Zdrada i co dalej?
To jeden problem, uzależnienie emocjonalne. Na to pomaga lista Zerty, praca nad sobą, terapia, no i upływ czasu - skutkujące łącznie odwieszeniem się. Tyle, że to czasem jeszcze nie wszystko...rose pisze: ↑23 cze 2024, 22:59 Tak Ruto zdecydowanie jestem współuzależniona albo po prostu uzależniona od niego. Nie podjęłam terapii, obecnie korzystam z pomocy psychologa - doraźnie co dwa tygodnie się widujemy. Na tyle pozwala mi grafik samotnej matki, matki, która nie może liczyć na regularne wsparcie ojca dzieci.
Czy problem współuzależnienia nie zniknął po jego wyprowadzce? Myślę że tak, coś jest co nie pozwala mi go do końca puścić. Widzę po sobie, że to jest wbrew logice bo żyje mi się teraz spokojniej.
Możliwe, że to jest problem drugi. Współuzależnienie - czyli przystosowanie się do życia z osobą nadużywającą alkoholu. Zwykle zaczyna się jeszcze przed zawarciem małżeństwa, w domu rodzinnym. To jakby wstępnie warunkuje wybór małżonka, brak granic, przejmowanie odpowiedzialności, nieumiejętność stawiania granic, a także idealizowanie, silną zależność emocjonalną. I wiele więcej. Pewność można uzyskać diagnozując się u specjalisty uzależnień.rose pisze: ↑23 cze 2024, 22:59 Ale ja wciąż idealizuje, wciąż się kręcę wokół niego.
Faktem jest za to że problem alkoholu zniknął z mojego życia. Nie widuje go pod wpływem, on sam twierdzi że pił przeze mnie a teraz tego problemu nie ma. Nie wiem jak jest, ale od stycznia zdążyłam zapomnieć o tym problemie.
Zmagam się natomiast z masą innych. Z jego nieregularnymi spotkaniami z dziećmi. Z brakiem alimentów, co skutkuje tym że zapętlam się w zamartwianiu jak spiąć budżet domowy. Zresztą teraz to ja się wszystkim martwię. Brak czasu dla siebie też w niczym nie pomaga.
Ja jestem osobą współuzależnioną. Pracuję nad tym stale. Do tego, by w prawidłowy sposób egzekwować kwestie alimentów dorastałam kilka lat. Dopiero od niedawna otrzymuję regularne wpłaty - i zarazem spłaty zaległości.
Rose, sama przechodziłam przez wątpliwości co do ważności mojego małżeństwa. Dowiedziałam się wtedy kilku ważnych rzeczy.rose pisze: ↑23 cze 2024, 22:59 Ruto, jestem na forum od lat i wiem jak walczylas o swoje małżeństwo sakramentalne. Bardzo dobrze znam Twoja historię opisana tu na forum. Ale moje małżeństwo było zawarte nieważnie i mówię to z pełną świadomością. Bo to ja jestem osobą, która za to odpowiada. Odkrywałam to w sobie powoli. Nie można powiedzieć, że zostałam zmuszona do ślubu. No nie, byłam dorosła - mogłam powiedzieć nie. Ale byłam niedojrzałym tchórzem i nie potrafiłam się postawić w tamtym momencie całemu otoczeniu. Tym bardziej że córka już była pod moim sercem. Bałam się. A później w to brnelam, coraz dalej i dalej. Dzisiaj widze pewne sprawy inaczej, część udało mi się odkryć dzięki spotkaniom z psychologiem. Druga strona jest mój mąż, on też nie był dojrzały, zresztą on to akurat w stronę dojrzałości to nawet pół kroku nie zrobił... Byliśmy nieodpowiedzialnymi gówniarzami, którym zachciało zabawić się w małżeństwo... Nie polecam
Nikt poza biskupem i upoważnionymi przez niego osobami nie może rozeznawać ważności małżeństwa. Nawet spowiednik. W sądach biskupich są dyżury, można porozmawiać, omówić swoje wątpliwości. Na każdym etapie kryzysu, także przed decyzją o rozwodzie.
Nie każda niedojrzałość niesie za sobą skutek w postaci nieważności, tak jak i nie każde uzależnienie. To jest bardziej złożone.
Nawet, gdy małżeństwo nie zostało zawarte w sposób ważny, pozostaje wybór. W przypadku niedojrzałości, uzależnień, braku zgody wewnętrznej i szeregu innych okoliczności mogących czasem powodować, że nie dochodzi do zawarcia małżeństwa - są dwa rozwiązania.
Pierwszym jest rozłączenie się, następnie skarga do sądu biskupiego i w razie stwierdzenia, że małżeństwo nie zaistniało - rozstanie. Drugim jest pozostanie w relacji i praca nad uważnieniem małżeństwa.
Uważnienie jest szczegółowo uregulowane w Kodeksie Kanonicznym, w różnych wariantach.
Znam osobiście dwa małżeństwa uważnione, jedno pracą obojga małżonków, drugie pracą samej żony i łaską uproszoną przez nią dla męża. W obu problemem była niedojrzałość obojga, nałogi męża i współuzależnienie żony. Dziś to piękne małżeństwa, jedne z najpiękniejszych jakie dotąd poznałam.
Myślę, że nikt nie ma prawa nikomu narzucać tu wyboru tej czy innej opcji. Ale warto wiedzieć, że taki wybór jest.
Re: Zdrada i co dalej?
Na dzień dzisiejszy to jest mój podstawowy problem, który uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. Zawalam na każdym polu, w domu nie wyrabiam z obowiązkami, bywam niecierpliwa w stosunku do dzieci. Listę Zerty znam od dawna i stosuje, przestałam się narzucać, prosić. W zasadzie po jego wyprowadzce to nie zabiegałam o powrót. Na upływ czasu najbardziej liczę, wiem że to nie będzie trwało wiecznie, ten mój stan. Ale chciałabym się przebudzić jak najszybciej, żeby dzieci wyrwać z tego piekła. Żebym zaczęła żyć, bo dzisiaj nic nie cieszy.
Ostatnio najmłodsza córka, powiedziala mi, że: "tatus dal dziubka pani w mieszkanku". Zmroziło mnie to, ale postanowiłam, że nie bedę o tym mu mówić. Zapewne przyniosłoby to odwrotny skutek. Wiem też, że już doszło do zdrady nie tylko emocjonalnej ale i fizycznej. Informacje te spływają do mnie w ciągu ostatnich dni i jestem obecnie w kiepskim stanie. Nie jest to łatwe.
Nie chcę być naiwna, chcę się od niego odizolować, urwać to moje uzależnienie (na razie to jest tylko na poziomie rozumu bo serce wciąż nie pozwala mi go puścić). Między innymi stąd moja decyzja o rozwodzie. Nie widzę możliwości odbudowy tego małżeństwa tak żeby to mnie nie niszczyło. Bo tak, mogłabym kolejny raz wpuścić go do domu i czekać aż znowu mu się życie rodzinne znudzi. Ale nie ma na to mojej zgody. Dostał szansę raz, kolejnej nie będzie.
Co do ważności małżeństwa, dziękuję Ruto, że mi tak to rozpisałaś. Myślę, że będę badała ważność, ale to nie jest moim priorytetem na dzisiaj. Za miesiąc ruszę machinę związaną z rozwodem, alimentami i opieką. A cel na dzisiaj: przetrwać kolejny dzień.
Re: Zdrada i co dalej?
Rose, czy ty masz dla siebie empatię? Pozwalasz sobie odpocząć, wypłakać się? Robić przez jakiś czas mniej?rose pisze: ↑29 cze 2024, 7:23Na dzień dzisiejszy to jest mój podstawowy problem, który uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. Zawalam na każdym polu, w domu nie wyrabiam z obowiązkami, bywam niecierpliwa w stosunku do dzieci. Listę Zerty znam od dawna i stosuje, przestałam się narzucać, prosić. W zasadzie po jego wyprowadzce to nie zabiegałam o powrót. Na upływ czasu najbardziej liczę, wiem że to nie będzie trwało wiecznie, ten mój stan. Ale chciałabym się przebudzić jak najszybciej, żeby dzieci wyrwać z tego piekła. Żebym zaczęła żyć, bo dzisiaj nic nie cieszy.
Ja mam skłonność do narzucania sobie "wydajnego funkcjonowania" i obwiniania siebie, jeśli nie wywiązuję się ze wszystkiego, z czego moim zdaniem powinnam. Trudno mi sobie odpuszczać, jeszcze trudniej odpoczywać. Ale ignorownie takich potrzeb nie sprawia, że znikają. Z czasem prowadzi do rozbicia, załamania, czasem do choroby. Próbując się wyrabiać po wyprowadzce męża doprowadziłam się na skraj wyczerpania fizycznego i psychicznego. Zajęło mi to rok, w czasie którego ogarniałam wszystko, pracę, karierę, dzieci, relacje towarzyskie, studia podyplowmowe. Wydajnie. Aż do dnia w którym przestałam spać i jeść.
Nie jest. Zamrożenie rozumiem. To była kiedyś moja podstawowa reakcja w sytuacjach trudnych. A wobec męża w zasadzie stała reakcja. Ale też wiem teraz, że moje zamrażanie sprawiało, że niedostatecznie chroniłam siebie i dzieci.rose pisze: ↑29 cze 2024, 7:23 Ostatnio najmłodsza córka, powiedziala mi, że: "tatus dal dziubka pani w mieszkanku". Zmroziło mnie to, ale postanowiłam, że nie bedę o tym mu mówić. Zapewne przyniosłoby to odwrotny skutek. Wiem też, że już doszło do zdrady nie tylko emocjonalnej ale i fizycznej. Informacje te spływają do mnie w ciągu ostatnich dni i jestem obecnie w kiepskim stanie. Nie jest to łatwe.
W efekcie mąż robił co chciał, nie napotykając żadnego oporu. Aż w terapii nauczyłam się nowych reakcji i tego, że nawet jeśli w pierwszej chwili się zamrażam, potem mogę działać. I mogę działać skutecznie.
Warto dać sobie poczuć gniew. Polecam konferencję ks. Grzywocza "Trochę inaczej o agresji". Dopuszczony słuszny gniew, jest zasobem, siłą pozwalającą podjąć działania. Wyparty gniew czyni nas bezbronnymi.
Ucząc się zdrowego przeżywania gniewu i dobrego wyrażania go, używania do ochrony, chroniłam siebie i dzieci coraz lepiej.
Udało mi się ochronić nas przed wprowadzaniem w nasze życie kowalskiej. Któregoś razu syn po powrocie od taty był wyraźnie wzburzony. Wyznał, że koleżanka taty "zachowywała się przy nim, jakby była taty dziewczyną". Bardzo to przeżywał. Był wstrząśnięty. Dopuściłam gniew na męża. Ale nie wylałam mu go na głowę, nie zużyłam na awanturę. Użyłam go, by postawić zdrowe granice: mąż albo będzie widywał syna sam na sam, bez obecności kochanki, albo wcale.
Byłam tak wściekła, ze przestałam bać się kogolwiek i czegokolwiek. Sądów, kar sądowych, oskarżeń o izolowanie dziecka, pretensji męża, ośmieszania mnia, oskarżania o zazdrość i całej reszty, która mnie wcześniej paraliżowała. Mąż nie miał prawa krzywdzić dziecka. A rodzic wyrażający swoją seksualność w obecności dziecka, całujący czy dotykający przy dziecku kochankę czy kochanka dziecko krzywdzi. Jest to forma molestowania seksualnego, nawet gdy rodzic takiej intencji nie ma. Skutki takich zachowań dla dzieci nie zależą od intencji.
Mój mąż nie chciał w tamtym czasie ze mną rozmawiać. Więc napisałam mu mail. Jeden, potem drugi, potem trzeci. Konsekwentnie odmawiałam wydawania dziecka na kontakty. Bez rozmów, skoro mąż ich nie chciał. I tak dokąd nie zyskałam pewności, że kochanka nie będzie obecna na żadnym spotkaniu.
Dzięki starszym stażem sycharkom, które były w podobnych sytuacjach wiedziałam, że to ważne, by dzieci przed taką destrukcją ze strony męża chronić. Oraz, że jeśli mąż za moimi plecami wprowadzi kochankę w życie dziecka, potem odkręcenie tej sytuacji będzie prawie niemożliwe. To też dało mi siłę.
Skupienie się na działaniach ochronnych stopniowo przywracało mi poczucie sprawczości. A to z kolei przywracało mi poczucie bezpieczeństwa.
Bardzo pomagały mi też słowa księdza: Stań w godności żony. Ta godność, to także stał się mój zasób. Byłam żoną i mamą. I należał mi się od męża szacunek. Zaczęłam więc wymagać od męża szacunku. Do siebie. I do dzieci. Pisze się łatwo. Ale to był proces rozłożony na długi czas. Trudny. Bolesny. Ale Rose - było warto.
Masz prawo do działań ochronnych. Natomiast potrzeba do tego właśnie tego co napisałaś, nie bycia naiwną. Ja zostałam ukształtowana w przekonaniu, że rozwód rozwiązuje wszystkie problemy. A tu potrzeba starannej analizy sytuacji prawnej i ustalenia, jakie działania prawne są dla ciebie i dla dzieci dobre i jakie was będą chronić.rose pisze: ↑29 cze 2024, 7:23 Nie chcę być naiwna, chcę się od niego odizolować, urwać to moje uzależnienie (na razie to jest tylko na poziomie rozumu bo serce wciąż nie pozwala mi go puścić). Między innymi stąd moja decyzja o rozwodzie. Nie widzę możliwości odbudowy tego małżeństwa tak żeby to mnie nie niszczyło. Bo tak, mogłabym kolejny raz wpuścić go do domu i czekać aż znowu mu się życie rodzinne znudzi. Ale nie ma na to mojej zgody. Dostał szansę raz, kolejnej nie będzie.
Z alimentami nie ma sensu czekać. Można o nie wystąpić osobno i od razu wnosić o ich zabezpieczenie. Wtedy sąd zwykle w ciągu trzydziestu dni, czasem nieco dłużej wydaje postanowienie. Jeśli mąż nie płaci na dzieci lub płaci mało, można i warto żądac także wyrównania wstecz.
Natomiast przed decyzją o rozwodzie warto zorientować się w konsekwencjach finansowych, to samo dotyczy sepracji. Skutkiem jest rozdzielność majątkowa, co na przykład daje małżonkowi prawo domagania się sprzedaży wspólnego domu czy mieszkania. Czasem z przyczyn finasnowych lepiej jest zaczekać, by na przykład zebrać pieniądze na spłatę. I takich niuansów jest o wiele więcej. Trzeba je poznać.
Bywa, że korzystniejsze finansowo jest ustalenie rozdzielności majątkowej u notariusza (to nie to samo, co podział majątku). W braku zgody, rodzielność może ustanowić sąd na wniosek jednego małżonka.
Warto też zorientować się, jak ustalić kontakty, kwestie zabezpieczenia miejsca zamieszkania dzieci i podziału władzy rodzicielskiej. Koncenrracja na rozwodzie czasem powoduje zaniedbanie tych spraw, nie szukanie optymalnych rozwiązań.
Priorytet mają alimenty i sprawy opiekuńcze. Ja tu zawalałam na calego. Bo się bałam męża i wystąpić o alimenty. Dobrze, że masz w planach to uregulować.
Ja nie wnosiłam o rozwód, bo nie chciałam, żeby mój mąż się ożenił. I z początku to był główny i chyba nawet jedyny powód. Ani ja nie byłam na to gotowa, ani dzieci.
Wielu spraw takich jak ochrona siebie, dzieci, niezgoda na obecnośc kochanki w życiu dzieci, współuzależnienie, przemoc, nie da się ogranąć prawnie, ani rozwodem, ani separacją ani niczym innym. Pozostaje nauka stawiania granic, terapia własna, własny rozwój.
To właśnie o to chodzi, by dać sobie czas. Nie działac pochopnie. Zajmować się sobą. Chronić się. Lista Zerty ma kilka fajnych pozytywnych wzmacniających punktów, nie tylko nie proszenie i nie blaganie. I są one pomocne we wracaniu do równowagi.
Wiem, że jest trudno, ale też wiem, że jesteś mądrą, silną kobietą, kochającą, piękną wewnętrznie. Wszystko się z czasem poukłada. Wiem o tym. Przy Panu Bogu wszystko się układa.
Poproś Świętego Józefa, by był z wami w czasie nieobecnosci męża. To niezawodny opiekun kobiet nie mających przy sobie męskiego ramienia, sióstr zakonnych, no i mam, które są same z dziećmi. I dobry przyjaciel.
Pomodlę się w twojej intencji.
Re: Zdrada i co dalej?
Rose emocje nie są dobrymi doradcami, a tych u ciebie mnóstwo i to raczej niezbyt pozytywnych.
Rozwód i separacja dają dużo podobnych możliwości ochrony. Po orzeczeniu rozwodu mąż może ponownie zawrzeć związek małżeński cywilnie. Powiesz, że i tak z kimś żyje, jest jak mąż i żona. Wiem, boli. Mnie też, więc staram się o tym nie myśleć, bo to jakimi myślami się karmimy tak się czujemy i odczuwamy świat. Wbrew pozorom nawet tych dla których sakrament małżeństwa niewiele znaczy ponowny ślub małżonka bardzo dotyka. Teraz pewnie tak nie czujesz, po czasie zrozumiesz.
Też mi po głowie kołacze myśl by zbadać czy nasze małżeństwo było ważnie zawarte a przesłanek by się dużo znalazło - wiele klamstw męża (dopiero po ślubie mi się do różnych rzeczy przyznał), jego niedojrzałość, cechy narcystyczne, zdrady, dziecko pozamałżeńskie... Ale tak się zastanawiam, jak by to wszystko przeżył i rozumiał nasz syn. On już ma 12 lat więc więcej pojmuje niż kilkuletnie dzieci, ale mimo wszystko czy nie odczuł by tego jako jedną wielką farsę, kłamstwo w jego życiu. Takie życie bez ojca na codzień też nie jest ani łatwe, ani przyjemne bo przecież nie żyjemy na bezludnej wyspie i koledzy pytają "gdzie twój tata?". To wszystko jest trudne dla nas i dzieci - nasi małżonkowie tych problemów i konsekwencji nie odczuwają, bo nieraz empatii nie mają.
Rose proś św. Józefa o wsparcie w obszarach gdzie najbardziej brakuje męskiej ręki czy ramienia. I niech Bóg pomoże Ci w tym trudnym czasie.
Rozwód i separacja dają dużo podobnych możliwości ochrony. Po orzeczeniu rozwodu mąż może ponownie zawrzeć związek małżeński cywilnie. Powiesz, że i tak z kimś żyje, jest jak mąż i żona. Wiem, boli. Mnie też, więc staram się o tym nie myśleć, bo to jakimi myślami się karmimy tak się czujemy i odczuwamy świat. Wbrew pozorom nawet tych dla których sakrament małżeństwa niewiele znaczy ponowny ślub małżonka bardzo dotyka. Teraz pewnie tak nie czujesz, po czasie zrozumiesz.
Też mi po głowie kołacze myśl by zbadać czy nasze małżeństwo było ważnie zawarte a przesłanek by się dużo znalazło - wiele klamstw męża (dopiero po ślubie mi się do różnych rzeczy przyznał), jego niedojrzałość, cechy narcystyczne, zdrady, dziecko pozamałżeńskie... Ale tak się zastanawiam, jak by to wszystko przeżył i rozumiał nasz syn. On już ma 12 lat więc więcej pojmuje niż kilkuletnie dzieci, ale mimo wszystko czy nie odczuł by tego jako jedną wielką farsę, kłamstwo w jego życiu. Takie życie bez ojca na codzień też nie jest ani łatwe, ani przyjemne bo przecież nie żyjemy na bezludnej wyspie i koledzy pytają "gdzie twój tata?". To wszystko jest trudne dla nas i dzieci - nasi małżonkowie tych problemów i konsekwencji nie odczuwają, bo nieraz empatii nie mają.
Rose proś św. Józefa o wsparcie w obszarach gdzie najbardziej brakuje męskiej ręki czy ramienia. I niech Bóg pomoże Ci w tym trudnym czasie.
Miłość nigdy nie dzieje się sama... potrzebna jest konkretna robota