Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Czester1656
Posty: 85
Rejestracja: 21 lip 2024, 13:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Czester1656 »

Falcon pisze: 21 lis 2024, 12:17 Dzięki Czester,
Cieszę się, że u Ciebie jest lepiej, że jesteś w stanie wytrwać i odnalazłeś spokój.
Choć chciałbym, żebyś tego problemu nie miał, to Cieszę się że ktoś w podobnej sytuacji podzielił się swoim doświadczeniem i opinią.
Boję się jej zostawić w spokoju, zrobiłem już to dwukrotnie. Raz podczas budowy domu, miałem dla rodziny mało czasu ze względu na obowiązki, zarzuciła mi brak zainteresowania nią, choć żyliśmy razem bez większych konfliktów, małżeństwo nie działało poprawnie ale działało.
Drugi raz podczas kryzysu, wyprowadziłem się do niemieszkalnej części domu aby się nie mijać i nie prowokować kłótni. Zarzuciła ucieczkę bez słowa.
W tej sytuacji mogę jedynie próbować egzystować z żona na jednej przestrzeni co jest trudne, tymbardziej że dałem się wmanewrować w dość nieciekawe położenie. Żyję i śpię na kanapie w salonie, do dyspozycji mam na prawdę niewiele. Wszelkie "porządki" i zasady funkcjonowania ustala żona. Przyjąłem rolę "pantoflarza".
Siłownia sport i sztuki walki to moja dziedzina, drugą jest majsterkowanie, potrafię zrobić niemal wszystko. Do tej pory (około roku) to mnie trzymało teraz psychika siadła.
Mam regres, pogorszenie stanu psychicznego i fizycznego spowodowany wg. moich odczuć pogłębieniem sie konfliktu i postępującym oddaleniem.
Listę Zerty próbuję zastosować lecz w moim przypadku musze być bardzo ostrożny a też z niektórymi punktami mam za swojej przyczyny duży problem.
Dziękuję za wsparcie i powodzenia.
Falcon jakbym czytał swoją historię. Ja mam jeszcze lepiej śpię na materacu w pokoju młodszego syna 😁 Jej oddałem nasz wspólny do niedawna pokój,też czasem mam wrażenie że jestem pantoflarzem. Nie chce eskalować, nie chce się z nią kłócić. Mamy 2 wspaniałych synów i to oni mnie teraz trzymaja dla nich jestem silny. Ja też z nią egzystuje. Czasem próbuje zapytać co u niej zainteresować się nią ale to nie ma teraz sensu bo tylko słyszę "co Cię to obchodzi". Dlatego stwierdziłem po co mam pytać. Potrafię już się z tego śmiać, nie robi to już na mnie wrażenia. Potrafię o tym rozmawiać bez większych emocji. Dzisiaj nawet jej napisałem, że już płakał i błagał o jej łaskę nie będę i że jak będzie nam chciała dać szansę to super, a jak nie to będziemy tak żyć ja teraz. Ona poznała znajomych, którzy nie mają rodziny, dzieci, takie wolne ptaki. Imponuje jej to i teraz zachlysnela się innym życiem, a ja byłem i jestem co by to nie zabrzmiało dosadnie zbędnym elementem. Mimo, że to ja wszystko utrzymuje bo ona nie pracuje i w większości ja się teraz zajmuje domem i dziećmi. Z domu nie uciekam, bo są dzieci a i mieszkanie jest na wspólny kredyt. Daje jej żyć jak chce, niech żyje, prawie o nic nie pytam. Jak przegina to jej to mówię i poczekam może kiedyś coś się zmieni.

Radzę Ci spróbuj tak, wiem że to ciężkie ale trzeba przejść żałobę i zacząć żyć sobą. Naprawdę dużo daje modlitwa i adoracja. Mi codziennie daje siłę do tego, żeby olewać to co ona robi. Poukładać sobie musisz to wszystko w głowie i zacząć ratować siebie. Na nią nie wplyniesz, nie ten etap mi się wydaje.
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Cześć,
głowę mam nabitą różnymi myślami.
Kolejny weekend minął a one są bardzo ciężkie, ze sobą rady sobie nie daję. W dzień jest ok, dzieciakami się zajmę, jakoś przetrwam od rana do wieczora. Niestety noce są bardzo ciężkie, mam wybudzenia, skoki ciśnienia, dziś spałem około 4 godzin.
Od żony dowiedziałem się wczoraj, że czuła się latami nieszczęśliwa w małżeństwie, że już nic nie czuje i nie kocha.
Chce trwać tak jak jest teraz nie myśląc o niczym, o dzieciach o przyszłości, codzienności. Całkowicie odcięła się emocjonalnie, wini mnie za wszystko a swoje zachowania wyparła, twierdzi że nie miały miejsca.
Dziś nad ranem też już nie spała, poszedłem, poprosiłem o próbę ratowania, odpowiedziała że nie chce i rozważa mediacie rozwodowe. Na pytanie o Boga i przysięgę, stwierdziła że nie ma to nic wspólnego, odpowiedziałem że ja modlę się nocami za nas, zostałem wyśmiany pod nosem. Poprosiłem o modlitwę. Powiedziałem że kocham, i trochę podstępem dałem buziaka w czoło powiedziałem "pa" i wyszedłem do pracy, nie dałem czasu na odpowiedź.
Wiem, że to wszystko sprzeczne z listą Zerty, ją boję się stosować i jestem prawie pewien, że w moim przypadku oddalimy się jeszcze bardziej, o ile to już nie jest ostateczne oddalenie.
Niestety z racji tego, że ona już nie chce mnie widzieć w swoim życiu, przynajmniej nie jako męża (powiedziała że jestem ojcem jej dzieci), w przypadku separacji lub rozwodu (wydaje mi się, że do niego dojrzewa) czeka nas mecząca walka o wszystko co wspólne.
Cieżko jest opuścić dzieci i miejsce które mozolnie latami dla nas budowałem i miałem nadzieję że to będzie ten azyl i miejsce na Ziemi ale siły już mi totalnie brak.
Zdałem sobie sprawę że nie doceniłem jej ona mnie zresztą też, gdzieś całkowicie się rozminęliśmy i ciągle mam nadzieję na cud.
Angelicfruitcake
Posty: 66
Rejestracja: 05 kwie 2024, 10:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Angelicfruitcake »

Falcon pisze: 25 lis 2024, 8:07 Cześć,
głowę mam nabitą różnymi myślami.
Kolejny weekend minął a one są bardzo ciężkie, ze sobą rady sobie nie daję. W dzień jest ok, dzieciakami się zajmę, jakoś przetrwam od rana do wieczora. Niestety noce są bardzo ciężkie, mam wybudzenia, skoki ciśnienia, dziś spałem około 4 godzin.
Od żony dowiedziałem się wczoraj, że czuła się latami nieszczęśliwa w małżeństwie, że już nic nie czuje i nie kocha.
Chce trwać tak jak jest teraz nie myśląc o niczym, o dzieciach o przyszłości, codzienności. Całkowicie odcięła się emocjonalnie, wini mnie za wszystko a swoje zachowania wyparła, twierdzi że nie miały miejsca.
Dziś nad ranem też już nie spała, poszedłem, poprosiłem o próbę ratowania, odpowiedziała że nie chce i rozważa mediacie rozwodowe. Na pytanie o Boga i przysięgę, stwierdziła że nie ma to nic wspólnego, odpowiedziałem że ja modlę się nocami za nas, zostałem wyśmiany pod nosem. Poprosiłem o modlitwę. Powiedziałem że kocham, i trochę podstępem dałem buziaka w czoło powiedziałem "pa" i wyszedłem do pracy, nie dałem czasu na odpowiedź.
Wiem, że to wszystko sprzeczne z listą Zerty, ją boję się stosować i jestem prawie pewien, że w moim przypadku oddalimy się jeszcze bardziej, o ile to już nie jest ostateczne oddalenie.
Niestety z racji tego, że ona już nie chce mnie widzieć w swoim życiu, przynajmniej nie jako męża (powiedziała że jestem ojcem jej dzieci), w przypadku separacji lub rozwodu (wydaje mi się, że do niego dojrzewa) czeka nas mecząca walka o wszystko co wspólne.
Cieżko jest opuścić dzieci i miejsce które mozolnie latami dla nas budowałem i miałem nadzieję że to będzie ten azyl i miejsce na Ziemi ale siły już mi totalnie brak.
Zdałem sobie sprawę że nie doceniłem jej ona mnie zresztą też, gdzieś całkowicie się rozminęliśmy i ciągle mam nadzieję na cud.
Chodzisz na terapię? Może czas podbudować siebie?
Może psychiatra i leki? Czytasz polecane tu lektury?
Ja mam podobną sytuację, tyle że to mój mąż jest w amoku i nie chce już niczego odbudowywać.
Mieszkamy ze sobą.
Ostatni rok to ja chodziłam, prosiłam, błagałam. Odbijałam się od ściany.
Aż którejś nocy podczas modlitwy różańcowej przyszedł spokój. I jestem pewna, że to Ktoś uleczył moje serce.
Wstałam z kolan. Nie proszę już i nie płaczę za mężem. Podejmuję własne decyzje (zawsze wszystko musiałam konsultować z nim), idę gdzie chcę, ubieram się w co chcę, odkryłam, że mam własne marzenia, plany, przekonania (mój mąż jako warunek pozostania w małżeństwie postawił moje odejście z Kościoła 😄)
Za chwilę będę szukać pracy (10 lat byłam w domu z dziećmi podczas gdy mąż wspinał się po szczeblach kariery), odkładam na samochód (bardzo lubię prowadzić). Odnajduję swoją wartość taka jaka jestem.
Wystarczyło jedno zdanie: "Panie Jezu, przepasz mnie i poślij tam gdzie nie chcę pójść" i potem poszło.
Wciąż jest ciężko ale PRZESTAŁAM przeglądać się w oczach mojego małżonka. Chrystus to Ten, na którego patrzę.
Mój mąż jest bardzo, bardzo chory. Ale ja już nie próbuję mu pomóc. On jeszcze nie jest na tym etapie.
A ja tak sobie ostatnio zdałam sprawę, że nawet nie chcę już niczego ratować. Chcę wzmocnić siebie, nie chcę żeby ktokolwiek na mnie krzyczał, czy żeby podważał moje zdanie. Mojego męża też już nie chcę takim jaki jest.
Mocno wdrożyłam Listę Zerty.
Też się bałam, że oddalimy się od siebie ale przecież my już teraz jesteśmy daleko.
Zajmij się sobą a żonę zostaw. Nikogo do miłości się zmusić nie da. A przecież nie chcesz, żeby była z Tobą z litości.
Nie pomożesz jej.
Nie wierz we wszystko co mówi.
Rób swoje.
Pan Bóg gdy zamyka drzwi, otwiera okno.
Trzymaj się mocno Jego. Trzymaj się Chrystusa.
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Cześć Angelicfruitcake,
byłem ostatnio u psychologa, niestety chyba nie trafiłem dobrze. Była to porada psychologiczna w jednym z ośrodków pomocy, Pani psycholog niezaangażowana jakby była tam za karę.
Do psychiatry a nawet lepiej, do szpitala psychiatrycznego z błahego powodu chciała mnie wysłać jedna z osób z rodziny żony, teraz też już to o sobie słyszałam, po paru miesiącach kryzysu. Co najlepsze, w chwili obecnej wszystkiego się wypiera.
Taki epizod potencjalnie mógłby być szkodliwy w moim życiu zawodowym.
Nie czytam polecanych lektur, słucham polecanych audiobooków. Mam odsłuchane min. Rozwinąć skrzydła ks Poloka (żona jest DDA) i parę nagrań audio ks. Dziewieckiego.

Na początku kryzysu żona powiedziała, że zmienia nasze życie, po prawie 4 latach zwolnień i urlopów wróciła do pracy, chciała kompletnie przemodelować nasze małżeństwo. Poczułem się oszukany, bo bardzo wiele dawałem z siebie do tego czasu: finanse, budowa domu, praca często ponad siły. Stopniowo rozluźnieniu ulegały więź uczuciowa - ciągłe spięcia i zamiatanie pod dywan, fizyczna - wyniosłem się na kanapę. Ona nie reagowała, nie było rozmowy. Mówiłem, że dłużej tak nie pociągnę, z żadnej ze stron nie było chęci naprawy a może sposobu na to. Wpadliśmy w koło wzajemnych oskarżeń, które trwało długo, ja teraz odpuściłem, ona nie.
Wytrzymałem tak trochę ponad pół roku, po kolejnych złośliwościach, głównie ze strony jej rodziny, w kłótni powiedziałem, że albo zaczniemy żyć normalnie albo się rozstańmy. Poszło i cały czas idzie w tą drugą stronę, żałuję tej rozmowy.

Nasze małżeństwo wygląda teraz jak przebywanie dwojga obcych ludzi pod jednym dachem, ona znosi to lepiej niż ja. Czasem mam wrażenie, że chciała to osiągnąć, być małżeństwem na jej zasadach. Nie godzę się na to wewnętrznie, nie takie mam wzorce. Ciężko mi się z tym pogodzić. To po prostu boli, to jak zostałem odsunięty. Jej rodzice żyją podobnie, teraz może lepiej niż my.

Nie chcę żeby była ze mną z litości ale z poprzednich 19 lat razem, w narzeczeństwie i małżeństwie zostały zgliszcza. Wg. niej ja jestem wszystkiemu winien, ona próbowała wcześniej a teraz już nie chce, nie wie czy chce. Przez całe małżeństwo nie zrobiłem nic wbrew niej, nie było przemocy, zdrady czy innych dużego kalibru. Zajmowałem się pracą, byłem cały czas zajęty.

Ja powoli się wypalam, szukam uspokojenia w modlitwie (różaniec w nocy), źle sypiam. Największy ból sprawia mi jej oziębłość, obojętność brak zaangażowania. Chyba zaczyna się depresja, są palpitacje, bardzo duża utrata wagi, nocne wybudzenia (długie), koszmary, uczucie zimna. Jej przy tym nie ma, jestem sam. Czasem z podobnym dystansem traktuje dzieci.

Czasem myślę, że może kogoś mieć, niekoniecznie fizycznie. Już nie mówi gdzie się wybiera, co robi, telefonów nie chce odbierać.
Jej telefon to teraz najpilniej strzeżona rzecz w domu. Każda próba rozmowy to nękanie. Jej w tym małżeństwie już nie ma, kiedyś to powiedziała, jestem tylko ojcem dzieci to też usłyszałem.

Wyprowadziłem się kiedyś do gospodarczej części domu, stwierdziła że nic się nie zmieniło. Coraz częściej mówi o rozstaniu.

Są jeszcze dzieciaki, z nimi spędzam coraz więcej czasu, one dają mi bliskość i chwilę radości, z młodszą spędziłem wczoraj cały dzień, może bez paru godzin.

Mam wrażenie, że to wszystko się kończy, pierwszej cięższej sytuacji życiowej nie będziemy w stanie pokonać. Ona żyje chwilą, o niczym nie chce rozmawiać.

Pozostaje żyć obok siebie, jeszcze nie wiem na jakich zasadach.
Bławatek
Posty: 2038
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Bławatek »

Falcon to co opisujesz o aktualnym swoim stanie fizycznym i psychicznym jest niepokojące. Miałam podobne objawy - prywatnie poszłam do psychiatry, który przepisał mi lekarstwa dzięki czemu stanęłam na nogi, uspokoiłam się, przesypiałam noce, jak i psychicznie mnie podniósł. Nie powodowały otępienia, jedynie pomagały zasnąć, a dzięki snu byłam wypoczęta. Jeśli się boisz, że ktoś zobaczy, że po taką pomoc pójdziesz to może do innego miasta pojedź. Bo może Ci się wydawać, że sam dasz radę, ale gdy twój organizm ciągle będzie niedospany, zmęczony, w napięciu, to możesz być mniej wydolny w pracy, za kierownicą, podczas zajmowania się dziećmi - dlatego może lepiej zadbać o polepszenie swojego stanu.

Gdy mój mąż odszedł to ja byłam na samym dnie rozpaczy, pozew dostałam 3 miesiące po jego wyprowadzce, dzień przed Dniem Matki a w nim zdanie które zabolało najbardziej - nie chce mieć uregulowanych kontaktów z synem. Dodatkowo 2 tygodnie po odejściu męża rozpoczęła się pandemia, wszyscy się pozamykali, izolacja totalna, a ja z tym ogromnym bólem. Wtedy miałam wszystkiego dosyć - nawet gdybym zachorowała na najgorszą odmianę covidu to mi było wszystko jedno. Gdy syn, który zawsze był wycofany, zaczął organizować dla mnie przedstawienia, skecze, gry, to mną wstrząsnęło i zaczęłam szukać pomocy w necie, potem gdy gabinety się pootwierały to też tam. Najpierw oczywiście wolałam do Boga "Dlaczego???". Wtedy chciałam powrotu męża za wszelką cenę, a teraz po prawie 5 latach od jego odejścia wiem, że nie chcę go takiego, więc dopóki nie zacznie żyć w prawdzie i umieć stworzyć zdrowe małżeństwo to się nie dogadamy. Żyję w pojedynkę, wychowuje syna i staram się być dobrym człowiekiem, żyjącym w zgodzie z Przykazaniami i sobą. Teraz mi nawet lepiej, niż jak z mężem funkcjonowałam na codzień bo z nim ciężko było ugrać jakiś kompromis, musiało być tak jak on chce. I tu moje pytanie - styl rodziny który chce żona jest tak bardzo szkodliwy, że tak się przed tym bronisz i stąd wasz kryzys?
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Cześć Bławatku,
Współczuję twojej sytuacji a twoje posty szczególnie cenię.
Dziś byłem u psychologa po raz kolejny. Mało wnosi ta pani, choć czasem uświadamia mi pewne rzeczy.
Muszę być przygotowany na najgorsze, zachowanie żony i jej obojętność w stosunku do naszego małżeństwa mogą być zwiastunem tego że będzie chciała rozwodu. Muszę mieć to w tyle głowy, żeby nie zostać na lodzie. Żona nie chce dołożyć żadnych starań aby spróbować to naprawić, zgodziła się na terapię choć niechętnie.
Wprost powiedziała że nic po niej nie oczekuje.
Życie w naszym domu psycholog określiła trochę polem minowym i rozumie, że może być ciężko i dla mnie nie do zaakceptowania.
W przypadku żony właśnie tylko rozwód wchodzi w grę, separacja to rozwod "bez papieru".
To co mamy obecnie właśnie separacją jest, całkowity brak więzi duchowej, fizycznej i chorą więź gospodarczą. Ja ma ciagle nadzieję że będzie to odwracalne, z jej strony brak jest jakichkolwiek deklaracji.
Wycofała się emocjonalnie, wypomina że przeze mnie, wyeliminowała wieź fizyczną i stale jej odmawia. Bliskości fizycznej nie ma juz prawie rok. Ja pogrążyłem wieź gospodarczą, w chwili największego konfliktu cofnąłem jej pełnomocnictwo do mojego konta. Po ludzku bałem się że mi je wyczyści i sama odetnie od swojego. Co później też uczyniła, obecnie mamy oddzielne.
Jest w niej dużo gniewu, winą za wszystko obarcza mnie, swoje zachowania bagatelizuje lub wypiera, twierdząc że nie miały miejsca lub ich nie pamięta.
Moim zdaniem wtedy była w amoku, teraz to już niechęć i wycofanie lub przygotowanie do końca.
Nie rozumie co to odpowiedzialność za małżeństwo, nie chce wybaczyć i budować.
Chce żyć oddzielnie pod jednym dachem i razem wychowywać dzieci. Nie wie czy kiedykolwiek będzie chciała życ na stopie przyjacielskiej i damsko-męskiej.
Moim zdaniem taka postawa i parę bardzo przykrych zachowań to wystarczające przesłanki do separacji, na razie trwam i godzę sie z tym ale jest ciężko. Taki teraz jest jej styl rodziny.

Spróbuję dziś po raz pierwszy z ziołowymi preparatami na wyciszenie, może noc będzie lepsza.
Bławatek
Posty: 2038
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Bławatek »

Falcon zadbaj o siebie, o swoje dobro, fizyczne i psychiczne zdrowie. Wiem, że teraz jest dla ciebie niepojęte takie życie w nie byciu razem pod wspólnym dachem, ze to nie ma sensu, ale to jest zawsze szansa, że jak żona zmieni zdanie to wam łatwiej będzie zacząć od nowa niż jak będziecie mieszkać osobno. A poza tym gdy zadbasz o siebie, zaczniesz się zmieniać na lepsze to byc może żona to dostrzeże i twoja zmiana pomoże jej co nieco zrozumieć i też się zmienić.

Dobrze że zadbałeś o finanse bo nigdy nie wiadomo co żonie by przyszło do głowy. Mój mąż przed odejściem (a planował to kilka miesięcy) bardzo zadbał o siebie moimi pieniędzmi - pod pretekstem, że musi w pracy się prezentować pojechaliśmy na zakupy by mu kupić nowe spodnie, koszule, marynarkę. A ponieważ żyliśmy od wypłaty do wypłaty, przy czym w różnych terminach mieliśmy, to ten co akurat był po wypłacie "finansował " różne wydatki więc akurat wypadło na mnie, a potem mój mąż odszedł więc zostałam z niczym. A po czasie dowiedziałam się, że mąż mnie oszukiwał ile rzeczywiście zarabia, więc wyszło że latami odkładał na boku pokaźna sumę mi twierdząc, że nigdy pieniędzy nie ma. Mam nauczkę na lata. W finansach trzeba być uważnym i ostrożnym, bo najbliżsi też mogą wykorzystać nas.
A.zelia
Posty: 251
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: A.zelia »

1. Jeżeli żona aspiruje do wysokiego poziomu życia to sama powinna poszukać lepszej pracy, a nie tylko wymagać od Ciebie
2. Jeżeli nie macie rozdzielności to pieniądze zarobione w małżeństwie są wspólne. Nieważne kto zarabia więcej i nieważne, że 3/4 Ty
3. Deklaracji o robieniu mniej w domu z chwilą rozpoczęcia pracy akurat się nie dziwię- nie ma już do dyspozycji całego dnia i z tą chwilą obowiązki w domu powinny być rozdzielone między Was dwoje. Jak więcej pracujesz zawodowo to nie po równo, ale jednak między Was dwoje
4. Akcjectypu siniaki, przytrzaskiwanie rąk szufladami i kłótnie dobrze nagrać i zrobić obdukcję.
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Cześć,
nie pisałem znów jakiś czas.
Zacząłem korzystać z pomocy psychologiczno-prawnej. Znalazłem świecki ośrodek gdzie mogę umawiać się na wizyty, będę to robił.
Miałem jedną poradę prawną i trzy psychologiczne.

Wnioski z nich niestety nie są najlepsze.
Obie panie doradziły, żebym przygotował się na najgorsze.
Doradzały spokój i czujność i zadbanie przede wszystkim o interes swój i dzieci.

Opowiedziałem o zachowaniach żony i szczególnie pani prawnik wskazała, że z jej praktyki działania żony to przygotowanie do rozwodu.
Odmawianie przede wszystkim więzi emocjonalnej (traktuje mnie gorzej niż powietrze), fizycznej, są tarcia i nieangażowanie się gospodarcze, gra dzieciakami, próby ich jak największego oddalenia ode mnie, stawiania nas w opozycji do siebie to działania, które już nie raz widziała. Powiedziała, że nie ja pierwszy i że mężczyźni generalnie walczą i budzą się po fakcie. Kobieta ma już dawno ułożony plan i konsekwentnie go realizuje.

Pani psycholog pytała o rodziny w jakich się wychowywaliśmy i jej zdaniem albo dąży i chce siłą narzucić swój model albo dąży do rozwodu, zasugerowała, że większość ludzi ma jednak potrzebę budowania relacji, bliskości. Padło pytanie czy na pewno nie ma osoby trzeciej. Sugerowała obserwować, powiedziała, że sam nic nie naprawię, trzeba dwojga.

W moim przypadku osobą trzecią albo będzie to jej matka (silna więź emocjonalna, codzienne telefony, wizyty u niej 2 do 3 razy w tygodniu), dla mnie to niezrozumiałe, albo faktycznie kogoś ma w co nie mogę uwierzyć ale choćby jej telefon to najpilniej strzeżona rzecz w domu. Może mnie nieustannie nagrywać lub faktycznie jest tam coś o czym nie chce mi powiedzieć.
Żona oznajmiła, że będzie rozmawiać ze swoimi prawnikami i wtedy porozmawiamy my, w chwili obecnej zamieniamy parę zdań w tygodniu (są dni że jest to tylko "cześć") chyba że ja zapytam co z naszą rodziną i nami, wtedy zwykle słyszę, że nic się nie zmieniło i "nie wie" i "nie wie kiedy będzie wiedzieć".

Jest jeszcze sprawa mojego bycia w tym wszystkim i miejsca dla siebie. W opcji minimum chciałem sobie kupić normalne łóżko i postawić w salonie, w większej opcji, zrobić w domu parę przeróbek i zainstalować na poddaszu wc, wodę, jakiś zlew i ogrzewanie. Miałbym niezależny lokal, dzieci mogłyby przychodzić, standard byłby dużo mniejszy ale znośny.

Na obie opcje nie ma zgody, jest stwierdzenie że jeżeli tak zrobię to będzie przez nią odebrane jako dążenie do rozwodu i ona tak to potraktuje. Pytam, to co w takim razie, odpowiedź jest że "nic", co zrobi żeby naprawić małżeństwo "zacznij od siebie, ty naprawiaj".

Odsuwanie mnie zaczęło się w październiku, ostra faza jest od maja. Dla niektórych wystarczy krótszy okres, żeby zakończyć związek (w moim przypadku separacją) i waham się bardzo. Z jednej strony przysięga i dzieci, z drugiej koniec tego chorego zawieszenia i paradoksalnie też dzieci - bo widzą jak matka traktuje ojca, moja rodzina nie widziała dzieci od maja, dla jej rodziny jestem wrogiem i tym najgorszym, którego najchętniej by się pozbyli.

Ta sytuacja otworzyła mi też oczy na postrzeganie wiary przez żonę i jej rodzinę. Praktykują bardzo mocno, zamawiają wiele mszy za zmarłych (swoich), za nasze dziecko nie zamówili nigdy, namawiają na rozwód. Żona powiedziała, że przysięga małżeńska nie jest czymś co rozwód wyklucza, to nie ma nic wspólnego. Mam nie mieszać dzieci, jej rodziny i Boga do naszego konfliktu.

Ciężkie jest takie życie, w nawiasie obie panie od porad powiedziały, że jestem otwartą księgą, powinienem bardziej się zamknąć i być stanowczy, niestety jakikolwiek większy sprzeciw wobec żony to kłótnia a ja nie chcąc eskalować, być może wdać się w szarpaninę odpuszczam i koło się zamyka.
Niesakramentalny3
Posty: 290
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Niesakramentalny3 »

Cześć Falcon,

Co u Ciebie? jak przeżyłeś święta i Nowy Rok?

Wybrałem kilka zdań poniżej...
Falcon pisze: 10 gru 2024, 8:25 albo faktycznie kogoś ma w co nie mogę uwierzyć ale choćby jej telefon to najpilniej strzeżona rzecz w domu
Pilnie strzeżony telefon przewija się w bardzo wielu wątkach... (moja bcż chowała go nawet pod poduszkę zasypiając... - okazało się, że nie bez powodu)
Falcon pisze: 10 gru 2024, 8:25 chyba że ja zapytam co z naszą rodziną i nami, wtedy zwykle słyszę, że nic się nie zmieniło i "nie wie" i "nie wie kiedy będzie wiedzieć".
A lista Zerty? Nie pytaj się o przyszłość i "co z nami będzie" - to nie ten czas.
Falcon pisze: 10 gru 2024, 8:25 (...) W opcji minimum chciałem sobie kupić normalne łóżko i postawić w salonie, w większej opcji, zrobić w domu parę przeróbek i zainstalować na poddaszu wc, wodę, jakiś zlew i ogrzewanie. Miałbym niezależny lokal ... (...)
Na obie opcje nie ma zgody, jest stwierdzenie że jeżeli tak zrobię to będzie przez nią odebrane jako dążenie do rozwodu i ona tak to potraktuje.
Ale to jest szantaż w jawnej opcji. Czyli gdzie teraz śpisz? Jak to wygląda?
Falcon pisze: 10 gru 2024, 8:25 (...) moja rodzina nie widziała dzieci od maja (...)
Tego to już zupełnie nie rozumiem. Chcesz jechać z córkami do babci to wsiadasz w samochód (czy tam w co wygodniej) i jedziecie. Masz w ogóle jakąkolwiek decyzyjność jeszcze?

Falcon pisze: 10 gru 2024, 8:25 Ciężkie jest takie życie, w nawiasie obie panie od porad powiedziały, że jestem otwartą księgą, powinienem bardziej się zamknąć i być stanowczy, niestety jakikolwiek większy sprzeciw wobec żony to kłótnia a ja nie chcąc eskalować, być może wdać się w szarpaninę odpuszczam i koło się zamyka.
Ależ nie trzeba się kłócić, aby bym stanowczym i podejmować jakieś (nawet niewygodne dla niej) decyzje.
Zawalcz o siebie i dzieci... bo póki co, wygląda na to, że zgadzasz się na wszystko jak leci...
Bławatek
Posty: 2038
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Bławatek »

Falcon jeśli dom budowaliście w małżeństwie i głównie z twoich wypłat to ja nie rozumiem dlaczego nie masz prawa wg żony tam żyć jak człowiek. Każdy prawnik ci powie, że masz prawo tam żyć i funkcjonować. Nie daj się w tej kwestii żonie.

I tak samo - dlaczego nie zabierzesz dzieci i do swojej rodziny z nimi nie pojedziesz? To nie są niemowlaki, które potrzebują matki non stop. Moi teście nie są idealni ale nigdy nie zabraniałam mężowi by syna do nich zabierał, a w momentach gdy mąż olewał kontakty z synem to sama nieraz syna do teściów na chwilę zawoziłam - dzieci potrzebują mieć kontak zarówno z rodzicami jak i dziadkami.
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Cześć Bławatku i Niesakramentalny.
Postaram się odpowiedzieć zbiorczo. Piszę z telefonu.
Święta- spedzilismy wigilię razem, opłatek ograniczył się do "wesołych świąt" było poprawnie, dla dzieci. Wzajemnych prezentów nie zrobiliśmy sobie, dwa kolejne dni spedzilismy oddzielnie. W drugi zabrała dzieci i pojechała do rodziny.
Po nowym roku w końcu zabrałem dzieci do swoich rodziców, nawet je spakowała. Jedzie się tam 4 godziny, dzieci zachowywały się super w drodze. Na miejscu też. Bardzo się cieszyły że w końcu zobaczyły dziadków. Niestety moja mama zobaczyła szczególnie u starszej córki niepokojące zmiany w zachowaniu. Bardzo nasza sytuacja na nią wpływa, zamyka się w sobie, jest drażliwa obrażalska, dużo siedzi w telefonie. Dzieci na mnie nie buntuje ale często stawia w sytuacji aby wybierały pomiędzy nami. Spędziłem u rodziców parę dni.

Śpię na nieogrzewanym poddaszu gdzie mam zimno i daleko od wszelakich udogodnień lub w salonie na kanapie w samym centrum na widelcu. W tym temacie podziało się więcej bo chciałem przemeblować salon i w najbardziej zacisznym kącie kupić i postawić łóżko. Poprosiłem o zabranie jej rzeczy oraz pomoc w przesunięciu bardzo ciężkiego mebla z litego dębu. Odmówiła, powiedziałem że w takim razie poproszę znajomego o pomoc. Zagroziła że gdy ktokolwiek ze znajomych wejdzie do domu i ruszy jej rzeczy to ona wzywa policję. Cały czas staram się ją przekonać, że potrzebuję miejsca dla siebie. W moim małżeństwie jest jeszcze jeden problem, gromadzenie rzeczy, żona ma ich bardzo dużo, w różnych miejscach domu. Te rzeczy Czasem leżą w nieładzie, ciężko nad tym zapanować. Sypialnia, którą żona zajmuje czasem wygląda jak pobojowisko, czasem jest tam tylko bałagan. To i brak bliskości, nawet tej emocjonalnej, moje problemy ze snem wykluczają spanie tam a ona by tego chciała.

Telefon– każda próba zbliżenia się do niego powoduje jej nerwowość. Coś może być na rzeczy, niekoniecznie zdrada, wiem że przeglądała poradniki rozwodowe, grupy o alimentach itd. Nie wiem co jeszcze, bo to co wiem to kwestia przypadku.

Zona nie chce rozwodu, powiedziała że separacja prawna to dla niej też rozwód. Stan separacji faktycznej jej pasuje. Obserwuję i widzę, że siłą chce narzucić swoje warunki. Każda rozmowa, czy o małżeństwie, czy o przemeblowaniu, zajęciu przeze mnie choćby dodatkowej półki albo uprzątnięciu czegokolwiek co jest jej to "atak, nacisk, szantaż lub straszenie". Nasze rozmowy ograniczają się do " Odbierz dziś dzieci, podgrzej zupę, wrócę dziś późno, zabieram dzieci np do sklepu, wyślę ci opłaty itp". Gdy wychodzą poza te ramy to jest kłótnia.

Poszliśmy na terapię, do ostatniego dnia nie wiedziałem czy żona przyjdzie, nie chciala się określić. Pani psycholog bardzo kompetentna, po paru rozmowach i testach indywidualnych moim zdaniem dobrze nas zdiagnozowała. O szczegółach nie napiszę oprócz tego, że w moim odczuciu żona nie chce współpracować, jest sceptyczna.

Decyzyjność– zawsze była wspólna, czasem w sprawach nieistotnych po jednej lub drugiej stronie.
Choć kiedyś dla świętego spokoju dużo odpuszczałem.
Co ją teraz ogranicza macie napisane powyżej.

Ciężko jest zrobić cokolwiek bez konfliktu, odcięła się i okopała całkowicie, każda zmiana jest "atakiem na nią" łącznie z ewentualnym pozwem o separację.
Falcon
Posty: 16
Rejestracja: 28 wrz 2024, 16:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Falcon »

Wiele też usłyszałem i przemyślałem. Obecne jest ciągłe obwinianie mnie o wszystko. Szczególnie o to że zagroziłem rozwodem na początku zeszłego roku. Już wtedy nie mialem prawa do swojego zdania, żyliśmy w oddaleniu, spałem na kanapie. Też musiałem znosić złe zachowania jej rodziców, kąśliwe uwagi teścia, mądrości i rady teściowej. Żona nigdy nie interweniowała a ja nie miałem wszystko puszczać mimo uszu. To co zrobiłem nie było przemyślane i w nerwach, po kolejnych spięciach z nimi. Teraz z jej rodziną, całą, kontaktu juz nie mam.
Za swoje zachowanie przeprosiłem i je wytłumaczyłem. Usłyszałem że to nie wystarczy, że zawsze mam jakieś "ale", że zawsze stawiam jakieś warunki i dlatego nie będzie ze mną rozmawiać.

Niesakramentalny, to ja od żony non stop słyszę że ją szantażuję i straszę a jedyne co robię to staram się jej przekazać, że obecnego stanu nie toleruję i że chciałbym powrotu do normalnego życia lub przejścia w separację prawną, z poszanowaniem moich praw.
Bławatek
Posty: 2038
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Trudne małżeństwo w głębokim kryzysie

Post autor: Bławatek »

Falcon często ludzie są pod czyjąś kontrolą, prowadzeniem, są przez innych nakręcani do działania i często wtedy żadne argumenty do nich nie docierają. Wiem.jak to boli, bo mój mąż był zatwardzialy w swoim dążeniu do wolności. Byłam winna wszystkiemu i oskarżana przez niego non stop. Do takich osób nic nie dociera.

Najważniejsze teraz byś znalazł sposób na zadbanie o siebie, by nie dać się żonie poniżać. Bo dlaczego nie możesz normalnie funkcjonować w domu który budowałeś. Warto znaleźć argumenty i na spokojnie je wdrażać w życie. A opór żony być może jeszcze bardzo długo będzie. To jej działka do przepracowania. Ty nie masz na to wpływu.
ODPOWIEDZ