Nie będę zakładał nowego wątku, swoje uwagi dotyczące Twoich postów Marylko będę umieszczał tutaj. Będę musiał podzielić to na wiele postów, bowiem wrzucenie wszystkiego jednocześnie byłoby zwyczajnie niemożliwe ani do strawienia, ani do napisania.
Zacznę humorystycznie:
marylka pisze:
marylka pisze:
Pavel pisze:
Jeśli chodzi o Twoją epopeję dotyczącą mężczyzn, skomentuję ją tylko tak:
Dla mnie bardziej wartościowy komentarz byłby gdybyś napisał
A ja mężczyzn postrzegam tak:
i coś napisał jak Ty to widzisz. Wtedy czytelnicy mieliby jakieś porównanie i mogliby jakieś wnioski wysunąć.
Bo po
to niewiele...
Pavel pisze:
Marylko, z przyjemnością przyjmuję zaproszenie do szerszego skomentowania tamtego oraz wielu innych Twoich postów.
Tyle, że nie tutaj - to wątek Niesfornej. Stworzę nowy, dedykowany Tobie wątek i szczegółowo odpiszę na wszystko o czym pamiętam a jeszcze się nie odniosłem.
Na początek jednak skończę pracę, mam nadzieję, że do tego czasu i początkowy szok mi minie
Wiesz Pavel - proponuję, żebyś jeszcze raz przeczytał to, co Ci napisałam. I upewnił się, czy na pewno takie zaproszenie Ci wysłałam.
Oczywiście......jak Ci ten szok już minie
Marylko, użyję Twego cytatu:
marylka pisze:Oczywiście ja celowo przekoloryzowuję
, po prostu średnio stałem z czasem, a mam do Ciebie sporo zaległych spraw, w międzyczasie pojawiło się również niemało nowych.
Przyznam, że po Twoich ostatnich postach mój szok nie dość, że nie minął to jeszcze się powiększył. Również mając na uwadze Twój wczorajszy post, do którego fragmentów odniosę się dziś.
marylka pisze:Ta SIŁA KOBIETY o której pisałam, to lepiej by nazwać - RESZTKA SIŁ KOBIETY
kiedy kobieta mówi mężowi
"STOP! Nie będziesz mnie bił, nie bedziesz pił, będziesz swoje nałogi uprawiał NIE na oczach moich i dzieci. Czekałam i myślałam, że coś dotrze do Ciebie. Teraz przegiąłeś."
I chciałam zapytać - tak do Was panowie...bo głównie to Wasze oburzenie było....KTO tak miał?
Kto to usłyszał/przeżył?
marylka pisze:I bardzo często słyszę - dzisiaj jestem TAKI dzięki ŻONIE. Gdyby ona wtedy mi nie powiedziała STOP - może by mnie tu nie było. Nałóg to śmiertelna choroba. I nie byłbym też człowiekiem. To ŻONA mnie obudziła...chociaż wtedy ja tego tak nie widziałem. Bo byłem zły, że chce mi przerwać styl życia, który mi WYDAWAŁ SIĘ super
marylka pisze:I wiecie czym mnie tacy faceci ujeli? Najbardziej tym, że właśnie umieli piwiedzieć, że TAK. TACY byli mężczyźni jak opisywałam wyżej. W mniejszym lub większym stopniu. I nie obrażali się i nie oburzali, że nic o mężczyznach nie wiem. I że bzdury wyssane z palca piszę i że mnie fantazja ponosi. Potrafili wymienić co najmniej kilka zaniedbań, z których ja opisałam - najczęściej pojawiające się przewinienia mężów względem żon. Nałóg, pornografia, przemoc,praca, wyautowanie z życia rodzinnego
Powiem więcej - są żonom wdzięczni! No ale...to wyższa szkoła jazdy.
Wydaje mi się, że osiągnięcie poziomu wyższej szkoły jazdy w Twoim rozumieniu jest dla mnie nieosiągalne. Na swoje szczęście dążenie do świętości pojmuję nieco inaczej
Byłem pogubiony i “popaprany” w swoim życiu, nie wstydzę się o tym aktualnie ani pisać, ani mówić publicznie, nawet o pogubieniu dotyczącym sfery seksualnej. Miałem i mam wady, nie byłem ani nie jestem ideałem. Nie byłem idealnym mężem - księciem na białym rumaku.
Nie byłem jednocześnie taki zły, zwłaszcza na dzisiejsze standardy. Żona nawet w kryzysie mówiła, że byłem dobrym ojcem, mężem też byłem dobrym, ale “nie było tego czegoś”, magicznego czynnika X.
Brak Boga, wiedzy, bagaż z domów rodzinnych, kompletnie źle przeżyte narzeczeństwo, pogubienie w sferze seksualnej.
Nie jestem jednak Marylko żonie wdzięczny za to co mi zafundowała.
Potrafiłem jej przebaczyć, że mnie zdradzała, okłamywała, lekką ręką chciała przekreślić małżeństwo i rodzinę dla kowalskiego o którego nawet nie potrafię być zazdrosny, tak kiepski był to wybór (niedawno się dowiedziałem, w końcu, od żony i z jej inicjatywy - fajnie, że w końcu postanowiła zrzucić z siebie ten ciężar, noszenie go było pewnie bardzo wykańczające).
Przebaczyć - dzięki Bogu - tak. Być za to wdzięcznym - w mojej ocenie absurdalne.
Nie obudziłem się dzięki niej.
Nie zmieniłem się dzięki żonie.
To zasługa Boga, że nigdy nie opuścił mnie, grzesznika, który postanowił w swoim życiu “ulepszać” jego przykazania i nauki.
To zasługa Boga, któremu dziękuję, że w najtrudniejszym czasie mojego życia postawił na mojej drodze właściwych ludzi (głównie z tego forum) oraz instrumenty do przetrwania/zmian.
To zasługa Boga, który dał mi wystarczająco dużo pokory bym przyjrzał się sobie, wziął odpowiedzialność za własne błędy i rozpoczął szeroko pojętą pracę nad sobą.
To zasługa Boga, który dał mi siłę i cierpliwość, pomagał mi się podnieść po każdym moim upadku, podtrzymywał nadzieję i sprawił, że w emocjach które mną targały nie zwariowałem ani nie zrobiłem sobie krzywdy.
To zasługa Boga, który mimo deptania przez żonę mnie, mojej godności, męskości, dumy, namacalnej nienawiści z jej strony, nieustannych kłamstw - trzymał mnie na powierzchni, wlewał miłość do żony, nadzieję i chęć walki o uratowanie małżeństwa, chociaż “po ludzku” nie pownienem chcieć mieć z nią nic do czynienia.
To Bóg sprawił, że nie dość, że jej nie znienawidziłem, to jeszcze zacząłem się uczyć ją kochać innej jakości miłością. Dojrzalszą, bardziej wyrozumiałą, empatyczną, mniej interesowną.
Dziękuję Bogu za ten czas kryzysu, bo pomimo wielkiego zła i bólu których doświadczyłem, otrzymałem (ja i moja rodzina) szansę na zupełnie inne, dużo lepsze życie. Nawet gdyby żona nie wróciła, moje życie byłoby dużo lepsze niż przed kryzysem.
Ale wróciła, i w tym miejscu podziękuję żonie za to za co faktycznie pownienem.
Żonie dziękuję za to, że potrafiła wrócić, przyznać się do błędu i starać się być jak najlepszą żoną.
Za to, że mimo wszystkich zranień których doświadczyła w życiu się nie poddała.
Za to, że się po powrocie stara budować , tak jak potrafi najlepiej.
Za to, że się otworzyła i odważyła zawalczyć o szczęście.
Za to, że pracuje nad sobą.
Za to, że urodziła mi trójkę cudownych dzieci i stara się być jak najlepszą matką.
I za to, że wytrzymywała i wytrzymuje ze mną
Oczywiście lista jest dłuższa
Jak widzisz Marylko, ja nie oczekuję od żony, by mi dziękowała. Bo wiem, że to załuga przede wszystkim Boga, nie moja.
Ja po prostu wreszcie postanowiłem przestać mu przeszkadzać i robić po swojemu.
Na koniec mam dwa pytania. Czy Ty podziękowałaś mężowi za to, że dzięki jego zdradzie zaczęłaś nad sobą pracować i zmieniać swoje życie?
Czy jesteś mu za to wdzięczna?
Ciąg dalszy nastąpi...
P.S. Skomentuję jeszcze ponownie to, już od innej strony:
marylka pisze:I bardzo często słyszę - dzisiaj jestem TAKI dzięki ŻONIE. Gdyby ona wtedy mi nie powiedziała STOP - może by mnie tu nie było. Nałóg to śmiertelna choroba. I nie byłbym też człowiekiem. To ŻONA mnie obudziła...chociaż wtedy ja tego tak nie widziałem. Bo byłem zły, że chce mi przerwać styl życia, który mi WYDAWAŁ SIĘ super
Byłem uzależniony od gry na telefonie. Wtedy gdy grałem nie widziałem tego jako uzależnienia.
Z pewnością był to jeden w istotniejszych czynników prowadzących do wybuchu kryzysu. Na początku bytności na forum strasznie się za to ubiczowałem. Kryzys i praca nad sobą zaowocowały nieco innym spojrzeniem na kwestię mego grania w tą grę.
Była ona moją ucieczką. Mało to męskie - uciekanie, ale tak było. Moja reakcja była oczywiście niewłaściwa, niedojrzała i jasno ukazywała moją słabość jako mężczyzny, ale warto szerzej wspomnieć dlaczego i od czego uciekałem.
Uciekałem w świat wirtualny przed brakiem bliskości ze strony żony. To było żałosne, ale znieczulenie.
Uciekałem przed nagminną niekonstruktywną krytyką, brakiem docenienia (tego ze strony żony nie było wcale), nie czułem się jej potrzebny. W grze byłem doceniany, czułem się potrzebny i byłem głową "rodziny", tam się ze mną liczono. Tego w domu nie czułem zupełnie. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to żałosne wręcz, ale po prostu tak wielkie miałem deficyty swoich podstawowych męskich potrzeb w małżeństwie, że wolałem siedzieć w wirtualnym świecie i dostawać te godne pożałowania imitacje za wirtualną działalność.
Nie jest to forma usprawiedliwienia oczywiście. Chciałbym tylko pokazać, że ta ucieczka od rzeczywistego świata była skutkiem czegoś, a nie tylko przyczyną kryzysu. Skutkiem nie tylko moich deficytów i niedojrzałości, ale i zachowania żony względem mnie, jako męża.
Oczywiście teraz rozumiem również, jak drażniło i bolało ją moje granie.
MareS 1 czerwca wrzucił tu filmik, myślę że wpasowuje się on w to co napisałem.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk