Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

Gotowana żaba
Posty: 36
Rejestracja: 10 mar 2025, 13:23
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Gotowana żaba »

Solaris pisze: 03 lis 2025, 20:28 Cierpię Żabo. Bardzo. Cierpię tak mocno, ze zrobiłam z siebie straszną osobę, wiem o tym. Jestem coraz gorsza dla siebie i dla innych. Jestem jak dynamit, wystarczy podpalić i jest jazda. Jak tak teraz o tym pomyślałam, to potrafię zrobić dramę z byle czego. Kiedyś by mnie cos nie obeszło nawet, teraz afera. Jestem strasznie niecierpliwa i rozdrażniona.
Nie jestem w ogóle zdziwiona tym co piszesz, w gruncie rzeczy dla mnie to całkiem naturalne przez co teraz przechodzisz.

Mi pomogła świadomość pewnych zależności. Gdy byłam zmęczona dziećmi, praca, ciągłym byciem głównym rodzicem, ucieczkami męża od problemow, napięta sytuacja w domu (moja terapeutka twierdzi że nadal trwa w nim stan wojny), odreagowywaniem kryzysu małżeńskiego przez dzieci, byłam wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. Dodatkowo bezsenność i analiza w głowie tysiąca sytuacji co mogłam zrobić, a czego nie zrobiłam, a jakby było gdyby, doprowadzała mnie do jakiegoś błędnego koła. To wszystko doprowadziło do mojego kryzysu wewnętrznego i załamania. I wtedy właśnie, w tym okresie, najmniejsza rzecz wyprowadzała mnie z równowagi w sekundę. Dlaczego? Ponieważ nie mialam już żadnych zasobów z których mogłabym czerpać. Nic nie zostało.

Gdy jesteśmy w głębokim kryzysie, nasz organizm wpada w tryb "walcz i uciekaj" albo "broń się". Długo tak nie da się pociągnąć. To coś jak stan permanentnego stresu, tylko w przypadku stresujących sytuacji, po ich rozwiązaniu, poziom stresu naturalnie opada. W przypadku takich kryzysów ten poziom nie opada bo problemy tylko się pietrza a rozwiązań brak. Więc ten poziom stresu się nie resetuje.
W końcu mój organizm się wyczerpał. To naturalna konsekwencją takiego stresu. Mi siadło zdrowie. Bo nie dałam rady jeść z tych nerwów.

Mi pomogło jak w końcu przestałam się katować i odpuściłam. Pozwoliłam swojemu mężowi robić to, co chce. Przestałam brać odpowiedzialność za jego zachowanie. I zaczęłam zastanawiać się nad tym, co teraz JA zrobię, w odpowiedzi na to wszystko. Pozwoliłam również wybaczyć sobie, że w tamtym czasie nie potrafiłam inaczej reagować i się zachowywać. Nie jestem z tego dumna.

Czuje teraz pustkę, żal za tym, co mogłoby być, ale też w końcu spokój. Pozwoliłam mężowi robić co chce. I teraz patrzę, jak te zachowania na mnie wpływają. Dlaczego się denerwuje. Co mi przeszkadza. Czego się boje.
Odłożyłam również w czasie wszystkie "wielkie decyzje" na czas, gdy osiągnę względny spokój i dotrę do miejsca, w którym będę wiedziała czego potrzebuje, ile mogę znieść i ile dam radę poświęcić by trwać w małżeństwie zgodnie z tym co przysięgałam.
Na razie nie jest to dobry czas na decyzje dla mnie.

Być może moja historia będzie przestrogą dla ciebie, bo ja nie zadbałam o siebie na czas i mój organizm powiedział w końcu stop.
Solaris
Posty: 99
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Solaris »

Moj organizm niestety juz zaczyna wysiadać. Też nie mogę jeść, i juz mam anemię. Dawno nie mialam tak slabych wyników. Nawet w ciazy nie mialam anemii. Czekam na inne wyniki badań. Żyję w ciągłym stresie, no moja historia jest kopią Twojej.

Ja juz przestałam prosic męża aby wrócił na jakieś tory. Chodzi gdzie chce, do kogo chce, wraca kiedy chce, i ma masę tajemnic, które odkrywam albo i nie. Zgodnie z tym, czego juz sie tu nauczylam- nie zmienię go. To on sam musi pracować nad sobą, jeśli tylko zechce. Czy chce-tego nie wiem. Depresja nie pomaga, ale tez mam wątpliwości czy w ogole leki bierze.

Ja mogę sobie pomoc w jeden sposób- stając na nogi. Na własne nogi. Nie wiem tylko jak. Moze ta separacja dałaby mu do myślenia, a mnie zapewnila chwilę świętego spokoju. Obawiam sie jednak, ze to juz będzie decyzja ostateczna, bo ucierpi jego duma. I nie będzie odwrotu.

Bolesne jest, ze zostałam sama, bo oczekiwałam od tych, do których zwracałam sie o pomoc jakiejkolwiek reakcji. To sa fachowcy, nie osoby przypadkowe- które mnie zapewnialy i o modlitwie i o możliwości takiego wygadania sie, bo tego mi akurat było potrzeba. Mialam walić jak w dym, a jak potrzebowalam, to odbiłam sie od ściany. No trudno, musze poradzić sobie sama.

Ściskam i przytulam Ciebie, podziwiam za te siłę. I za każde zdanie dziękuję.
Solaris
Posty: 99
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Solaris »

Po lekturze wielu wątków na forum powiedziałbym, że można się było tego spodziewać.
Wiesz, ja wiedziałam za kogo wychodzę za mąż, zdawałam sobie sprawę z trudnego dzieciństwa narzeczonego, to sie tez działo na moich oczach. Przez wiele lat byl totalnym przeciwieństwem swojego ojca, wzorowym, czułym i kochającym mężem. On zawsze powtarzał, ze nie chce byc taki, jak jego stary. I niestety- dokladnie taki sie stał.

Brałam pod uwagę, ze pewne rzeczy mogą sie odbić czkawką, ale ze cos takiego przytrafi sie akurat nam? Byliśmy taką wzorcową parą przez tyle lat. Jak sie dowiedziałam o Kowalskiej, nie mogłam uwierzyć, pomimo dowodów czarno na białym. Dlaczego mój mąż poszedł droga, od której chciał uciec przez całe życie? Nie wiem. Jak patrzę na los teściowej, to raczej nie mam szans na to, ze mąż sie nawróci. Ona sie rozwiodła i żyje sama. A ja walczę z wiatrakami.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 14698
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Nirwanna »

Solaris, ja tak w kwestii formalnej - kowalskich piszemy z małej litery, dla odróżnienia od osób, które noszą to nazwisko.
Pozdrawiam :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Solaris
Posty: 99
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Solaris »

A, no mam nawyk grzecznościowy, i slownik tez poprawia 🙈🙂będę pilnowac, dzieki👍
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 2116
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: ozeasz »

Solaris pisze: 03 lis 2025, 21:31 Pytasz Ozeaszu do czego brak mi odwagi. To proste-do rewolucji w życiu.
Ja byłem i nadal częściowo jestem osobą z zachowawczym sposobem na życie, i to jest coś co utrudnia mi nieraz funkcjonowanie, choć zdarza się, że taki tryb ma swoje korzyści. Kiedy jednak dynamika życia przyspiesza to jest to ściana o którą łatwo się rozbić. Tyle razy słyszałem że: "jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana", trudno mi to było "zobaczyć" na własne oczy aż przyszedł czas kiedy "zatrybiłem" dzięki Bogu.

Też jakimś przełomem w moim myśleniu stał się usłyszany cytat, nie wiem kto jest autorem: "kiedy czegoś nie da się zrobić trzeba tam posłać kogoś kto o tym nie wie", który wskazał i potwierdził moje przeczucia, że wiele blokad mentalnych ma źródło nie w rzeczywistości a w moim umyśle, który czerpie z moich osobistych doświadczeń traum, lęków, przekonań ect.

Umiejętność przyjmowania tego co niesie życie jest na dzień dzisiejszy dla mnie pewnego rodzaju bogactwem, budzić się każdego dnia z nastawieniem, że dzisiaj jest nowy dzień, nowe spojrzenie, bez ciężaru "wczorajszych doświadczeń", to taka odmiana konsekwencji stosowania nakazu: "niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce", nowa szansa na nowy rodzaj relacji, odkrywanie Boga, siebie i innych "na nowo", dla mnie to coś co zmieniło moje życie o 180 stopni.

Okazuje się, że życie które niesie trud, może paradoksalnie stać się pewnego rodzaju przygodą pełną niespodzianek, przynajmniej ja mam na dzień dzisiejszy taką percepcję.

Moim bohaterem biblijnym, jednym z ważniejszych w kontekście przeżywanych doświadczeń i przeciwności jest Józef syn Jakuba/Izraela, to jak własne doświadczenia potrafił on z pomocą Boga przekuć w zwycięstwo, jest dla mnie do dzisiaj niesamowite.

Dla mnie Słowo Boże to niewyczerpane źródło bogactwa, zachęcam do zaprzyjaźnienia się z Nim i jak to w "Kręgu Biblijnym" Romana Brandstaettera autor dzieli się z czytelnikiem, w takiej relacji Słowo Boże czyta nas nie odwrotnie, Ono wpisuje się w historię mojego, naszego życia.

Taki cytat który myślę wpisuje się w ten temat który opisywałem odnosząc się do Twojego cytatu:

"Biblia jest żywiołem bez dna i granic. Nikt z badaczy, teologów, uczonych i pisarzy nie dotarł do najgłębszych jej źródeł. Dlatego nie zrażaj się, jeżeli w Biblii czegoś nie zrozumiesz. Mądrzejsi od ciebie również nie rozumieli wszystkiego. Ale bądź zawsze przygotowany na nieprzewidziane odkrycia i znaleziska, które podczas poprzednich lektur wymknęły się twojej uwadze. Biblia jest podobna do Boga. Nie pozwala, by ją poznawano i zgłębiano do samego dna. Nie bój się. Nie musisz rozumieć. Biblię wystarczy kochać i czytać. Resztę swoim słowem zrobi Bóg”.
"Krąg Biblijny" Roman Brandstaetter.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 2116
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: ozeasz »

Solaris pisze: 04 lis 2025, 1:15
Bolesne jest, ze zostałam sama, bo oczekiwałam od tych, do których zwracałam sie o pomoc jakiejkolwiek reakcji. To sa fachowcy, nie osoby przypadkowe- które mnie zapewnialy i o modlitwie i o możliwości takiego wygadania sie, bo tego mi akurat było potrzeba. Mialam walić jak w dym, a jak potrzebowalam, to odbiłam sie od ściany. No trudno, musze poradzić sobie sama.
Tak to bardzo trudna rzeczywistość która nieraz prowadzi do "śmierci" wszelkich znanych dotąd przekonań. Mogę tylko ze swojej strony powiedzieć, że kiedy w takiej sytuacji "otwarłem" się na Boga, na każdy dzień, bez względu jaki trudny nie był, okazało się, że to obecne życie w Chrystusie jest życiem w pełni i nie zamieniłbym go na to wcześniejsze. Niestety(albo stety) każdy z nas ma swoje prywatne Getsemani, kiedy jednak z serca wypowiedziałem jak Jezus, "nie moja lecz Twoja wola niech się stanie", doświadczyłem w swoim życiu przemiany za którą jestem Bogu wdzięczny.

Solaris nie jesteś sama, wystarczy tak w przenośni "podnieść głowę i rozejrzeć się" a okaże się, że ten świat który zobaczysz na nowo jest prawdziwy i pełen ludzi którzy mogą Ci towarzyszyć, choć tak do końca bliskość, taką związaną z intymnością, z własnego doświadczenia, mogę mieć tylko z Bogiem który mnie zna na wylot.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Solaris
Posty: 99
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Solaris »

Znowu mam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałabym trwać w małżeństwie i o nie walczyć. Z drugiej- marze o świętym spokoju, czyli bez męża. Wczoraj wyszedł z domu, pytam, gdzie idzie- tu i tu. Pytam, dlaczego nie powiedział wczesniej . W odpowiedzi slysze-bo nie chce słyszeć twojego gadania. Od lat proszę, zeby mnie tak nie zaskakiwał. Na próżno.
Jest skonfliktowany z córką. A ja mam dość słuchania od niego, jaka corka jest zła, a od córki, ze ojciec jest taki i taki. Powiedziałam juz jakiś czas temu, ze nie będę nawet próbować ich godzić. Mam wybierać między nim a dzieckiem? Za chwilę tak to sie skończy. Córka znowu zamieszkała z facetem. Nie akceptujemy tego, glownie z powodow religijnych, choć wiadomo, ze to jej życie i jej decyzja. Straciła pracę, wciaz studiuje, jest teraz na naszym utrzymaniu. Mąż uważa ze skoro jest taka dorosła, niech utrzymuje sie sama. Mnie jest strasznie przykro słuchać tego wszystkiego. Czuję, jak mocno corka sie oddala. I czuje sie jak w potrzasku, z którego nie umiem wyjść. To prawda, nie traktuje nas dobrze, dużo sie ostatnio kłócimy, glownie o to, jak sie do mnie odnosi. Boje sie, ze trafila na kolejnego toksyka, ktory nia owladnął. Przeszkadzam mężowi, przeszkadzam córce. Wszyscy ładują we mnie, mam juz dosc😪 czy tu jest jeszcze cokolwiek do uratowania? 4 długie lata. 4 lata łez, koszmaru, awantur. Czasem myślę, ze tracę tylko czas. Ale wciaz nie potrafię zrobić kolejnego kroku.
Sedum
Posty: 8
Rejestracja: 31 sty 2022, 20:40
Płeć: Kobieta

Re: Początek samotnej drogi-jak sobie poradzic, jak przetrwać, jak żyć...😪

Post autor: Sedum »

Wiesz Solaris, ja tym dzieciom, które już są dorosłe z góry zapowiadam, że chociaż same decydują o swoim życiu, to ja decyduję o sobie tzn. o tym do czego ręki nie przyłożę. To tak na wszelki wypadek jakby wpadły na taki pomysł - to przynajmniej niech pokalkulują, że ode mnie nie dostaną na takie życie środków. A kłótnie są bezproduktywne 🌞
ODPOWIEDZ