Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Nirwanna »

Mi z kolei ostatnia :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

rak pisze: 08 cze 2018, 11:47 Osobiście jestem zwolennikiem gradacji twardości, tak żeby proces "dojrzewania" rozciągnąć w czasie i pokazać nieuchronność powoli narastających konsekwencji zachowań ich sprawcy
Zgoda, tylko ja juz nie mam co stopniowac wdrazania twardej miłości i pokazywania konsekwencji, bo zostaje mi jedynie separacja i/lub wyprowadzka
A na sama mysl w brzuchu mi się przewraca...
Mogę jedynie sie skupic na sobie, i tak jak piszesz wentylowaniu emocji oraz pracy nas sobą, do wybaczenia to mi daleko, to chyba dopiero jak druga strona wyrazi skruche, a tak to tylko moge popracowac na pogodzeniu sie z faktem ze na ten moment on i ja nie umielismy inaczej dlatego tak daleko to zabrnelo i ze nie ma tu winnego jako tako naszego kryzysu ktory jest poprostu wynikiem naszej niedojrzalosci , braku wiedzy o potrzebach drugiej strony, braku komunikacji, pychy, egoizmu itp.
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

Nirwanna pisze: 08 cze 2018, 12:01 Mi z kolei ostatnia
Poczytam, wiem ze to pomaga inaczej spojrzec na swoj bol...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: rak »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 Zgoda, tylko ja juz nie mam co stopniowac wdrazania twardej miłości i pokazywania konsekwencji, bo zostaje mi jedynie separacja i/lub wyprowadzka
z tym się nie zgodzę jeśli pozwolisz. Wydaje mi się, że zawsze są takie możliwości, tylko często są niewydodne, więc ciężko je zauważyć.

Ja w najostrzejszej fazie mojego kryzysu głowiłem się jak rozdzielić miłość do osoby i sprzeciw wobec jej zachowania, jak zdobywać serce ukochanej stawiając równocześnie twarde granice, co do kształtu "nowej relacji". Przyznam się, że w tym główkowaniu pomógł mi sporo Dziewiecki, który z uśmiechem na twarzy biczował grzechy (a nie grzeszników) bez żadnej litości. Przypomniała mi się wtedy korporacyjna zasada, miły dla człowieka, ale twardy dla problemu...

Nawet jeśli masz rację, że zostaje Ci tylko separacja / wyprowadzka (choć myślę, że masz inne możliwość, ale wcale niełatwiejsze, może i odwrotnie). To nawet wtedy możesz postarać się stopniować twardą miłość. Jak tak naprawdę zacząłem dopiero pojmować tą naukę w trakcje wymuszonej separacji i wprowadzać ją w życie jak mieszkaliśmy z żoną w osobnych miastach. I z doświadczenia nawet w takiej sytuacji ma zastosowanie, choć wydaje mi się, że łatwiej to robić, jak więź jest silniejsza (np. wspólne zamieszkanie), bo i naturalnie interakcji jest wtedy więcej.
Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 A na sama mysl w brzuchu mi się przewraca...
no właśnie, granice stawia się dla siebie, stanowcze działanie niemal na pewno w pierwszej fazie przyniesie sprzeciw i pogorszenie sytuacji. Bo po co rezygnować z ciepełka, które się ma w domu i własnej wolnej ręki... Więc najpierw samego siebie warto przygotować na potencjalne konsekwencje.
Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 Mogę jedynie sie skupic na sobie, i tak jak piszesz wentylowaniu emocji oraz pracy nas sobą, do wybaczenia to mi daleko, to chyba dopiero jak druga strona wyrazi skruche, a tak to tylko moge popracowac na pogodzeniu sie z faktem ze na ten moment on i ja nie umielismy inaczej dlatego tak daleko to zabrnelo i ze nie ma tu winnego jako tako naszego kryzysu ktory jest poprostu wynikiem naszej niedojrzalosci , braku wiedzy o potrzebach drugiej strony, braku komunikacji, pychy, egoizmu itp.
tutaj mogę tylko przyklasnąć. Ja nie powiedziałbym tylko, ale aż popracować nad tym...
No może jedna jeszcze myśl z mojej strony ;) Moim zdaniem przebaczać (bo to proces) możesz zacząć nawet niedługo i bez skruchy drugiej strony, pamiętajac i przyjmując, że zostałaś zraniona i dawać sobie szansę do konstruktywnego wywalenia z siebie tych emocji. Przebaczysz prawdziwie pewnie, jak będziesz gotowa, nie wcześniej, bo to gwałt na samym sobie i wcześniej, czy później wyjdzie.
A dopiero jak zobaczysz skruchę z drugiej strony, szczere przepraszam to możesz się tym przebaczeniem podzielić i pojednać z mężem.
Model dość zgrabny, praktycznie strasznie trudny do zrealizowania szczególnie pod wpływem otaczających trudnych emocji.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
jacek-sychar

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: jacek-sychar »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 bo zostaje mi jedynie separacja i/lub wyprowadzka
A na sama mysl w brzuchu mi się przewraca...
Camilaa
Mi też w podobnym okresie mojego życia wydawało się, że życie bez żony to jest mój koniec świata. Okazało się, że można i że nie jest wcale źle.
Ja musiałem się tylko odwiesić emocjonalnie od żony. Potem poszło już dużo lepiej.
A teraz jest świetnie. :D
Ci co mnie znają, mogą chyba to potwierdzić.
krople rosy

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: krople rosy »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 Mogę jedynie sie skupic na sobie, i tak jak piszesz wentylowaniu emocji oraz pracy nas sobą,
Postaw to sobie jako cel. Małymi krokami . Dzień po dniu. I obserwuj jak Ci idzie. W ten sposób w jakimś stopniu skoncentrujesz uwagę na sobie i swoich małych sukcesach zamiast na mężu i na bólu.

Mi na wszystko co mnie doświadcza pomaga myśl, że życie ziemskie jest tylko drogą do właściwego Domu.
Tu mam coś zrozumieć, zobaczyć, czegoś się nauczyć, komuś po drodze pomóc i ciągle iść do przodu.
Na tyle na ile potrafię odrywać się od tych ziemskich spraw które chciałyby być tak ważne by przysłonić prawdziwy cel.
A ponieważ do tego Domu chciałabym zabrać i męża i dzieci (i nie tylko) to staram się by mi ta intencja przyświecała w wielu moich czynach i wyborach.
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

jacek-sychar pisze: 08 cze 2018, 12:59
Camilaa pisze: 08 cze 2018, 12:20 bo zostaje mi jedynie separacja i/lub wyprowadzka
A na sama mysl w brzuchu mi się przewraca...
Camilaa
Mi też w podobnym okresie mojego życia wydawało się, że życie bez żony to jest mój koniec świata. Okazało się, że można i że nie jest wcale źle.
Ja musiałem się tylko odwiesić emocjonalnie od żony. Potem poszło już dużo lepiej.
A teraz jest świetnie. :D
Ci co mnie znają, mogą chyba to potwierdzić.
Tak ale co innego puscic kogos wolno a co innego samemu odejść, a u Ciebie Jacku to zona zdaje sie od Ciebie odeszła wiec jesszce inna sytuacja...
jacek-sychar

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: jacek-sychar »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 13:18 Tak ale co innego puscic kogos wolno a co innego samemu odejść, a u Ciebie Jacku to zona zdaje sie od Ciebie odeszła wiec jesszce inna sytuacja...
Czyli ja miałem gorzej, bo moja żona odeszła do innego mężczyzny.
Moja męska duma dłuższy czas wygrzebywała się spod ziemi. :?
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

jacek-sychar pisze: 08 cze 2018, 13:22
Camilaa pisze: 08 cze 2018, 13:18 Tak ale co innego puscic kogos wolno a co innego samemu odejść, a u Ciebie Jacku to zona zdaje sie od Ciebie odeszła wiec jesszce inna sytuacja...
Czyli ja miałem gorzej, bo moja żona odeszła do innego mężczyzny.
Moja męska duma dłuższy czas wygrzebywała się spod ziemi. :?
No niewątpliwie moj mąż fizycznie jeszcze nie odszedł, ale emocjonalnie to juz dawno tak,
Tylko ja mam problem z decyzja mojego odejścia fizycznego czyli wyprowadzki co za Ciebie w waszym małżeństwie zrobila żona.
I na ten moment sam fakt podjęcia takiej decyzji jest dla mnie trudny...
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Angela »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 13:33 I na ten moment sam fakt podjęcia takiej decyzji jest dla mnie trudny...
I dla mnie też. Zburzyłabym stabilizację przede wszystkim dzieciom.
Po za tym wydaje mi się to wielce niesprawiedliwe, że to osoba niewinna ma się wyprowadzać, tułać i zaczynać wszystko od nowa lub wyszarpywać w sądzie znośne dla siebie warunki.
Dlatego uznałam, że zostanę dopóki moje życie nie będzie zagrożone. Mam nadzieję z pomocą Boga i trochę tego forum to przetrwać.
Mąż drwi, że na wyprowadzkę jestem za leniwa (może ma rację???). Ale też nie do końca spodziewam się jej skuteczności. Można zgodzić się, by na początku było gorzej, jezeli jest perspektywa, że będzie lepiej. Inaczej to miotanie się.
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Camilo, ależ właśnie o to chodzi.

Ponieważ chce Ci się siąść i płakać, wnętrzności Ci się przewracają na pewne myśli itd. to nie wolno Ci, nie powinnaś podejmować w tym stanie żadnych wiążących decyzji. Bo jest prawie 99% prawdopodobieństwa, że narobisz głupotek (mniejszych i większych) i możesz za jakiś czas znaleźć się w ciężkiej sytuacji.

Od samego początku to piszę. Po prostu zostaw na razie to śledzenie męża na FB (godność), myślenie. Da się to, choć to trudne, ale odganiaj to jako pokusę, zajmuj myśli czymś innym. Teraz połowy z naszego pisania nie przyjmiesz, wiem. To taki moment. Ale może przyjdzie chwila rozsądku i przeczytasz nasze wpisy jeszcze raz.

Wyobraź sobie, że teraz patrzysz na świat, męża przez zakurzoną, popękaną szybę. Nie widzisz więc swojej sytuacji wyraźnie, jak więc ominiesz pułapki, koleiny po drodze? Dopóki nie znajdziesz czystej szybki, powinnaś się zatrzymać. I zająć się tą szybką - czyli wzmacnianiem siebie. Najlepiej z Bogiem.
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

rak pisze: 08 cze 2018, 12:54 Nawet jeśli masz rację, że zostaje Ci tylko separacja / wyprowadzka (choć myślę, że masz inne możliwość, ale wcale niełatwiejsze, może i odwrotnie). To nawet wtedy możesz postarać się stopniować twardą miłość.
Raku
Czytałam Twoj wątek i wydaje mi się ze wiem o czym mówisz tylko Twoja żona zdaje sie dazyla do jakiś kontaktów, a moj mąż jak wchodzę do domu to on wychodzi... fakt ja tez go raczej unikam, ale on nawet ma problem jak ma usiąść obok mnie...
Nie spedzamy razem czasu, nic nie robimy razem nawet dziecmi oddzielnie sie zajmujemy...
Mozesz jakies przyklady podac?
Bo może ja to źle pojmuję...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: rak »

Camilaa pisze: 08 cze 2018, 23:12 Bo może ja to źle pojmuję...
myślę, że dobrze pojmujesz, sytuacja każdego rzeczywiście jest inna, podobieństwa są widoczne, ale tylko do pewnego poziomu...
Camilaa pisze: 08 cze 2018, 23:12 Twoja żona zdaje sie dazyla do jakiś kontaktów, a moj mąż jak wchodzę do domu to on wychodzi... fakt ja tez go raczej unikam, ale on nawet ma problem jak ma usiąść obok mnie...
fakt, możliwe, że grałem innymi kartami. Tylko, że moja żona przed, w trakcie, jak i po romansie b. chciała się jak najbardziej odsunąć (bo byliśmy dosyć blisko) i przedstawić jako ofiarę. Im bardziej wchodziłem w tą jej "grę" i ją goniłem tym bardziej się autowała, odsuwała i "paliła kolejne mosty". Jak zauważyłem, że to nie działa, albo jest wręcz przeciwskuteczne, to kolejny raz zmieniłem sposób postępowania i zacząłem stosować wbrew logice na tamten czas dystans, to zaczęła się ponownie zbliżać, ale separację siłą rozpędu jeszcze wymusiła. Mniej więcej w tym momencie zacząłem też tutaj pisać, stąd też może to wrażenie. Ja już wtedy "przetestowałem" praktycznie b. różne postawy i moja wizja naprawy mimo, że bolesna zaczęła się powoli krystalizować. Tylko między nami cały czas było względnie dobrze, znaczy się nie udało jej się ani mnie kompletnie zniechęcić, ani samej się skutecznie oderwać mimo, że starała się bardzo. Niemal cały czas chodziliśmy na wspólne zajęcia, do kościoła, itd... Wykorzystywała to, żeby móc jeszcze trochę mi dokopać i pokazać swoją "przewagę". Sam chciałem to już przerwać (zbyt obciążające) i parę razy do tego się zabierałem, ale jakoś się zawsze odrobinę prostowało, więc rezygnowałem i ciągnąłem to dalej - ale też może przewrotnie nie chciałem dać jej tej satysfakcji, to ja sam zdecyduję jak mam dosyć, nie będzie mi nikt inny wymuszał decyzji ... :D
Ale masz racje to była specyfika mojej sytuacji.

Jeśli chodzi Ci o przykłady. Podam Ci co moim zdaniem jakoś zadziało, bo było też parę niewypałów wcześniej. Pierwsze było jak powyżej odklejenie, w sensie zaprzestanie reagowania na emocjonalny szantaż żony i jej chciejstwa. W najbardziej praktycznym znaczeniu uniezaleźnienie swojego nastroju od jej humorków (chodźby i udawane, od czegoś trzeba zacząć ;) ) Wzbudziło to zaintrygowanie i zaciekawienie oraz dobrą podstawę do dalszych kroków. Dalej była próba uspokojenia sytuacji i ograniczenia skutków, przyjemne chwile i unikanie trudnych rozmów. Następnie było pokazywanie moich potrzeb i znaczenia ich spełniania też dla dobra małżeństwa. Niemal równocześne była obrona przed agresywnymi atakami żony i przerzucaniem odpowiedzialności, choć te szły jak po grudzie przez niemal pół roku, dopiero później coś się ruszyło. Chodziło też o pokazanie źródeł jej agresji, czy narastającego buntu...
Po względnym uspokojeniu przyszly rozmowy o grupach wsparciach, ich prawdziwej motywacji i próby ograniczenia ich dalszego toksycznego wpływu na małżeństwo. To dotyczyło też jej b. bliskich relacji z rodziną pierwotną, więc był to dla niej dosyć ciężkostrawny temat, ale dość ważny dla mnie, więc mimo olbrzymich oporów tutaj też jakoś szło to do przodu.

Niektóre się przenikały, każdy trzeba było "przewalczyć" (myślę, że dobre określenie, mimo, że wiele osób go tutaj nie lubi), i teraz myślę, że kolejność też miała znaczenie. Najtrudniejsze było to początkowe odklejanie, tylko że u mnie zaczęło się już na rok przed zdradą, bo wtedy już "czułem", że coś jest nie tak, tylko jeszcze do końca nie rozumiałem gdzie dzwoniło...

Cały ten proces trwa już niemal rok i myślę, że trochę jeszcze potrwa, cały ten czas to takie jakby balansowanie nad przepaścią, ale żeby to popchnąć to najbierw trzeba się było wytrącić z komfortu równowagi i przekonać drugą stronę, że wcale nie jest ona priorytetem.

Chciałem Ci chyba tutaj przekazać, że tak naprawdę tylko Ty możesz stwierdzić, co Was oddalało i jak to zmienić (i pewnie nie uda się za pierwszym razem), później zaprzeć się siebie i chcieć się wytrącić nawet z domniemanego komfortu trwania w znanej choć męczącej sytuacji i zrobić to na tyle konsekwentnie, żeby i małżonek w to uwierzył, a następnie podążać swoją drogą nie rezygnując przy tym z okazywania miłości partnerowi, bo przecież to jest cały sens twardej miłości.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: rak »

i jeszcze jedno dołożę, może mało optymistycznie, ale myślę prawdziwie..

Nawet, gdy Ty już sobie wszystko poukładasz i wybierzesz najlepszą postawę i drogę postępowania z możliwych, to nikt Ci gwarancji nie da za osiągnięty efekt. Bo przecież wbrew pozorom, to nie o cel tu chodzi, lecz o drogę.
Ja u nas też nie wiem, czy się uda, wydaje mi się, że idziemy w dobrą stronę, ale czy sił w tej drodze starczy... i czy droga, aby na pewno dobra, czy tylko ładnie się prezentuje z dystansu...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

rak pisze: 11 cze 2018, 17:01 i przedstawić jako ofiarę.
Tak, moj maz nawet przed rodziną sie tak przedstawil , wlasciwie to byla jego jedyna linia obrony...
rak pisze: 11 cze 2018, 17:01 zacząłem stosować wbrew logice na tamten czas dystans
Moj na dystans odpowiada ucieczką i moze w koncu ucieknie.Ale uważam ze moze za bardzo poblazliwa jestem bo sie boje tej ucieczki i gdzies powinnam mocniej zaakcentowac brak zgody na to co robi dlatego tak mocno doczepilam sie tej separacji. Zresztą powiedzialam mu wcześniej ze jak się nie wyprowadzi , to składam pozew, chciał do końca czerwca sie wyprowadzić no ale teraz sie rozmyslil,
No i teraz wyjdzie brak konsekwencji bo nie jestem pewna co zrobić
Ale on ucieka, to się czuje, niby sie gryzie, może nie ma jasno sprecyzowanego planu ale ucieka ewidentnie ode mnie... nie mogę go trzymać..., Napewno dzieci go trzymaja no i jego dom, jak tu to wszystko pooddzielac'?
Tak dlugo robilam wszystko przez pryzmat swoich chciejstw i racji ze teraz boje się ze znow to zrobię bo tak na dany moment chcę, ale czy to będzie z miłością ? Nie chce oczywiście zeby to bylo egoistycznie dla mnie, bo sa dzieci jeszcze.
No ale boję sie ze on sie rozuchwali jak nie zareaguję, codziennie gada z kowalska przez telefon, wychodzi jak tylko sms dostanie...
Ja siebie oszukuje, i oszukiwalam przez pare lat ale teraz juz nie chcę. Tylko co robić?
Szamocze się i rzucam i nie umiem zdecydowac.

rak pisze: 11 cze 2018, 17:01 Pierwsze było jak powyżej odklejenie, w sensie zaprzestanie reagowania na emocjonalny szantaż żony i jej chciejstwa. W najbardziej praktycznym znaczeniu uniezaleźnienie swojego nastroju od jej humorków
To akurat jest dobre widze ze uspokoja go taka reakcja z mojej strony i troche się powkurza ale potem przestaje reagować gniewem czy złością jak widzi ze ja odpuszczam...

Ogólnie im dłużej w tym wszystkim tym mniej pewna co do wyboru jestem ja, a on i tak nie wiem co mysli i czuje. Tyle co mi się udalo to powoli odbudowuje moje ja, zajelam sie swoimi sprawami i duzo dobrych rzeczy sie dzieje, ale jeśli chodzi o nasze małżeństwo to jestem bardziej zielona niz bylam... i chyba sie cofam... nie umiem przeskoczyc tego... i mam wrażenie ze nie spotkamy sie nigdy z naszymi potrzebami...
ODPOWIEDZ