Camilaa pisze: ↑11 cze 2018, 23:30
No ale boję sie ze on sie rozuchwali jak nie zareaguję,
codziennie gada z kowalska przez telefon, wychodzi jak tylko sms dostanie...
Ja siebie oszukuje, i oszukiwalam przez pare lat ale teraz juz nie chcę. Tylko co robić?
Wiesz dobrze,
że konkretnie nic Ci nie napiszę, bo nawet jakbym chciał, to mało wiem i po prostu bałbym się konsekwencji swojej ignorancji.
Pogrubiłem Ci powyżej kawałek, niespecjalnie rozumiem, jak on się ma jeszcze rozuchwalić w świetle tego kawałka.
Tzn. potrafię sobie to wyobrazić
, ale jakoś to mnie specjalnie nie przekonuje, bo to już jest niemal otwarte zdradzanie
Ale coś mnie tknęło i przewertowałem sobie początek wątku, napisałaś wtedy:
Camilaa pisze: ↑22 sty 2018, 14:57
Zaczęłam się modlić i czytać wasze forum oraz książki i wcielać w życie rady mądrzejszych i bardziej doświadczonych, i tak jakby zaczęło działać, albo tak mi się wydaje,
stał się co prawda bardziej łagodny, nie ucieka ode mnie, nawet sam zaczyna gadać, przed dziećmi podkreśla moje stanowisko, z tym że nadal mnie dręczy czy nie pisze do kogoś smsów…. Bo pisze cos wieczorami albo z rana.
I boje się zaczynać rozmowy żeby czegoś nie skopać, ze może dać jeszcze czas, a z drugiej strony jak wtedy zaznaczać granice?….
to jak to jest, poprawiło się chodziaż trochę, czy nie... Ja wiem, że chciałoby się więcej, ale nawet mikroskopijne poprawy rosną z czasem w efekt kuli śnieżnej, która toczy się już nawet siłą bezwładności.
Myślę, że to warto rozważyć z pespektywy czasu (nie obecnych trudnych emocji), czy się poprawia, czy pogarsza?
I wtedy zdecydować się na dalsze kroki.
A poniższe wbrew pozorom bardzo budujące:
Camilaa pisze: ↑11 cze 2018, 23:30
Ogólnie im dłużej w tym wszystkim tym mniej pewna co do wyboru jestem ja, a on i tak nie wiem co mysli i czuje. Tyle co mi się udalo to powoli odbudowuje moje ja, zajelam sie swoimi sprawami i duzo dobrych rzeczy sie dzieje, ale jeśli chodzi o nasze małżeństwo to jestem bardziej zielona niz bylam... i chyba sie cofam... nie umiem przeskoczyc tego... i mam wrażenie ze nie spotkamy sie nigdy z naszymi potrzebami...
często im więcej wiemy, tym dobitniej rozumiemy, ile nam jeszcze brakuje do "doskonałości". Tylko moim zdaniem ona nie jest naszym celem i jest też taką fałszywą pokorą, która nie pozwala nam się cieszyć z owoców naszej pracy, tylko ciągle chce więcej, więcej i szybciej...